15. Jakób.

Rebeka wiedziała, że Ezaw żadnego owej Boskiej tajemnicy nie posiadał pro-mienia. Ezaw był mazgajowaty, nieokrzesany i leniwy, Jakób bardzo rączy, mądry i więcej w rodzaju matki. U Izaaka więcej znaczył Ezaw, jako pierworodny. Tenże wychodził wiele na łowy. Rebeka rozmyślała bez ustanku, w jaki sposób prawo i błogosławieństwo na Jakóba ma obrócić. Odkupienia pierworództwa ona Jakóba nauczyła; była to jarzyna z mięsem i zielone liście, jak sałata. Ezaw wrócił zmęczony; Jakób mu pochlebiał i tak otrzymał odstąpienie pierworództwa. Izaak był już bardzo stary i niewidomy, obawiał się śmierci, więc chciał Ezawowi dać błogosławieństwo swoje. Rebeka, która wiedziała, że Jakób to błogosławieństwo miał i musiał otrzymać, nie mogła Izaaka do tego nakłonić. Wskutek tego bardzo zasmuconą i niespokojną, a gdy nie dał się już dłużej przetrzymywać i Ezawa, będącego w pobliżu, do siebie zawołał, musiał się Jakób ukryć, by go Ezaw nie spostrzegł. Rebeka wysłała Jakóba, by przyniósł koziołka z trzody, albowiem Izaak rozkazał Ezawowi ubić zwierzynę. Ledwo Ezaw wyszedł, już potrawa była gotowa. Dobre szaty Ezawa, w które teraz Rebeka przyodziała Jakóba, składały się z takiej kurtki, jaką tenże sam nosił, była tylko sztywniejsza i na piersiach pstro haftowana. Ezawa ramiona, a tak samo i piersi były gęsto czarno-wełniaste, jakby skóra; dlatego ramiona Jakóba obwinęła skórami i łożyła mu je na piersi, tam gdzie kurtka miała rozporek. Tylko robotą różniła się ta kurtka od zwyczajnych kurtek; z boku była otwarta, szyję przetykano otworem, wykrawanym w miękkiej, brunatnej skórze; po bokach zawiązywano ją za pomocą rzemieni a gdy pas przełożono, tenże zarazem był kieszenią. Kurtka nie miała rękawów, pierś była wolna, opaska około głowy i zapaska były koloru brunatnego, czy też szarego. Widziałam, jak Izaak Jakóba macał po piersiach i rękach, gdzie Ezaw pełno miał włosów, i jak nieco był rozmarzony i zasmucony i nie był pewien siebie; ale ponieważ nadeszła chwila i taką była wola Boża, sądził, że to jest Ezaw, więc dał Jakóbowi błogosławieństwo, które od Abrahama zaś Abraham od anioła był otrzymał. Wpierw jeszcze z Rebeką coś tajemniczego, co do błogosławieństwa należało przygotował; był to napój w kubku. Dzieci nic o tym nie wiedziały i tylko ten, który to błogosławieństwo posiadał doznawał tej tajemnicy, która dlań wszelako, jak dla nas Przenajśw. Sakrament, tajemnicą pozostawała. Naczynie po jednej stronie więcej płaskie, aniżeli po drugiej. Było przeźroczyste i jak perłowa macica lśniące; było czymś czerwonym napełnione, miałam uczucie, jakoby to była krew, krew z Izaaka. Rebeka podczas przygotowywania była obecną. Gdy Izaak Jakóba błogosławił, tenże sam jeden był przy nim. Pierś obnażywszy, musiał stanąć przed Izaakiem. Ojciec pociągnął ręką, którą błogosławił, linie od czoła, prosto na dół, aż do łona Jakóbowego, od prawego ramienia również aż do łona, a tak samo od lewego ramienia. Potem położył swą prawicę na jego głowę, a lewicę na dołek sercowy; potem Jakób szklaneczkę wychylić musiał, a wreszcie zdawało się, jakoby mu Izaak wszystko, wszelką moc i siłę dawał, obiema rękoma jakoby coś z ciała swego wyjmując i w ciało Jakóba kładąc. Czułam, że to była jego siła i błogosławieństwo. Podczas tego wszystkiego modlił się Izaak głośno. Izaak, błogosławiąc, podniósł się z łoża. Był natchniony podczas błogosławieństwa, a światłość z niego rzucała promienie. Podczas gdy linie błogosławieństwa pociągał, Jakób ręce, podniósłszy je nieco, trzymał otwarte, podobnie jak czyni kapłan, mówiąc „Dominus vobiscum.” Ilekroć ojciec sam się modlił, miał Jakób ręce piersi skrzyżowane. Gdy Izaak podawał błogosławieństwo, odbierał je Jakób, krzyżując ręce pod piersią, na wzór człowieka, który coś chwyta. Ręce na głowę i w okolicę żołądka położył mu Izaak dopiero na końcu. Szklaneczkę, z której pił, również otrzymał. Gdy jednakowoż akt błogosławienia przez podanie błogosławieństwa był spełniony, widziałam Izaaka wskutek wytężenia, lub też wskutek rzeczywistego podawania i oddawania i wskutek nieposiadania więcej pewnej siły, zupełnie bezwładnego. Zaś Jakóba widziałam kwitnącego, silnego, pełnego życia i potężnego. Teraz Ezaw powrócił. Izaak, spostrzegłszy, że błogosławieństwo przeniósł na innego, nie rozgniewał się; poznał wolę Bożą. Natomiast Ezaw uniósł się gniewem, rwał sobie włosy, lecz zdawało się to raczej być zazdrością przeciw Jakóbowi, aniżeli żalem z powodu nie otrzymanego, błogosławieństwa. Obaj synowie byli dojrzałymi, kiedy ojciec błogosławił. Ezaw miał już dwie żony, które rodzicom jego się nie podobały. Obie miały więcej aniżeli 40 lat. Skoro zaś Rebeka spostrzegła gniew Ezawa, odesłała Jakóba potajemnie do brata swego Labana. Widziałam go odchodzącego. Aż do pasa nosił kurtkę, zaś zapaśnicę aż do kolan, pod stopami podeszwy, a około głowy opaskę. Laskę pasterską w ręku, woreczek z chlebem, zwieszający się przez ramiona, pod drugim ramieniem butelkę, oto wszystko co posiadał. Tak widziałam go, podczas gdy matka płakała, spieszącego się. Izaak również jeszcze mu błogosławił, nakazując mu, by tam dotąd poszedł i tam żonę pojął. Rodzice znosili wiele od Ezawa, a mianowicie Rebeka wiele przykrości doznawała. Widziałam Jakóba wśród jego podróży do Mezopotamii śpiącego na miejscu, na którym później wybudowano Betel. Słońce już zaszło; podłożył sobie kamień pod głowę i zasnął, leżąc na znak, prosto wyciągnięty. Laska spoczywała w jego ramieniu. Widziałam potem także drabinę, którą ujrzał we śnie, a o której mówi historia biblijna: „stojącą na ziemi, a wierzch jej dosięgający nieba." Widziałam, jak po tej drabinie leżący na ziemi Jakób aż do nieba wstępował. Widziałam ją jako żywy rodowód jego potomstwa. Jak się rodowody wyobraża, widziałam na dole przy ziemi, jakoby z ciała śpiącego Jakóba zielona winna gałązka wyrastała, rozchodząca się w trzy pieńki, które potem, jako pnie proste, na wzór trzystronnej piramidy, kończącej się w jeden wierzchołek, aż do nieba sięgały. Owe trzy pnie pomiędzy sobą ku wszystkim trzem stronom gałęziami, które wyrosły, były połączone, zaś te gałęzie tworzyły szczeble trzystronnej drabiniastej piramidy. Widziałam tę drabinę licznymi zjawiskami otoczoną; widziałam potomków Jakóba wchodzących po drabinie, którzy linię rodową Jezusa co do ludzkości Jego tworzyli. Wchodzili, często z jednej strony na drugą przechodząc, a jeden wchodził przed drugim. Niektórzy pozostawali, zaś inni z drugiej strony po nad nimi przechodzili, podług tego jak zarodek ludzkości Jezusa wskutek grzechu bywał zamącony, lub znowu wskutek wstrzymywania się od grzechu oczyszczany; wreszcie czysty kwiat, Dziewica święta, w której Bóg chciał się stać człowiekiem, na najwyższym wierzchołku drabiny niebios dosięgała. Widziałam nad nią niebo otwarte i chwałę Boga. Stąd Bóg rozmawiał z Jakóbem.

