Asyż: Wypaczony pokój Chrystusowy

Errare humanum est, perseverare autem diabolicum -

Błądzić jest rzeczą ludzką, trwać zaś w błędzie diabelską

Co się wydarzy 27 października bieżącego roku? Czy będzie to zwykłe przyjacielskie spotkanie ludzi dobrej woli? A może będzie to swobodna pogawędka o Bóstwie Chrystusa Pana i Jego Kościele? Nie! Będzie to wznowienie przez obecnie panującego papieża Benedykta XVI bez­precedensowego zgorszenia, jakie jego poprzednik, Jan Paweł II, wywołał 27 października 1986 r.

Co nastąpi 27 października 2011 r.? Czy nastąpi wezwanie do nawrócenia na wiarę katolicką? Papieskie deklaracje niedwuznacznie ukazują, z czym będziemy mieli do czynienia owego dnia: będzie to spotkanie przedstawicieli wszystkich fałszywych religii, osobiście wezwanych przez papieża na dzień skupienia, podczas którego zostaną zaproszeni do modlitwy[1] w intencji pokoju.

Oczywiście, w odróżnieniu od pierwszego asyskiego zgromadzenia, modlitwa będzie się odbywać — jak się wydaje — w milczeniu, niemniej będzie wszechobecna. Ale do jakiego boga będą w milczeniu zanosić modły ci wszyscy przedstawiciele fałszywych religii? Do jakiego boga będą się modlić, jeśli nie do swoich fałszywych bogów, skoro papież wyraźnie zachęcił ich do głębszego życia „swoją wiarą religijną"[2]? Do kogo więc zwrócą się muzułmanie, jak nie do boga głoszonego przez Mahometa? Do kogo skierują swe modlitwy animiści, jak nie do swoich bałwanów? Wobec tego, jak można odnieść się ze zrozumieniem do faktu, że papież wzywa przedstawicieli fałszywych religii — właśnie jako reprezentantów fałszywych kultów — do uczestnictwa w dniu osobistej modlitwy? Już z uwagi na sam ten fakt postępowanie zwierzchnika Kościoła katolickiego jest straszliwym bluźnierstwem wobec Boga oraz okazją do zgorszenia dla ludzi na całym świecie.

 

Obraza Trójjedynego i Wcielonego Boga

 

Jak inaczej można by określić to targowisko religii, które poważnie narusza pierwsze przykazanie: „Panu Bogu twemu kłaniać się będziesz i jemu samemu służyć będziesz" (Pwt 6, 13; Mt 4, 10)?

Jak można sobie wyobrażać, że Bóg znajdzie upodobanie w modlitwach żydów, wiernie zachowujących tradycje swych ojców, którzy ukrzyżowali Jego Syna i negują Boga w Trójcy Jedynego?

Jak Bóg mógłby wysłuchać modlitw zanoszonych do Allacha, którego uczniowie nie przestają prześladować chrześcijan?

Jak Bóg mógłby mile przyjmować głosy wszelkiego rodzaju schizmatyków, heretyków i apostatów, którzy wyparli się Jego Kościoła, zrodzonego wszak z otwartego boku Jego Syna?

Jak Bóg mógłby uszanować kult składany bałwanom przez wszelkiej maści animistów, panteistów i pozostałych bałwochwalców?

Jak Bóg mógłby wysłuchać tych wszystkich modłów, skoro Jego Syn dał nam wskazówkę wyraźnie przeciwstawną: „Nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie" (J 14, 6)[3]?

To, o co proszą Boga uczciwe dusze, tkwiąc w herezji czy niewierności, to jedna rzecz; Bóg rozpozna swoich i doprowadzi ich do jedynego prawdziwego Kościoła. Niemniej, gdy zaprasza się tych ludzi do modlitwy jako przedstawicieli fałszywych religii, wedle ich „wiary religijnej", czyż nie jest to wyraźny znak, że zachęca się ich do modlitwy wedle ducha i formuł tychże fałszywych religii?

Jak wobec tego można nie widzieć w tym olbrzymiej obelgi rzuconej w twarz Bogu po trzykroć świętemu? Jak nie ulec głębokiemu oburzeniu na widok tego rodzaju zgorszenia? Jak zachować milczenie nie stając się współwinnym?

