66. Kilka szczegółów o zstąpieniu
Jezusa do otchłani.
Gdy Jezus, głośno wołając, skonał na krzyżu, dusza Jego w postaci świetlistej, otoczona Aniołami, między którymi był i Gabriel, spłynęła w ziemię u stóp krzyża. Mimo, że dusza, odłączyła się od ciała, Bóstwo Jego jednak pozostało połączone i z duszą i z ciałem w jaki się to sposób działo, to literalnie nie da się opowiedzieć słowami. Otchłań, w którą zstępowała dusza Jezusa, przedstawiała mi się jak trzy działy, trzy odrębne światy; miałam uczucie, że one muszą być okrągłe i że każdą z tych części oddziela od drugiej osobna sfera.
Przed otchłanią
rozciągała się przestrzeń
jasna, że się tak wyrażę, zielonawa, pogodna, przez którą, jak widziałam,
musiały przechodzić wszystkie dusze, oczyszczone ogniem czyśćcowym, zanim
wprowadzono je do nieba. Otchłań, w której mieściły się dusze, oczekujące
Odkupiciela, otoczona była szarą, mglistą sferą, i podzielona na różne koła,
Zbawiciel, jaśniejący chwałą, prowadzony w tryumfie przez Aniołów, przeszedł między
dwiema takimi strefami, z których lewa mieściła sprawiedliwych praojców aż do
Abrahama, a prawa — dusze sprawiedliwych od Abrahama aż do Jana Chrzciciela.
Żadna z nich nie znała jeszcze Jezusa, a przecież za zbliżeniem się Jego,
radość jakaś i tęsknota owionęła to obszary; zdawało się, że te strwożone,
ścieśnione dziedziny tęsknoty rozszerzają się nagle oczekiwaniem jakiejś
radosnej wieści. Biedne dusze zdawał się przenikać jakby powiew świeżego
powietrza, jakby światło, jak rosa ożywcza, pokrzepiająca, zwiastująca im
odkupienie; a wszystko to odbyło się tak szybko, jak jedno tchnienie wiatru.
Minąwszy oba te koła, wszedł Jezus w przestrzeń mglistą, w której znajdowali
się pierwsi rodzice, Adam i Ewa. Przemówił do nich łaskawie, a oni, poznawszy
Go, z zachwyceniem niewypowiedzianym oddali Mu cześć. Wziąwszy ich z Sobą,
skierował się Jezus na lewo ku otchłani żyjących przed Abrahamem. te nie były
zupełnie wolne od mąk czyśćcowych, a przynajmniej nie wszystkie; widać było
między nimi złe duchy, a czarci ci dręczyli i uciskali niektóre dusze w różny
sposób. Aniołowie zapukali u wejścia i kazali otworzyć; tu bowiem był wchód,
wejście, brama, tu były i zawory i wrzeciądze, w które pukano, głosząc
przybycie; i zdawało mi się, jak gdyby wołali: „Otwórzcie bramy, rozemknijcie
podwoje!" I wszedł Jezus w tryumfie, a złe duchy cofały się trwożnie przed
Nim, krzycząc: „Co masz do nas, czego tu chcesz, czy i nas teraz chcesz
ukrzyżować?" itp. Aniołowie wnet powiązali ich i popędzili przed sobą.
Zamknięte dusze nie znały dotychczas Jezusa i tylko niejasne miały o Nim
pojęcie, lecz gdy dał się im poznać, otoczyły Go radośnie, wychwalając i czcząc
Zbawiciela Pana. Teraz skierował się Jezus do prawej, właściwej otchłani; u
wejścia zetknęła się z Nim dusza dobrego łotra, idąca w towarzystwie Aniołów na
łono Abrahama, podczas gdy złego łotra gnali właśnie czarci do piekła. Przemówiwszy
parę słów do Dyzmy, wszedł Jezus do otchłani, gdzie na łonie Abrahama
spoczywały dusze sprawiedliwych jego potomków; za Jezusem weszły gromadnie
wybawione już dusze i Aniołowie, pędzący przed sobą powiązanych czartów.
Przestrzeń ta prawa zdawała mi się wyżej położoną od tamtej; robiło to takie
wrażenie, jak gdyby szło się pod dziedzińcem kościelnym i z podziemia wchodziło
się do wnętrza kościoła. Złe duchy opierały się, nie chciały wejść do środka,
ale Aniołowie przemocą wepchnęli ich. W otchłani tej zebrane były dusze
wszystkich świętych Izraelitów, na lewo — Patriarchów, Mojżesza, sędziów i
królów, na prawo — Proroków i wszystkich przodków Jezusa i ich krewnych aż do
Joachima, Anny, Józefa, Zachariasza, Elżbiety i Jana. Nie było tu złych duchów,
nie było mąk żadnych, tylko tęsknota za spełnieniem obietnicy, danej pierwszym
rodzicom, a ta właśnie spełniała się obecnie. Więc błogość niewypowiedziana i
szczęśliwość przeniknęła wszystkie dusze, wszystkie otoczyły Zbawiciela, witały
Go i cześć Mu oddawały, a spętani czarci musieli chcąc nie chcąc wyznać przed
nimi swą nędzę i poniżenie. Jezus wysłał wiele dusz na ziemię, by wstąpiwszy w
swe ciała, dały o Nim jawne świadectwo. Było to właśnie w tym samym czasie,
kiedy tak wielu umarłych wyszło z grobów i pojawiło się w Jerozolimie.