Widziałam, jak Jakób, przebudziwszy się nad ranem, najpierw okrągłą zrobił podstawę z kamieni, a położywszy na nią płaski kamień, na tymże postawił ów kamień, który, kładąc się do snu, podłożył sobie pod głowę. Widziałam też, że, ogień wznieciwszy, coś ofiarował, także coś w ogień na kamień lał. Modlił się, klęcząc. Sądzę, że wzniecił ogień, jak trzej królowie, za pomocą tarcia.

Potem widziałam Jakóba w podróży do Labana, z laską w ręku, jeszcze na więcej miejscach, aniżeli tylko w Betel. Widziałam go wśród tej podroży po raz wtóry w Ajnon, gdzie już przedtem także przebywał i gdzie cysternę, prze-zwaną później chrzcielnicą Jana, odnowił. Widziałam, że już wtenczas na miejscu Mahanaim się modlił, by go Bóg przecież bronił i mu także szaty zachował, by, przyszedłszy do Mezopotamii, tak źle nie wyglądał, i by Laban go przecież uznał. Widziałam, że wówczas już dwie gromady, unoszące się po obu stronach, ujrzał, na wzór dwóch obozów, jako znak, że tak jest bronionym i że tak się stanie potężnym. Podczas powrotu widział spełnienie się tej wizji. Potem widziałam go znowu dalej na wschód, na stronę południową rzeki Jabok się zwracającego; tutaj jedną noc spędzającego, gdzie później z aniołem się mocował. I tutaj miał objawienie. Przy powrocie Jakóba z Mezopotani znajdował się obóz Jakóba na wschód od późniejszego Jabesz-Gilead. Widziałam, jak teść jego Laban nastawał na niego z powodu, że mu jego bożyszcza uniesiono i jak go dogonił i jak tutaj dla owych bożyszczy wielki spór pomiędzy nimi powstał. Jakób nie wiedział, że je Rachel potajemnie była zabrała. Skoro spostrzegła, że jej ojciec Laban, który cały obóz celem odnalezienia swych bożyszcz przeszukał, teraz także wnet do jej namiotu przyjdzie, skradzione bożyszcza, które mniej więcej pięć i pół ramienia długimi, w płótno powitymi lalkami z metalu były, schowała pod wielką kupą posłania dla wielbłądów, nagromadzona niedaleko od jej namiotu nad pochyłością doliny na południe od rzeki Jabok, a zakrywszy się usiadła na tej kupie, jakoby była chora i oddzielona. Tak jak ona siedziało jeszcze więcej innych kobiet na tej kupie posłania. Na podobnym, jeszcze większym posłaniu widziałam siedzącego Joba trędowatego. Kupa, na której siedziała Rachel, jak naładowany wóz żniwny była wielka. Prowadzili na wielbłądach wiele słomy ze sobą, a wśród drogi często jeszcze więcej zabierali. Rachel długo z powodu tych bożyszcz się gniewała, a tylko dlatego zabrała je ze sobą, by ojca swego od nich uwolnić. Jakób wysłał posłów do Ezawa, którego się obawiał; ci, wróciwszy, powie-dzieli, że Ezaw zbliża się z 400 mężami. Teraz podzielił Jakób cały swój orszak na dwie gromady, również pierwsze stado bydła na więcej części podzielił, wysyłając je Ezawowi naprzeciw. Zaprowadził je także aż do Mahanaim, i tutaj miał znowu owo widzenie, które mu się pokazało przy wyjściu, zastępy aniołów, i rzekł: „o lasce mojej wyszedłem, a te raz o dwa hufce się wzbogaciłem." Rozumiał teraz owo dawniejsze widzenie.

