WĄŻ I RÓŻANIEC
M. B. tom VII, str. 143—145
Część I
Koadiutor [1] Franciszek Provera pisze w swej kronice:
„Bojowaniem jest życie człowieka na
ziemi” (Hi 7, 1).
W ostatnich dniach ks. Bosko otrzymał nowy
dowód na to, że szatan nieustannie zagraża ludzkim duszom i że ustawicznie
trzeba przeciwstawiać się jego atakowi, by uwalniać ofiary jego przewrotności.
W połowie sierpnia około stu uczniów powróciło do Oratorium na tzw. kurs letni.
20 sierpnia 1862 r. ks. Bosko na słówku wieczornym, po udzieleniu pewnych uwag
porządkowych, przemówił do nich w ten sposób.
„Chcę opowiedzieć wam sen, który miałem parę dni temu,
chyba w wigilię święta Wniebowzięcia. Zdawało mi się, że znajduję się wraz ze
wszystkim moimi chłopcami w domu mojego brata w Castelnuovo
d’Asti. Podczas ogólnej zabawy podszedł do mnie
zupełnie nieznany człowiek i poprosił, bym poszedł z nim. Zaprowadził mnie do
ogromnego, obrzydliwego węża, liczącego ok. sześciu m długości, który wił się
wśród traw na łące znajdującej się obok boiska. Przerażony, chciałem uciec,
lecz obcy, zupełnie nieznany człowiek, zatrzymał mnie i poprosił, bym poszedł z
nim.
«Czego
ty chcesz ode mnie? — wykrztusiłem ze strachem. — Czy nie zdajesz sobie sprawy,
że ten potwór może rzucić się na mnie i pożreć w ułamku czasu?»
«Nie
obawiaj się. Nic podobnego nie nastąpi, pójdź tylko ze mną»
«Nie
ma mowy. Jeszcze nie zwariowałem!»
«A
zatem stój, gdzie jesteś — odparł obcy człowiek. Odszedł, a za chwilę powrócił,
trzymając jakiś sznur w ręku.
«Chwyć
za koniec powrozu — powiedział, i trzymaj go mocno
oburącz. Ja złapię za drugi koniec i razem pobujamy nim nad wężem».
«A
potem?»
«Później
szybko zwiążemy go».
«Zwariowałeś
chyba! Wąż rzuci się na nas i rozerwie na kawałki».
«Nie,
nie rozszarpie nas. Pozostaw to już mnie.»
«Nie
licz na mnie w tym szaleństwie. Nie mam zamiaru ryzykować życiem dla tego
rodzaju dreszczyków».
Chciałem
znowu uciec, lecz nieznany ponownie zapewnił mnie, że nie mam się czego
obawiać, bo wąż nie zrobi mi żadnej krzywdy. Perswadował tak przekonywująco, że
pozostałem i zgodziłem się na jego propozycję. Sam podszedł z drugiego boku
straszliwego węża. Rozciągnęliśmy sznur i błyskawicznie zarzuciliśmy na płaza.
Potwór, podskakując jak w konwulsjach, sam uplątał
się w jego zwoje.
«Trzymaj
mocno — krzyczał obcy człowiek — nie pozwól, by nam uciekł». Pobiegł szybko do
pobliskiej gruszy i przywiązał do niej koniec trzymanego przez siebie sznura.
Następnie szybko wrócił do mnie i przymocował drugi koniec sznura do żelaznych
krat okiennych domu. Wąż w międzyczasie walczył z prawdziwą furią, by się
uwolnić z sideł. Wił się i skręcał, podrzucał swoje cielsko i walił o ziemię.
Na skutek tego miotania się jego cielsko rozrywało się na kawałki, rozlatując
się w strzępach wokoło. W końcu pozostał z niego sam szkielet.
Nieznany
rozwinął linę i skręcił ją w zwój.
«A
teraz uważnie przypatrz się, co będę robił». Po tych słowach włożył zwinięty
sznur do jakiegoś pudełka i zamknął je.
W
tym czasie otaczało nas już sporo chłopców. Obcy po paru minutach otworzył
pudełko. Zobaczyliśmy ze zdumieniem, że sznur w pudełku ułożył się w kształt
napisu: AVE MARIA — Zdrowaś Maryjo!
«Co
to wszystko znaczy?» — zapytałem.
