Jezus rozpoczyna publiczny
Swój zawód nauczycielski.
1. Jezus w drodze
do Hebron.
Z Betanii chodził Jezus także do świątyni Jerozolimskiej.
Jezus podążał z Kafarnaum przez Nazaret do Hebron. Droga prowadziła cudną
okolicą Genezaret, obok ciepłych, potoków Emaus, które, idąc z Magdalum w
stronie Tyberiady, mniej więcej godzinę drogi dalej jak Tyberiada u stoku góry
były położone. Łąki pokrywała wysoka, gęsta trawa; u stóp góry rozsiane były
domy i namioty wśród drzew figowych, palm daktylowych i pomarańcz. Tuż przy
drodze odbywała się jakaś zabawa ludowa. Mężczyźni i niewiasty w oddzielnych
gromadach, bawili się i współ ubiegali o owoce. Pod drzewem figowym zobaczył
Jezus, pomiędzy mężczyznami, Natanaela, zwanego także Chasydem. W chwili, gdy
ten, walcząc z pokusą zmysłową, wzrokiem swym gonił za zabawą niewiast,
przechodził Jezus obok niego i spojrzał nań ostrzegająco. Pod wpływem owego
spojrzenia uczuł Natanael głębokie wzruszenie, chociaż Jezusa nie znał i
pomyślał sobie: Ten człowiek ma przenikający wzrok. Czuł on, że nieznajomy jest
czymś więcej od zwyczajnego człowieka. Wzrokiem Jezusa na wskroś przeszyty,
wszedł w siebie, zwyciężył pokusę, i stał się odtąd o
wiele surowszym względem siebie. Zdaje mi się, że widziałam również Neftalego,
zwanego Bartłomiejem, i że i jego także Jezus wzrokiem Swym poruszył.
Z dwoma przyjaciółmi młodości szedł Jezus
dalej do Hebron, położonego w Judei. Lecz żaden z nich nie pozostał mu wiernym
i oddalili się od Niego; dopiero po zmartwychwstaniu, gdy Pan Jezus zjawił się
na górze Thebez w Galilei, znowu się nawrócili i przyłączyli do wiernych.
W Betanii nauczał Jezus w domu Łazarza,
który wyglądał znacznie starszym od Niego; zdaje mi się, że był osiem lat
starszy. Posiadłość Łazarza była wielka, miał bardzo wiele ludzi, pól i
ogrodów. Marta miała własny dom, a siostra jej, imieniem Maria, która żyła
wyłącznie dla siebie, mieszkała również w oddzielnym domu; Magdalena zaś
zamieszkiwała zamek w Magdalum. Łazarz już od dłuższego czasu żył w przyjaźni
ze świętą Rodziną; wspierał i on między innymi Maryję i Józefa hojnymi datkami.
Dla wiernych czynił od początku do końca bardzo wiele; woreczek, którym Judasz
zawiadywał, jako też pierwsze urządzenie gminy, zawdzięczano hojności Łazarza.
2. Rodzina
Łazarza.
Ojciec Łazarza zwał się Zarah albo Zerah i pochodził ze
znakomitej rodziny egipskiej. Mieszkał w Syrii na pograniczu Arabii, utrzymując
stosunki z pewnym królem syryjskim. Uznając wielkie zasługi położone w obronie
kraju, obdarzył go cesarz rzymski dobrami, leżącymi w okolicy Jeruzalem i w
Galilei. Był jakoby księciem, a przy tym bardzo bogaty; powiększył zaś swój
majątek przez ożenienie się z żydówką, imieniem Jesabel, która pochodziła z
rodu Faryzeuszów. Przyjął także religię żydowską, prowadząc życie pobożne i
ostre na sposób Faryzeuszów. Część miasta na górze Syjon, w stronie, gdzie
kotliną u stoku góry potok płynie, również do niego należała. Z tej jednak
posiadłości większą część oddał na potrzeby świątyni; pozostała mu jeszcze
dawna posiadłość rodzinna. Leżała ona tam, kędy Apostołowie szli do
wieczernika, ten jednakowoż do niej już nie należał. Zamek w Betanii był bardzo
wielki, obejmował wiele ogrodów, tarasów, studni i był podwójnym wałem
otoczony. Rodzina Łazarza znała proroctwo Anny i Symeona, oczekiwała Mesjasza,
i już w młodzieńczych latach Jezusa zaprzyjaźniła się ze świętą Rodziną, jak to
często ludzie pobożni wysokiego rodu chętnie żyją w przyjaźni z pobożnymi
ubogimi.
Rodzice Łazarza mieli 15 dzieci, z tych 6 umarło zbyt
wcześnie, a z 9 pozostałych tylko 4 dożyło czasów Chrystusa. Do tych należał
Łazarz, Marta 2 lata od niego młodsza, po niej Maria, za obłąkaną uważana, o 2
lata młodsza od Marty, wreszcie Maria Magdalena, o 5 lat młodsza od Marii
obłąkanej. O tej ostatniej Pismo nie wspomina ani nie bierze jej w rachubę,
jednak Bóg o niej pamiętał. Od rodziny była ona zawsze z dala i na uboczu, i
dlatego jest wcale nieznaną.
Najmłodsza z nich, Magdalena, obdarzona niezwykłą urodą,
już w bardzo młodych latach odznaczała się słusznym wzrostem i postawą, jakby
dorosła dziewica. Głowę miała zaprzątniętą figlami i psotami. W siódmym roku
życia obumarli ją rodzice. Z powodu ostrego ich życia, nienawidziła ich. W
dziecinnych latach już była niezmiernie próżną, łakomą, dumną, miękką i
zarozumiałą. Nie była stałą i wierną, lecz lgnęła do tego, co jej na razie
najwięcej schlebiało. Przy tym była rozrzutną i hojną, ale z politowania więcej
zmysłowego, dobrotliwa i lgnącą do rzeczy zewnętrznych i błyskotek. Złemu jej
wychowaniu winną była nieco i matka, od niej też odziedziczyła owo
rozpieszczone uczucie.
Matka i mamka zepsuły Magdalenę, zbyt jej dogadzając i
biorąc ja wszędzie w tym celu ze sobą, aby podziwiano jej figle i pustoty, to
znowu wysiadując z pięknie wystrojoną w oknie. Owo właśnie wysiadywanie w oknie
najwięcej się przyczyniło do jej zepsucia. Widziałam ją w oknie, jako też na
tarasie domu, siedzącą na wspaniałych dywanach i wezgłowiach. W takiej
okazałości i przepychu można ją było widzieć z ulicy. Z domu wynosiła
potajemnie mnóstwo przysmaków, by je potem dzieciom rozdawać w ogrodzie
zamkowym. Już w dziewiątym roku życia rozpoczęła miłostki.
W miarę, jak rosła w przymioty i talenty, wzrastał o niej
rozgłos i podziw. Nie miała spokoju w domu i ciągało ją coś zawsze do licznych
i wesołych towarzystw, w których z lubością przebywała; była przy tym uczoną i
pisywała na małych rolkach pergaminu różne zdania o sprawach miłosnych; widziałam,
jak przy tym rachowała na palcach.
Sentencje te rozsyłała i zamieniała między wielbicielami i
ulubieńcami, zyskując przez to sławę i podziw.
Tego jednak dopatrzyć się nie mogłam, aby kogoś
rzeczywiście kochała, lub była nawzajem kochaną; była to tylko próżność,
miękkość, ubóstwianie siebie, zaufanie w swoją urodę. Dla rodzeństwa swego była
zmartwieniem; pogardzała też nim z powodu prostego ich życia i wstydziła się
ich.
Przy podziale dóbr rodzicielskich, przypadł jej losem
bardzo piękny zamek w Magdalum. Jako dziecko często tu Magdalena przybywała ze
swymi rodzicami, mając do tego miejsca szczególne jakieś upodobanie. Miała
niespełna lat jedenaście, kiedy z wielkim przepychem, ze sługami i
niewolnicami, do zamku tego się przeniosła.
Magdalum należało do miejsc warownych i obejmowało kilka
zamków, publicznych budowli, wielkie aleje i ogrody. Położone było 8 godzin na
wschód od Nazaretu, mniej więcej 3 godziny od Kafarnaum, a półtorej godziny na
południe od Betsaidy; blisko milę drogi od jeziora Genezaret zajmowało wyżynę i
część doliny, która się rozciągała w kierunku ku jezioru i drogi, okrążającej
jezioro. Jeden z zamków należał do Heroda, który w żyznej okolicy Genezaretu
jeszcze większy zamek posiadał. W Magdalum przebywali załogą także żołnierze Heroda
i oni to przyczyniali się do zepsucia obyczajów. Oficerowie tej załogi
przebywali z Magdaleną. Prócz wojska było w Magdalum około 200 ludzi, po
większej części urzędników, dozorców budowli i służby. Synagogi tu nie było;
uczęszczano więc do Betsaidy.
Zamek Magdaleny był wspanialszy i wyższy od innych; z dachu
jego można było zobaczyć powierzchnię jeziora galilejskiego aż na drugi brzeg i
dalej. Pięć dróg prowadziło do Magdalum a na każdej z nich stała w oddaleniu
pół godziny od właściwej warowni wieża, wzniesiona nad sklepieniem i rodzaj
strażnicy do śledzenia. Wieże te nie łączyły się wcale ze sobą, a okolica,
którą otaczały, pełna była ogrodów, pól i pastwisk. Magdalena posiadała pola i
trzody, miała czeladź złożoną z parobków i służących; całe jednak gospodarstwo
było bezładne i podupadało.
Poniżej wzgórza, na którym się Magdalum wznosiło, była
wąska i dzika prawie dolina, przez którą płynął do jeziora mały strumyk; w
dolinie tej przebywało dużo zwierzyny, która z trzech pustyń tutaj się
schodzących do kotliny napływała. Herod zwykł tu był polować. Obok swego zamku
w okolicy Genezaret miał on także zwierzyniec.
Okolica Genezaret zaczyna się między Tyberiadą a Taricheą,
o 4 godziny drogi od Kafarnaum i ciągnie się od jeziora na przestrzeni
3-godzinnej w głąb kraju; z południowej strony okrąża Taricheę aż do miejsca,
gdzie Jordan wypływa. Z tą okolicą łączy się rozkoszna dolina z utworzonym
sztucznie przez potok jeziorkiem w okolicy Betulii; jeszcze inne źródła
przepływają tędy do jeziora. Potok ten tworzy kilka sztucznych wodospadów i
pięknych stawów w owej okolicy, obejmującej całe szeregi ogrodów, zaników,
zwierzyńców, alei, sadów owocowych i winnic, wskutek tego przez cały rok okryta
jest kwieciem i owocem różnego rodzaju. Bogacze kraju, szczególnie jerozolimscy,
mają tu swoje mieszkania i ogrody. Całą prawie okolicę zapełniają budynki,
zdobią plantacje, chodniki; można było zobaczyć powierzchnię jeziora
galilejskiego aż na drugi brzeg i dalej. Pięć dróg prowadziło do Magdalum a na
każdej z nich stała w oddaleniu pół godziny od właściwej warowni, wieża,
wzniesiona nad sklepieniem, i rodzaj strażnicy do
śledzenia. Wieże te nie łączyły się wcale ze sobą, a okolica, którą otaczały,
pełna była ogrodów, pól i pastwisk. Magdalena posiadała pola i trzody, miała
czeladź złożoną z parobków i służących; całe jednak gospodarstwo było bezładne
i podupadało.
Poniżej wzgórza, na którym się Magdalum wznosiło, była
wąska i dzika prawie dolina, przez którą płynął do jeziora mały strumyk; w
dolinie tej przebywało dużo zwierzyny, która z trzech pustyń tutaj się
schodzących do kotliny napływała. Herod zwykł tu był polować. Obok swego zamku
w okolicy Genezaret miał on także zwierzyniec.
Okolica Genezaret zaczyna się między Tyberiadą a Taricheą,
o 4 godziny drogi od Kafarnaum i ciągnie się od jeziora na przestrzeni
3-godzinnej w głąb kraju; z południowej strony okrąża Taricheę aż do miejsca,
gdzie Jordan wypływa. Z tą okolicą łączy się rozkoszna dolina z utworzonym
sztucznie przez potok jeziorkiem w okolicy Betulii; jeszcze inne źródła
przepływają tędy do jeziora. Potok ten tworzy kilka sztucznych wodospadów i
pięknych stawów w owej okolicy, obejmującej całe szeregi ogrodów, zaników,
zwierzyńców, alei, sadów owocowych i winnic, wskutek tego przez cały rok okryta
jest kwieciem i owocem różnego rodzaju. Bogacze kraju, szczególnie
jerozolimscy, mają tu swoje mieszkania i ogrody. Całą prawie okolicę zapełniają
budynki, zdobią plantacje, chodniki cieniste, zielone labirynty i piramidalnie
utworzone pagórki z krętymi ścieżkami. Większych miejsc w okolicy niema.
Mieszkańcy tutejsi są po większej części ogrodnikami i dozorcami dóbr lub
pasterzami licznych trzód owiec i kóz. Przy tym chowają także różnego rodzaju
rzadkie zwierzęta i ptaki. Gościńca bitego nie ma w okolicy żadnego; za to przecinają
ją dwie drogi, jedna od jeziora, druga od Jordanu.
3. Jezus w
Hebron, Dothaim i Nazarecie.