 

Wypaczony pokój Chrystusowy

 

Ten grzech najcięższego kalibru w takim samym stopniu uwłacza Chrystusowemu pokojowi. Papież wzywa do modlitwy o pokój. Ale jaki charakter ma ten oczekiwany przez papieża pokój? Czy chodzi o zaprzestanie konfliktów, wskutek których ziemia spływa krwią? Czy naprawdę wierzymy, że modlitwa skierowana do fałszywych bogów może wysłużyć nam nie karę, lecz dobrodziejstwo jakiegoś pokoju pojmowanego czysto po ludzku? Czy zapomnieliśmy już o potopie, który dotknął ziemię u zarania dziejów? Czy w naszej pamięci zatarło się już wspomnienie zniszczenia Sodomy i Gomory, których występek był mniej poważny od postępowania tych dusz niewiernych[4]? Czy puś­ciliśmy w niepamięć Ewangelię i krwawą historię zburzenia Jerozolimy, będącego ceną za grzechy jej mieszkańców?

Czemu zresztą miałoby służyć uzyskanie jakiegoś doczesnego pokoju, gdybyśmy przypadkiem mieli zatracić duszę? „Nie dajcie się zastraszyć tym, którzy zabijają ciało, i potem już nie mają co więcej uczynić (...) bójcie się tego, który skoro zabije, ma moc wtrącić do piekła" (Łk 12, 4-5). Ponadto, jakże nie widzieć w tej modlitwie o pokój pewnego odwrócenia — niewątpliwie bezwiednego, ale zdradliwego i dokonanego w celach ekumenicznych — słusznego dążenia każdego człowieka do pokoju społecznego? Nie, pokój przyniesiony przez Chrystusa nie może być tym światowym pokojem, tym pokojem masońskim, utwierdzanym przez wolność sumienia.

W rzeczywistości bowiem pokój przywoływany we wszystkich życzeniach obecnego papieża nie jest jedynie pokojem doczesnym; w pierwszym rzędzie jest to wolność religijna[5], jest to wolność sumienia, tylekroć potępiona przez wcześniejszych papieży[6]. Oto właściwa intencja modlitwy przedło­żona przez papieża; oto pokój, jakiego życzy sobie papież — to pokój doczesny, osiągnięty za sprawą wolności sumienia.

Czy jest to pokój Jezusa Chrystusa? Czy jest to pokój Tego, który poniósł śmierć na krzyżu, aby potwierdzić swoją Boskość? Pokój Chrystusowy jest czymś zupełnie innym, czymś równie odległym od pokoju masońskiego, jak odległe jest katolickie miłosierdzie od masońskiego braterstwa. Pokój Chrystusowy to pokój z Bogiem, to owoc odkupienia dusz przez Krew Jego Syna oraz porzucenia grzechu przez ludzi. A jeżeli chodzi o pokój społeczny, zapowiedziany przez Chrystusa, to nie jest on niczym innym, jak owocem chrześcijańskiej cywilizacji, przenikniętej katolicką wiarą i katolickim miłosierdziem.

 

Odrażające upokorzenie Kościoła

 

O ile przez tę zachętę do grzechu ciężkiej obrazy doznał Bóg w Trójcy Jedyny oraz człowieczeństwo Chrystusa, o tyle niepokalana Oblubienica Chrystusa, Jego jedyny Kościół powszechny, został publicznie upokorzony. Wykpiono nauczanie apostołów, papieży, Ojców Kościoła, świętych i męczenników;  wykpiono  katolickich książąt i bohaterów; wykpiono nauczanie psalmisty, wedle którego „wszyscy bogowie pogańscy to czarci”[7]; wykpiono kategoryczne polecenie św. Jana, aby nie pozdrawiać heretyków[8]; wykpiono nauczanie Grzegorza XVI i Piusa IX[9], dla których wolność sumienia jest „majaczeniem”; wykpiono kategoryczny zakaz Leona XIII[10] i Piusa XI[11], dotyczący organizowania i uczestnictwa w kongresach gromadzących przedstawicieli różnych religii; wykpiono męczeństwo Polieukta[12], który odmówił złożenia ofiary bałwanom; wykpiono przykład św. Franciszka Salezego, który napisał swe Kontrowersje, aby nawrócić protestanckiego heretyka; wykpiono tysiące misjonarzy porzucających wszystko, aby uratować dusze niewiernych; wykpiono bohaterski wyczyn Karola Młota, który pod Poitiers zatrzymał inwazję islamu; wykpiono Gotfryda de Bouillon, który mieczem i włócznią otworzył bramy Jerozolimy; wykpiono dobre imię św. Ludwika, który ukarał bluźnierstwo.