«Wąż
— tłumaczył ów człowiek — jest symbolem szatana, a sznur to po prostu modlitwa
różańcowa. Ona zapewnia opiekę Najświętszej Maryi Panny, dzięki której możemy
walczyć, zwyciężać i niszczyć piekielnych demonów».”
To
pierwsza część snu zanotowana w kronice koad. Franciszka
Provera. Dalszy jego ciąg jest jeszcze bardziej
zadziwiający i niezwykły.
Część II
21 sierpnia 1862 r. po modlitwach
wieczornych wyczekiwaliśmy z utęsknieniem drugiej części snu, którą
zapowiedział ks. Bosko, lecz spotkał nas srogi zawód.
„Ostatniej nocy — powiedział ks. Bosko — przypomniałem
sobie, że obiecywałem wam opowiedzieć drugą część snu. Wybaczcie mi jednak, ale
myślę, że to niewłaściwa chwila, by spełnić dane przyrzeczenie”.
Następnego dnia, 22 sierpnia, nagabywaliśmy go, by
wyjawił nam choćby prywatnie dalszy rozwój snu. Początkowo się spierał, lecz
ostatecznie, pod wpływem naszych nalegań, przyrzekł zrobić to wieczorem.
Podczas słówka powiedział:
„Pod
naciskiem waszych próśb i błagań ujawnię wam drugą część mojego snu,
oczywiście, o ile będę w stanie to zrobić. Dla jasności sytuacji chcę wam
przypomnieć, iż nikt nie powinien o tym pisać czy opowiadać komukolwiek spoza
domu. Dyskutujcie te sprawy między sobą, śmiejcie się nawet z tego, słowem
róbcie, co wam się podoba, ale tylko tutaj, na miejscu.
Posłuchajcie!
Podczas rozmowy z owym nieznanym mężczyzną o sznurze, wężu i symbolach, które
one wyrażają, odwróciłem się i ujrzałem chłopców, jak podnosili kawałki
wężowego cielska i zjadali je. «Co wy robicie? — krzyknąłem — Czyście oszaleli?
Przecież mięso jest zatrute».
«Ale
nam bardzo smakuje!» — odpowiedzieli.
W
chwilę później zwalili się ciężko na ziemię. Zaczęli momentalnie puchnąć,
stając się twardzi jak kamień. Poczułem się zupełnie bezradny. A tymczasem
coraz więcej młodzieńców zjadało kawałki tego mięsa. Krzyczałem i wrzeszczałem
na nich, a nawet uderzałem z lekka. Ani mój głos ani potężne szturchańce czy
kułaki nie odnosiły żadnego skutku. Na miejsce każdego, który padł bez sił,
zjawiał się inny. Zawołałem wówczas kleryków i nakazałem im, by weszli między
chłopców i wszelkimi sposobami powstrzymali ich od zjadania tej zatrutej
padliny wężowej. Moje polecenie pozostało bez echa! Gorzej, bo niektórzy z
kleryków także dołączyli się do jedzących i padali rażeni śmiercionośnym jadem.
Wstrząśnięty
widokiem tylu leżących w tak okropnym stanie, zwróciłem się do nieznajomego:
«Co to wszystko ma znaczyć? Dlaczego wszyscy, choć świadomi, że to ścierwo
wężowe pozbawia ich życia, chętnie je spożywają? Dlaczego?»
«Ponieważ
człowiek zmysłowy nie rozumie spraw Bożych. Oto masz wyjaśnienie!» —
odpowiedział obcy.
«Czy
nie ma zatem sposobu, by tych biedaków uratować?»
«Owszem,
jest!»
«Jaki?»
«Kowadło
i młotek».
«Kowadło
i młot? Po co?»
«Aby
tym chłopcom znów przywrócić ich pierwotny kształt».
«Uważasz,
że mam ich położyć na kowadło i bić młotkiem?»
«Słuchaj
— rzekł obcy — i kowadło, i młotek to symbole. Młotek jest symbolem spowiedzi
św., a kowadło zaś oznacza Komunię św. To są środki, które musisz stosować».
Zabrałem
się do pracy i moje poczynania przyniosły skutki, ale niestety nie w stosunku
do wszystkich. Podczas, gdy większość z nich powróciła do życia i odzyskała
zdrowie, kilku pozostało martwych, ponieważ źle się spowiadali.”
[1]
Tak
zowią się salezjanie nie kapłani, którzy poprzez śluby zakonne są rzeczywistymi
członkami Zgromadzenia Salezjańskiego i realizują jego charyzmat,