Przyszedłszy Jezus do Hebron, zostawił tam Swych
towarzyszy, mówiąc, że chce odwiedzić przyjaciela. Zachariasz i Elżbieta już
nie żyli. Jezus zdążał ku pustyni, dokąd Elżbieta zaprowadziła była swego syna,
Jana. Położona była na południe między Hebron a Morzem Martwym. Droga
prowadziła do niej najpierw przez wysoką górę o białych kamieniach, poczym
wchodziło się na piękną dolinę palmową. Tam to szedł Jezus. Był On naprzód w
jaskini, gdzie Elżbieta zaprowadziła była Jana, przeszedł następnie przez małą
rzeczkę, przez którą dawniej i Jan przechodził. Widziałam, jak w samotności,
modląc się, przygotowywał się do zawodu nauczycielskiego. Z pustyni powrócił On
znowu do Hebron, wszędzie niosąc pomoc. I tak nad Morzem Martwym dopomógł
ludziom, którzy żeglowali na tratwie, zbudowanej w kształcie namiotu. Prócz
ludzi znajdowało się tam bydło i pakunki. Skinął na nich Jezus i zsunął im z
brzegu na statek belkę, pomagając tym sposobem wysiąść na brzeg; później zaś
udzielił im pomocy przy naprawie tratwy. Ci ludzie nie mogli pojąć, kim by ten
człowiek był, gdyż, pomimo że odzieniem Swym wcale się nie odróżniał, to
postawa Jego, pełna powagi; dziwnie jakoś pociągała i wzruszała obecnych. Zrazu
mniemali, że to Jan Chrzciciel, który wtedy już przybył w okolice Jordanu,
spostrzegli jednak wnet, że się pomylili, Jan bowiem był ciemniejszej tuszy i
surowszy z postaci.
W Hebron święcił Jezus szabat i zostawił tu towarzyszy podróży.
Odwiedzał chorych, niosąc im słowa pociechy pomagał im, dźwigał ich, przenosił,
podścielał im łoże; nie widziałam jednak, aby kogo uzdrawiał. Zjawienie się
Jego sprawiało na wszystkich miłe wrażenie. Zbliżał się także do opętanych,
którzy w Jego obecności się uspokajali; szatanów jednak nie wypędzał. Gdzie
tylko przechodził, wszędzie niósł pomoc, gdy widział jej potrzebę. Upadłych
podnosił, pragnących pokrzepiał, podróżnych przeprowadzał przez kładki na
strumykach, wszyscy podziwiali pielgrzyma, tak pełnego miłości. Z Hebron
przybył do miejsca, gdzie Jordan wpływa do Morza Martwego. Przeprawiwszy się
przezeń, podążył wschodnim jego brzegiem ku Galilei. Widziałam, jak przebywał
między Pella a okolicą Gergeza. Robił małe wycieczki i niósł wszędzie pomoc.
Odwiedzał wszystkich
chorobą dotkniętych, nawet trędowatych, pocieszał, usługiwał im, zachęcał do
modlitwy, podawał środki lecznicze, będąc od wszystkich podziwianym. Zdarzyło
się, że w jednym miejscu lud, znając proroctwo Symeona i Anny, pytał się Go, czy
to nie On jest owym przez proroka przepowiedzianym? Z miłości ku Niemu
towarzyszył mu zwykle tłum z jednego miejsca do drugiego. Opętani przez czar ta
zachowywali się spokojnie w Jego obecności.
Był także nad brzegiem rwącej rzeczki Hieromaks, która poniżej
morza Galilejskiego, wpływa do Jordanu niedaleko owej stromej góry, z której na
Jego rozkaz stado wieprzów w morze wpadło. Przy rzece stał cały rząd małych
chatek z gliny, niby pasterskich, zamieszkanych przez ludzi, trudniących się
budowaniem statków. Ludzie ci nie mogli sobie dać rady; Jezus
więc przyszedł do nich i chętnie im pomagał.
Widziałam, jak dźwigał belki i Sam z nimi pracował,
wykazując im różne ułatwienia i korzyści, a napominając wśród pracy do miłości
i cierpliwości.
Następnie widziałam Jezusa w Dothaim, miejscowości nader
rozwlekłej, położonej w kierunku północno — wschodnim od Seforis. Była tam
synagoga. Lud tam nie był zły, lecz bardzo zaniedbany. Tam posiadał niegdyś
Abraham pastwiska dla swych zwierząt ofiarnych; tam Józef strzegł owiec ze
swymi braćmi, w tej okolicy też został sprzedany. Dothaim było teraz mało
zamieszkane; żyzne jednak pola i liczne pastwiska rozciągały się aż do morza
Galilejskiego. Znajdował się tam wielki dom, coś w rodzaju domu obłąkanych,
zamieszkiwany przez opętanych przez czarta. Nieszczęśliwi ci w wściekłości bili
się na zabój, gdy właśnie Jezus tam zawitał. Ludzie nie byli wstanie ich
poskromić. Lecz Jezus przybliżywszy się do nich, rozmawiał z nimi, a ludzie ci
ucichli zupełnie. Napomniani, odeszli spokojnie, każdy do rodzinnych stron.
Mieszkańcy Dothaim, nadzwyczaj tym zdziwieni, nie chcieli Jezusa od siebie
puścić i zaprosili Go na gody weselne, na których, jako obcy, był wielce
poważany; rozmawiał uprzejmie i z mądrością, a nowożeńcom dawał upomnienia. Oni
to później przy zjawieniu się Jego w Thebez, przystąpili do uczniów Jego.
Skoro Jezus znów przybył do Nazaretu, odwiedził znajomych
Swoich rodziców; wszędzie Go jednak chłodno przyjęto. Odmówili Mu wstępu do
synagogi, gdy chciał tamże nauczać. Przemawiał zatem na miejscach publicznych
wobec wielu ludzi, wobec Saduceuszów i Faryzeuszów, przedstawiając im Mesjasza
zupełnie inaczej, jak sobie każdy z nich wyobrażał. Jana Chrzciciela nazywał On
głosem na puszczy. Z okolicy Hebronu przyszło razem z Nim dwóch młodzieńców,
ubranych w powłóczyste szaty i przepasanych jak kapłani, jednak nie zawsze z
Nim chodzili. Tutaj też święcił Jezus Szabat.
Widziałam potem, jak Jezus i Maryja, Maria Kleofasowa,
rodzice Parmenasa, w ogóle około 20 osób, opuścili Nazaret i szli znowu do
Kafarnaum. Mieli także ze sobą osły z pakunkami. Dom w Nazarecie pozostał
oczyszczony i schludny. Był tak schludnie uprzątnięty i kobiercami wewnątrz
zasiany, że przedstawiał mi się jak kościół. Stał próżny. Trzeci mąż Marii
Kleofasowej, zarządzający domem Anny, jako też i jej synowie, mają staranie o
ów domek. Maria Kleofasowa z najmłodszymi swymi synami, Józefem, Barsabą i
Szymonem, mieszkała bardzo blisko owego domku, który Lewi w bliskości Kafarnaum
Panu ustąpił; rodzice Parmenasa również niedaleko mieszkali.
Stąd szedł Jezus znów dalej z miejsca na miejsce,
zatrzymując się szczególnie tam, gdzie przebywał Jan, który z pustyni już był
powrócił. Chodził do synagogi i nauczał, pocieszał chorych i pomagał im.
Zdarzyło się, że gdy w pewnej małej miejscowości mówił o chrzcie Janowym,
bliskim Mesjaszu, o pokucie, zaczęli szemrać i pogardzać Nim. Niektórzy nawet
mówili: „Przed trzema miesiącami żył jeszcze Jego ojciec, cieśla, wtedy z nim
przy warsztacie pracował, a teraz, zwiedziwszy nieco obcych krajów, przychodzi
znowu nas uczyć Swej mądrości." Był także w Kanie, gdzie odwiedził Swych
krewnych i nauczał. Dotychczas nie ma przy Nim jeszcze żadnego z późniejszych
uczniów. Zdaje się dopiero ludzi poznawać i na gruncie, przez Jana w nich
przygotowanym, dalej budować. Z jednej miejscowości do drugiej towarzyszy Mu
niekiedy jaki poczciwy człowiek. Raz widziałam czterech mężów, między nimi
późniejszych Jego uczniów, jak w okolicy między Samarią a Nazaretem, czekali na
Jezusa, stojąc w cienistym miejscu przy gościńcu. Jezus nadchodził w
towarzystwie jednego mężczyzny. Mężowie ci wyszli naprzeciw Niemu, opowiadając,
jak ich Jan ochrzcił, przepowiadając zarazem bliskie nadejście Mesjasza. Mówili
Mu również o ostrej mowie Jana do żołnierzy, z których Jan kilku ochrzcił.
Między innymi powiedział im, że mógłby z takim skutkiem ochrzcić kamienie z
Jordanu. Potem posili z Jezusem dalej.
Stąd skierował Jezus Swe kroki na północ wzdłuż morza Galilejskiego.
O Mesjaszu mówił już wyraźniej i jaśniej, opętani wołali za Nim w niektórych
miejscowościach. Z jednego opętanego wygnał czarta i nauczał po szkołach.
Wkrótce spotkało Go sześciu mężów, wracających od chrztu
Jana; między nimi znajdował się Lewi, zwany później Mateuszem i dwaj synowie
wdów, Elżbiecie pokrewnych. Znali oni Jezusa jako krewnego i z opowiadania;
domyślali się więc w Nim tego, o którym Jan mówił, nie byli jednak tego pewni.
Opowiadali oni o Janie, o Łazarzu, siostrach jego i o Magdalenie, która według
nich zapewne także przez czarta była opętana. W tym czasie mieszkała już na
zamku w Magdalum. Mężowie ci szli dalej za Jezusem, podziwiając Jego mowy.
Młodzieńcy, przychodzący do Jana z Galilei, opowiadali mu często o tym
wszystkim, co o Jezusie wiedzieli i słyszeli; ci zaś, którzy przychodzili z
Ainon, miejsca, gdzie Jan chrzcił, opowiadali Jezusowi o Janie.
Stad szedł Jezus brzegiem jeziora do ogrodzonego miejsca
rybaków, gdzie stało pięć okrętów. Na brzegu znajdowało się wiele domków,
zamieszkanych przez rybaków. Właścicielem tego miejsca połowu był Piotr,
znajdujący się wtedy wraz z Andrzejem w chacie. Jan i Jakób wraz ze swym ojcem
Zebedeuszem i kilku innymi byli na okrętach. Na okręcie środkowym był ojciec
żony Piotra i trzej jego synowie. Imiona ich wszystkie wiedziałam, lecz teraz
wyszły mi już z pamięci. Ojca nazywano także Zelotes, a to z tej przyczyny, że
raz prowadził z Rzymianami sprzeczkę o prawo żeglugi na jeziorze, i spór
wygrał; odtąd otrzymał to imię.
Ogółem było na okrętach około trzydzieści osób.
Jezus, przechodząc ścieżką nadbrzeżną pomiędzy chatkami a
okrętami, rozmawiał z Andrzejem i innymi. Czy z Piotrem także mówił, tego nie
wiem. Oni Go dotychczas jeszcze nie znali. Mówił z nimi o Janie i o bliskim
nadejściu Mesjasza. Andrzej został po swoim chrzcie uczniem Jana. Jezus
przyobiecał im, że znowu do nich przyjdzie.
4.
Podróż Jezusa przez Liban do Sydonu i Sarepty.
Jezus zwrócił się teraz od jeziora ku górom Libanu, a to
głównie z powodu pogłosek i pewnego zamieszania. Wielu uważało Jana za
Mesjasza, inni mówili, że jest nim Ten, na którego Jan wskazuje.
Towarzyszyło Jezusowi około sześciu do dwunastu
młodzieńców, a po drodze jedni odchodzili, drudzy przychodzili i tak liczba ich
wciąż się zmieniała. Słuchali pilnie Jego nauki i nieraz przychodziło im na
myśl, że zapewne On jest Tym, na którego Jan wskazuje. Jezus nie obcował bliżej
z żadnym z nich; umiał być w ich towarzystwie odosobnionym, a jednak rzucał
posiew i przygotowywał żniwo. Wszystkie te Jego wędrówki w tej okolicy miały
związek z wędrówkami i czynami proroków, mianowicie Eliasza, i były ich
spełnieniem.
Przeszedłszy z towarzyszami wyżynę Libanu, ujrzał Jezus nad
morzem miasto Sydon. Widok z góry był niewypowiedzianie piękny. Zdawało się,
jakoby miasto tuż nad morzem leżało, chociaż w rzeczywistości było od miasta do
morza trzy kwadranse drogi. Było ono wielkie i ludne. Domy wyglądały z góry
jakoby okręty, gdyż na płaskich dachach stało mnóstwo drągów i rusztowań,
obwieszonych różnymi barwnymi tkaninami, a pomiędzy domami wiły się tłumy
pracującego ludu. Widziałam, jak tam wykonywano rozmaite błyszczące naczynia.
Wokoło miasta leżało wiele małych wiosek; ziemia była wszędzie bardzo
urodzajna, to też na każdym kroku widać było mnóstwo owoców. Około niektórych
drzew urządzone były siedzenia, na inne wiodły znowu schody, tak że między
gałęziami, jak w altanie mogło się całe towarzystwo usadowić. Równina między
górami a morzem, na której leży miasto, nie jest bardzo szeroka.
Miasto zamieszkiwali żydzi i poganie, zajmujący się handlem
zamiennym. Bałwochwalstwo kwitło w wysokim stopniu. Z tego miasta pochodziła
królowa Jezabel, która tak srodze prześladowała Eliasza. Idąc do miasta,
nauczał Pan Jezus w małych wioskach; ucząc w cieniu drzew, opowiadać o Janie,
nakłaniając do chrztu i pokuty.
W mieście przyjęto Jezusa mile, podobnie jak i za pierwszą
Jego tu bytnością. Tu nauczał Jezus w szkole, przepowiadając rychłe wystąpienie
Mesjasza i nakłaniając do porzucenia bałwochwalstwa.
