Jezus na
puszczy. Gody w Kanie. Pierwsze święta Wielkanocne w Jerozolimie.
1.
Czterdziestodniowy post Jezusa.
Jezus udał się przed
szabatem w towarzystwie Łazarza w stronę pustyni do gospody, będącej własnością
Łazarza. W drodze oznajmił mu, że wróci znowu po dniach czterdziestu. W
gospodzie rozstał się z Łazarzem i poszedł dalej sam jeden, boso. Z początku
nie szedł w kierunku Jerycha, lecz ku południowi, jak gdyby zamierzał do
Betlejem, drogą między miejscem pobytu krewnych Anny, a krewnych Józefa, koło Masfy; następnie
zwrócił się ku Jordanowi, obchodząc różne miejsca, a wreszcie przyszedł
ścieżkami tuż koło miejsca, gdzie niegdyś stała arka i gdzie Jan obchodził ową
uroczystość.
Mniej więcej o godzinę drogi od Jerycha wszedł
w góry, ciągnące się do Jerycho między wschodem a południem przez Jordan ku
Madian. Tu udał się do obszernej groty.
W okolicy Jerycho zaczął Jezus pościć,
potem przebywał, poszcząc, w różnych stronach pustyni z przeciwnej strony Jordanu, i tu także w okolicy Jerycha post Swój zakończył.
Stąd zaniósł Go szatan na górę, która częścią jest porosła krzakami, częścią
pusta i skalista. Z wierzchołka jej roztacza się przed oczami szeroko i daleko
piękny widok. Nie jest właściwie tak wysoko położona, jak Jerozolima, ponieważ
jednak leży w niższym poziomie i z dala od innych gór, więc się wyższa wydaje.
Na wzgórzach jerozolimskich najwyżej sięga szczyt Kalwarii, leżący w równej
wysokości ze świątynią. Od strony Betlejem i od południa opada wyżyna, na
której stoi miasto Jeruzalem, bardzo stromo na dół; z tej też strony niema do
miasta żadnego dostępu. Stoją tu tylko pałace.
W nocy wyszedł Jezus na stromą, dziką górę na puszczy,
zwaną teraz Kwarantanią. Góra ta ma trzy grzbiety, a w każdym jest jaskinia,
jedna nad drugą. Poza najwyższą jaskinią, do której wszedł Jezus, widać było
stromą, ciemna przepaść. W górze tej pełno było strasznych, niebezpiecznych
szczelin. W tej samej jaskini mieszkał przed 400 laty jakiś prorok, którego
nazwiska nie pamiętam. Mieszkał tu również potajemnie przez czas jakiś Eliasz i
rozszerzył pieczarę; stąd schodził nieraz niespodzianie między lud, prorokował
i łagodził spory. Przed 150 laty miało tu swe mieszkania 25 Esseńczyków. U stóp
tej góry obozowali niegdyś Izraelici, gdy wśród odgłosu trąb z arką przymierza
okrążali Jerycho. W okolicy tej jest także owa studnia, której wodę Elizeusz
przemienił na słodką. Św. Helena kazała tę jaskinię przemienić w kaplice, a w
jednej z nich widziałam na ścianie obraz, przedstawiający kuszenie Jezusa.
Później zbudowano na górze klasztor. Pamiętam, że nie mogłam pojąć, jak mogli
robotnicy wyjść na taką górę i tam budować. Helena zbudowała kościoły w wielu świętych
miejscach. Za jej staraniem powstał także kościół o dwie godziny od Seforis nad
domem, w którym się urodziła Anna, matka Najświętszej Maryi Panny. W samym
Seforis posiadali rodzice Anny również dom. Ach, jak to bolesne, że prawie
wszystkie te święte miejsca uległy teraz zniszczeniu i ledwie pamięć po nich
pozostała. Idąc jako młode dziewczę zimą po śniegu, przed wschodem słońca, do
kościoła w Koesfeld, widziałam dokładnie wszystkie te miejsca i patrzałam
nieraz, jak poczciwi ludzie tamtejsi rzucali się płazem na drodze pod nogi
rozjuszonych wojowników, aby tylko ochronić to drogie pamiątki, od zniszczenia.
Słowa Pisma św.: „zaprowadzony był przez
Ducha św. na puszczę" należy rozumieć w ten sposób, że Duch święty, który
zstąpił na Niego przy chrzcie (o ile Jezus jako człowiek przejawiał na Sobie
całą Boskość), skłonił Go pójść na pustynię i przygotować się w sposób ludzki
przed Swoim Ojcem niebieskim do trudów i cierpień przyszłego zawodu.
Jezus
modlił się długo w grocie do Ojca niebieskiego, klęcząc z rękoma wniesionymi w
górę, prosząc o wytrwałość i pociechę we wszystkich, czekających Go
cierpieniach. Przewidując je wszystkie naprzód, błagał o potrzebne łaski do
wytrwania w nich. Widziałam po kolei wszystkie te niedole i troski, a na każde
otrzymał Jezus pociechę i zasługę. Wielka jak kościół świetlana chmura spuściła
się na Niego z góry, a podczas gdy odmawiał pojedyncze modlitwy, zbliżały się
do Niego jakieś postacie duchowe, przyoblekały na się postać ludzką i oddawały
Mu cześć, przynosząc Mu zarazem różne obietnice i pociechy. Zrozumiałam jasno,
że tu na pustyni Jezus dla nas zdobywał wszelkie umocnienie, pomoc i zwycięstwo
w utrapieniach, zjednywał nam zasługę walki i zwycięstwa, przygotowywał nam
wartość dla naszych umartwień i postów. Tu ofiarował Bogu Ojcu wszelkie Swe
przyszłe prace i trudy, aby nadać wartość przyszłym ćwiczeniom duchownym i
modlitwom wszystkich wiernych. Poznałam, jak wielki skarb zdobył przez to
Chrystus dla Kościoła, który to skarb oddany został do użytku wiernych przez
ustanowienie postu czterdziestodniowego. Podczas modlitwy pocił się Jezus
krwawym potem.