W jaki sposób przeniknięty ekumenicznym duchem Asyżu katolik mógłby jeszcze podpisać się pod dogmatem „poza Kościołem nie ma zbawienia”? Jak mógłby widzieć w Kościele katolickim jedyną arkę zbawienia? Co więcej, to zgorszenie pochodzi od najwyższej sakralnej władzy na ziemi, od samego Wikariusza Chrystusa, jakby uchybienie czci Bożej w rezultacie zgromadzenia tego rodzaju sama w sobie nie była wystarczająca. Czy papież, obejmując przewodnictwo nad tym zgromadzeniem, nie staje się wskutek tego nie tyle Głową Kościoła katolickiego, ile raczej zwierzchnikiem jakiegoś „Kościoła” ONZ; czy nie staje się kimś w rodzaju primus inter pares jakiejś religii obejmującej wszystkie religie i w istocie tożsamej z masońskim kultem Wielkiego Architekta Wszechświata? Czyż nie jest to diabelskie zniekształcenie misji powierzonej św. Piotrowi? Podczas gdy Chrystus uroczyście polecił mu, aby ten „utwierdzał swych braci w wierze” i pasł Jego owce, dzisiaj następca Piotra faktycznie utwierdza swych braci w indyferentyzmie i wiedzie Jego owce na manowce relatywizmu.

Okropne zgorszenie

 

Albowiem ta osobista decyzja papieża jest nie tylko straszliwym bluźnierstwem względem Boga; wywoła ponadto w duszach katolików i niekatolików olbrzymie zgorszenie. Większość ludzi, mając przed oczyma obraz papieża gromadzącego przedstawicieli wszystkich fałszywych religii, będzie się skłaniać ku coraz większej relatywizacji prawdy. Jaki człowiek, znający choć trochę katolickie nauczanie, nie będzie skłonny upewnić się co do losu niekatolików, gdy zobaczy papieża zachęcające­go innowierców do modlitwy o wolność sumienia? Jaki niechrześcijanin dostrzeże w katolicyzmie jedyną prawdziwą religię, wykluczającą wszystkie pozostałe, gdy będzie wiedział, że zwierzchnik Kościoła katolickiego zwołał panteon wszystkich religii? Jak zinterpretuje papieską przestrogę, aby nie ulegać relatywizmowi[13], jeśli nie w tym duchu, że nie chodzi o to, aby trwać w prawdzie, lecz o to, aby być szczerym w swych przekonaniach?

Jak inaczej, jeśli nie w sensie relatywistycznym, mógłby on zinterpretować następującą, wyraźną zachętę Ojca Świętego do praktykowania — najlepiej, jak to możliwe — własnej religii: „w październiku bieżącego roku udam się jako pielgrzym do miasta świętego Franciszka, zapraszając do przyłączenia się na tej drodze naszych braci chrześcijan rozmaitych wyznań, przywódców [różnych] światowych tradycji religijnych oraz — co jest naszym ideałem — wszystkich ludzi dobrej woli w celu (...) uroczystego odnowienia zaangażowania wierzą­cych z każdej religii do życia swoją wiarą religijną jako służbą ze względu na pokój”[14]? W 1986 r. pewien dziennikarz podzielił się z czytelnikami znamiennym wnioskiem: „Papież tworzy i przewodniczy ONZ­ owi religii, który obejmuje zarówno tych, którzy wierzą w Wiekuistego, jak i tych, którzy wyznają tysiąc bóstw; obejmuje nawet tych, którzy nie wierzą w żadnego określonego boga. Zdumiewający obraz! Jan Paweł II w spektakularny sposób zezwala na relatywizację wiary chrześcijańskiej, która od tej pory staje się tylko jedną z wielu [religii]”[15]. Jak można się spodziewać, że wielu ludzi wieczorem 27 października 2011 r. nie będzie podzielać tego przekonania?