Gdy wszystko było na drugiej stronie rzeki Jabok, Jakób w nocy także swe żony i dzieci przeprawiwszy przez rzekę, sam jeden pozostał. Kazał sobie na-miot zrobić na miejscu, na którym, wychodząc do Palestyny, oblicze Boga widział. Chciał tam w nocy się modlić. Namiot z wszystkich stron pozamykać, a sługom oddalić się kazał. Widziałam go tam bardzo serdecznie do Boga wołającego i Mu wszystko przedstawiającego, mianowicie wielką swą trwogę przed Ezawem. Namiot był u góry otwarty, by lepiej do nieba mógł się modlić.

Widziałam teraz, jak Jakób z aniołem się mocował; działo się to we śnie. Powstał i modlił się. Wtem w świetle, wychodzącym z góry, stanęła wielka, lśniąca postać przed nim i zaczęła z nim się mocować i zdawało się, jakoby owa postać z namiotu chciała go wyprzeć. Pchali się w namiocie to w tę, to w ową stronę. Owa postać czyniła, jakoby Jakóba na wszystkie strony świata wyprzeć chciała, zaś Jakób zawsze na środek namiotu wracał. Było to jakby figurą, że Izrael, dręczony na wszystkie strony, z Ziemi obiecanej nie będzie wyparty. Gdy jednak Jakób po raz wtóry wrócił się ku środkowi namiotu, uchwycił go anioł w miejsce biodra. Widziałam, że to nastąpiło, gdy Jakób, mocując się we śnie, chciał na swe posłanie się położyć, lub też na takowe upadał. Anioł, dotknąwszy się biodra Jakóbowego i uczyniwszy z nim, co mu się podobało, rzekł do Jakóba, który go jeszcze ciągle mocno trzymał: „puść mnie, bo już wschodzi zorza." Teraz ocknął się Jakób ze snu i walki, a spostrzegłszy anioła Bożego jeszcze przed sobą stojącego, rzekł: „nie, nie puszczę cię, aż mi błogosławisz;" czuł bowiem potrzebę błogosławieństwa Bożego, ponieważ czuł się słabym i przybycie Ezawa mu groziło. Rzekł tedy anioł do niego: „co za imię twoje?" To już należało do błogosławieństwa Abrahama także wśród błogosławieństwa nazwano Abrahamem. Odpowiedział: „Jakób." Rzekł anioł: „Będziesz się nazywał Izrael, albowiem mocowałeś się z Bogiem i ludźmi, a nie uległeś." Spytał go Jakób: „jakim cię imieniem zowią?" odpowiedział anioł: „Przecz się pytasz o imieniu moim?" To znaczy tyle co: czy mnie nie znasz? czyś mnie już dawniej nie poznał? Jakób, ukląkł przed nim i otrzymał błogosławieństwo. Anioł błogosławił go, tak samo jak Pan Bóg błogosławił Abrahama i jak tenże to błogosławieństwo dalej przeniósł na Izaaka, a ten na Jakóba, w trzech liniach. Owo błogosławieństwo odnosiło się mianowicie do cierpliwości i wytrwałości. Teraz znikł anioł, a Jakób ujrzał zorzę i nazwał to miejsce Fanuel. Kazawszy zwinąć namiot, poszedł przez rzekę Jabok do swej rodziny. Weszło mu słońce i upadał na prawą stronę, albowiem z tej strony siły go opuściły. Gdy się Ezaw był oddalił, Jakób poszedłszy ze swoimi do Manahaim, z trzodami i sługami swymi okolicę Sukot aż do pagórka Ajnon zajął. Mieszkał dziesięć lat w Ajnon; później rozciągała się jego osada od Ajnon na zachód aż po za Jordan do Salem, a jego namioty sięgały aż do miejsca, gdzie Sychem mieszkał; tutaj pole kupił. Widziałam tam Dynę przechadzającą się ze swymi sługami i z ciekawości rozmawiającą z Sychemitami. Widziałam, że Sychem przymilał się do niej, że jej sługi się wróciły i że Sychem z sobą do miasta ją zabrał. Wtedy wielki smutek przyszedł na nią, a mord i zabójstwo na Sychemitów. Sychar wówczas jeszcze nie wielkim miastem, zbudowanym z ciosowych kamieni było, też jedną tylko bramę miało. Patriarchowie Abraham, Izaak i Jakób, byli po prawej stronie ciała , nieco mocniejsi aniżeli po lewej. Lecz nikomu to nie podpadało. Nosili suknie szerokie i zasłaniające. Spoczywała im po tej stronie pewna pełność, jakby opuchłość. Była w niej pewna świętość, pewne błogosławieństwo, tajemnica. Miała kształt bobu z zarodkiem; była lśniąca. Pierworodny otrzymywał ją od swego ojca, dlatego miał tak wielkie pierwszeństwo. Jakób otrzymał tę tajemnicę zamiast Ezawa, ponieważ matka wiedziała, że do tego był naznaczony. Przez dotknięcie anioła Jakóbowi błogosławieństwo odjęto. Nie zadało mu to żadnej rany; było jakby uschnięcie owej pełności. Później nie był już tak pewnym siebie i nie żył bez kłopotu, ufając jedynie Opatrzności Bożej. Dawniej był jako człowiek, przez Sakrament w sercu wzmocniony; później stał się pokorniejszym, troskliwszym i więcej trapić się musiał. Czuł dobrze, że mu owo błogosławieństwo odjęto, dlatego też nie puścił anioła, dopóki go tenże błogosławieniem nie umocnił. Dopiero Józef przez anioła owo błogosławieństwo na powrót otrzymał, znajdując się w więzieniu Faraona w Egipcie.