Towarzyszów swoich zostawił Jezus w Sydonie, a sam udał się
do miejscowości, więcej oddalonej od morza, a zwróconej ku południowi, aby tam
modlić się na osobności. Miejscowość ta, opasana grubymi murami, a prócz tego z
jednej strony otoczona lasem, posiada wiele winnic. Jest to Sarepta, gdzie
niegdyś uboga wdowa żywiła Eliasza. Od tego czasu zachowywali mieszkańcy, tak
żydzi jak poganie, następujący zabobonny zwyczaj: w izdebkach, urządzonych w
murach miasta, pozwalali mieszkać pobożnym wdowom i byli przekonani, że to ich
ustrzeże od wszelkich niebezpieczeństw i zachowa miasto od wszelkiej
nieprawości. Teraz mieszkali tam jacyś starcy. Starcy ci żyją tu jak
pustelnicy, chcąc uczcić przez to Eliasza i zachować dawny zwyczaj. Czas
przepędzają na rozmyślaniu, tłumaczeniu proroctw i proszą Boga o zesłanie
Mesjasza. Jezus zamieszkał u jednego z nich, w miejscu, gdzie niegdyś mieszkała
owa wdowa, nauczał ich o Mesjaszu i chrzcie Jana. Pobożni to ludzie, ale mają
wiele błędnych pojęć; wyobrażają sobie np., że Mesjasz ma przyjść jako potężny,
bogaty król. — Jezus stąd często wychodzi do pobliskiego lasu, aby modlić się
na osobności. Naucza starszych w synagodze, a często poucza i dzieci. Czasem
chodzi po okolicy i napomina ludzi, aby unikali stosunków z poganami, których
wielka liczba tam mieszka. Zwykle chodzi sam, czasem tylko ma w koło Siebie
tutejszych ludzi. Często widzę Go, jak na pagórku, lub
pod drzewem naucza mężczyzn i kobiety.
Wciąż mi się zdaje, jakoby teraz był maj, ponieważ w kraju
obiecanym zboże w porze drugiego żniwa tak wygląda, jak u nas w maju. Zboża nie
rżną tutaj zupełnie nisko przy ziemi. Ucinają tylko mniej więcej na łokieć z
góry, a resztę zostawiają. Zerżniętego zboża nie młócą, tylko układają w snopy
na ziemi i tłoczą walcem, ciągnionym dwoma wołami. Zboże jest bardzo suche, więc
wykrusza się łatwo. Czynność ta odbywa się pod gołym niebem,
lub pod słomianym dachem, opartym na czterech słupach. Z Sarepty udał się Jezus
w kierunku północno wschodnim do miejscowości, położonej obok wielkiego pola
bitwy, na które Ezechiel, przeniesiony duchem miał widzenie, jakoby kości
poległych powstawały z ziemi, przyoblekały się w ciało, a następnie ożywiały
się pod tchnieniem lekkiego wietrzyka. Otrzymałam wyjaśnienie, że zgromadzenie
się i przyobleczenie w ciało tych martwych kości spełniło się przez chrzest i
naukę Jana, zaś ożywienie ciał przez tchnienie wietrzyka, oznacza odkupienie
przez Jezusa i zesłanie Ducha św. Ludzi tu zamieszkałych pocieszał Jezus w ich
smutku i przygnębieniu i objaśniał im znaczenie widzenia Ezechiela. Potem szedł
Jezus jeszcze więcej ku północy, w stronę, gdzie Jan najpierw po powrocie z
puszczy przebywał. Była tu mała osada pasterska, w której niegdyś dłuższy czas
przebywała Noemi wraz z swą córką Ruth. Pozostawiła po sobie tak miłe
wspomnienie, że jeszcze teraz ludzie o niej mówili; później mieszkała przy
Betlejem. W tej okolicy, nieco wyżej, miał Jakób swoje pola. Jezus nauczał tu
bardzo gorliwie. Zbliża się jednak czas, kiedy uda się do chrztu drogą przez
Samarię. Osadę tę przecina rzeczka, za którą hen w górze znajdowała się studnia
Jana. Od studni tej prowadziła bardzo stroma droga na dół, ku polu bitwy
Ezechiela; droga ta podobną jest do drogi, po której szli pierwsi rodzice,
wypędzeni z raju. Im niżej schodzili, tym mniejsze były drzewa i skarłowaciałe.
Wreszcie znaleźli się pośród gęstych zarośli i krzaków, a wszystko dokoła
wydało im się dzikim, zeszpeconym. Raj pozostał za nimi gdzieś w niedostępnych
wyżynach, a wreszcie zniknął im z oczu przysłonięty górą, która zdawała się
występować z ziemi.
Zbawiciel wraca teraz z osady do Sarepty, a idzie tą samą
drogą, którą niegdyś szedł Eliasz od potoku Karith do Sarepty. Po drodze naucza
tu i ówdzie, i minąwszy Sydon, przybywa do Sarepty; stąd uda się niedługo na
południe dla przyjęcia chrztu. W Sarepcie święci jeszcze Szabat.
Po Szabacie wyruszył Jezus z Sarepty drogą, prowadzącą do
Nazaretu. Po drodze znowu nauczał; czasem miał towarzyszy, to znowu szedł sam,
a zawsze boso. Tylko, gdy zbliżał się do jakiej miejscowości, wkładał sandały
na nogi. Przeszedłszy przez doliny, ciągnące się koło Karmelu, doszedł do
drogi, która stąd prowadziła do Egiptu, a potem zwrócił się na wschód. Matka
Boża, Maria Kleofe, matka Parmenasa i dwie inne niewiasty, są także w drodze do
Nazaretu. Tamże dążą również Serafia (Weronika), Joanna Chusa i syn Weroniki,
który później należał do grona uczniów. Idą zobaczyć się z Maryją, z którą
znają się z dorocznych podróży do Jerozolimy.
Maryja i Józef podobnie jak i inne pobożne rodziny
odprawiali w trzech miejscach nabożeństwa doroczne: w świątyni jerozolimskiej,
w Betlejem pod drzewem terebintowym i na górze Karmel. Rodzina Anny i inni
pobożni ludzie wstępowali na Karmel zwykle w maju, wracając z Jerozolimy. Była
tam studnia i grota Eliasza, urządzona jak kaplica. W rozmaitych porach roku
przychodzili tu nabożni żydzi prosić Boga o zesłanie Mesjasza. Niektórzy z nich
osiedlali się tu na stałe, a później także chrześcijanie. W pewnym miasteczku,
leżącym po zachodniej stronie góry Tabor, uczył Jezus w szkole o chrzcie Jana.
Miał około Siebie pięciu towarzyszów, między nimi byli późniejsi uczniowie.
Rada jerozolimska rozesłała przez posłańców listy do wszystkich główniejszych
miejscowości, gdzie były szkoły i urzędy, z poleceniem, aby dawali baczenie na
tego, o którym Jan Chrzciciel mówi, że jest Mesjaszem i że od niego przyjmie
chrzest. Na tego niech uważają i donoszą o wszystkich jego czynnościach, gdyż,
jeśli to jest Mesjasz, to nie potrzebuje przyjmować chrztu od Jana. Uczynili to
z niechęci ku Niemu, gdy się dowiedzieli, że to jest ten sam, który jako
dwunastoletni chłopiec nauczał w świątyni. Posłańcy z tymi listami przybyli
także do miasta Gazy, położonego o cztery mile od Hebron, niedaleko morza. Tu
znaleźli niegdyś wywiadowcy Aarona i Mojżesza ogromne winogrona. Od miasta aż
do morza ciągnął się szereg namiotów, w których wystawione były na sprzedaż
najrozmaitsze tkaniny i jedwabie.
W towarzystwie pięciu uczniów nauczał Jezus tu i ówdzie aż
do okolicy, gdzie była studnia Jakóba i tu obchodził szabat. Gdy wracał z
towarzyszami do Nazaretu, wyszła naprzeciw. Niego Najśw. Panna; zobaczywszy
jednak, że nie idzie sam, wróciła się, nie przywitawszy Go. Podziwiam jej
zaparcie się. — Zaraz po przybyciu nauczał Jezus w szkole, przy czym święte
niewiasty także były obecne.
Na drugi dzień nauczał Jezus znowu w synagodze wobec
wielkiego tłumu ludu. W około Niego było pięciu uczniów i około dwudziestu
dawniejszych Jego towarzyszów z lat młodzieńczych. Świątobliwych niewiast nie
było przy tym. Słuchacze mruczeli niezadowoleni, i mówili między sobą, że może
teraz chce zająć opuszczone miejsce Jana i chrzcząc ludzi, zechce uchodzić za
równego jemu. Bo tego mu jednak, jak mówili, dużo brakuje. Jan wychował się na
puszczy, ale Jego znają dobrze; nie uda Mu się więc przewodzić nad nimi.
5. Jezus w Betsaidzie i Kafarnaum.
Z Nazaretu udał się Jezus do Betsaidy, gdzie chciał jeszcze
kilku mężów pozyskać dla nowej nauki. Święte niewiasty i inni towarzysze Jezusa
pozostali w Nazarecie. Nim odszedł, był w domu Swej matki, gdzie również
zebrali się Jego przyjaciele. Tu oświadczył im, że odchodzi teraz, aby ucichła
niechęć, jaka przeciw Niemu powstała, ale że później wróci. Był wtedy przy Nim
Amandor, syn Weroniki, syn jednej z trzech wdów spokrewnionych z Jezusem —
nazywał się, zdaje mi się, Syrach — i pewien krewny Piotra, jeden z
późniejszych uczniów Jezusa.
Przybywszy do Betsaidy, miał Jezus podczas szabatu w
synagodze naukę, w której wymownymi słowy przedstawiał im potrzebę rychłego
przyjęcia chrztu i czynienia pokuty. Jeśli nie przyjmą chrztu z rąk Jana, to
przyjdzie czas, że wołać będą „biada", ale już będzie za późno. Między
licznie zgromadzonym ludem w synagodze, nie widziałam, jak mi się zdaje, prócz
Filipa, żadnego z późniejszych apostołów. Inni apostołowie z Betsaidy i okolicy
obchodzili gdzie indziej szabat. Przebywali oni w miejscu połowu ryb niedaleko
Kafarnaum. Podczas nauki Jezusa w Betsaidzie prosiłam gorąco Pana Boga, aby ci
ludzie się nawrócili i dali się ochrzcić; wtedy to miałam widzenie, jak Jan,
jako gotujący drogę Jezusowi, z grubsza oczyszczał ludzi z brudu grzechowego.
Pracował gorliwie z natężeniem i z siłą. Skóra, którą był okryty, spadała mu na
przemian z jednego ramienia na drugie. Musiała to być tylko wyobraźnia, gdyż
widziałam, jak niektórym z tych, których chrzcił, opadała jakby łuska, z
drugich wychodziły czarne kłęby pary, a na wielu spadały jasne, świecące
obłoki.
Także w Kafarnaum nauczał Jezus w szkole. Ze wszystkich
stron schodziły się tłumy ludu; byli także obecni Piotr, Andrzej i wielu
innych, którzy już przyjęli chrzest z rąk Jana.
Później widziałam Jezusa nauczającego tłumy ludu o dwie
godziny drogi od Kafarnaum na południe. Miał tylko trzech uczniów przy Sobie.
Późniejsi Apostołowie, którzy słuchali Jego nauk w Kafarnaum, wrócili do swej
pracy na jeziorze, nie czekając, aż Jezus się z nimi rozmówi. Tu nauczał Jezus
również o chrzcie Jana i o spełnionej obietnicy. Potem przeszedł przez dolną
Galileę, idąc ku południowi w kierunku Samarii, nauczając po drodze tu i
ówdzie. Szabat obchodził w pewnej szkole, położonej między Nazaretem a Seforis.
Były tam obecne święte niewiasty z Nazaretu, a także żona Piotra jako też żony
kilku innych z późniejszych Apostołów.
Miejscowość ta składała się tylko z kilku domów i szkoły, a
tylko polem przedzielona była od dawniejszego domu Anny. Z późniejszych
Apostołów przybyli dla słuchania Jezusa: Piotr, Andrzej, Jakób Młodszy, Filip,
wszyscy uczniowie Jana. Filip pochodził z Betsaidy; był dosyć wykształconym i
należał do pisarzy zakonnych. Jezus nie zatrzymywał się tu dłużej; nie jadł
nawet nic, tylko nauczał ciągle. Apostołowie obchodzili szabat prawdopodobnie
gdzieś w pobliskiej miejscowości (żydzi często udają się gdzie indziej na czas
szabatu), a potem przyszli tu, słysząc o obecności Jezusa. I teraz jeszcze nie
mówił z nimi Jezus o żadnych ważniejszych sprawach.
6. Jezus w Seforis, Betulii, Kedes i Jezrael.
Stąd udał się Jezus przez góry z trzema uczniami do
Seforis, które było oddalone od Nazaretu o 4 godziny drogi. Tu przebywał w
gościnie u ciotecznej babki, nazwiskiem Maraha, która była najmłodszą siostrą
Anny. Miała ona córkę i dwóch synów, którzy nosili długie, białe suknie.
Nazywali się Arastaria i Koharia; oboje należeli później do grona uczniów Jego.
Najśw. Panna, Maria Kleofasową i inne niewiasty także dotąd
zdążały. Jezusowi umyto nogi, a następnie odbyła się uczta. Jezus nocował w
domu Marahy; który dawniej był własnością rodziców Anny. Seforis jest to
wielkie miasto. Są tam trzy sekty: Faryzeusze, Saduceusze i Esseńczycy i trzy
szkoły. Miasto to ucierpiało często przez wojny, a dzisiaj niema z niego prawie
śladu. Jezus zostawał tu przez kilka dni, nauczając i wzywając do chrztu z rąk
Jana. W tym samym dniu nauczał w dwóch synagogach, w jednej wyższej i większej,
i w drugiej mniejszej. W większej byli obecni Faryzeusze. Ci byli niechętni
Chrystusowi i szemrali przeciwko Niemu. Niewiasty były też na tej nauce. W
mniejszej synagodze, Esseńczyków, nie było miejsca dla kobiet. Tu przyjęto Go chętnie.