Spełniwszy swą powinność, składały te dusze znowu ciała w ziemię, jak woźny
sądowy zdejmuje swój płaszcz urzędowy, spełniwszy rozkazy zwierzchności.
Stad wyruszył
pochód tryumfalny z Jezusem na czele, w głębszą sferę, stanowiącą pewnego
rodzaju miejsce oczyszczenia dla pobożnych pogan, którzy mieli przeczucie
prawdy i jej pożądali. Dusze te podlegały pewnym mękom za to, że na ziemi
hołdowały bałwochwalstwu. Teraz czarci musieli wyznać jawnie swe oszukańcze
czyny, a dusze z rozczulającą radością oddały hołd Zbawicielowi. Tu także
powiązali Aniołowie czartów i popędzili przed sobą.
Tak
przechodził Jezus te obszary w tryumfie, a bardzo szybko, uwalniając pobożne
dusze z wiekowej niewoli. Nieskończona mnogość obrazów przesuwała się przed
mymi oczyma, ale gdzież mój skołatany, nędzny potrafi to wszystko opisać?
Wreszcie zbliżył
się Jezus do jądra tej przepaści, do samego piekła, które wydawało mi się
kształtem jako ogromna, nieprzejrzana okiem budowa skalna, straszna, czarna,
połyskująca metalicznym blaskiem; wejścia strzegły olbrzymie, straszne bramy,
opatrzone mnóstwem rygli i zamków, widokiem swym wzbudzające dreszcz i trwogę.
Za zbliżeniem się Jezusa dał się słyszeć ryk potężny i okrzyk trwogi, bramy
rozwarły się na oścież, i ukazała się przepaść, pełna ohydy, ciemności i
okropności.
Jak mieszkania błogosławionych, świętych, przedstawiają mi się w widzeniach pod postacią niebiańskiej Jerozolimy, jako miasto olbrzymie o różnorodnych pałacach i ogrodach, zapełnionych cudownymi owocami i kwiatami różnych gatunków, stosownie do niezliczonych warunków i odmian szczęśliwości, tak i to piekło przedstawiło się mym oczom w formie odrębnego świata, stanowiącego całość, pod postacią różnorodnych budowli, obszarów i pól. Ale tu źródłem wszystkiego było przeciwieństwo szczęśliwości, wieczna męka i udręczenie. Jak tam, w siedzibie szczęśliwości, wszystko zdawało się być ugruntowane na prawidłach wiecznego pokoju, wiecznej harmonii i zadosyćuczynienia, tak tu opierało się wszystko na rozstroju i rozdźwięku wiecznego gniewu, rozdwojenia i zwątpienia. Tam widziałam najróżnorodniejsze przybytki radości i uwielbienia, przeźrocza, niewypowiedziane piękne, tu zaś niezliczone, różnorodne, ponure więzienia i jaskinie męki, przekleństwa, zwątpienia. Tam widziałam najcudowniejsze ogrody, pełne owoców Boskiego pokrzepienia, a tu najszkaradniejsze puszcze i bagniska, pełne udręczenia, męki i wszystkiego, co tylko może wzbudzić wstręt, obrzydzenie i przerażenie. Pełno tu było przybytków, ołtarzy, zamków, tronów, ogrodów, mórz i rzek przekleństwa, nienawiści, ohydy, zwątpienia, zamętu, męki i udręczenia, w przeciwieństwie do niebiańskich przybytków błogosławieństwa, miłości, jedności, radości i szczęśliwości. Tu panowała wieczna, rozdzierająca niejedność potępionych, jak tam wieczna, błoga harmonia i zgodność Świętych. Wszystkie zarodki przewrotności i fałszu przedstawione tu były przez niezliczone zjawiska i narzędzia męki i udręczenia; nic tu nie było prawidłowego, żadna myśl nie przynosiła ukojenia, panowała tylko wszechwładnie groźna myśl Boskiej sprawiedliwości, przywodząca każdemu z potępionych na pamięć, że te męki, tu ponoszone, są owocem winy, powstałym z nasienia grzechów, popełnionych na ziemi. Wszystkie straszne męki odpowiadały co do swej istoty, sposobu i mocy grzechom popełnionym, były tym gadem, który grzesznicy wyhodowali na swym łonie, a który teraz przeciw nim się zwracał. Widziałam straszną jakąś budowlę o licznych kolumnadach, obliczoną na wzbudzanie strachu i trwogi, jak w królestwie Bożym — dla spokoju i wytchnienia. Wszystko to rozumie się, gdy się widzi, ale słowami nie jest człowiek mocen to wypowiedzieć.