16. Józef i Azenet. 

Gdy Józefa sprzedano do Egiptu, miał lat szesnaście. Był średniego wzrostu, bardzo wysmukły, układny, ruchliwy ciałem i duszą. Był zupełnie innym ani-żeli bracia. Każdy musiał go kochać. Gdyby mu ojciec nie był takiego dawał pierwszeństwa, musieliby go bracia miłować. Ruben był także układniejszym aniżeli drudzy, zaś Beniamin był człowiekiem bardzo wielkim i niezgrabnym, lecz dobrodusznym i potulnym. Józef nosił włosy, na 3 ciemiona rozdzielone; po każdej stronie głowy było jedno ciemię, trzecie z karku w formie długiej i krużowatej się zwieszało. Gdy został władcą Egiptu, nosił włosy ostrzyżone, lecz później znowu długie. Razem z pstrym surdutem Jakób także kości Adama oddał był Józefowi, jakkolwiek Józef nie wiedział, co to było. Jakób dał mu je jako klejnot zasłaniający, wiedząc dobrze, że bracia go nie miłowali. Józef owe na piersi zawieszone kości nosił w woreczku skórzanym, u góry okrągłym. Gdy bracia go sprzedali, ściągnęli z niego tylko pstry surdut i suknię zwyczajną; lecz na gołym ciele jeszcze jedną nosił opaskę i rodzaj szkaplerza na piersiach, zaś pod tym ów woreczek wisiał. Ów pstry surdut był biały z szerokimi, czerwonymi pręgami, na piersiach były trzy czarne sznury na poprzek, w środku ze żółtą ozdobą. W górę szeroko był opasany, tak że można było coś wsunąć, dołem był wąski, lecz z boku miał wcięcia, by podczas chodzenia zostawiać miejsce. Spuszczał się aż do dołu, a w tyle był nieco dłuższym, zaś w przodku otwartym Józefa suknia zwyczajna tylko aż po­nad kolana sięgała. Józef znany już był Faraonowi i jego żonie, zanim do więzienia się dostał. Zawiadywał sprawami  Putyfara tak dokładnie, a Putyfar podczas pobytu Józefa w jego domu tak dobrze  wszystko sprawował u Faraona i takim się cieszył błogosławieństwem, że Faraon chciał zobaczyć sługę swego. Żona Faraona, bardzo pragnąca zbawienia, bożków czcząca i, jak wszyscy Egipcjanie, bardzo nowych bożków żądna, tak zdumiała z powodu tego podziwu godnego, sprytnego i mądrego cudzoziemca, że w sercu swoim jako Boga go czciła, mawiając zawsze do Faraona: ten mąż posłany jest od naszych bogów, to nie człowiek, jak my. Dlatego dostał się do wspaniałego więzienia, gdzie później został dozorcą nad drugimi. Opłakiwała go bardzo, że go jako złoczyńcę pojmano, że się na nim omylili; a kiedy uwolnionym został i do dworu przyszedł, zawsze dlań bardzo dobrą była. Ten sam, kubek, który zapakował Beniaminowi, był pierwszym od niej podarkiem. Znam go dobrze, miał dwa ucha, a żadnej nogi. Był jakby z drogiego kamienia lub masy przezroczystej, której nie znam, był też cały ukształtowany, jak górna część kielicha, używanego przy ostatniej wieczerzy. Znajdował się także pomiędzy naczyniami, które dzieci Izaaka ze sobą z Egiptu zabrali, a przechowywano go w arce Przymierza. Józef był siedem lat w więzieniu, tutaj, w największym smutku pogrążony, tajemnicę Jakóba w ten sam sposób otrzymał, jak patriarchowie, także widzenie o licznym potomstwie otrzymał. Putyfara żonę znam dobrze. Widziałam też, jak Józefa uwieść chciała, lecz po jego wywyższeniu czyniła pokutę, stała się pobożną i wstydliwą. Była to wielka, tęga niewiasta, żółtawo — brunatnego, jak jedwab błyszczącego koloru ciała. Nosiła kolorowa suknię, na niej cienki, figurami przeplatany płaszcz, wskutek czego suknia spodnia jakby przez koronki przebłyskiwała. Józef wiele z nią prze-bywał, ponieważ pan wszystko mu powierzył. Spostrzegłszy jednakowoż, że się stała poufalszą, nie sypiał więcej w domu swego pana, ilekroć tego w domu nie było. Odszukiwała go często wśród jego zajęć, gdy co pisał. Widziałam ją raz przychodząca do niego w stroju bardzo nieprzyzwoitym, kiedy, stojąc w kącie sali, pisał. Pisywali na wałkach przy pochyłych płytach, przed którymi stać i siedzieć było można a stały one przy ścianach. Rozmawiała z nim, a on odpowiadał; lecz wówczas bezczelna się stała. Wskutek tego obróciwszy się uciekł. Uchwyciła go za płaszcz, a on go jej zostawił. Widziałam Józefa u bałwochwalczego kapłana Putyfara w Heliopolis, u którego Azenet, córka Dyny i Sychemity, jako prorokini i stroicielka bożków, razem z siedmiu innymi dzieweczkami żyła. Kupił ją w piątym jej roku od jej mamki, z którą, od Jakóba nad Morze Czerwone uciekła, by synowie jego dziecka nie zamordowali. Posiadała ducha proroczego, a u Putyfara uchodziła za prorokinię. Józef znał ją, nie wiedział, że była jego kuzynką. Była istotą zupełnie poważną, szukająca odosobnienia, a pomimo swej wielkiej piękności nienawidziła mężczyzn. Miewała głębokie widzenia, znała też egipska naukę o gwiazdach, lecz miała pewne pojęcie o religii patriarchów; czarodziejstwa nie widziałam u niej. Widziała podczas wizji całą tajemnicę życia, rozpłodu, przyszłości i wyjścia Izraela, nawet całe przejście przez puszczę. Mnóstwo zapisała rolek dziwacznymi głoskami na liściach pewnej rośliny wodnej i na skórach; wyglądały one jak łby zwierzątek i ptaków. Te księgi już za jej życia źle były przez Egipcjan rozumiane i do szkaradnych uczynków nadużywane; Azenet wskutek tego niezrozumienia, spowodowanego przez szatana, bardzo się smuciła i bardzo wiele płakała. Miała więcej wizji, aniżeli który bądź człowiek za jej czasów, a była pełną cudownej mądrości. Lecz wszystko czyniła zupełnie spokojnie, wszystkim rady udzielając. Umiała też tkać i haftować, a tak była pełna mądrości, że nawet spaczenie prawdy przez ludzi poznawała, i dla tego tak poważną, małomówną i spokojną była.