Z tej góry zeszedł Jezus ku Jordanowi, idąc między Gilgal a
miejscem chrztu Jana, leżącym o godzinę drogi więcej na południe. Przeprawiwszy
się, w głębokim lecz wąskim miejscu, na belce przez
Jordan, zostawił Betabarę po prawej ręce i przekroczywszy wiele dróg,
prowadzących do Jordanu, dostał się w góry, idąc pustynią po ścieżkach
górskich, pomiędzy wschodem a południem. Przeszedłszy następnie dolinę,
ciągnącą się ku Kallirroe, i przeprawi-wszy się przez
jakąś rzeczkę, wyruszył grzbietem górskim ku północy aż do miejsca, naprzeciw
którego leży w dolinie Jachza. Tu niegdyś pobili Izraelici króla Amorytów,
Sychona. Trzech Izraelitów przypadało na 16 nieprzyjaciół, a jednak Izraelici
cudem zwyciężyli, gdyż rozległ się nad wojskiem Amorytów straszliwy szum,
którym przestraszeni, uciekli.
Góry, na których się Jezus teraz znajdował,
położone były prawie, naprzeciw góry przy Jerycho, lecz o wiele dziksze od
tychże. Od Jordanu są one oddalone mniej więcej 9 godzin.
Szatanowi nieznaną była Boskość Jezusa i Jego posłannictwo.
Słowa: „Ten jest Syn Mój miły, w którym Sobie upodobałem," tłumaczył sobie
szatan jako odnoszące się do człowieka — proroka. Mimo tego już nieraz kuszony
był Jezus wewnętrznie. Pierwszą pokusą była myśl: „Ten lud jest zanadto
popsuty. Czyż to wszystko mam dla niego cierpieć, a jednak nie dokonać Swego
dzieła?" Pokusy te jednak zwyciężył Jezus Swą nieskończoną miłością i
miłosierdziem, mimo że widział wszystkie Swoje męki.
Jezus modlił się w grocie to leżąc, to klęcząc, to stojąc.
Był w zwykłym Swym odzieniu, lecz było ono przestronnym i wolnym. Pasa i sandałów
nie miał na Sobie. Płaszcz, sakwy i pas leżały obok na ziemi. Codziennie modlił
się Jezus o co innego, codziennie zdobywał nam nowe łaski, nie powtarzając
nigdy dwa razy to samo. Bez tych Jego wytrwałych, ciągłych modlitw nie
moglibyśmy nigdy zdobyć zasługi za opieranie się pokusom.
Przez cały ten czas nie jadł Jezus, ani
nie pił, lecz widziałam, że Go pokrzepiali aniołowie. Nie wychudł wcale
skutkiem długiego postu, tylko przybladł znacznie.
W grocie, nie leżącej przy samym wierzchołku góry, był otwór, przez który dął ostry, mroźny wiatr, gdyż właśnie była teraz dżdżysta pora roku.
Grota
jednak była na tyle obszerna, że
Jezus mógł klęczeć lub leżeć, nie znajdując się na wprost otworu. Ściany groty
utworzone były z kamieni różnobarwne żyłkowanych i gdyby się je ogładziło,
wyglądałaby grota jak malowana.
Pewnego dnia leżał Jezus twarzą na ziemi.
Obnażone nogi były zaczerwienione i pokaleczone podróżą po skalistych drogach;
Jezus bowiem przez cały ten czas chodził po pustyni boso. Często wstawał, to
znowu kładł się twarzą na ziemię. Światło otaczało Go dokoła. Nagle rozległ się
szum z nieba, światłość napełniła grotę, a w tej światłości ukazała się
gromadka aniołów, niosących rozmaite przedmioty. Wtem doznałam uczucia, jak
gdyby ktoś przemocą wtłaczał mnie w ścianę groty. Sądząc, że zapadam się,
krzyknęłam: „Jak to! mam zapaść się, zapaść obok mego najdroższego
Jezusa?"
Gdy to przeminęło, ujrzałam, jak aniołowie ze czcią
oddawali pokłon Jezusowi, pytając Go, czy mogą Mu przedstawić Jego posłannictwo
i czy zawsze jeszcze jest Jego wolą, cierpieć jako człowiek za ludzi, jak to
postanowił wtenczas, gdy zstępował od Ojca niebieskiego, przyjmując ciało
ludzkie w łonie Dziewicy? Gdy Jezus powtórnie przyjął na Siebie wszystkie
cierpienia, wystawili przed Nim aniołowie wysoki krzyż, którego pojedyncze
części przynieśli ze sobą. Krzyż miał zwykły swój kształt, lecz składał się z
czterech części, podobnie jak to wiedziałam przy tłoczniach krzyżowych,
ponieważ górna część dłuższego boku, wystająca ponad ramiona, zrobiona była
także z osobnego kawałka drzewa. Pięciu aniołów niosło dolną część krzyża,
trzech górną, trzech lewe, trzech prawe ramię krzyża; trzech niosło podstawę
dla oparcia nóg, trzech drabinę, inny niósł kosz ze sznurkami i narzędziami,
inni włócznię, trzcinę, rózgi, bicze, koronę cierniową, gwoździe i inne
przedmioty mające służyć do urągania, w ogóle wszystko, co użytym być miało
przy Jego męce.