Z tego powodu szczególnie dziwne wydaje się nam usprawiedliwianie tego czynu papieża pod tym pretekstem, że spotkanie w Asyżu w bieżącym roku będzie mieć odmienny charakter od tego, które odbyło się 25 lat temu. Jest wręcz przeciwnie — wszystko prowadzi nas bowiem do przekonania o zdumiewającej ciągłości między ówczesnym spotkaniem w Asyżu a tym, do którego ma dojść w roku bieżącym. Zwróćmy uwagę na następujące elementy.

Charakter zgromadzenia: Zachęta przedstawicieli fałszywych religii do wspólnej refleksji i modlitwy w intencji pokoju.

Powód spotkania: Pokój społeczny promowany  przez ONZ. 25 lat temu papież Jan Paweł II zachęcił wszystkie religie, aby „w 1986 r., który ONZ ogłosiła Rokiem Pokoju, aktywnie przyczyniły się do zorganizowania specjalnego kongresu modlitwy w intencji pokoju, który odbędzie się w Asyżu[16]. Obecny papież w Przesłaniu na rzecz pokoju, wygłoszonym 1 stycznia 2011 r., czyli w dniu obwieszczenia o spotkaniu w Asyżu, zaplanowanym na 27 października tego roku, zawarł znamienne słowa: „Bez tego fundamentalnego doświadczenia [wielkich religii] trudne i uciążliwe okazuje się nakierowanie społeczeństw ku uniwersalnym zasadom moralnym oraz ustanowienie na poziomie narodowym i międzynarodowym reguł gwarantujących pełne uznanie i przestrzeganie podstawowych praw i wolności, jak postulują to cele — wciąż, niestety, lekceważone bądź negowane — Powszechnej deklaracji praw człowieka z 1948 r. (...) Wszystko to jest niezbędne i pozostaje w ścisłym związku z szacunkiem dla godności i wartości osoby ludzkiej, szacunkiem zagwarantowanym przez narody świata w Karcie Organizacji Narodów Zjednoczonych z 1945 r.”[17].

Jak napisał bp Fellay do Jana Pawła II w związku z drugim zgorszeniem w duchu Asyżu, które miało miejsce [w Rzymie] w 1999 r.: „Humanistyczne, doczesne i naturalistyczne motywy tych spotkań odciągają Kościół od jego całkowicie boskiej, wiekuistej i nadprzyrodzonej misji oraz sprowadzają go na poziom masońskich ideałów jakiegoś światowego pokoju, ustanowionego bez udziału jedynego Księcia Pokoju, naszego Pana Jezusa Chrystusa”[18].

Data spotkania: Benedykt XVI podejmuje tę inicjatywę dokładnie 25 lat po publicznej uroczystości w Asyżu: „W 2011 r. będziemy świętować 25. rocznicę Światowego Dnia Modlitwy o Pokój, zwołanego w 1986 r. (...) do Asyżu (...). Wspomnienie tego doświadczenia jest bodźcem nadziei na przyszłość, w której wszyscy wierzący poczują się twórcami sprawiedliwości i pokoju oraz rzeczywiście nimi się staną”[19]. Czyż nie jest to jasny dowód oczywistej kontynuacji? Czyż nie jest to sposób na wskrzeszenie w naszych umysłach bolesnego wspomnienia o skandalicznych i gorszących wydarzeniach: o posążku Buddy ustawionym na tabernakulum w kościele pw. Świętego Piotra, o kurczakach ofiarowanych bożkom na ołtarzu św. Klary, o Wikariuszu Chrystusa poruszającym się w towarzystwie dalajlamy i schizmatyckiego patriarchy na usługach KGB? Czy zatem trzeba publicznie obchodzić rocznicę wydarzenia, względem którego pragnie się samemu wyraźnie zdystansować? Po co obwieszczać urbi et orbi, że „wspomnienie tego doświadczenia jest bodźcem nadziei na przyszłość"? W obliczu rzeczywistości — jak pisał Bernanos — jedynie zdrada konformistów może pozwolić ukryć twarz za woalem[20].