Widziałam, że Azenet wskutek mylnego tłumaczenia jej wizji i rolek przez nią zapisanych bałwochwalczą cześć jako Izys, zaś Józefowi jako Ozyrys oddawano. Może dlatego tak wiele płakała; pisała też przeciw temu, że ją matką wszystkich bogów nazywać będą. Ilekroć Putyfar bogom ofiary składał, wchodziła Azenet na wieżę, gdzie jakby w ogródku była, i wśród blasku księżyca na gwiazdy patrzała. Wpadała w zachwycenie i wszystko bardzo jasno widywała w gwiazdach, widywała też prawdę w gwiazdozbiorach, albowiem przez Boga wybraną była. Lecz widziałam bożków bałwochwalczych, którzy najohydniejsze widzieli rzeczy, będąc przeniesieni w zupełnie obce, szatańskie światy. Wskutek tych widzeń szatańskich Azenet przekręcono tajne oświadczenie na szkaradne uczynki bałwochwalstwa. Azenet wiele w Egipcie zaprowadziła. Kazała wiele pożytecznych zwierząt, np. krowy sprowadzić; uczyła także wyrobu sera, również tkactwa i niejednej sztuki nieznanej. Leczyła też liczne choroby. Józef zaprowadził pług w Egipcie, którym on sam kierować potrafił. Jedna rzecz była mi bardzo dziwna. Azenet mięso licznych, na ofiary zabitych zwierząt, w wielkich, pod gołym niebem w ziemie wkopanych kotłach, tak długo gotowała, dopóki to mięso nie stało się do kleju podobną masą, która podczas wypraw wojennych i w razie głodu na pożywienie służyła. Z tego Egipcjanie bardzo byli radzi i zdziwieni. Gdy Józef u kapłana bałwochwalczego ujrzał Azenet, zbliżyła się do niego, chcąc go uścisnąć. Nie było to żadną bezczelnością, lecz rodzajem prorokowania, akcją prorocką; dlatego działa się przed kapłanem bałwochwalczym. Azenet miano jakby za świętą. Lecz widziałam, że Józef, wyciągnąwszy rękę, ją odsunął, mówiąc do niej poważne słowa. Wtedy widziałam ją bardzo wzruszoną, cofającą się do swej izby i w smutku i pokucie żyjącą.

Widziałam Azenet w owej komnacie, stała za zasłoną, długie włosy zwieszały się obficie ku ziemi, a na końcu były zakędziorżawione. Na jamie żołądkowej miała cudowny, na skórze wyciśnięty znak. W figurze, jakby w miseczce sercowatej, stało dziecię z rozszerzonymi ramionami, trzymając w jednej ręce małą miseczkę, a w drugiej kubek, czy też kielich. W miseczce leżały trzy miękkie z łupiny wyłaniające się kłosy i postać gołębia, zdawającego się dzióbać w stronę grona, leżącego w kielichu na drugiej ręce dziecka. Jakóbowi ten znak był znany; mimo to musiał Azenet oddalić, by ją od gniewu swych synów zachować; gdy jednakowoż przyszedł do Józefa do Egiptu, a ten mu z wszystkim się zwierzył, poznał swą wnuczkę po tym znaku. Także Józef miał taki znak, wyobrażający grono z licznymi jagodami, na piersiach. Teraz widziałam anioła ukazującego się w bardzo świetnej szacie, z kwiatem lotosowym w ręku. Pozdrowił Azenet. Patrząc na niego, zasłoniła się. Rozkazał jej, by się już więcej nie smuciła, by szatę odświętną przywdziała, także pokarmu od niej zażądał. Oddaliwszy się, wróciła ustrojona, niosąc na lekkim, niskim stoliku wino i małe, płaskie, w popiele pieczone chleby. Była śmiałą, zupełnie szczerą i pokorną; tak jak Abraham i inni patriarchowie podczas świętych zjawień gdy anioł z nią rozmawiał, twarz odsłoniła. Zażądał miodu od niej; rzekła, że nie posiada miodu, jak inne dziewice, które go pożywały. Rzekł jej anioł, że znajdzie miód pomiędzy posągami bożyszcz, które stały w komnacie w pozwijanych kształtach, z głowami zwierząt i ku dołowi zwiniętymi ciałami wężów. Tutaj znalazła tedy piękny, jak hostia biały plaster miodu z wielkimi komórkami i postawiła go przed anioła, który jej jeść kazał. Błogosławił miód, i widziałam, że jaśniał i ogień z niego buchał. Znaczenia tego miodu niebieskiego nie umiem już zupełnie wypowiedzieć; kiedy się bowiem takie rzeczy widzi, wie się wszystko, ponieważ się wie te rzeczy prawdziwie; teraz zaś zdaje się ten miód znowu być tym, co nazywamy miodem, nie wiedząc, czym właściwie są kwiaty, pszczoły i miód. Tylko tyle powiedzieć mogę: Azenet miała rzeczywiście tylko chleb i wino, a nie miód, w sobie, i dopiero wskutek tego miodu porzuciła bałwochwalstwo, a wiara żydowska w jej sercu się przyjęła. Wiele z tego powodu dopomóc miała, liczni jako pszczoły naokoło niej budować mieli. Sama mówiła, że nie chce odtąd żadnego więcej pić wina, że miód jej bardziej jest potrzebny. W Median blisko Jetro widziałam wiele miodu, wiele pszczół.