Krzyż
zdawał się być w środku wydrążony; można go było otworzyć jak szafę, wypełniony
zaś był mnóstwem rozmaitych narzędzi męczeńskich. W środku zaś, w miejscu,
gdzie przebito serce Jezusa, łączyły się wszelkie możliwe rodzaje męki,
przedstawione za pomocą odpowiednich narzędzi. Krzyż był barwy krwistej,
boleśnie nastrajającej.
Pojedyncze części krzyża miały również
barwy boleśnie usposabiające, z których każda wyobrażała rodzaj męki, mającej
być odcierpianą w tym miejscu, a odczutą w sercu. Narzędzia, umieszczone w
pojedynczych częściach krzyża, były również wyobrażeniem przyszłych mąk.
W krzyżu były także naczynia z żółcią i
octem, prócz tego maści, mirra i jakieś korzenie, a to odnosiło się zapewne do
śmierci i złożenia w grobie Jezusa.
Prócz tego było mnóstwo długich, na dłoń szerokich pasm o różnych
barwach, na których wypisane były różne cierpienia i bolesne prace Jezusa.
Barwy oznaczały rozmaite stopnie i rodzaje ciemności, które cierpienia Jezusa
miały rozjaśnić i rozproszyć. Czarny kolor oznaczał zgubę; brunatny — smutek,
oschłość, pomieszanie i brud; czerwony — ociężałość, cielesność, zmysłowość;
żółty — miękkość serca i obawę przed cierpieniami. Były także wstęgi pół żółte i pół czerwone jedne i drugie miały wybieleć.
Wiele było pasm zupełnie białych jak mleko, przejrzystych, z pismem świecącym.
Na nich wypisane były błogie skutki męki Jezusa.
Wszystkie te wstęgi przedstawiały niejako
liczbę wszelkiego rodzaju cierpień i prac, jakie Jezusa czekały w czasie Jego
przyszłej, uciążliwej wędrówki życiowej, z uczniami i innymi ludźmi.
Przed oczami Jezusa przesunęli się wszyscy
ci ludzie, którzy mieli Mu najwięcej ukryte sprawiać boleści, jak; podstępni
faryzeusze, zdrajca Judasz i żydzi, bezlitośnie szydzący z Niego podczas
konania i haniebnej i gorzkiej śmierci na krzyżu.
Wszystko to rozwijali aniołowie przed
oczami Zbawiciela z niewypowiedzianą czcią i kapłańskim porządkiem; a gdy już
cały obraz, męki był uporządkowany i Jezusowi przedstawiony, płakali aniołowie
wraz z Jezusem, patrząc na ten bolesny obraz.
W jednym z następnych dni przedstawiali aniołowie Jezusowi
w obrazach niewdzięczność ludzi, zwątpienie, naigrywanie, szyderstwa, zdradę i
zaparcie się Go ze strony przyjaciół i nieprzyjaciół przed i po śmierci Jego. Z
drugiej strony okazywali Mu jako pociechę wszystko dobro, jakie będzie i
skutkiem Jego męki. Wszystko to wskazywali Mu po kolei rękoma na obrazach.
Podczas tych przedstawień
męki, krzyż pozostał zawsze jednakowy, złożony z pięciu kawałków drzewa, z
ramionami podpartymi klinami, z podstawą na nogi. Część pnia nad głową, gdzie
przybity był napis, była przymocowana później osobno, gdy pień okazał się za
niskim, aby można było umieścić nad głową napis. Nasadzono ją zaś w ten sposób,
jak nakrywkę wkłada się na igielnik.
Szatan kusi Jezusa w różny sposób.
Szatan nie wiedział, że Chrystus jest
Bogiem, uważał Go tylko za proroka. Znanym mu było święte życie Jezusa w
młodości i świętość Jego matki. Maryja nie doznała nigdy najazdów szatana, bo
nie mogła być kuszona. Szatan nie mógł znaleźć w Jej duszy żadnej słabej
strony, którą by mógł wyzyskać, aby ją przywieść do grzechu. Była
najpiękniejszą dziewicą i niewiastą; nie miała jednak nigdy świadomie
ubiegających się o Nią, wyjąwszy wtenczas, gdy miała wyjść za mąż i w tym celu
odbywało się w świątyni losowanie za pomocą gałązek. Co do Jezusa, wprowadziło
szatana w błąd to, że Jezus nie okazywał względem, uczniów właściwej
Faryzeuszom surowości co do zachowania niektórych mniej ważnych zwyczajów.