Powołanie się na poprzednika: Obecny papież wypowiada się w taki sposób, jakby chciał rozproszyć wszelkie możliwe niejasności i przypomnieć wszystkim, którzy pragną tego słuchać, o swej wierności duchowi pierwszego zgromadzenia w Asyżu: „w bieżącym [2011] roku będziemy świętować 25. rocznicę Światowego Dnia Modlitwy o Pokój, zwołanego w 1986 r. do Asyżu przez czcigodnego Jana Pawła II”[21].

Nie tylko dzielni obrońcy papieża posługują się tymi sami argumentami, aby usprawiedliwić to, czego usprawiedliwić niepodobna. Do niedawna broniono Asyżu, dokonując subtelnego rozróżnienia pomiędzy „byciem razem, aby się modlić" a „wspólną modlitwą" — czy zatem dzisiaj powiedzą nam, że wspólna modlitwa się nie odbędzie, ale będzie to wspólny dzień modlitwy? Czy zamiast wprost przeczyć współistnieniu cichych modlitw, powiedzą nam, że każdy modli się zgodnie z zasadami swojej religii? Jak gdyby wszystkie te pozornie słuszne rozróżnienia nie zostały wymyślone na potrzeby chwili; jak gdyby wszystkie te subtelności były pojmowane w Jot przez zgromadzonych ludzi — którzy naprawdę zachowają w pamięci jedną tylko rzecz: zgromadzenie wszystkich religii, pozwalające każdemu pomodlić się do „czegoś nadprzyrodzonego”, w oderwaniu od Bożego objawienia

Słowem, zgorszenie w Asyżu, jakie dokona się w tym roku — podobnie jak większość gestów obecnego papieża — w porównaniu z działaniami jego poprzednika będzie takie samo co do istoty, lecz odbędzie się w mniej spektakularnej formie niż w 1986 r. Dlatego wszystkim tym, którzy po raz kolejny będą nas oskarżać o brak miłosierdzia w powyższych gwałtownych słowach, ośmielamy się przypomnieć przykazanie Chrystusa: „Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca twego i z całej duszy twojej, i ze wszystkich sił twoich, i ze wszystkiej myśli twojej, a bliźniego twego jako samego siebie” (Łk 10, 27). Czy będzie to objawem gorącej miłości do Chrystusa, gdy nie będziemy wskazywać na dokonywane bluźnierstwa i nie będziemy krytykować tych, których takie napiętnowanie drażni? Czy będzie ta przejawem miłości bliźniego, gdy nie będziemy go ostrzegać o grożącym mu niebezpieczeństwie? Czy tak wygląda miłość, której żąda od nas Chrystus? Ależ nie! Jak przypomniał w ponurych czasach[22] św. Pius X: „Katolicka doktryna uczy nas, że podstawowy obowiązek miłości bliźniego nie polega na tolerancji dla mylnych przekonań, jakkolwiek szczere by one były; nie polega też na teoretycznym czy praktycznym braku reakcji na błędy bądź wady, w jakich widzimy pogrążonych naszych braci. Obowiązek miłości bliźniego polega na poświęceniu się duchowemu i moralnemu doskonaleniu bliźnich oraz na gorliwym staraniu się o ich materialny dobrobyt. Ta sarna katolicka doktryna poucza nas także, że źródło miłości bliźniego zawiera się w miłości Boga, wspólnego Ojca, który jest wspólnym celem całego rodzaju ludzkiego. A także w miłości Jezusa Chrystusa, którego współbraćmi jesteśmy do tego stopnia, że pomoc okazana jakiemuś nieszczęśnikowi jest dobrem wyświadczonym Jemu samemu. (...) Nie, Czcigodni Bracia, nie ma braterstwa poza chrześcijańską miłością bliźniego!”[23]