Anioł błogosławił palcem swoim plaster miodu na wszystkie strony świata, oznaczało to, że ona swoim istnieniem, swoim wzorem i tajemnicą swojej treści dla tak wielu miała być matką i przewodniczką. Gdy jej samej później cześć boską oddawano, gdy ją z tak licznymi piersiami wyobrażano, było to również złym zrozumieniem jej własnych widzeń, w jaki sposób tak wielu wyżywić miała. Anioł powiedział jej także, że jest oblubienicą Józefa i że z nim ma być połączona. Także ją błogosławił, jak Izaak Jakóba, a anioł Abrahama. Owe trzy linie błogosławieństwa zrobił nad nią podwójnie, pierwszy raz do dołka sercowego, po raz drugi do łona. Miałam później widzenie, jak Józef znowu przybył do Putyfara, by żądać Azenet za żonę, i przypominam sobie tylko, że, jak ów anioł kwiat lotosowy trzymał w ręku. Wiedział o jej wielkiej mądrości, lecz ich obustronne pokrewieństwo było dla niego tajemnicą, a także tajemnicą dla Azenet. Widziałam też, że syn Faraona kochał Azenet i że musiała się ukrywać, że Juda całej sprawie zapobiegł, inaczej by Dan i Gad, podburzeni przez syna Faraona, który z nimi zrobił zasadzkę, Józefa byliby zgładzili. Sądzę, że Juda, otrzymawszy podczas widzenia przestrogę od Boga, powiedział Józefowi, iżby inną drogą wędrował. Przypominam sobie, że także Beniamin w tym miał zasługę, broniąc Azenet. Dan i Gad zostali ukarani, umarły im dzieci. Także Pan Bóg ich przestrzegł, zanim ktokolwiek o tym wiedział. Józef i Azenet, pokazując się ludowi, nosili w rękach, tak samo jak kapłan bałwochwalczy Putyfar, znak najwyższej władzy, uważany za święty. Górna część tego znaku trwożyła pierścień, dolna krzyż łaciński, głoskę T. Służył on za pieczęć, a kiedy żyto mierzono lub oddzielano, naznaczano kupy, wyciskając na nich owo T; także gumna że zbożem i budowle kanałów, rośnięcie i opadanie Nilu tym znakiem znaczono. Pisma tym znakiem stemplowano, pomazując je wpierw czerwonym sokiem rośliny. Ilekroć Józef jaki urząd sprawował, ten znak, krzyż wyryty na pierścieniu, na dywanie obok niego leżał. Wydawało mi się też, jakoby to było znakiem w Józefie jeszcze zamkniętej tajemnicy Arki Przymierza.

Azenet, też miała instrument jakby rózgę, którą, postępując podczas widzenia, tam, gdzie drgnęło, w ziemię uderzała, znajdując wodę i źródła. Działo się to pod wpływem gwiazd. Przy pochodach uroczystych jeździli Józef i Azenet na błyszczącym wozie. Azenet nosiła zupełnie złotą tarczę piersiową, obejmującą pod ramionami całe ciało. Na tej tarczy było pełno figur i znaków. Jej suknia spadała aż ponad kolana, odtąd były nogi zawinięte. Na ramionach nosiła długi płaszcz, łączący się z przodu po nad kolanami. Czubki trzewików były zagięte w górę, jak łyżwy. Strój głowy jakby hełm, składał się z pstrych piór i pereł.