Uważał Go za człowieka dlatego, bo Jemu przypisywali winę, że uczniowie Jego
nie trzymają się litery prawa i nie przestrzegają tradycji. — Znając gorliwość
Jezusa, chciał Go przywieść do gniewu i gorszyć, ukazując Mu się w postaci
jednego z uczniów Jego, to znowu chciał poruszyć Jego miłosierdzie, pojawiając
Mu się jako osłabiony starzec, lub chciał jako Esseńczyk z Nim rozprawiać. Raz
np. pojawił się szatan u wejścia do groty w postaci syna jednej z trzech wdów,
którego Jezus szczególnie miłował. Szmerem dał znać o swej obecności, sądząc,
że Jezus, zobaczywszy ucznia, rozgniewa się, iż ośmielił się pójść za Nim wbrew
Jego zakazu. Jezus jednak nie obejrzał się nawet. Szatan zaglądał do jaskini, wymyślał
rozmaite rzeczy o Janie Chrzcicielu,
mówiąc, że podobno się wielce rozgniewał na Niego, dowiedziawszy się, że Jezus
każe tu i ówdzie chrzcić, co przecież do Niego nie należy.
Potem
nasłał szatan na Niego postacie siedmiu czy dziewięciu Jego uczniów. Wchodzili
oni kolejno do groty, mówiąc, że szukali Go trwożliwie i od Eustachego
dowiedzieli się o Jego pobycie. Prosili Go, by nie wyniszczał się tu do ostatka
i nie opuszczał ich. Różne uwłaczające Mu pogłoski krążą o Nim, a przecie nie
powinien pozwolić, aby coś z tego przylgnęło do Niego. Jezus nie odpowiadał nic
na to, jak tylko: „Odstąp ode mnie, szatanie, jeszcze nie przyszedł czas."
Na te słowa poznikały wszystkie zjawiska. Drugi raz znowu pojawił się szatan w
postaci pochylonego wiekiem, poważnie wyglądającego Esseńczyka, który z trudem
wspinał się na stromą górę. Zmęczył się przy tym tak, że sama, nie wiedząc, kto
to taki, litowałam się nad nim. Zbliżywszy się do groty, upadł bezwładny przy
wejściu z głośnym jękiem. Jezus nie spojrzał wcale na niego. Wtedy starzec
powstał i rzekł, że jest Esseńczykiem z Karmelu, że słyszał o Jezusie, i
powodowany pragnieniem ujrzenia Go, przybył aż tu, upadając ze znużenia. Prosił
Jezusa, aby usiadł koło niego i rozmawiał z nim o świętych rzeczach. Wie on
także, co to jest post i modlitwa; gdy dwóch jest razem w imię Boże, łatwiej
postępować na drodze doskonałości. Na te wywody szatana wyrzekł Jezus mniej
więcej te słowa: „Idź precz, szatanie, jeszcze nie nadszedł czas! Wtenczas
poznałam, że to był szatan, gdyż, znikając, zrobił się czarny a złość piekielna
widniała w nim. Śmieszne mi się to wydawało, jak upadł niby ze znużenia na
ziemię, a potem jak niepyszny musiał wstawać.
Trzeci raz pojawił się u Jezusa w postaci
starego Eliuda. Musiał już wiedzieć o przedstawieniu. Jezusowi przez aniołów
przyszłej Jego męki, gdyż w te się odezwał słowa: „Miałem objawienie, jak
ciężkie walki i trudy przyszłego życia przedstawione Ci były, i czułem, że nie
będziesz mógł ich przetrwać; czterdziestu dni postu także nie potrafisz
przebyć. Dlatego z miłości ku Tobie przyszedłem jeszcze raz prosić Cię, abyś
pozwolił mi podzielić z Tobą samotność i włożył na mnie część Twego
zobowiązania." — Jezus, nie zważając na kusiciela, podniósł ręce ku niebu
i rzekł: „Ojcze mój, oddal tę pokusę ode mnie!" Szatan znikł natychmiast,
zgrzytając zębami ze złości.
Po niejakim czasie, gdy Jezus modlił się,
klęcząc, przybyło do groty trzech młodzieńców, którzy byli przy Nim podczas
pierwszej Jego podróży z Nazaretu, a potem Go opuścili. Zbliżyli się teraz
trwożliwie, rzucili się przed Nim na kolana i żalili się, że nie będą mieć
spokoju, dopóki im nie przebaczy. Niech przyjmie ich na powrót z litości i
pozwoli im za karę pościć ze Sobą. Obiecywali, że będą Mu najwierniejszymi
uczniami. Wywodząc takie skargi, chodzili po obszernej grocie z głośnym
szelestem. Jezus powstał, wzniósł ręce i pomodlił się do Boga, a zjawiska
znikły w tej chwili.
W kilka dni później, gdy Jezus znowu się modlił w jaskini,
klęcząc, zjawił się szatan, bujając w powietrzu od wschodniej strony groty,
kędy nie było wejścia do jaskini, tylko kilka dziur w ścianie. Miał na sobie
lśniącą suknię, chciał bowiem uchodzić za anioła. Nie może mu się to jednak
udać zupełnie, gdyż światło jego nie jest nigdy całkiem przezroczystym, lecz
wygląda jak namalowane, suknie zaś wydają się całkiem sztywne, podczas gdy
odzienie aniołów jest lekkie, przejrzyste, powiewne.