Gdy Aniołowie otworzyli bramy piekielne, ujrzałam jakiś zamęt ohydy, przekleństw, łajań, wycia i jęków. Jezus przemówił coś do duszy Judasza, tu zamkniętej, a Aniołowie mocą Bożą całe tłumy złych duchów obalili na ziemię. Wszyscy czarci musieli uczcić i uznać Jezusa, to było dla nich najstraszniejszą męką. Mnóstwo czartów otoczono wkoło innymi, jeden przy drugim, i spętano tych skrajnych, stojących w koło; tak, że cała czereda pozostała w ten sposób na uwięzi. Wszystko to odbywało się według pewnych określonych postanowień. Lucyfera wrzucili Aniołowie skrępowanego w będącą tam środkową otchłań, że aż zakotłowało się za nim w ciemnościach. Słyszałam, jeśli się nie mylę, że Lucyfer miał być znowu wypuszczony na pewien czas, coś na 50 czy 60 lat przed rokiem 2000 po Chrystusie. Innych dat nie pamiętam. Niektórzy czarci mieli być uwolnieni pierwej, na karę i kuszenie ludzi. Termin ten uwolnienia przypadał dla niektórych właśnie na nasze czasy, dla innych nieco później.
Nie jest mi możliwym opowiedzieć to wszystko, co widziałam. Za wiele tych szczegółów, tak, że nie potrafię ich złożyć w jedną całość, a przy tym jestem bardzo chora; gdy zacznę opowiadać, nasuwa mi się znów wszystko przed oczy, a widok to tak straszny i tak mnie przejmuje, że bliską jestem skonania.
Niezliczone gromady dusz, uwolnionych z otchłani i miejsc oczyszczenia, poprowadził Jezus w tryumfalnym pochodzie w górę do radosnego przybytku, umieszczonego pod niebiańską Jerozolimą. Jest to to samo miejsce, gdzie niedawno widziałam duszę zmarłego mego przyjaciela. Dyzmas doczekał się obietnicy, danej mu przez Zbawiciela; oto nie upłynął dzień, a już znajdował się z Nim w Raju. Przybyłe dusze czekała radość i pokrzepienie; zastawiono dla nich podobne stoły niebiańskie, do jakich i ja zasiadałam, gdy Bóg dobrotliwy chciał mnie pocieszyć i pokrzepić w bolesnych widzeniach.
Jak długo to wszystko trwało, com widziała i słyszała, nie potrafię określić, tak jak i nie potrafię dokładnie wszystkiego opowiedzieć, bo najpierw sama wiele rzeczy nie zrozumiałam, a po wtóre nie chcę, by inni coś źle zrozumieli. Dlatego też przestrzegam wielkiej ostrożności w opowiadaniu. Widziałam przez ten czas Zbawiciela na różnych miejscach kuli ziemskiej, nawet w morzu. Jezus chciał niejako uświęcić i oswobodzić wszelakie stworzenie; wszędzie uciekały przed Nim złe duchy w przepaść. Między innymi pojawił się Jezus w grobie Adama, znajdującym się pod Golgotą; tu przyszły do Niego dusze Adama i Ewy; Jezus rozmawiał z nimi, a potem wraz z nimi przechodził, jak gdyby pod ziemią, do grobów wielu Proroków, których dusze schodziły się zaraz do swych zwłok i słuchały różnych objaśnień, jakich im Jezus udzielał. Potem obchodził Zbawiciel z tą wybraną drużyną, w której znajdował się i Dawid, wiele miejsc, będących świadkami Jego życia i męki, tłumaczył im przeobrażające czynności, jakie tu się odbywały, i z niewymowną miłością brał spełnienie tych przeobrażeń na Siebie.
Między innymi zaprowadził także te dusze na miejsce chrztu Swego, gdzie tyle zdarzeń przeobrażających się odbyło, i wszystko im objaśniał. Z głębokim rozrzewnieniem podziwiałam nieskończone miłosierdzie Jezusa, który czynił niejako te dusze uczestnikami łaski Swego chrztu świętego.
Na mnie sprawiało to niesłychanie rzewne wrażenie, widząc tak duszę Jezusa, świetlistą, otoczoną rojem wyzwolonych dusz świętych, unoszącą się łagodnie ponad ziemią, przenikającą ciemne wnętrze ziemi, skały, morza i fale powietrza.
Tyle tylko utkwiło
mi w pamięci, ze wspaniałego widzenia o zstąpieniu
Jezusa do otchłani i wybawieniu z niej sprawiedliwych
dusz praojców. Oprócz tego czasowego widzenia odczułam dziś wraz z tymi duszami wieczny obraz
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Wiem z objawienia, że Jezus co rok w tym dniu, obchodzonym uroczyście
przez Kościół, zwraca Swe oko zbawcze na czyściec, by wybawić niektóre dusze. I
dziś także, to jest w Wielką Sobotę, podczas
powyższego objawienia, widziałam, że
Jezus wybawił z czyśćca niektóre dusze, które zawiniły przez pośredni współudział w krzyżowaniu Go. Uwolnił
dziś Jezus mnóstwo dusz, między tymi i niektóre mi znane, ale nie chcę ich wymieniać.