Gdy Jezus uczył w szkole Saduceuszów, stała się rzecz
nadzwyczajna. Było w Seforis bardzo wiele opętanych, obłąkanych i wariatów.
Uczono ich w szkole, znajdującej się obok synagogi, a w naukach i nabożeństwie,
przeznaczonym dla zdrowych ludzi, musieli i oni brać udział. Wówczas stawali z
tyłu w osobnej kruchcie i przysłuchiwali się nauce. Pomiędzy tymi chorymi stali
dozorcy z kańczugami, każdy mając dozór nad pewną liczbą opętanych, stosownie
do tego, w jakim stopniu chorzy byli złośliwymi. Widziałam ich, zanim jeszcze
Jezus przyszedł do szkoły, jak podczas nauki Saduceuszów wykrzywiali twarze i
popadali w konwulsje, a dozorcy biciem ich znowu uspokajali. Gdy Jezus
przyszedł, byli z początku spokojni, ale po chwili zaczął to jeden, to drugi
wykrzykiwać: “To jest Jezus z Nazaretu, urodzony w Betlejem, któremu oddali
cześć Mędrcy ze wschodu, a Matka Jego jest u Marahy. On teraz rozpoczyna nową
naukę. Tego cierpieć nie można.” W ten sposób wywoływali ci opętańcy całe życie
Jezusa i to wszystko, co się dotychczas z Nim działo. Raz ten zaczynał, to znów
drugi, tak że bicze stróżów były daremne. Naraz podnieśli krzyk wszyscy razem i
powstało ogólne zamieszanie. Wtedy rzekł Jezus, aby ich przy-prowadzono do
Niego przed synagogę i posłał dwóch uczniów do miasta, aby przyprowadzili
wszystkich tych, którzy podlegali podobnemu nieszczęściu. Wkrótce stanęło koło
Niego więcej niż pięćdziesięciu tych nieszczęśliwych, a wokoło nich mnóstwo
widzów. Ale szaleńcy ci nie przestawali krzyczeć. Wtedy rzekł Jezus: “Duch, który
przez was mówi, jest z piekła i niech na powrót tam wróci" i w tejże
chwili uspokoili się i zostali uzdrowieni, a wielu z nich widziałam, jak upadli
na twarz przed Jezusem.
Uzdrowienie to wywołało w mieście rozruch. Jezus i Jego
uczniowie byli w wielkim niebezpieczeństwie, a zamieszanie wzrastało tak
dalece, że Mistrz był zmuszony uciec do pewnego domu a w nocy opuścić miasto,
co również zrobili trzej Jego uczniowie i synowie Marahy: Koharia i Arastaria,
jako też świątobliwe niewiasty. Matka Jezusowa była w wielkim smutku i trwodze,
bo widziała po raz pierwszy Syna Swego tak prześladowanego. Umówili się, że się
zejdą za miastem pod drzewami, aby stamtąd udać się do Betulii. Większa część z
tych uzdrowionych, przez Pana Jezusa, przyjęła chrzest z rąk Jana i ci to byli
przeważnie, którzy tu potem przystali do Chrystusa.
Betulia jest to miasto, przy którego oblężeniu Judyta
zgładziła Holofernesa. Leży na górze w stronie południowo-wschodniej od
Seforis, wskutek czego rozciąga się stamtąd daleki widok. Niedaleko stąd, w
Magdalum, jest zamek Magdaleny, która wówczas opływała w dostatkach. W Betulii
jest także zamek, a miejscowość obfituje w studnie.
Jezus i Jego uczniowie zajęli gospodę przed Betulią. Tu
przyszła do Niego Maryja i święte niewiasty. Słyszałam, jak Maryja prosiła
Jezusa, aby tu zaprzestał nauczania, bo jest w wielkiej obawie, aby wskutek
tego znów nie powstały rozruchy. Ale Jezus odpowiedział, że wie, co ma
spełniać. Maryja znów rzekła do Niego: “Może teraz przyjmiemy chrzest z rąk
Jana?" A Jezus odpowiedział Jej z powagą: “Po co teraz mamy przyjmować
chrzest? Czy potrzebny jest? Będę jeszcze obchodził i zgromadzał, i powiem,
jeżeli będzie potrzeba iść do chrztu.” Maryja zamilkła, podobnie jak w Kanie i
poszła z towarzyszkami do Betulii. Widziałam jednakowoż, że święte te niewiasty
przyjęły chrzest dopiero po Zielonych Świętach przy sadzawce w Betsaidzie.
Jezus uczył w szabat w synagodze i przyszło wiele ludzi z okolicy, aby Go
słyszeć. I tu w Betulii widziałam także bardzo wiele obłąkanych i opętanych,
siedzących przy drogach przed miastem, tudzież na ulicach, kędy Jezus
przechodził, uspokojonych od napadów, a nawet uzdrowionych, wskutek czego
ludzie niekiedy mówili: "Ten człowiek musi mieć taką moc, jaką mieli dawni
prorocy, gdyż na Jego ukazanie się nieszczęśliwi ci uspokoili się.” Ludzie ci
czuli, że On im pomógł, chociaż nic na nich nie uczynił, dlatego poszli do
Niego do gospody, aby Mu podziękować. Uczył i zachęcał do chrztu i mówił bardzo
surowo, zupełnie na sposób Jana. Mieszkańcy Betulii cenili bardzo Jezusa i Jego
uczniów i nie chcieli zezwolić na to, aby mieszkał przed miastem, a nawet wielu
sprzeczało się o to, u kogo ma mieszkać; ci zaś, którzy nie mogli już Jezusa
mieć u siebie, chcieli przynajmniej mieć jednego z pięciu uczniów Jego, którzy
przy Nim byli. Ci jednakowoż pozostali przy Jezusie, który mieszkańcom
przyrzekł kolejno zmieniać u nich gospodę. Ale cóż, kiedy ta ich troska o
Jezusa i miłość dla Niego nie była zupełnie bezinteresowna, co też Jezus
zarzucał im w Swoich naukach w synagodze. Mieli zaś ten uboczny cel: chcieli
sobie przez zatrzymanie u siebie nowego proroka zjednać dla swego miasta pewne
poważanie, które stracili przez handel, stosunki i pomieszanie z poganami. Nie
było więc w nich czystej miłości dla prawdy.
Gdy Jezus opuścił Betulię, widziałam Go uczącego w dolinie
pod drzewami. Towarzyszyło Mu tylko pięciu uczniów i może ze dwadzieścia osób.
Święte niewiasty już przed Jezusem poszły drogą do Nazaretu. Opuścił Betulię,
bo za nadto był otoczony ludźmi. Zeszło się bowiem z okolicy bardzo wiele
chorych i opętanych, a On nie chciał teraz jeszcze tak otwarcie występować jako
uzdrawiający. Idąc dalej, miał morze Galilejskie poza Sobą. Miejsce, gdzie
teraz uczył, było dawnym miejscem nauczania Esseńczyków albo proroków, wzniesione
i pokryte murawą, otoczone w koło małymi groblami, które służyły dla odpoczynku
i przysłuchiwania się. Było ze 30 osób koło Jezusa.
Wieczorem widziałam Go, jak z towarzyszami przybył do małej
miejscowości z synagogą, oddalonej godzinę drogi od Nazaretu, w której był,
zanim szedł do Seforis. Lud tutejszy przyjął Go bardzo chętnie i umieszczono Go
w jednym okazałym domu z podwórzem. Umyto Jemu i uczniom nogi, zdjęto im suknie
podróżne, wytrzepano je, oczyszczono i przygotowano im ucztę. Tu uczył Jezus w
synagodze; niewiasty były w Nazarecie.
Na drugi dzień udał się Jezus o dwie mile dalej, do miasta
Lewitów Kedes albo Kizjon. I tutaj szło za Nim coś ze siedmiu opętanych, którzy
jeszcze wyraźniej, niż owi w Seforis wykrzykiwali Jego posłannictwo i historię życia.
Wyszli Mu tu naprzeciw kapłani i młodzieńcy w długich, białych sukniach,
ponieważ kilku z Jego otoczenia uprzedziło Go do miasta.
Tu Jezus nie uzdrawiał opętanych, gdyż kapłani zamknęli ich
do pewnego domu, aby nie przeszkadzali. Dopiero później, po Swoim chrzcie,
uzdrowił ich. Tu wprawdzie przyjmowano i obsługiwano Jezusa bardzo uprzejmie,
ale gdy zaczął uczyć, pytali Go, jakim prawem to czyni, skąd ma takie
posłannictwo, skoro przecież jest Synem Józefa i Maryi. Ale Jezus odpowiedział
wymijająco, że Ten, który Go postał, i którego jest Synem, objawi to przy Jego
chrzcie. I wiele jeszcze o tym mówił ucząc o chrzcie Jana, na pagórku w środku
owej miejscowości, gdzie podobnie jak koło Tebez, na pagórku było przygotowane
miejsce, do nauczania, — lecz nie pod gołym niebem, tylko pod namiotem czy
szopą, pokrytą sitowiem.
Stamtąd szedł Jezus przez pasterską okolicę, gdzie po
drugim dniu Paschy uzdrowił trędowatego, a następnie nauczał w rozmaitych
miejscowościach. Na szabat zaś przybył ze Swoimi uczniami do Jezrael,
miejscowości składającej się z ogrodów, starych budynków i wieżyc. Przez środek
zaś prowadzi główna droga zwana królewską. Wielu z Jego otoczenia wyprzedziło
Go naprzód, On zaś Sam szedł zdaje mi się w towarzystwie 3 osób.
W tej miejscowości mieszkali ludzie, którzy ściśle
przestrzegali zakon żydowski; nie byli to Esseńczycy, ale tak zwani
Nazarejczycy. Ślubowali oni przez krótszy lub dłuższy przeciąg czasu żyć we
wstrzemięźliwości od różnych rzeczy. Mieli wielką szkołę i kilka domów.
Młodzieńcy mieszkali w osobnym domu, a dziewice też osobno; małżeństwa
ślubowały także na dłuższy czas powściągliwość. W czasie tym mieszkali
mężczyźni w domu obok domu młodzieńców, kobiety zaś w samym domu dziewic.
Wszyscy ci ludzie byli ubrani szaro lub biało. Przełożony ich nosił długą,
szarą suknię, u której wisiały na dole białe owoce i ozdoby; miał szary pas z
białym napisem; około jednego ramienia nosił przepaskę, zrobioną z kręconej,
grubej splecionej materii, biało-szarego koloru, tak mocnej, jak skręcona serweta.
Wisiał przy tym krótki koniec
z frędzelkami. Miał także rodzaj kołnierzyka lub
płaszczyka, podobnie jak Argos, Esseńczyk, lecz był szarego koloru i zamiast z
przodu był z tyłu do zapinania. Z przodu była na tym płaszczyku przymocowana
błyszcząca tarcza a z tyłu był jakby pospinany lub sznurowany. Na ramionach
wisiały wąskie klapy. Wszyscy nosili pękatą, czarną, błyszczącą wysoką czapkę;
na czole były wypisane słowa, w górze na głowie łączyły się trzy kabłąki w
gałkę lub jabłko. To jabłko i brzegi czapki były białe i szare. Ludzie ci
nosili długie, gęste, kędzierzawe włosy i brody. Namyślałam się, kogo pomiędzy
apostołami znałam im podobnego. Wreszcie przypomniałam sobie, iż to był Paweł,
który nosił włosy i ubranie na ich sposób, kiedy jeszcze chrześcijan
prześladował. Należał on do Nazarejczyków i później go między nimi widziałam.
Nie strzygli włosów aż do ukończenia ślubów, a potem obcinali je i ofiarując,
wrzucali w ogień; także ofiarowano gołębie. W wypełnianiu ślubu mogli się
nawzajem wyręczać. Jezus święci z nimi szabat. — Jezrael jest oddzielone od
Nazaretu górami. Niedaleko stąd znajduje się studnia, przy której Saul z
wojskiem odpoczywał.
W szabat uczył Jezus o chrzcie Jana. Mówił także, że ich
pobożność jest chwalebna, ale przesada jest niebezpieczna; drogi do zbawienia
są różne, a odosobnianie się w zgromadzeniu wyradza się łatwo w sektę; z dumą i
pogardą spoglądają na tych biednych braci, którzy nie mogą się z nimi równać i
od mocniejszych powinni doznawać pomocy. Ta nauka była tu bardzo na miejscu,
gdyż na ostatnich krańcach tej miejscowości żyli ludzie, 246 którzy się z
poganami pomieszali i byli bez kierownictwa i zachęty, a to
wskutek tego, że Nazarejczycy się od nich odłączyli. Jezus
więc odwiedzał i tych ludzi w ich mieszkaniach i nawoływał ich do nauki, i
uczył o chrzcie. Następnego dnia był Jezus na uczcie w domu Nazarejczyków.
Omawiali sprawę obrzezania w stosunku do chrztu. Słyszałam po raz pierwszy
Jezusa rozprawiającego o obrzezaniu, ale słów Jego nie jestem w stanie
dokładnie powtórzyć. Mówił, że prawo obrzezania ma swą podstawę, lecz podstawa,
ta ustanie, wtedy mianowicie, gdy lud Boży nie cieleśnie z pokolenia Abrahama,
ale duchownie ze chrztu Ducha św. pochodzić będzie.
Bardzo wielu z Nazarejczyków zostało chrześcijanami,
jednakże tak zawzięcie trzymali się prawa żydowskiego, że wielu z nich chciało
pomieszać żydostwo z chrześcijaństwem, i popadli w herezje.