Przypłynąwszy w powietrzu ku wejściu jaskini, rzeki:
„Jestem przysłany od Ojca Twego, aby Cię pocieszyć." Jezus nie spojrzał na
niego. Wtedy pojawił się przy jednym z otworów ze strony całkiem niedostępnej i
zawołał na Jezusa, aby się przekonał że on jest
aniołem, bo potrafi unosić się w powietrzu ponad skałami. Jezus znowu nie
spojrzał na niego. Rozgniewało to szatana i zrobił ruch, jak gdyby chciał przez
otwór chwycić Jezusa pazurami. Widząc jednak, że Jezus i teraz wcale na niego
nie patrzy, przybrał swą pierwotną, wstrętną postać i zniknął.
Potem przyszedł szatan do jaskini w
postaci starego, dziko wyglądającego pustelnika z góry Synaj. Miał długą brodę,
a w twarzy wyraz złośliwości i chytrości. Jako odzienie miał tylko skórę,
zarzuconą na sobie. Wdrapawszy się z trudem na górę, rzekł do Jezusa, że był u
niego Esseńczyk z góry Karmel i opowiadał mu mnóstwo rzeczy o Jego chrzcie,
mądrości, cudach i o teraźniejszym surowym poście. Nie zważając na swój wiek,
wybrał się więc zaraz w daleką drogę do Niego, a teraz chce z Nim pomówić bo on sam także ma już wielkie doświadczenie w
umartwieniach. Dosyć już — mówił — tego, teraz może i na niego włożyć część
umartwień.
Te i tym podobne rzeczy wygadywał pustelnik. Jezus popatrzył na
niego z boku i rzekł: „Idź precz, szatanie!" Wtem też szatan sczerniał i
stoczył się z hukiem na dół w postaci czarnej kuli.
Zadawałam sobie w duchu pytanie, dlaczego też
przed szatanem zatajona jest Boskość Chrystusa. Otrzymałam od Boga wskazówki,
tłumaczące mi to, i poznałam dokładnie nieopisaną korzyść, wypływająca dla
ludzi z tego, że ani szatan, ani oni sami nie wiedzieli, że Chrystus jest
Bogiem, i musieli dopiero nauczyć się w to wierzyć. Ze słów, które mi Pan
mówił, zapamiętałam tylko te: „Człowiek nie wiedział, że wąż, który go uwiódł,
był szatanem, więc też na odwrót szatan nie śmie wiedzieć, że ten, który odkupi
człowieka, jest Bogiem." Szatan też dopiero wtenczas się dowiedział, że
Chrystus jest Bogiem, kiedy Tenże wyprowadzał dusze sprawiedliwych z otchłani.
Pewnego z następnych dni przybył znowu
szatan w postaci znakomitego męża z Jerozolimy. Przyszedłszy przed grotę, rzekł
do Jezusa, że przychodzi tu z życzliwości dla Niego, gdyż wie dobrze, że
posłannictwem Jego jest wywalczenie żydom wolności. Opowiadał Mu następnie, co
mówią o Nim w Jerozolimie i co knują przeciw Niemu, a potem rzekł: „Przyszedłem
do Ciebie, aby poprzeć Twą sprawę. Jestem urzędnikiem Heroda, więc udaj się ze
mną do Jerozolimy, tam ukryjesz się w pałacu Heroda, uczniom nakażesz się
zgromadzić, a tak będzie można plan ten przeprowadzić. Chodź zaraz ze
mną!" Wszystko to tłumaczył Jezusowi bardzo rozwlekle. Jezus jednak, nie
patrząc na niego, modlił się gorąco.
Po chwili szatan ustąpił, przybrawszy swą
postać ohydną; z nozdrzy buchał mu ogień i para, i zniknął.
Ponieważ Jezus zaczął łaknąć i pragnąć,
przybył do Niego szatan w postaci pobożnego pustelnika i rzekł: „Cierpię głód
nieznośny! Proszę Cię, daj mi nieco z owoców, rosnących na górze przed
jaskinią, gdyż nie chcę ich rwać, nie poprosiwszy właściciela o pozwolenie
(szatan udawał, że uważa Jezusa za właściciela); potem siądziemy sobie razem i
będziemy rozmawiali o zacnych rzeczach." Rzeczywiście rosło tam od
wschodniej strony groty w pewnym oddaleniu parę fig i drzewa z owocami,
podobnymi do orzechów, tylko z miękką łupiną, jak u nieszpułek i jagód. Jezus
odrzekł szatanowi: „Kłamcą jesteś od początku. Idź precz i nie ruszaj wcale
owoców!" Na te słowa przybrał szatan ciemną postać i uciekł przez górę,
siejąc kłęby czarnej pary.
Potem
przybył szatan także w postaci podróżnego do Jezusa, pytając Go, czy nie wolno
Mu jeść pięknych winogron, rosnących w pobliżu, gdyż uspokajają one pragnienie.
Jezus nie odrzekł mu nic i nie spojrzał nawet na niego.
W dzień
potem usiłował skusić Jezusa, okazując Mu źródło wody.
Szatan kusi Jezusa
sztukami kuglarskimi.
Widziałam szatana wchodzącego
do groty Jezusa, podającego się za kuglarza i mędrca, a przybył do Jezusa, jako
do podobnego sobie mędrca, aby Mu pokazać, że on także coś umie. Kazał Jezusowi
zajrzeć do maszynki, którą trzymał w ręku. Była ona podobna do kuli, lub raczej
do klatki. Jezus nie patrząc Niego, odwrócił się i wyszedł z groty. W klatce,
którą szatan trzymał, widać było prześliczne krajobrazy, coś na kształt
rozkosznego, bujnego ogrodu, o cienistych altanach, świeżych źródłach, pełnego
drzew obładowanych owocami i przepysznych winogron.