Józef nosił ciasny surdut z rękawami, a nad nim złoty napierśnik z figurami, około bioder krzyżowały się pasy ze złotymi węzłami, na ramiona spadał płaszcz, a także strój głowy składał się z piór i klejnotów. Gdy Józef przybył do Egiptu, budowano Nowy — Memfis, który mniej więcej siedem godzin na północ od starego Memfis był położony. Pomiędzy obiema miastami znajdował się na groblach trakt bity z alejami; tu i ówdzie pomiędzy drzewami stały figury bardzo poważnych i smutno wyglądających żeńskich bożyszcz, mających ciało jak psy i siedzących na płytach kamiennych. Zresztą nie było jeszcze żadnych pięknych budynków, lecz były niezmiernie długie wały i sztuczne góry z kamieni (piramidy), pełno jaskiń i komórek. Mieszkania były lekkie, a górna część z drzewa. Były jeszcze pomiędzy tym wielkie lasy i bagna. Nil już za czasów ucieczki Maryi do Egiptu bieg swój zmienił. Egipcjanie cześć oddawali różnym zwierzętom, ropuchom, żmijom i krokodylom. Przypatrywali się zupełnie spokojnie, gdy krokodyl człowieka pożerał. Kiedy Józef przybył do Egiptu, nie oddawano jeszcze czci bożkowi — bykowi; lecz tę służbę krótko potem wskutek snu Faraona i siedmiu tłustych i chudych krowach przyjęto. Mieli liczne bożyszcza, niektóre wyglądały jakby dzieci w pieluchach, inne znowu jak węże były zwinięte, pomiędzy nimi też takie, które można było skracać i przedłużać. Niektóre bożyszcza były w napierśniki przyozdobione, a na nich plany miast i bieg Nilu dziwacznie były naznaczone. Te tarcze sporządzano podług obrazów, które kapłani bałwochwalczy ze swych wież w gwiazdach widzieli, podług czego potem miasta i kanały budowali. W taki sposób założono Nowy — Memfis. Złe duchy musiały wówczas mieć inną, więcej cielesną siłę; widziałam bowiem czarodziejstwo egipskie, wychodzące bardziej z ziemi, z głębiny. Ilekroć kapłan bałwochwalczy rozpoczynał dzieło swe czarodziejskie, widziałam rozmaite brzydkie postacie zwierząt z ziemi naokoło czarownika wychodzące i w czarnej linii parowej do ust jego wchodzące. Wskutek tego się odurzał i jasnowidzącym się stawał. Było też, jakoby z każdym wstąpionym duchem zamknięty świat w nim wschodził, i teraz widział to, co było blisko i co było oddalone, głębiny ziemi, kraje i ludzi, tajne i ukryte rzeczy, to znaczy: wszystko, z czym owe duchy jakiś miały związek. Późniejsze czarodziejstwo wydawało mi się zawsze, jakoby więcej pod wpływem duchów powietrznych stało. To, co czarownicy za pomocą tych duchów widzieli, wydawało się jakby mamidło, odbijanie się w lustrze, spełniane wobec nich przez duchów. Mogłam widzieć poza tymi postaciami, były jakby widma i jakoby się za zasłonę patrzało. Ilekroć egipscy kapłani bałwochwalczy z gwiazd coś wyczytać chcieli, pościli i oczyszczali się przedtem, okrywali się worami i sypali popiół na głowę, a podczas gdy z wieży patrzeli na gwiazdy, składano ofiary. Poganie owych czasów mieli niejasne tylko pojęcie o tajemnicach religijnych nabożeństwa prawdziwego, które to tajemnice Bóg od Seta, Henocha, Noego i patriarchów ludowi wybranemu przekazał; dlatego też tak różne uczynki szkaradne w ich bałwochwalstwie były, za pomocą których szatan, jak później za pomocą kacerstwa, czystemu, niezmąconemu zachowanemu objawieniu Boga do ludzi przeciwdziałał. Dlatego Pan Bóg tajemnicę arki Przymierza ogniem zakrył, by ją zachować. Niewiasty w Egipcie widziałam za czasów Józefa jeszcze podobnie ubrane jak Semiramidę. Jakób idąc do Józefa do Egiptu, przez puszczę tą samą szedł drogą, którą Mojżesz później do Ziemi obiecanej wędrował. Wiedział, że Józefa zobaczy. Już idąc do Mezopotamii, tam, gdzie postawił kamień, a nie tam, gdzie widział drabinę, miał widzenie o swych synach przyszłych, i że jeden z nich w okolicy, gdzie sprzedano Józefa, się w ziemię zapada i jak gwiazda znowu wschodzi w południu. Dlatego też, gdy mu skrwawiony płaszcz przynieśli i gdy widzenie dawniejsze, o którym zupełnie był zapomniał, znowu mu przyszło na pamięć, rzekł: będę opłakiwał Józefa, dopóki go nie odnajdę. Jakób najpierw Rubenowi kazał się wywiadywać, jaką żonę ma Józef, lecz nie objawił mu zaraz, że jest jego siostrzenicą. Lecz zaprzyjaźnił się z Putyfarem, a ten, obcując z nim wiele, przyjął obrzezanie i służył Bogu Jakóba. Jakób mieszkał od Józefa mniej więcej o dzień drogi oddalony, a ponieważ zachorował, Józef do niego pojechał. Jakób pytał go o niejedno, dotyczące Azenet, a ponieważ dowiedział się o jej znaku na piersiach, powiedział Józefowi słowami: „to jest krew z mojej krwi, to jest kość z mojej kości”, kim jest Azenet. Józef tak był wzruszony, iż omdlał, a przyszedłszy do domu, powiedział żonie swojej i oboje serdecznie wskutek tego płakali. Jakób zachorował potem wiele gorzej, a Józef znowu był przy nim. Jakób spuścił nogi swe z łoża, zaś Józef, położywszy rękę pod jego biodra, musiał mu przysięgę złożyć, że go w Kanaan pochowa, a przysięgając, Jakób oddawał pokłon błogosławieństwu w Józefie. Wiedział, że Józef od anioła otrzymał był błogosławieństwo, odebrane od niego. Józef nosił to błogosławieństwo w prawym boku aż do śmierci. Pozostało też ono w jego ciele aż w nocy przed wyjściem Izraelitów przez Mojżesza wyjęte, z szczątkami Józefa w arce Przymierza, jako Świątyni ludu wybranego, złożone zostało. Kwartał po odwiedzinach umarł Jakób. Po jego śmierci urządzili żydzi i Egipcjanie sąd co do jego osoby, w którym to sądzie bardzo go chwalono i miłowano. Azenet porodziła Józefowi najpierw Manassesa i Efraima, a w ogóle osiemnaście dzieci, pomiędzy nimi kilka bliźniąt. Umarła trzy lata przed Józefem, a niewiasty żydowskie namaściły ją. Do-póki jeszcze Józef żył, spoczywało ciało jej w jego przyszłym grobowcu. Lecz najstarsi ludu coś z jej wnętrzności przywłaszczyli sobie, przechowując to w małej figurze ze złota. Ponieważ zaś i Egipcjanie na to nastawali, powierzono to żydowskim akuszerkom, z których jedna w smołą zalanej trzcinianej puszce nad kanałem w sitowiu to ukryła. W nocy wyjścia pewna mamka z rodu Aser tę tajemnicę Mojżeszowi przyniosła. Owa mamka nazywała się Sara.