7. Jezus w miejscowości celników.
Gdy Jezus wyszedł z Jezrael, szedł przez pewien czas ku
wschodowi a zwracając się koło góry, która leżała między Jezrael a Nazaretem,
zdążał do Nazaretu. W odległości dwóch godzin od Jezrael zatrzymał się w
miejscowości, w której było kilka domów, stojących po obu stronach głównej
ulicy. Mieszkali tu sami celnicy i kilku ubogich żydów w namiotach, oddalonych
od głównego traktu. Droga z mieszkaniami celników była odgrodzona kratami, a u
wejścia i na końcu zamknięta. Mieszkali tu bogaci celnicy, którzy dzierżawili
wiele ceł w kraju i podnajmowali je znów niższym celnikom, czyli poborcom.
Takim niższym celnikiem był Mateusz, tylko w innej miejscowości. Tutaj
mieszkała zwykle Maria, siostrzenica Elżbiety; sądzę, że owdowiawszy,
przeniosła się do Nazaretu a następnie do Kafarnaum. Jest to ta sama, która
była obecną przy śmierci Maryi.
Tędy szła droga komunikacyjna, łącząca Syrię, Arabię i
Sydon z Egiptem. Przewożono tu na wielbłądach i osłach ogromne paki z białym
jedwabiem w kłębkach, jak len, delikatnymi, białymi i pstrymi materiami,
tudzież wielkie, grube, długie zwoje kobierców, a nawet korzenie. Gdy karawana
przybyła do okręgu cłowego, zamykano go, zdejmowano paki i wszystko
przeszukiwano. Płacono podatek towarem lub pieniędzmi, które były przeważnie
trójkątne lub czworo boczne żółte, białe lub czerwonawe sztuki, z wybitą jakąś
figurką, z jednej strony wklęsłą, a z drugiej wypukłą; oprócz tego były jeszcze
inne monety. Widziałam np. na monetach wyryte małe wieżyczki, dziewicę, także
dziecię w czółenku. Takie małe, udatne, złote drążki, jakie królowie ofiarowali
przy żłobie, widziałam jeszcze tylko u kilku cudzoziemców, którzy przybyli do
Jana Chrzciciela.
Celnicy wszyscy byli jak gdyby ze
sobą zaprzysiężeni, i jeżeli jeden z nich oszukał kogo więcej, niż inni, to
jednak dzielili wszystko między siebie. Byli bogaci i żyli wygodnie. Domy ich
były otoczone podwórzami, ogrodami i murami. Przypominali mi oni naszych
bogatych wieśniaków z swoimi zagrodami. Żyli zupełnie dla siebie i nikt się z
nimi nie wdawał. mieli także szkołę i nauczyciela. Jezus ze Swym otoczeniem był
przez nich gościnnie przyjętym. Widziałam tu wiele niewiast przychodzących a
pomiędzy nimi, jak mi się zdaje, była i żona Piotra. Jedna z nich rozmawiała z
Jezusem, potem odeszły. Może przychodziły lub szły do Nazaretu, z jakim
zamówieniem lub zleceniem dla matki Jezusa. Jezus był na przemian u jednego, to
znów u drugiego celnika i uczył ich w szkole. Wyrzucał im szczególnie to, że
zdzierali często podróżnych, żądając więcej nad należne cło. Wstydzili się
bardzo i nie mogli pojąć, skąd On to wie. Byli pokorniejszymi i przyjmowali
chętniej jego naukę, aniżeli inni żydzi. Nakłaniał ich do przyjęcia chrztu.
8. Jezus w Kislot, przy górze Tabor.
Jezus opuścił miejscowość cłową po całonocnej tamże nauce.
Wielu z celników chciało obdarzyć Go podarunkami, ale On nic nie przyjął.
Niektórzy z nich poszli za Nim; chcieli iść z Nim do chrztu. Przechodził tego
dnia przez okolicę koło Dotaim obok domu obłąkanych, gdzie za pierwszym
wyjściem z Nazaretu uspokoił szalonych i opętanych. Gdy tamtędy przechodził,
wywoływali Jego imię i gwałtem domagali się wypuszczenia. Jezus, więc rozkazał
dozorcom wypuścić ich — On sam będzie za wszystko odpowiadał. Gdy ich
wypuszczono, zaraz się uspokoili, zostali bowiem uzdrowieni i poszli za Nim.
Pod wieczór przybył Jezus do Kislot, miasta leżącego u stóp góry Tabor,
przeważnie przez Faryzeuszy zamieszkałego. Słyszeli oni o Nim i gorszyli się z
tego, że za Nim postępowali celnicy, których oni uważali za zbrodniarzy, znani
już opętańcy i wiele innego ludu. Poszedł do szkoły i uczył o chrzcie Jana, a
zwracając się do swych towarzyszy, przestrzegał ich, aby się dobrze
zastanowili, nim pójdą za Nim, czy potrafią to wszystko wykonać; niech nie
myślą, iż ścieżka, którą On idzie, jest wygodną. Opowiadał im także kilka
przypowieści o budowaniu. Jeżeli sobie kto chce gdzie
wybudować dom, to musi się także zastanowić i obmyślić, czy właściciel ziemi go
tam ścierpi; dlatego muszą się najpierw pojednać i czynić pokutę; a jeżeli znów
kto chce budować wieżę, to musi najpierw koszta obliczyć. Uczył, wiele jeszcze
takich rzeczy, które się nie podobały Faryzeuszom. Dlatego nie tyle słuchali,
ile raczej pilnowali Go; widziałam, jak między sobą układali, aby na cześć Jego
wyprawić ucztę i podczas niej podchwytywać Go w mowie.
W rzeczy samej urządzili Mu wielką ucztę w publicznym
budynku. Stały tam trzy stoły obok siebie; na prawo i na lewo były zapalone
lampy, a nad środkowym stołem, przy którym siedział Jezus, kilku Jego uczniów i
Faryzeusze, znajdował się zwykły otwór w powale; przy obydwóch bocznych stołach
siedzieli towarzysze Jezusa. Widocznie w tym mieście panowała dawna gościnność,
że jeżeli wyprawiano obcemu ucztę, — spraszano również i ubogich, z których
wielu, zupełnie zapomnianych, żyło w mieście; albowiem Jezus, gdy zasiadł do
stołu, zaraz zapytał Faryzeuszów, gdzie są ubodzy, i czy to oni nie mają prawa,
aby wziąć w uczcie udziału? Faryzeusze byli zakłopotani i tłumaczyli się, że to
już od dawna wyszło z zwyczaju, więc Jezus posłał Swoich uczniów: Arastarię,
Koharię, synów Marahy, Kolaję, syna wdowy Seby, aby z miasta sprowadzili tutaj
ubogich. Faryzeusze się wielce nad tym zgorszyli
a w mieście sprawiło to wielkie wrażenie. Wielu bowiem
ubogich leżało już i zasypiali, i widziałam, jak uczniowie kazali im wstawać z
łóżek. Sceny te w chatach i norach przedstawiały mi się bardzo pociesznie.
Ubodzy przybyli. Jezus i uczniowie Jego przyjęli ich i posługiwali im, a potem
miał Jezus bardzo piękną naukę. Faryzeusze byli bardzo rozgoryczeni, ale nie
mogli nic uczynić, bo Jezus miał słuszność, a lud w ogóle był z tego
zadowolony; słowem był wielki rozruch w mieście. — Po skończonej uczcie zabrali
sobie ubodzy jeszcze resztki jedzenia do domu, a Jezus, pobłogosławiwszy im
pokarmy i pomodliwszy się z nimi, wezwał ich do przyjęcia chrztu z rąk Jana.
Dłużej nie chciał się jednak zatrzymywać w mieście i
dlatego w nocy wyszedł stamtąd ze Swoimi. Wielu z Jego otoczenia pozostało,
wskutek poprzedniego upomnienia, inni zaś poszli, przygotować się do chrztu
Jana.
9. Jezus w miejscowości pasterskiej „Himki”
W nocy szedł Jezus przez dwie doliny. Widziałam, że
niekiedy rozmawiał ze Swoimi uczniami, to znów zostawał w tyle i klęcząc,
modlił się do Boga, a potem znowu ich doganiał. Następnego dnia po południu
widziałam Jezusa, jak przybył do pewnej rozległej miejscowości pasterskiej.
Była tu szkoła, ale nie było kapłana, który tu zwykle przybywał z odległej
miejscowości. Szkoła była zamknięta. Dlatego Jezus zgromadził pasterzy w sali
gospodniej i nauczał. Zbliżał się szabat. Wieczorem przybyli kapłani
faryzeuszowscy, pomiędzy którymi także było kilku z Nazaretu. Jezus uczył o
chrzcie i o zbliżaniu się Mesjasza. Faryzeusze byli Mu bardzo przeciwni, mówili
o Jego niskim pochodzeniu i w ten sposób starali się zmniejszyć Jego powagę. Tu
Jezus nocował. W szabat uczył Jezus w przypowieściach. Zażądał ziarnka
gorczycznego. Przyniesiono Mu je. Wiele o nim mówił i rzekł, że jeżeliby mieli
tylko tak wielką wiarę, jak wielkim owo ziarnko jest, to mogliby tę gruszę w morze przesadzić. (Stała
bowiem w tym miejscu wielka grusza, pełna owoców). Faryzeusze szydzili z takiej
dziecinnej nauki. Wykładał to i tłumaczył bliżej, ale zapomniałam. Opowiadał
także o niesprawiedliwym włodarzu. Ale lud tu i w ogóle na całej drodze
podziwiał Jezusa i mówił, że ten nowy nauczyciel zupełnie odpowiada temu
opowiadaniu, jakie słyszeli od swoich przodków o nauce i duchu ostatnich
proroków, tylko że o wiele jeszcze jest łagodniejszy. Miejsce to nazywało się
Kimki. Można było stąd widzieć góry Nazaretu, oddalone stąd może o jakie 2
godziny. Miejscowość ta była rozrzucona, zaledwie koło synagogi stało kilka
domów razem. Jezus mieszkał tu w do-mu biednych ludzi, a gospodyni była chora
na puchlinę. Jezus więc ulitował się nad nią i
uzdrowił ją, kładąc rękę na jej głowę i żołądek. Wyzdrowiawszy, służyła Mu do
stołu. Zakazał jej surowo o tym mówić, dopóki nie powróci od chrztu. Wskutek
tego pytała Go, dlaczego nie ma tego wszędzie ogłaszać. Odpowiedział: „Ponieważ
chcesz o tym opowiadać, oniemiejesz." I rzeczywiście oniemiała aż do Jego
powrotu od chrztu. Upłynęło do tego czasu przeszło czternaście dni; 249 gdyż w Betulii i Jezrael mówił coś o trzech tygodniach.
Jezus nauczał tu w synagodze jeszcze trzeciego dnia.
Faryzeusze byli Mu zawsze przeciwni. Mówił o przyjściu Mesjasza, ucząc:
„Oczekujecie Go w światowej okazałości, On jednak przyszedł już, ale jako
ubogi; przyniesie prawdę, ale dozna więcej nagany, niż pochwały, gdyż On chce
sprawiedliwości. Ale nie odłączajcie się od Niego, abyście nie zginęli,
podobnie jak dzieci Noego, które z ojca szydziły, gdy mozolnie budował korab,
który ich miał przed potopem ocalić. Te zaś, które nie szydziły z niego, weszły
do korabia i w ten sposób ocalały.”
Potem zwracając się do uczniów Swoich, rzekł: „Nie
odłączajcie się ode Mnie, jak Lot od Abrahama, który, szukając lepszych
pastwisk, poszedł do Sodomy i Gomory; nie oglądajcie się za przepychem świata,
który zniszczył ogień z nieba, abyście się nie stali słupem solnym! Trwajcie
przy Mnie we wszelkim ucisku, a Ja was zawsze wspomogę itd.” Faryzeusze stawali
się coraz więcej niechętni i mówili: „Co On im obiecuje, a Sam nic nie ma? Czyż
nie jesteś z Nazaretu, syn Józefa i Maryi?" Ale On odpowiedział
niewyraźnie, że Ten, którego jest Synem, Sam to ogłosi; a gdy rzekli: „Tu i
wszędzie, gdziekolwiek nauczałeś, o ileśmy zbadali, mówisz zawsze o Mesjaszu i
zapewne chcesz, abyśmy i my Cię za Mesjasza uważali ?
wtedy rzekł Jezus: „Na takie pytanie nie pozostaje mi żadna inna odpowiedź, jak
tylko: Tak jest! wyście powiedzieli." Skutkiem tego powstał wielki rozruch
w synagodze, Faryzeusze pogasili lampy, a Jezus i uczniowie opuścili tę
miejscowość i poszli w nocy gościńcem dalej.
Widziałam ich śpiących pod drzewem.
10.
Jezus w miejscowości położonej przed Nazaretem.
Następnego dnia widziałam cisnących się do Jezusa wiele
ludzi, którzy obozując wedle drogi, na Niego czekali. Nie byli oni z Nim w
poprzedniej miejscowości, ale już Go nieco wyprzedzili. Widziałam Jezusa,
zbaczającego z nimi z drogi i zdążającego około 3 godziny po południu ku pewnej
osadzie pasterskiej, która składała się zaledwie z kilku lekko zbudowanych
chatek, w których mieszkali pasterze w czasie paszy. Nie było tu kobiet.
Pasterze wyszli na spotkanie Jezusa; widocznie wiedzieli o Jego przybyciu od innych,
którzy Go uprzedzili. Podczas, gdy jedna część z nich wyszła naprzeciw Niemu,
inni tymczasem nazabijali ptaków i rozniecili ogień dla przygotowania uczty. To
wszystko odbywało się w publicznej gospodzie; ognisko było oddzielone ścianą;
znajdowała się tam ławka z murawy dla wypoczynku, poręcz była upleciona i
porosła trawą. Pasterze wprowadzili Pana i Jego uczniów, których było blisko
dwudziestu, i tyleż pasterzy. Wszyscy myli nogi, Jezus w osobnej miednicy;
zażądał nieco więcej wody i kazał jej nie wylewać.