Wszystko wydawało się tak łudząco bliskim, że brała ochota ręką
sięgnąć po to; a widok ciągle się zmieniał i coraz był piękniejszy. Gdy szatan
widział, że Jezus na niego nie zważa, ustąpił.
Była to już dla Jezusa druga pokusa do
złamania postu; a właśnie teraz zaczynał odczuwać głód i pragnienie. Szatan nie
wie już, za co właściwie Jezusa ma uważać. Zna wprawdzie dobrze proroctwa o Nim
i czuje, że Jezus ma nad nim władzę, nie wie jednak, że jest Bogiem i
Mesjaszem, niezłomnym w dokonaniu Swego dzieła. Wprowadza go w błąd to, że
Jezus pości, znosi utrapienie, głód, jest ubogim, cierpi wiele i w ogóle
okazuje się człowiekiem, nie różnym co do natury od innych. Oślepia to szatana,
podobnie jak Faryzeuszów; uważa Go jednak za bardzo świętego człowieka i stara
się na wszelki sposób przez pokusy przywieść Go do upadku.
Jezusa
dręczył głód i pragnienie. Często wychodził przed grotę. Pod wieczór dnia
następnego zjawił się szatan, idąc pod górę w postaci rosłego, krzepkiego męża.
Z dołu wziął dwa kamienie wielkości małych bochenków chleba, lecz kanciaste i
idąc pod górę, urabiał je w ręku na kształt bochenków. Ze złośliwym wyrazem
twarzy przystąpił do Jezusa, a trzymając w jednej ręce kamienie, tak rzekł
mniej więcej: „Masz słuszność, że nie jesz owoców, gdyż one podniecają tylko
głód. Patrz! kamienie te mają kształt chleba. Jeśli jesteś ukochanym Synem
Boga, na którego zstąpił Duch święty podczas chrztu, uczyń, aby te kamienie
stały się chlebem". Jezus nie spojrzał na szatana, wymówił tylko słowa:
„Człowiek nie samym żyje chlebem". Te tylko słowa słyszałam wyraźnie; nie
wiem, czy mówił co więcej. Na to przybrał szatan straszną postać, wyciągnął swe
pazury ku Jezusowi, przy czym oba kamienie leżały mu na ramionach,
i uciekł. Śmiać mi się chciało z niego, że musiał kamienie zabrać ze sobą.
Szatan unosi Jezusa na ganek świątyni, potem na górę Kwarantania. Aniołowie pokrzepiają
Jezusa.
Dnia następnego około wieczora przybył szatan do Jezusa w postaci
potężnego anioła, unosząc się z szumem w powietrzu. Miał na sobie rodzaj
wojowniczego odzienia, podobnego do tego, w jakim pojawia się św. Michał. Mimo
jednak, świetnego blasku przebijało się w nim coś ponurego, strasznego. Chełpił
się przed Jezusem, mówiąc mniej więcej: „Pokażę Ci, czym jestem, co potrafię i
jak mnie aniołowie noszą na rękach. Patrz, oto tam Jerozolima! Widzisz
świątynię? Postawię Cię na najwyższym jej szczycie, a Ty pokaż, co Ty potrafisz
i czy aniołowie zniosą cię na dół". Podczas tych słów szatana zdało mi
się, że Jerozolima i świątynia leżą tuż pod górą. Zapewne jednak było to tylko
omamieniem. Jezus nie odpowiadał nic szatanowi. Wtedy szatan ujął Jezusa za
ramiona, uniósł Go w powietrzu w niewielkiej odległości od ziemi do Jerozolimy
i postawił na szczycie jednej z wież, stojących na czterech rogach świątyni,
których przedtem nie zauważyłam. Wieża ta stała ze strony zachodniej ku górze
Syjon, naprzeciw zamku Antonia. Wzgórze świątyni było w tym miejscu bardzo
strome. Wieże te wyglądały jako więzienia, a w jednej z nich przechowywano
kosztowne suknie arcykapłana. Dach był płaski, tak, że można było po nim
chodzić; tylko w środku wznosiła się kopuła, zakończona wielką kulą, na której
mogło stanąć dwoje ludzi. Stąd można było całą świątynię widzieć.
Na ten
najwyższy szczyt wieży postawił szatan Jezusa, nie odzywającego się wcale do
niego, spuścił się na dół i rzekł: „Jeśli jesteś Synem Bożym, pokaż Swa moc i
spuść się na dół; napisano jest bowiem w piśmie: „Aniołom Swoim rozkazał o
Tobie i będą Cię na ręku nosić, abyś snać nie obraził o kamień nogi
Twojej". Na to odrzekł mu Jezus: „Zasię napisano jest, nie będziesz kusił
Pana Boga twego".
Rozgniewany,
przystąpił szatan znowu do Niego, a Jezus rzekł: „Używaj twej mocy, która ci
jest dana".
Na zachodzie widniała już zorza wieczorna.