Józefa, po jego śmierci, zabalsamowali żydzi w obecności Egipcjan i nastąpiło połączenie ciał Józefa i Azenet podług zapisków, jakie Azenet ze swych widzeń była zrobiła i żydom pozostawiła. Także egipscy kapłani i astrolodzy, którzy Józefa i Azenet w poczet bóstw swych przyjęli, o tych zapiskach wiedzieli, mieli też przeczucie o wielkim znaczeniu i błogosławieństwie Józefa i Azenet dla Izraela; lecz chcieli to błogosławieństwo sobie przywłaszczyć, zaś Izraela pognębić. Dlatego żydów, którzy po śmierci Józefa w tak zadziwiający sposób się rozmnażali, Faraon tak ciemiężył. Wiedzieli też Egipcjanie, że Izraelici bez ciała Józefowego nie wyjdą z ziemi, dlatego też kilkakrotnie zwłoki Józefa zagrabili, a wreszcie je zupełnie posiedli. Prosty lud wiedział tylko o zwłokach Józefa, nie zaś o tajemnicy, jaką te zwłoki zawierały, którą tylko mało kto znał. Lecz cały lud zasmucił się bardzo, gdy najstarszym oznajmiono, iż skradziono im świętość, na której obietnica spoczywała. Mojżesz, na dworze Faraona we wszelkiej mądrości egipskiej wychowany, odwiedził lud swój i znał przyczynę smutku. Gdy zabił Egipcjanina, zrządził Pan Bóg, że jako zbieg przy-był do  Jetrego, ponieważ tenże wskutek związku swego z Sybilą Segolą celem wykrycia zabranej tajemnicy mógł mu być pomocnym. Mojżesz także na rozkaz Boży pojął Seforę za żonę, by tę gałąź w Izraelu zebrać.

Segola była córką naturalną Faraona z matki żydowskiej, a chociaż w egipskim gwiazdziarstwie wychowana, była żydom bardzo oddana. Ona to pierwsza wykryła Mojżeszowi, gdy jeszcze chował się na dworze, iż nie jest synem Faraona. Aaron, po śmierci swej pierwszej żony, musiał ożenić się z córką owej Segoli, by zażyłość matki z Izraelitami tym większą się stała. Dzieci z tego małżeństwa wyszły razem z Izraelitami; Aaron musiał się znowu z nią rozłączyć, by kapłaństwo Aaronowe z czysto żydowskiego plemienia pochodzić mogło. Rozłączona od Aarona córka Segoli, po raz wtóry wyszła za mąż, a jej potomkowie za czasów naszego Zbawiciela mieszkali w Abila, dokąd jej mumię przenieśli. Segola była bardzo oświeconą i bardzo wiele zdołała u Faraona; miała u czoła, wywyższenie, jak je często w starodawnych czasach ludzie proroczego ducha mieli. Duch ją popychał, by Izraelitom liczne wyjednała przyzwolenia i dary. W nocy, w której w Egipcie anioł Pański zabijał wszelkie pierworodne, udała się Segola, zasłonięta, z Mojżeszem, Aaronem i trzema innymi Izraelitami, do dwóch mogił, które oddzielone były kanałem, lecz mostem połączone. Ten kanał wpadał pomiędzy Memfis a Goren w Nil. Wstęp do grobowca leżał pod mostem głębiej, aniżeli powierzchnia wody, do której z mostu stopnie prowadziły. Segola, zszedłszy sama z Mojżeszem, rzuciła imię Boga, napisane na karteczce, w wodę, która zaraz się rozstąpiła, robiąc wolnym wstęp do grobowca. Trącili o kamień, tworzący bramę i otwierający się do wewnątrz. Teraz też drugich do siebie zawezwali. Tutaj, związawszy im ręce swą stułą, kazał im przysięgać, iż tajemnicę zachowają. Po złożonej przysiędze rozwiązał im ręce. Potem wszyscy wstąpili do grobowca, gdzie dobyli światła, które przynieśli w ukryciu. Widziano tam jeszcze różne ganki, a w nich wizerunki zmarłych. Ciało Józefa i z tymże połączone cząstki Azenet spoczywały w egipskiej, metalowej trumnie kształtu byka (bożka), lśniącej jak wytarte złoto. Odkryli grzbiet, służący za wieko. Mojżesz wyjął tajemnicę z próżnego ciała Józefowego, a owinąwszy je w chusty, podał Segoli, która, zakrywając szatą, niosła ją przed sobą. Resztę kości zgarnięto na kamieniu bardziej na kupę, a zawinąwszy je w chusty, mężom wynieść kazano. Teraz, mając świętość, mógł Izrael z kraju wychodzić. Segola płakała, a Izrael był radości pełen. Mojżesz w czubku swej laski żółtawej, kształtu nieszpułki i liściem otoczonej, ukrył relikwię ciała Józefowego. Była to inna laska, aniżeli owa laska pasterska, którą Mojżesz przed Bogiem rzucać musiał na ziemię, gdzie się w węża przemieniała; była to trzcina, której górny i dolny koniec można było wysuwać i wsuwać. Dolnym końcem, który wydawał mi się być z metalu i miał kształt spiczastej skuwki, dotknął Mojżesz skały, jakoby słowa na niej pisał. Skała rozstąpiła się pod końcem laski i woda wytrysnęła. Także tam, gdzie Mojżesz końcem swej laski robił znaki w piasku, woda wytryskała. Nieszpułkowatą górną część owej laski trzcinianej można było wysuwać i wsuwać, i przed nią rozstąpiło się Morze Czerwone.

Od śmierci Józefa aż do wyjścia Izraela z Egiptu jest podług naszego sposobu liczenia, upłynęło mniej więcej 170 lat. Mieli tam inny sposób liczenia, mieli inne tygodnie i lata. Często mi to objaśniano, lecz nie umiem tego powtórzyć. Dopóki Izraelici w Egipcie żyli, mieli zamiast Świątyni tylko namioty. Wznosili kamienie, wylewali olej nad nimi, ofiarowali zboże i baranki, śpiewali i modlili się.

powrót