Gdy się już zabierano do uczty, zapytał Jezus pasterzy —
zdradzających pewien niepokój — co ich trwoży i czy którego z nich nie brakuje.
Na to wyznali, że są niespokojni, ponieważ mają wśród siebie dwóch ludzi,
dotkniętych trądem; obawiali się, czy nie jest to przypadkiem nieczysty trąd, i
że wskutek tego może by Jezus do nich nie przyszedł; dlatego ich ukryli. Wtedy
rozkazał im Jezus przyprowadzić ich i posłał po nich Swoich uczniów. Przybyli
ci ludzie — każdy z nich przez dwie osoby prowadzony, owinięci od stóp do głów
w prześcieradło, tak że ledwie się poruszali. Jezus dodał im otuchy, mówiąc, że
trąd ten nie pochodzi od wewnątrz, lecz od zewnątrz przez zarażenie, co
zrozumiałam w duchu w ten sposób, że oni zgrzeszyli nie ze złej woli, lecz
zostali uwiedzieni. Kazał umyć ich w wodzie, w której umyte były Jego nogi, a
skoro tylko to zrobili, widziałam, jak skorupy z nich opadały i pozostały tylko
blizny. Wodę wlano potem do osobnego dołu i przykryto ziemią. Jezus przykazał
jeszcze surowo tym poczciwym ludziom nic nie mówić o swym wyzdrowieniu, aż
wróci od chrztu.
Potem miał naukę o Janie, o chrzcie i rychłym przyjściu
Mesjasza. Wtem za-pytali Go z całą prostotą za kim właściwie mają iść, czy za
Nim, tj. za Jezusem, czy też za Janem? który z nich jest największy? A On im
odpowiedział: „Ten jest największy, który służy najuniżeniej i najpokorniej;
kto się w miłości zniża jak najpokorniej, ten jest największy." Dalej
zachęcał ich do przyjęcia chrztu. Mówił im zarazem o trudnościach w
naśladowaniu Go, a wreszcie odprawił wszystkich ze Swego otoczenia oprócz
pięciu uczniów, naznaczywszy im poprzednio miejsce na puszczy, niedaleko od
Jerycho — sądzę, że w okolicy Ofra, gdzie się mieli spotkać; Joachim miał tam
wokoło pastwiska. Część z tych ludzi opuściła Go zupełnie, inni poszli wprost
do Jana, inni wpierw do domu, aby się przygotować na drogę do chrztu.
Jezus z pięciu uczniami szedł ku Nazaretowi, które stąd
leżało nie więcej jak o godzinę drogi. Ale nie weszli do miasta. Zbliżyli się
tylko doń od strony bramy, przez którą ku wschodowi prowadziła droga ku morzu
Galilejskiemu.
Nazaret miało pięć bram. Może kwadrans drogi od miasta była
stroma góra, skąd często strącano ludzi, a nawet Jezusa pewnego razu strącić
chciano. U podnóża tej góry leżało kilka chatek. Jezus polecił pięciu uczniom,
aby każdy z osobna sobie wyszukał gospodę; Sam zaś udał się także do jednej
chaty na spoczynek. Dostali wody do umycia nóg, trochę chleba i miejsce do
spania. Dobra Anny leżały na wschód od Nazaretu. Pasterze także piekli sobie
chleb w popiele. Mieli oni wykopaną, nie murowaną
studnię.
11. Jezus u
Esseńczyka Eliuda.
Dolina, przez którą szedł Jezus w nocy z Kisloth-Tabor,
nazywała się Edron, a pole pastorskie z synagogą, gdzie Faryzeusze z Nazaretu
szydzili z Jezusa, miało nazwę Kimki. Ludzie, u których zamieszkał Jezus wraz z
pięciu uczniami, niedaleko Nazaret, byli Esseńczykami i sprzyjali św. Rodzinie.
Byli tam mężczyźni i kilka kobiet, a mieszkali osobno, nie połączeni związkiem
małżeńskim, w sklepieniach jakiegoś starego, rozsypanego w gruzy budynku. Przy
mieszkaniu mieli małe ogródki; mężczyźni ubierali się w długie, białe suknie, a
kobiety w płaszcze. Zwykle mieszkali w dolinie Zabulon, obok zamku Heroda, lecz
z przychylności do św. Rodziny przenieśli się dotąd. Jezus zamieszkał u
sędziwego, poważnego starca z długą brodą, imieniem Eliud; był on wdowcem i
miał córkę jedynaczkę przy sobie, która go pielęgnowała. Był to bratanek
Zachariasza. Ludzie ci żyli tu w odosobnieniu, chodzili tylko do synagogi w
Nazarecie, do Rodziny św. byli bardzo przywiązani i im to powierzyła Maryja
przy Swoim udaniu się w drogę staranie o Jej domek.
Rano udało się pięciu uczniów Jezusa do Nazaretu, by
odwiedzić krewnych i znajomych i być w szkole. Jezus Sam pozostał u Eliuda,
odprawił z nim wspólne modlitwy i rozmawiał o wielu poufnych sprawach. Ten
pojedynczy, pobożny mąż świadom był wielu tajemnic.
W domu Maryi znajdowały się oprócz Niej cztery kobiety:
siostrzenica Jej, Maria Kleofe, ciotka Anny, mieszkającej przy świątyni a
krewna Symeona, Joanna Chusa, Maria, matka Jana Marka i wdowa Lea. Weroniki i
żony Piotra, którą widziałam niedawno na cle, nie było tutaj.
Rano odwiedziła Jezusa Najświętsza Panna z Maria Kleofe.
Jezus podał Swej Matce rękę na przywitanie. Zachowanie się Jego względem Niej było
pełne miłości, jednak nacechowane powagą i spokojem. Pełna troski o Niego
prosiła Go Najśw. Panna, aby nie szedł do Nazaret, bo panuje tam wielkie
przeciw Niemu rozgoryczenie, a sprawcami tego są Faryzeusze nazarejscy, którzy,
słysząc mowy Jego w synagodze w Kimki, wzbudzili od nowa niechęć przeciw Niemu.
Jezus przyrzekł Jej, że poczeka na przybycie rzeszy, mającej się chrzcić u Jana
i że wtedy dopiero z nimi pójdzie przez Nazaret. O tym i wielu innych rzeczach
rozmawiał z Nią tego dnia; między innymi powiedział Jej, że trzy razy pójdzie
na święto Paschy do Jeruzalem, i że ostatnim razem dozna Maryja wiele smutku.
Wiele jeszcze innych tajemnic wyjawił Jej, lecz już wyszły mi one z pamięci.
Maria Kleofe, nadobna, stateczna niewiasta, rozmawiała
także tego dnia z Jezusem i prosiła Go, aby przyjął jej pięciu synów za Swych
uczniów. Jeden z nich — jak mówiła — jest pisarzem, albo raczej rozjemcą, a
nazywa się Szymon, dwaj drudzy, Jakób młodszy i Judas Tadeusz, są rybakami; są
to synowie z pierwszego jej małżeństwa z Alfeuszem. Po tym pierwszym mężu ma
również pasierba Mateusza, który będąc celnikiem, wiele jej zgryzoty sprawia. Z
drugiego małżeństwa ze Sabą miała jednego syna, Jozesa Barsabę, również
trudniącego się rybołówstwem. Wreszcie z trzecim mężem, rybakiem Jonaszem, ma
chłopca Symeona. Jezus pocieszał ją, że oni przyjdą do Niego, a co się tyczy
Mateusza (który, idąc z Sydonu, był już w drodze u Niego) zapewniał ją, że ten
może być jeszcze najgorliwszym Jego uczniem. Najświętsza Panna wróciła z Nazaretu
z kilku krewnymi do Swego mieszkania w Kafarnaum. W tym celu przybyło po Nią
kilka sług z jucznymi osłami, aby na nie popakować sprzęty i naczynia, które
pozostały ostatnim razem w Nazarecie. Wszystko spakowano w skrzynie, plecione z
łyka, lub kory drzewnej, i objuczono tym osły. Dom
Maryi w Nazarecie wyglądał podczas Jej nieobecności jak ozdobna kapliczka,
ognisko wydawało się ołtarzem. Na ognisku postawiono skrzynkę, a w niej wazonik
z pięknym kwiatkiem. Po Jej odjeździe zamieszkają dom ten Esseńczycy.
12. Rozmowy
Jezusa z Esseńczykiem Eliudem o tajemnicach Starego Przymierza i o Najśw.
Wcieleniu.
Przez cały dzień prowadził Jezus z Eliudem poufne rozmowy.
Na zapytania Eliuda, jakiem jest Jego posłannictwo, podał mu Jezus wiele
objaśnień. Wyznał mu, że jest Mesjaszem, opowiadał mu o wszystkich Swych
przodkach po Matce i o misterium arki przymierza. Z rozmowy tej dowiedziałam
się, że tajemnica ta już przed potopem dostała się do arki przymierza i że od
czasu do czasu Bóg odejmował ja ludziom i znowu przywracał. Maryja, jak mówił
Jezus, stała się ze Swym przyjściem na świat arką przymierza tej tajemnicy.
Podczas rozmowy wydobywał Eliud rozmaite zwoje pisma, wyszukiwał odpowiednie
ustępy z proroków, a Jezus mu je objaśniał. Następnie zapytał Eliud Jezusa, dlaczego
wcześniej nie przyszedł na świat, na co mu Jezus odrzekł: „Mogłem się narodzić
tylko z takiej kobiety, która byłaby poczętą w ten sposób, jak odbywałoby się
było poczęcie ludzi, gdyby nie było upadku pierworodnego; a ponieważ do czasu
Joachima i Anny nie było tak zacnej i cnotliwej pary małżeńskiej, więc też dlatego nie przyszedłem prędzej na świat." W ten
sposób pouczał Jezus Eliuda i wskazywał mu różne trudności i przeszkody, nie
dozwalające na wcześniejsze odkupienie ludzkości.
Słyszałam także wiele o historii arki przymierza. Gdy raz
wpadła arka w ręce nieprzyjaciół, kapłani wyjęli z niej ową tajemnicę, jak to
zwykli byli robić w razie każdego niebezpieczeństwa; jednak za samo znieważenie
naczynia, które zawierało taką świętość, ponieśli zasłużoną karę i musieli arkę
zwrócić. Pokolenie, które Mojżesz przeznaczył do strzeżenia arki, istniało aż
do czasów Heroda. Przy uprowadzeniu żydów do niewoli babilońskiej kazał
Jeremiasz ukryć obok innych rzeczy i arkę na górze Synaj, jednak wtenczas nie
było już w niej tej świętej tajemnicy. Arka zginęła od tego czasu na zawsze. Na
jej wzór zrobiono drugą, lecz brakło w niej już niektórych rzeczy. Różdżka
Aarona i część tajemnicy były na górze Horeb w posiadaniu Esseńczyków.
Sakrament błogosławieństwa odnalazł się znowu, choć nie wiem, przez którego
kapłana. Ogień święty przechowany był w miejscu, gdzie później był staw
Betesda. — Wszystko to, co Jezus mówił Eliudowi, albo
widziałam w obrazach, albo słyszałam tylko; lecz nie wszystko utkwiło mi w
pamięci. Mówił dalej Jezus, że ciało przyjął z błogosławionego nasienia, które
Bóg przed upadkiem odjął Adamowi. Aby cały naród wziął udział w przygotowaniu
dzieła odkupienia, musiało to nasienie przechodzić przez wiele pokoleń; często
odejmował je Bóg, odwracając światło Swej łaski od ludzi. Widziałam podczas
tego opowiadania wszystkich przodków Jezusa, przechodzenie tego błogosławionego
nasienia na pierworodnych za pomocą czynności sakramentalnej. Jedzenie i picie
ze świętego kubka, który dał anioł Abrahamowi, obiecując mu narodziny Izaaka,
było niejako typem Najśw. Sakramentu nowego przymierza i przygotowaniem do
przyjmowania w przyszłości ciała i krwi Mesjasza. Przodkowie Jezusa przyjmowali
tamten Sakrament, aby przyczynić się do uczłowieczenia Boga, a Jezus uczynił Swe
Ciało i krew, przy-jęte od przodków, Sakramentem wyższym, mającym służyć do
połączenia ludzi z Bogiem. Rozmawiał jeszcze Jezus z Eliudem o świętości Anny i
Joachima, jak również o nadprzyrodzonym poczęciu się Maryi pod złotą bramą.
Mówił mu, że nie jest poczęty z Józefa; lecz że ciało Swe przyjął z Maryi,
która znowu powstała z tego czystego błogosławieństwa, które Bóg odjął Adamowi przed
upadkiem jego, które następnie z Abrahama przeszło na Józefa w Egipcie, od
niego dostało się do arki przymierza, a z niej cudownym sposobem przeszło do
Joachima i Anny.
Mówił, że dla odkupienia ludzkości przyjął naturę ludzką ze
wszystkimi jej słabościami i skutkiem tego odczuwa wszystko, jak każdy
zwyczajny człowiek. Jak wąż Mojżesza na puszczy, tak On będzie wywyższony na
górze Kalwarii, gdzie spoczywają zwłoki pierwszego człowieka. Przepowiedział
dalej, jak smutnym będzie Jego los i jak niewdzięcznymi okażą się ludzie
względem Niego.