Szatan chwycił znowu Jezusa na barki i z wielkim gniewem poleciał z Nim przez
pustynię ku Jerycho; lecz zdaje się, teraz wolniej, niż przedtem. To wzlatywał
wyżej, to spuszczał się ku dołowi, to rzucał się na wszystkie strony, jak taki,
który chce wywrzeć na kimś swą wściekłość, a nie może tego dokazać. Niósł
Jezusa na górę, oddaloną o siedem mil od Jeruzalem, tę samą, na której Jezus
post rozpoczął.
Niosąc
Jezusa, przeleciał szatan tuż ponad wysokim starem drzewem terebintowym,
rosnącym w dawnym ogrodzie jakiegoś Esseńczyka, którzy tu dawniej mieszkali;
także Eliasz przebywał w tych stronach czas jakiś. Drzewo stało za grotą niedaleko
stromego urwiska. Drzewa takie nacina się trzy razy do roku i otrzymuje się z
nich za każdym razem cokolwiek lichszy balsam.
Szatan postawił Pana na wystającej,
niedostępnej skale, która tworzyła najwyższy szczyt góry, a położoną była o
wiele wyżej, jak grota. Było już ciemno; lecz kiedy szatan wskazywał ręką
naokoło siebie, zrobiło się jasno i we wszystkich stronach świata widać było
najpiękniejsze krajobrazy. Wtedy rzekł szatan do Jezusa: „Wiem, że jesteś
wielkim nauczycielem, a teraz chcesz powołać uczniów i naukę Swą rozszerzyć.
Patrz! Tu widzisz mnóstwo wspaniałych krajów, potężnych narodów, a tu z drugiej
strony mała, nieznaczna Judea! Tam idź! oddam Ci te wszystkie kraje w
posiadanie, jeśli, uklęknąwszy, oddasz mi pokłon." Przez pokłon rozumiał
tu szatan uniżenie się, jak to często czynili żydzi, a szczególnie faryzeusze,
wobec wysokich dostojników i królów, gdy chcieli coś uzyskać. Pokusa ta
diabelska podobną była do owej, gdy szatan przybył do Jezusa z Jerozolimy, jako urzędnik Heroda, i chciał wziąć Go ze sobą
do Jerozolimy na zamek, aby tam popierać Jego plany. Tylko ta, ułożona była na
większy zakrój. Gdzie szatan wskazał ręką, tam widać było rzeczywiście kraje i
morza, wspaniałe miasta, królów, postępujących w chwale i tryumfie w otoczeniu
wojowników i wspaniałego orszaku. Wszystko widać było tak wyraźnie, jak gdyby
odległość była bardzo mała; a każdy obraz, każdy naród, przedstawiał się w
innym blasku i świetności, każdy miał inne zwyczaje i obyczaje.
Szatan wykazywał także
Jezusowi zalety pojedynczych narodów; szczególnie zwracał uwagę Jego na kraj,
zamieszkały przez rosłych, wspaniałych ludzi, jakoby olbrzymów (zdaje mi się,
że była to Persja), i radził Mu tam przede wszystkim pójść nauczać. Palestynę
zaś ganił jako mały i nieznaczny kraik. Był to cudowny widok. Tyle różnych
rzeczy, a wszystko tak świetne i wspaniałe.
Jezus nie wyrzekł nic więcej
do szatana tylko te słowa: „Samego Boga, Pana twego czcić będziesz i Jemu
samemu służyć będziesz. Idź precz, szatanie!" — W tej chwili stał się szatan
nieopisanie strasznym, rzucił się ze skały w przepaść i zniknął, jakby go
ziemia pochłonęła.
Zaraz potem przystąpił do Jezusa chór
aniołów, którzy, oddawszy Mu pokłon, łagodnie, jakby na rękach, zanieśli Go do
groty, w której zaczął Swój post czterdziestodniowy. Było dwunastu głównych
aniołów i wiele mniejszych do posługi, również oznaczonej liczby. Nie pamiętam
już, czy tych ostatnich było 72, lecz tak mi się zdaje, gdyż podczas tego
widzenia miałam wciąż na myśli apostołów i uczniów Jezusa. Teraz odbyła się w
grocie uroczystość dziękczynna i tryumfalna, a potem uczta. Aniołowie obwiesili
grotę liśćmi winnymi i z tychże liści zwieszała się ze sklepienia nad Jezusem
korona zwycięska. Wszystko odbyło się w porządku i uroczyście
i bardzo szybko, gdyż cokolwiek tylko który z aniołów pomyślał, to w jednej
chwili przybierało wyraźne kształty i stosownie do przeznaczenia zajmowało swe
miejsce; a wszystko było przejrzystym, symbolicznym.
Aniołowie
przynieśli również ze sobą stół z początku mały, zastawiony niebiańskimi
potrawami, który szybko wzrastał i powiększał się. Potrawy i naczynia były
takie same, jakie widywałam zawsze na stołach niebiańskich. Jezus zasiadł wraz
z aniołami do spożywania potraw. Właściwie jednak nie było to zwykłe jedzenie
ustami, lecz cudowne jakieś przechodzenie potraw w spożywających, udzielanie
się jedzącym siły orzeźwiającej i pożywności tychże. Wydawało się, jak gdyby
sama wewnętrzna treść potraw przechodziła w spożywających. Nie da się to
słowami wypowiedzieć.