A więc do jakiego Kościoła należymy? Czy należymy do Kościoła św. Polikarpa ze Smyrny, który heretykowi Marcjonowi, zwracającemu się doń z pytaniem, czy go rozpoznaje, odpowiedział w następujących słowach: „Tak, rozpoznaję cię jako pierworodnego syna diabła!”? Czy należymy do Kościoła św. Marcina, który roztrzaskał bałwany i wyciął „święte drzewa” w naszych wsiach? Czy należymy do Kościoła św. Bernarda, który wzywał naszych ojców do krucjaty? Czy należymy do Kościoła św. Piusa V. który w obliczu zagrożenia islamem nie ograniczył się do odmawiania różańca. lecz wezwał chrześcijańskich książąt do energicznej walki z muzułmanami? Czy zatem należymy cło Kościoła świętych i męczenników, czy może raczej do Kościoła Piłata, do Kościoła tych wszystkich Cauchonów[24], Lamennais’ów i Teilhardów de Chardinów, zawsze skorych do podlizywania się światu i ochoczo wydających Chrystusa i Jego uczniów w ręce ich przeciwników? Będziemy osądzać Asyż oczyma naszej wiary, oczyma papieży i męczenników, czy będziemy go oceniać oczyma światowców, liberałów i modernistów? Dlatego nie możemy milczeć! Podczas gdy papież przygotowuje się do jednego z najważniejszych aktów swego pontyfikatu, my publicznie i stanowczo wyrażamy nasze oburzenie, żywiąc nadzieję i błagaj Pana Boga, aby to doskonale przygotowane, nieszczęsne wydarzenie nie mogło się ziścić. I na zakończenie jak moglibyśmy nie wspomnieć słów abp. Marcelego Lefebvre’a, przywołanych przez bp. Fellaya w jego liście do papieża, wystosowanym w 1999 r.: „Arcybiskup Lefebvre rozpoznał w tym opłakanym wydarzeniu, jakie miało miejsce w Asyżu, jeden ze znaków czasu, pozwalających mu dokonać prawomocnie święceń biskupich bez Twojego, Ojcze Święty, mandatu i napisać do Waszej Świątobliwości, że czas szczerej współpracy jeszcze nie nadszedł ”[25]. Wręcz przeciwnie, nadeszła godzina, aby dokonać pokuty i zadośćuczynienia za to zgorszenie, zachowując w sercu niewzruszoną nadzieję, że mimo postępów mysterium iniquitatis [26] „bramy piekielne nie przemogą Kościoła”. Ω

Opublikowano za zgodą J.E. ks. bp. Bernarda Fellaya, przełożonego generalnego Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Tekst za; „Revue de presse” nr 242 z 12 września 2011 r. Z języka francuskiego przełożył Jarosław Zoppa.

powrót



[1] Program obchodów tego dnia i komunikat Stolicy Apostolskiej nie pozostawiają żadnej wątpliwości odnośnie do religijnego wymiaru tego wydarzenia: „Ojciec Święty zamierza zwołać 27 października br. Dzień skupienia, dialogu i  modlitwy w intencji pokoju oraz sprawiedliwości na świecie. (...) Okres milczenia będzie stanowić dla wszystkich zgromadzonych spo­sobność do modlitwy i refleksji. Po południu wszyscy obecni w Asyżu wezmą udział w pochodzie, który przejdzie krętą drogą prowadzącą do Bazyliki  św.  Franciszka.  Będzie  to   pielgrzymka, do której w końcowym etapie dołączą również członkowie poszczególnych delegacji; pochód ma symbolizować drogę każdej ludzkiej jednostki w wytrwałym poszukiwaniu prawdy oraz w aktywnym budowaniu sprawiedliwości i pokoju. Pochód odbędzie się w milczeniu, pozostawiając miejsce dla  modlitwy i osobistej medytacji". Komunikat prasowy Stolicy Apostolskiej z 2 kwietnia 2011 r. „Dzień skupienia, dia­logu i modlitwy w intencji pokoju i sprawiedliwości na świecie (Pielgrzymi prawdy, pielgrzymi pokoju» (Asyż, 27 października 2011 r.)".