Od czasu do czasu zapytywał Eliud o niektóre rzeczy w
sposób prosty i szczery; widać było jednak, że lepiej wszystko rozumie, niż
apostołowie początkowo; umysł jego pojmował dobrze słyszane rzeczy; tego tylko
nie mógł zrozumieć, co miało później nastąpić. Zapytał więc Jezusa, gdzie
obierze siedzibę swego przyszłego królestwa, czy w Jerozolimie, czy w Jerycho,
czy w Engaddi? Na to rzekł Jezus, że tam jest Jego królestwo, gdzie On sam
jest, bo nie jest to żadne królestwo, światowe.
W dalszym ciągu opowiadał Eliud Jezusowi o Jego matce, a
chociaż Jezusowi było to wszystko znanym, jednak słuchał tego łaskawie.
Opowiadał także Eliud o Joachimie i Annie, o życiu i śmierci Anny. W tym
miejscu objaśnił go Jezus, że nie było kobiety czystszej jak Anna, a że o
śmierci Joachima jeszcze dwa razy za mąż wyszła, stało się na wyraźny rozkaz
Boga; oznaczona liczba potomków tego szczepu musiała być dopełniona.
Gdy Eliud opowiadał o śmierci Anny, ujrzałam przed sobą
obraz jej śmierci. Anna leżała na wywyższonym posłaniu w tylnej komnacie swego
wielkiego domu; rozprawiała żywo i wcale nie wyglądała na umierającą. Widziałam,
jak udzielała błogosławieństwa małym córkom i domownikom, zgromadzonym w
przedpokoju. Maryja stała w głowach jej łóżka, a Jezus u nóg. Następnie
pobłogosławiła Maryję i prosiła o błogosławieństwo Jezusa, który wyglądał już
na dorosłego i miał leki zarost. Potem mówiła coś jeszcze rozradowana. Wtem
spojrzała w górę, zbladła jak śnieg, a krople potu wstąpiły na jej czoło.
Zawołałam: „Umiera! Umiera!" i chciałam chwycić ją w swoje objęcia; w tym
zdało mi się, że umierająca rzeczywiście przybliża się ku mnie i pada w moje
objęcia i jeszcze po ocknięciu się zdawało mi się, że ją trzymam. Eliud
opowiadał jeszcze wiele o cnotliwym życiu Maryi w świątyni, a wszystko to
przedstawiało mi się w obrazach. Nauczycielka jej, Noemi, była krewną Łazarza.
Była to kobieta około pięćdziesięcioletnia i pochodziła również jak wszystkie
inne w świątyni służące kobiety, z Esseńczyków. Widziałam, jak Maryja uczyła
się u niej robót ręcznych i towarzyszyła jej zawsze, gdy ta czyściła naczynia i
sprzęty z krwi ofiarnej, rozdzielała pewne części mięsa ofiarnego i
przygotowywała z nich pokarm dla kapłanów i kobiet służących, gdyż to stanowiło
po części ich pożywienie. Zachariasz odwiedzał Maryję, ilekroć miał służbę w
świątyni, a i Symeon znał ją dobrze. Tak przesuwało mi się przed oczyma jej
pokorne, bogobojne życie w świątyni, zupełnie tak samo, jak to Eliud opowiadał
Panu.
Rozmawiali również o poczęciu Chrystusa. Eliud opowiadał o
odwiedzinach Maryi u Elżbiety i w jaki sposób Maryja znalazła tam studnię. To
także widziałam.
Najśw. Panna udała się ż Elżbietą, Zachariaszem i Józefem
do niewielkiej posiadłości Zachariasza, gdzie nie było wody. Najśw. Panna
wyprzedziła innych, uklęknąwszy przed ogrodem, modliła się gorąco; następnie
uderzyła laseczką trzymaną w ręku o ziemię, z której natychmiast wytrysła woda,
opływając mały pagórek. Na to nadeszli Zachariasz i Józef, skopali pagórek,
usunęli łopatami ziemię, wydobywająca się woda utworzyła sobie jamę i tak
powstała piękna studnia. Zachariasz mieszkał o pięć godzin drogi od Jeruzalem w
kierunku południowo zachodnim.
Tak schodził czas Jezusowi i Eliudowi na wzajemnych
poufnych rozmowach, przeplatanych modlitwami. Eliud poważał wysoko Jezusa, ale traktował
go po synowsku, a ugaszczał z radością, jak człowieka wybranego. Córka Eliuda
nie mieszkała w tym samym domu, lecz w osobnej grocie.
Wszystkich Esseńczyków mieszkających przy górze, było około
dwudziestu; kobiety, w liczbie pięć lub sześć, mieszkały razem, oddzielnie od
mężczyzn. Ludzie ci uważali Eliuda za swego zwierzchnika i codziennie schodzili
się do niego na modlitwę. Jezus jadał z nim wspólnie chleb, owoce, miód i ryby,
lecz w bardzo małej ilości. Ludzie ci trudnili się po największej części
tkactwem i ogrodnictwem.
Góra, u stóp której mieszkali Esseńczycy, była najwyższym
szczytem pasma górskiego, przy którym wznosił się Nazaret, a oddzielona była od
miasta tylko doliną. Z przeciwnej strony spadał stromo na dół stok góry.
Urwisko porosłe było zielem i winem, a na dole leżały gruzy, odpadki i kości; z
tej to skały chcieli później faryzeusze strącić Jezusa. Dom Maryi leżał w
przedniej części miasta przy pagórku, tak, że tylna część domu tworzyła niejako
sklepienie w wzgórzu, całość jednak ponad wzgórze wystawała. Z drugiej strony
pagórka znajdowały się inne mieszkania.
Maryja i podróżujące z nią niewiasty przybyły w
towarzystwie Kolaji, syna Lei, do Kafarnaum, gdzie był dom Maryi. Przyjaciółki
jej z okolicy wyszły jej naprzeciwko.
Mieszkanie Maryi było własnością męża, nazwiskiem Lewi,
który mieszkał obok w wielkim domu. Mieszkanie to wynajmowała rodzina Piotra od
Lewiego i oddawała je do użytku świętej Rodzinie; Piotr bowiem i Andrzej znali
dobrze świętą Rodzinę, i przedtem i przez Jana Chrzciciela, którego byli
uczniami. Do mieszkania tego przytykało wiele budynków, gdzie mogli
przemieszkiwać uczniowie, lub krewni; z którego to powodu zostało najpewniej za
mieszkanie świętej Rodzinie ofiarowane. Maria Kleofe miała przy sobie
najmłodszego syna, Symeona, liczącego zaledwie kilka lat. Około wieczora udał się Jezus wraz z Eliudem
do Nazaret. Przed murami miasta, gdzie Józef miał swą pracownię ciesielską,
mieszkało wiele poczciwych, ubogich ludzi, znajomych Józefa, a niektórzy z ich
synów razem z Jezusem wzrośli. Do nich to zaprowadził Eliud Jezusa.
Poczęstowano gości kawałkiem chleba i kubkiem świeżej wody. Woda w Nazarecie
odznaczała się szczególnie dobrym smakiem. Widziałam, jak Jezus siedział z tymi
ludźmi na ziemi i zachęcał ich, aby się od Jana dali ochrzcić. Lecz oni
otaczali Jezusa z pewną bojaźnią, dziwiąc się, skąd ten, którego znali przedtem
jako sobie równego, a którego teraz Eliud, wielce przez nich szanowany, tak
usilnie im polecał, ma prawo zachęcać ich do ochrzczenia się. Słyszeli wprawdzie
o mającym przyjść Mesjaszu, lecz ani przez myśl im nie przeszło, że może to
właśnie Jezus jest tym Mesjaszem.
13. Podróże i
rozmowy Jezusa z Eliudem.
Na drugi dzień wyruszył Jezus z Eliudem z Nazaretu w
kierunku południowym drogą jerozolimską ku dolinie Esdrelon. Po dwóch godzinach
drogi przeszli przez rzeczkę Kison i przybyli do miejscowości, składającej się
z synagogi, gospody i kilku domów. Było to przedmieście leżącego w pobliżu
miasta Endor; niedaleko stąd znajduje się sławna studnia. Jezus zatrzymał się w
gospodzie. Ludzie przyjęli Go tu obojętnie, nie będąc jednak wprost
nieprzyjaznymi. Eliud nie był także w wielkim u nich poważaniu, bo więcej
sprzyjali Faryzeuszom. Jezus oznajmił przełożonym, że chce nauczać w synagodze.
Na ich oświadczenie, że niema tu zwyczaju, aby obcy uczyli, odrzekł Jezus, że
to jest Jego powołaniem i udał się do szkoły. Tu uczył o Mesjaszu, o tym, że
królestwo Jego nie jest z tego świata, że nie będzie jaśniał blaskiem
zewnętrznym, jak również o chrzcie Jana. Kapłani synagogi nie przychylali się
do Jego zdania. Wtedy kazał sobie przynieść księgi pisma, otworzył je i
objaśniał im rozmaite miejsca z proroków.
Szczególnie jednak wzruszały mnie poufne rozmowy starego
Eliuda z Jezusem, którego posłannictwo znał dobrze, wiedział o Jego
nadnaturalnym pochodzeniu i wierzył w nie; nie miał jednak, zdaje się
przeczucia, że Jezus jest Bogiem. W sposób całkiem pojedynczy opowiadał
Jezusowi podczas wspólnych wędrówek rozmaite rzeczy z czasów swojej młodości.
Powtarzał Jezusowi opowiadania Anny, będącej przy świątyni, o tym, co jej
mówiła Maryja po powrocie św. Rodziny z Egiptu, gdy ją kilka razy w Jerozolimie
odwiedzała. Jezus nawzajem opowiadał mu wiele rzeczy niewiadomych mu,
dołączając do tego stosowne objaśnienia. Wszystkie te ich rozmowy nosiły cechę
prostoty i serdeczności; zdawało się, że miły, przyjemny starzec, rozmawia z
młodym, ukochanym przyjacielem.
Gdy Eliud opowiadał o tym, co Anna słyszała od Maryi,
miałam to wszystko przed oczyma i cieszyło mnie, że obrazy te zupełnie były
podobne do tych, jakie już przedtem miewałam, a które już po części
zapomniałam.
Rozmawiał także Jezus z Eliudem o tym, że w krotce wyruszy
do Jana, aby się dać ochrzcić i że już wiele ludzi zebrał i kazał im przyjść na
puszczę Ophra. On sam jednak, jak mówił, pójdzie przez Betanię, gdyż chce się
jeszcze rozmówić z Łazarzem. Nazywał go innym jakimś pospolitym imieniem, które
wyszło mi z pamięci, a wspominał także o jego ojcu. Mówił, że Łazarz i jego
siostry wielki posiadają majątek i że dla sprawy zbawienia chętnie go poświęcą.
Łazarz miał trzy siostry. Najstarsza nazywała się Marta,
najmłodsza Maria Magdalena, a średnia Maria. Ta ostatnia żyła w samotności i
odosobnieniu i uchodziła za upośledzoną na umyśle. Nazywano ja powszechnie
„cichą Marią." O Marcie mówił Jezus, że jest dobrą i bogobojną i że
zarówno ona jak brat pójdą chętnie za Nim. O cichej Marii zaś tak mówił:
„Niegdyś miała ona bystry umysł i dobry rozum, a został jej zabrany dla jej
zbawienia. Nie jest ona dla świata; żyje tylko życiem wewnętrznym i nigdy nie
grzeszy. Gdybym Ja z nią rozmawiał, zrozumiałaby nawet najgłębsze tajemnice.
Gdy Łazarz wraz z siostrami pójdą za Mną, i mienie swe
oddadzą dla dobra gminy, Maria niedługo potem życie zakończy. Najmłodsza
siostra, Maria Magdalena, jest obecnie na złej drodze, ale nawróci się i stanie
się doskonalsza niż Marta." Eliud rozmawiał z Jezusem także o Janie
Chrzcicielu; na własne oczy nie widział go jeszcze nigdy i nie był przez niego
ochrzczony. Nocowali w gospodzie w bliskości synagogi i stąd na drugi dzień
rano wyruszyli wzdłuż góry Hermon do opustoszałego nieco miasta Endor. Już w
stronie gospody leżały tak szerokie kawały murów, że po wierzchu śmiało można
było powozić. Endor pełne było gruzów, i posiadało
wiele ogrodów. W niektórych częściach miasta wznosiły się wspaniałe budowle, w
innych częściach wyglądało znowu, jakoby przez wojnę wszystko zostało
zniszczone. O ile mi się zdaje, mieszkał tu lud całkiem odrębny od żydów.
Synagogi tu nie było. Jezus zatrzymał się więc na
obszernym, równym miejscu, porosłym trawą, w środku którego znajdował się staw.
Koło stawu stały z trzech stron budynki, podzielone na wiele pojedynczych
izdebek. W izdebkach tych mieszkali chorzy, gdyż zdaje się, iż to było miejsce
lecznicze. Na powierzchni kołysały się czółna, a z boku widać było pompę. Jezus
wszedł z Eliudem do jednego z budynków, gdzie przyjęto Go gościnnie i umyto
Jezusowi nogi. Następnie urządzono Mu na murawie wywyższone siedzenie, na
którym, siedząc, nauczał. Niewiasty, mieszkające w jednym z bocznych skrzydeł,
przybliżyły się także powoli za innymi. Ludzie ci nie byli właściwie żydami,
lecz pogardzanymi niewolnikami i musieli płacić haracz z plonów polnych.