Na końcu stołu
stał wielki świetlisty kielich, a w koło niego małe kubki takiego kształtu, jak
przy ostatniej wieczerzy, tylko większe; stał także talerz z cienkimi skibkami
chleba. Jezus nalewał z wielkiego kielicha do kubków, zanurzał w nich kawałki
chleba, a aniołowie odbierali je od Niego i odnosili. Na tym skończyło się
widzenie. Opuściwszy grotę, zeszedł Jezus z gór ku Jordanowi.
Aniołowie, którzy służyli Jezusowi, byli różnego stopnia i
postaci, i rozmaicie ubrani. Ci, co na ostatku odchodzili z chlebem i winem,
byli w szatach kapłańskich. W tej samej chwili, jak znikli, miałam widzenie,
jakie pociechy duchowne teraźniejsi i późniejsi przyjaciele Jezusa otrzymali. W
Kanie pojawił się Jezus w widzeniu Najświętszej Pannie, pokrzepiając ją. Łazarz
i Marta zapałali nadzwyczajną miłością ku Jezusowi. „Cichej Marii"
przyniósł anioł rzeczywiście w darze potrawy ze stołu Pana; przyjmowała je z
dziecinną radością. Widziała ona podczas postu Jezusa wszystkie Jego utrapienia
i pokusy i żyła tylko rozważaniem i współczuciem dla Niego, nie dziwiąc się niczemu.
— Magdalena także do-znała cudownego wzruszenia umysłu. Była właśnie zajętą
strojeniem się na jakąś uroczystość, gdy w tym opanowała ją nagła trwoga z
powodu swego sposobu życia i gwałtowne pragnienie ratowania swej duszy. Rzuciła
strój o ziemię, idąc za pierwszym popędem, za co otoczenie jej wyśmiało ją.
Wielu z późniejszych apostołów otrzymało także pokrzepienie duchowne,
i tęsknota opanowała ich serca. Natanaelowi, siedzącemu w swym mieszkaniu,
przypomniało się wszystko, co słyszał o Jezusie, i
wzruszył się tym bardzo, lecz wkrótce zapomniał o tym. Piotr, Andrzej i inni
byli także poruszeni i pokrzepieni na duchu. Cudowny był to obraz.
Podczas
postu Jezusa mieszkała Maryja początkowo w domu koło Kafarnaum. Nasłuchała się
tu nieraz rozmaitych rzeczy o Jezusie i zarzutów, jakie Mu czyniono, że włóczy
się Bóg wie którędy, że zaniedbuje obowiązek
postarania się o jakie zajęcie, aby utrzymać swą matkę itd. W ogóle mówiono w
całym kraju bardzo wiele o Jezusie, bo przez opowiadania rozproszonych uczniów
dowiedzieli się wszyscy o cudownym zjawisku przy chrzcie i o świadectwie jakie
Mu dał Jan. Później jeszcze raz tylko, tj. przy wskrzeszeniu Łazarza i przed
męką, zajmowano się Nim tyle co teraz. Najśw. Panna była wciąż poważną i
skupioną w Sobie; nie było chwili, żeby nie miała wewnętrznych natchnień i
objawień i żeby nie czuła i nie cierpiała wespół z Jezusem.
Pod koniec
czterdziestodniowego postu zamieszkała Maryja w Kanie galilejskiej u rodziców
narzeczonej z Kany. Byli to ludzie poważni i jak gdyby przełożeni miasta. W
środku miasta mieli piękny, przyjemny dom, drugi zaś dom mają w innym miejscu i
ten oddają z wszelkim urządzeniom córce na wiano. W nim mieszka teraz
Najświętsza Panna. Przez środek miasta idzie gościniec, zdaje mi się, z
Ptolomaidy; widać, go z daleka, jak z wyżyn spuszcza się powoli ku miastu.
Miasto samo nie jest tak nierówno i nieporządnie zbudowane, jak inne.
Oblubieniec jest prawie w tym samym wieku co Jezus i jako głowa rodziny
prowadzi gospodarstwo swej matce. Dobrzy ci ludzie radzą się Najświętszej Panny
co do szczegółów wyprawy dla nowożeńców i wszystko Jej pokazują.
W czasie tym Jan ciągle jest
zajęty chrzczeniem. Herod nieraz starał się nakłonić go, by przyszedł do niego,
a także posyłał doń, aby wywiedzieć się coś o Jezusie. Jan traktował Heroda
zawsze obojętnie, a co do Jezusa powtórzył mu dawniejsze swe słowa. Wysłańcy z
Jerozolimy byli także u Niego, aby im zdał sprawę o sobie i o Jezusie. Jan
powtórzył im to, co zawsze, że Jezusa nigdy przedtem nie widział, że jednak
posłany jest, aby Mu przygotować drogę. Od czasu, kiedy się Jezus dał ochrzcić,
nauczał Jan zawsze, że woda ta uświęconą została przez chrzest Jego i
zstąpienie na Niego Ducha świętego, i że złe mocy wyszły już z wody, jak gdyby
ją egzorcyzmowano. Jezus, dlatego dał się ochrzcić, aby uświęcić wodę.
Chrzest Jana był więc teraz czystszym i
świętszym; dlatego też widziałam, że Jan Jezusa chrzcił w osobnej studni, z
której potem puszczono wodę do Jordanu i innych chrzcielnic, i z której tak
Jezus, jak i uczniowie brali zawsze wody w drogę do dalszego udzielania chrztu.