[2] Zapowiedzianym przez papieża celem spotkania jest „uroczyste odnowienie przez wierzących każdej religii zaangażowania w życie swoją wiarą religijną jako służbą ze względu na pokój" (słowa homilii Benedykta XVI podczas modlitwy Anioł Pański, 1 stycznia 2011 r.).

[3] Por. 1 J 2,23

[4] Mt 10, 14-15: „I ktokolwiek by was nie przyjął, i nie słuchał mów waszych, wychodząc precz z domu albo z miasta, otrząśnijcie proch z nóg waszych. Zaprawdę powiadam wam: Lżej będzie ziemi sodomskiej i gomorejskiej w dzień sądny, niż owemu miastu".

[5] „(...) to jest światowy Dzień Pokoju, odpowiednia okazja, aby wspólnie zastanowić się nad wielkimi wyzwaniami, jakie nasza epoka stawia przed ludzkością. Z tego właśnie powodu pragnąłem w tym roku poświęcić moje przesłanie następujące­ mu tematowi: Wolność religijna drogą do pokoju. (...) W dzisiejszym przesłaniu na światowy Dzień Pokoju położyłem nacisk na sposób, w jaki wielkie religie mogą stworzyć ważny czynnik jedności i pokoju w łonie rodziny ludzkiej, i przypomniałem przy tej okazji, że w bieżącym roku (2011) będziemy obchodzić 25. rocznicę światowego Dnia Modlitwy w intencji pokoju, który w 1986 r. zwołał był do Asyżu czcigodny Jan Paweł II. Z tego powodu, w październiku bieżącego roku udam się jako piel­grzym do miasta świętego Franciszka, zapraszając do przyłączenia się na tej drodze naszych braci chrześcijan rozmaitych wyznań [oraz] przywódców [różnych] światowych tradycji religijnych". Słowa homilii Benedykta XVI podczas modlitwy „Anioł Pański", Plac św. Piotra, 1 stycznia 2011 r.

[6] Grzegorz XVI, encyklika Mirari vos (1832): „Ze stęchłego źródła indyferentyzmu  wypływa również  owo  niedorzeczne i błędne mniemanie, albo raczej omamienie, że każdemu powinno się nadać i zapewnić wolność sumienia" (przekład F. Rostafińskiego).

 

[7] PS 95,5

[8] 2 J, 10-11: „Jeśli kto przychodzi do was, a nauki tej [Chrystusowej] nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu, ani mu nie mówcie: «Witaj». Kto bowiem mówi mu: «Witaj», jest uczestnikiem jego złych uczynków".

[9] Por. Pius IX, Syllabus errorum (1864), zdanie potępione nr LXXIX (DS 2979): „ Błędem jest twierdzenie, że wolność oby­wateli w wyborze jakiegokolwiek kultu przyznana wszystkimi pełna swoboda głoszenia i wypowiadania publicznie jakichkol­wiek poglądów sprzyja zepsuciu  obyczajów i  charakterów, a także rozszerzaniu się szkodliwego indyferentyzmu".

[10] Przy okazji Kongresu Religii, który odbył się w 1893 r. w Chicago.

[11] Pius XI, encyklika Mortalium animos (6 stycznia 1928 r.): „Wychodząc z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję, że mimo wszystkich różnic zapatrywań religijnych nie trudno będzie, by ludzie przez wyznawanie niektórych zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego, w braterstwie się zjednali. W tym celu urządzają zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, a nawet tych, którzy — niestety — odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one zasadzają się na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i krok po kroku popadają w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii przez Boga nam objawionej odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera".

[12] Św. Polieukt z Melitene (+259) — męczennik ormiański; według tradycji chrześcijańskiej był oficerem XII legionu rzym­skiego, ściętym za odmowę podporządkowania się dekretowi cesarza Decjusza, nakazującemu oddawanie czci idolom wysta­wionym na agorze; w Kościele katolickim św. Polieukt z Melitene jest wspominany 13 lutego (przyp. tłum.).

 

 

[13] Będzie się to mogło dokonać „bez wyrzekania się własnej tożsamości  czy  ulegania jakimś  przejawom  synkretyzmu" (komunikat prasowy Stolicy Apostolskiej z 2 kwietnia 2011 r.).

[14] Słowa homilii Benedykta XVI podczas modlitwy Anioł Pański, 1 stycznia 2011 r.

[15] Le Figaro", 31 października 1986 r., s. 69.

[16]„L'Osservatore Romano", 27-28 stycznia 1986 r.

[17] Przesłanie Benedykta XVI na uroczystość Światowego Dnia Pokoju, 1 stycznia 2011 r., par. 12.

[18] List bp. Bernarda Fellaya do Jana Pawła II ze słowami publicznego sprzeciwu wobec wznowienia asyskiego zgorszenia w Rzymie 28 października 1999 r.

[19] Przesłanie Benedykta XVI na uroczystość Światowego Dnia Pokoju, 1 stycznia 2011 r., par. 7 i 11.

[20] ZobG Bernanos,  Pamiętnik  wiejskiego proboszcza, wyd. II, Warszawa 1961, s. 221.

[21] Słowa homilii Benedykta XVI podczas modlitwy Anioł Pański, 1 stycznia 2011 r. Por. też komunikat prasowy Stolicy Apostolskiej z 2 kwietnia 2011 r.: „Obraz pielgrzymki streszcza więc sens wydarzenia, które będziemy uroczyście obchodzić, i każe zwrócić uwagę na przesłanie; wspomnimy etapy, które przebyliśmy na tej drodze, począwszy od pierwszego zgromadzenia w Asyżu po spotkanie, które odbyło się w 2002 r. W tym samym czasie będziemy też spoglądać w przyszłość z zamiarem kontynuowania, wspólne ze wszystkimi ludźmi dobrej woli, marszu drogą dialogu i braterstwa w szybko zmieniającym się świecie". Już w 2007 r., podczas spotkania przedstawicieli różnych religii w Neapolu, Benedykt XVI rozproszył wszelkie złudzenia, jakoby miał wolę okazać skruchę i żal za pierwsze spotkanie w Asyżu. Papież powiedział wówczas: „[obecne spotkanie] ponownie odsyła nas do ducha 1986 r., kiedy mój czcigodny poprzednik Jan Paweł II zaprosił na wzgórze św. Franciszka wysokich przedstawicieli religijnych wspólnot do modlitwy o pokój, kładąc w tych okolicznościach nacisk na wewnętrzną więź, jaka łączy autentyczną postawę religijną z głęboką wrażliwością w kwestii tego podstawowego dobra ludzkości.  (...)Zachowując szacunek dla różnic pomiędzy rozmaitymi religiami, wszyscy jesteśmy powołani do pracy na rzecz pokoju". Por. Benedykt  XVI,  przemówienie  do przedstawicieli  religijnych wspólnot, biorących udział w międzynarodowym spotkaniu na rzecz pokoju 21 października 2007 r.,  [w:] „Documentation Catholique", nr 2391 (2 października 2007 r.), s. 1037-1038.

[22] Aluzja do prześladowań Kościoła we Francji w okresie III Republiki, jak i — zapewne — do kryzysu modernistycznego w łonie samego Kościoła, z którym walczył św. Pius X (przyp. tłum.).

[23] Św. Pius X, list apostolski Notre charge apostolique do episkopatu francuskiego, 25 sierpnia 1910 r.

[24] Piotr Cauchon (1371-1442) — biskup Beauvais i Lisieux, rektor Uniwersytetu Paryskiego, czołowy polityk stronnictwa burgundzkiego w kluczowym okresie tzw. wojny stuletniej między Francją a Anglią (1337-1453), główny sędzia Joanny d'Arc, który współpracując z Anglikami doprowadził do jej skazania i spalenia na stosie w 1431r. w Rouen (przyp. tłum.).

[25] List bp. Bernarda Fellaya do Jana Pawła II ze słowami publicznego sprzeciwu wobec wznowienia asyskiego zgorszenia w Rzymie 28 października 1999 r.

[26] Łac. „tajemnica nieprawości” (przyp. tłum.).