Pozostali oni tutaj od czasów jakiejś wojny; zdaje mi się, iż ich dowódca
Sisara w pobliżu tego miasta pobitym został, a później przez jakąś kobietę
zamordowany. Ludzie ci rozdzieleni byli po całym kraju jako niewolnicy; w tym
mieście było ich jeszcze około czterystu. Za czasów króla Dawida i Salomona
musieli łamać kamienie na budowę świątyni. Zmarły król Herod, zatrudniał ich
przy budowie wodociągu, prowadzącego do góry Syjon. Panowała między nimi wielka
zgoda, a przy tym odznaczali się szczodrobliwością. Ubierali się w długie
suknie, przepasane pasem i spiczaste czapki, spadające aż na uszy, jak dawni
pustelnicy. Z żydami nie obcowali wcale; dozwolone im jednak było posyłać swoje
dzieci do szkoły, z czego nie korzystali, gdyż bardzo tam nimi pogardzano i je
prześladowano. Jezus przejęty był litością dla nich; chorych kazał także
przywieść do Siebie. Siedzieli oni na łóżkach w swoim rodzaju, podobnych do
mego krzesła z poręczami; pod ruchomym oparciem znajdowały się podpory, tak, że
gdy spuszczono oparcie, stołek przemieniał się w łóżko.
Jezus, wyłożywszy im naukę o chrzcie i o przyjściu
Mesjasza, zachęcał ich do przyjęcia chrztu. Lecz oni byli bardzo nieśmiali i
tłumaczyli się, że nie mogą sobie do tego rościć żadnego prawa, ponieważ są
wzgardzonymi i nie należą do społeczeństwa żydowskiego. Na to opowiedział im
Jezus przypowieść o nie-sprawiedliwym włodarzu. Pierwej pamiętałam dobrze
wytłumaczenie tej przypowieści, lecz teraz już zapomniałam; może mi to później
będzie znowu objaśnione. Mówił także przypowieść o synu, którego ojciec posyła
do winnicy, aby ją objął w posiadanie; przypowieść tę mówił Jezus zwykle
opuszczonym poganom. Po nauce przyrządzono Jezusowi ucztę pod gołym niebem.
Jezus zaprosił na nią ubogich i chorych i usługiwał im z Eliudem; bardzo ich to
rozrzewniło. Wieczorem wrócił Jezus z Eliudem do gospody na przedmieściu, gdzie
odprawili szabat i noc tam przepędzili. Na drugi dzień powrócił Jezus z Eliudem
do Endor, niedaleko od gospody. Tu nauczał znowu. Ludzie ci byli Kanaanitami, o
ile mi się zdaje, ze Sychem, gdyż dzisiaj słyszałam
podczas widzenia nazwę Sychemici.
W świątyni swej mieli bożka pod ziemią schowanego, który za
pomocą stosownie urządzonego przyrządu występował za naciśnięciem z pod ziemi i
ukazywał się na ołtarzu, a potem znowu znikał. Bożek ten, z Egiptu
przywieziony, nazywał się Astarta, a nie, jak wczoraj mi się zdawało, Estera.
Bałwan ten miał twarz okrągłą jak księżyc w pełni. Na rękach przed siebie
wyciągniętych, trzymał coś długiego, zawiniętego, na kształt poczwarki motyla.
Przedmiot ten był w środku grubszy i zwężał się ku obu końcom; może też być, że
to była ryba. Z tyłu posagu umieszczony był postument, na którym stał jakoby
kosz lub korzec, wystający ponad głowę posągu. Leżało w nim coś na kształt
kłosów w zielonych łuskach, a prócz tego inne ziela i kwiaty i owoce. Niższa
część posagu stała również w czymś podobnym do kadzi, w której prócz tego stały
naturalne kwiaty w wazonach. Pomimo, że osłaniali tajemnicą kult, składany temu
bożkowi, jednak Jezus wiedział o tym i gromił ich za to. Dawnymi czasy
poświęcali mu nawet w ofierze ułomne dzieci. Do tej bogini należał jeszcze
bożek Adonis, który był jakoby jej mężem.
Lud ten jak już mówiłam, został zwyciężony w tej okolicy
wraz ze swoim wodzem, Sisara, i skutkiem tego popadł w
niewolę. Teraz pogardzano nimi i uciskano ich. Krótko przed przyjściem na świat
Chrystusa podnieśli rokosz w Galilei, skutkiem czego położenie ich jeszcze się
pogorszyło.
Pod koniec Szabatu powrócił Jezus z Eliudem do synagogi na
przedmieściu.
Żydzi wzięli Mu za złe Jego odwiedziny w Endor, jednak
Jezus skarcił ich nieczułość względem nich; upominał ich, aby wzięli tych pogan
ze sobą, gdy pójdą chrzest przyjąć z rąk Jana, na który oni sami, wysłuchawszy
Jego nauki, się postanowili. Widać było, że przemowa Jezusa wywarła na nich
wrażenie. Pod wieczór wybrał się Jezus z powrotem do Nazaret, wiele z Eliudem
rozprawiając. Eliud opowiadał Mu powtórnie o ucieczce do Egiptu. Podczas
rozmowy zapytał Jezusa, czy w przyszłym Jego królestwie znajdować się będą
także ci dobrzy Egipcjanie, u których przebywał w dzieciństwie, i którzy tak
żywo zajmowali się Jego losem.
Teraz przekonałam się, że podróż Jezusa, którą odbywał po
wskrzeszeniu Łazarza przez kraje pogańskie Azji do Egiptu, a którą już przedtem
widziałam, nie była wytworem mej wyobraźni, gdyż słyszałam teraz, jak Jezus
mówił do Eliuda: “Wszędzie, gdzie padł zasiew, będę przed mą śmiercią zbierał
pojedyncze kłosy."
Eliudowi znana była także historia ofiary Melchizedeka z
chleba i wina; widocznie nie miał on należytego pojęcia o tym, kim jest
Chrystus, gdyż zapytał teraz Jezusa, czy On nie jest przypadkiem
Melchizedekiem. Na to rzekł mu Jezus: “Nie, tamten przygotował tylko ofiarę,
lecz Ja jestem samą ofiarą."
Dowiedziałam się również z tej rozmowy, że Noemi,
nauczycielka Maryi podczas pobytu tejże w świątyni, była ciotką Łazarza, a
siostrą matki Łazarza. Ojciec Łazarza był synem pewnego króla syryjskiego,
służył we wojnie i otrzymał rozliczne dobra. Żona jego była żydówką, a
pochodziła ze znakomitego kapłańskiego rodu Aarona, osiadłego w Jeruzalem
(przez Manassesa była spokrewniona z Anną). Rodzina Łazarza posiadała trzy
zamki w Betanii, w pobliżu Herodium i w Magdalum nad morzem Galilejskim; w
okolicy Magdalum był również zamek Heroda. — Wspominał także Eliud o
zmartwieniu, jakie sprawia Magdalena rodzeństwu swym postępowaniem.
Przybyli wreszcie do domu Eliuda, gdzie zastali pięciu
uczniów, Esseńczyków i innych ludzi, chcących się dać ochrzcić. Do ich liczby
należało także kilku celników, przybyłych z Nazaretu; wielka liczba ludzi
wyruszyła już naprzód w tym samym celu.
14. Jezus w
Nazarecie.
Na drugi dzień, gdy Jezus znowu nauczał, przybyło z
Nazaretu dwóch Faryzeuszów, prosząc Go, by udał się z nimi do szkoły Nazaretu,
gdyż już tak wiele o Jego nauce w tych stronach słyszeli i radzi by byli, gdyby
im wyjaśnił niektóre miejsca z proroków. Jezus poszedł chętnie z nimi.
Zaprowadzono Go wraz z pięciu uczniami do domu jednego z Faryzeuszów, gdzie
zastali już liczne zgromadzenie. Długo rozmawiał z nimi Jezus i mówił im wiele
pięknych przypowieści, i zdawało się, jakoby nauka Jego wielce się im podobała.
Następnie zaprowadzono Go do synagogi, gdzie zebrała się wielka liczba ludzi.
Jezus opowiadał im o Mojżeszu i objaśniał im jego proroctwa mesjańskie.
Ponieważ jednak Jezus mówił w ten sposób, iż Faryzeusze się mogli domyśleć, że
to stosuje do Samego Siebie, więc życzliwość ich ku Niemu zamieniła się w
niechęć; pomimo tego zaprosili Go na ucztę do pewnego Faryzeusza. Noc
przepędził Jezus z uczniami w gospodzie koło szkoły. Nazajutrz nauczał Jezus
celników, idących chrzest przyjąć, a później mówił w synagodze przypowieść o
ziarnku pszenicznym, które musi paść na ziemię dobrą. Nie podobało się to
Faryzeuszom, więc poczęli Mu znowu wytykać, że jest Synem biednego cieśli
Józefa i zarzucali Mu, że obcuje z celnikami i grzesznikami, za co Jezus surowo
ich skarcił. Esseńczyków nazywali obłudnikami, którzy nie żyją według zakonu.
Jezus jednak udowadniał Faryzeuszom, że Esseńczycy więcej zachowują zakon niż
oni, i że oni właśnie są obłudnikami. Rozmowa zeszła na Esseńczyków z tego
powodu, że u Esseńczyków było w zwyczaju błogosławienie, a Jezus często
błogosławił dzieci. Mianowicie gdy wchodził do synagogi albo wychodził,
zastępowały Mu drogę niewiasty, prosząc, aby pobłogosławił ich dziatki.
Podczas pobytu Swego tutaj przestawał Jezus często z
dziećmi i, rzecz dziwna, nawet najniespokojniejsze
dzieci uspokajały się natychmiast, gdy je pobłogosławił. Matki, pamiętając o
tym, przynosiły do Niego umyślnie swe dzieci, chcąc się przekonać, czy nie jest
teraz dumniejszym. Było tam kilkoro dzieci, które pod wpływem chorobliwych
kurczy tarzały się po ziemi i krzyczały wniebogłosy, lecz to wszystko
przemijało, skoro je Pan Jezus pobłogosławił. Widziałam wtenczas, jak z głowy
niektórych tych dzieci wychodziła jakoby ciemna para. Błogosławiąc chłopców,
kładł im Jezus rękę na głowę, i na sposób patriarchów
kreślił w powietrzu trzy linie od głowy i obu ramion ku sercu.
Dziewczęta błogosławił podobnie, ale bez wkładania ręki, za
to kreślił im znak na ustach; myślałam, że to może ma być środkiem przeciw wielomówności,
lecz mogło to także co innego oznaczać. — Noc przepędził Jezus z uczniami w
domu jednego z Faryzeuszów.
15. Jezus
odprawia trzech młodzieńców. Zawstydza wielu uczonych w synagodze w Nazaret.
Do pięciu uczniów Jezusa przyłączyło się jeszcze czterech
innych, którzy także byli krewnymi św. Rodziny. O ile mi się zdaje, był między
nimi jeden z trzech synów wdowy, a jeden rodem z Betlejem; ten wynalazł skądś,
że jest potomkiem Ruth, którą pojął za żonę Booz z Betlejem. Jezus przyjął ich
za Swoich uczniów. W Nazarecie było kilka bogatych rodzin, które miały trzech
wykształconych synów, towarzyszów Jezusa z czasów Jego młodości. Rodzice ich,
którzy już słyszeli Jezusa nauczać i o Jego mądrości wiele im mówiono,
postanowili także dać synom sposobność poznania mądrości Jego, a następnie za
stosownym wynagrodzeniem, udzielonym Jezusowi, wyprawić ich z Nim w podróż, aby
mogli się przy Nim kształcić. W dobrej wierze myśleli, że Jezus za pieniądze
będzie ochmistrzem ich synów. Wysłali zatem synów do synagogi, gdzie za ich i
Faryzeuszów staraniem zebrali się wszyscy uczeni z Nazaretu. Miał to być rodzaj
próby, aby się przekonać o mądrości Jezusa. Między innymi był jeden biegły w
prawie zakonnym, a drugi jakiś wysoki, barczysty mąż z długą brodą, przepasany szerokim
pasem — był lekarzem; na sukni na ramieniu miał jakiś znak. Widziałam, jak
Jezus, wchodząc do szkoły, błogosławił zebrane dzieci, między tymi i trędowate,
które natychmiast odzyskiwały zdrowie. Podczas nauki w szkole przerywali Mu
często uczeni, stawiając rozmaite zawikłane pytania, lecz, zbici z tropu
mądrymi odpowiedziami, wkrótce zamilkli. Biegłemu w Zakonie tłumaczył bardzo
jasno Zakon Mojżesza, a między innymi mówił, że rozwód w małżeństwie nie
powinien nigdy mieć miejsca. Jeżeli mąż nie może żyć z żoną, to może się od
niej odłączać, ale małżeństwo pozostaje ważnym i z inną żenić mu się nie wolno.
Ta Jego mowa o małżeństwie nie podobała się wcale żydom.
Lekarz znowu zapytywał Go, czy wie, co to jest człowiek suchej, albo wilgotnej natury, pod jaką planetą urodził się
taki, gdzie zioła dawać trzeba tym lub owym ludziom i jakie są właściwości
ciała ludzkiego? Jezus odpowiadał mu na wszystko nadzwyczaj mądrze; objaśniał
mu budowę ciała kilku obecnych, wymienił ich słabości i podał środki na nie, słowem
mówił o ciele ludzkim ze znajomością rzeczy, zdumiewającą lekarza. Mówił o
istocie ducha, który działa na ciało, o chorobach, które jużto lekarstwami,
jużto modlitwą i poprawą trzeba leczyć, a wszystko to odznaczało się taką
jasnością i mądrością, że lekarz uznał się za pokonanego i przyznał, że o
takiej wiedzy nie miał wyobrażenia. Zdaje mi się nawet, że chciał pozostać na
zawsze przy Jezusie, tym bardziej gdy słyszał, jak Jezus z największą
dokładnością opisał mu ludzkie ciało, wszystkie członki, muskuły, żyły, nerwy i
wnętrzności, i wyjaśnił ich znaczenie i wzajemny stosunek. Taka wiedza
upokorzyła go zupełnie.
Jakiemuś astrologowi opowiadał Jezus o biegu gwiazd, o ich
różnych wpływach, o kometach i znakach niebieskich. Z innym rozmawiał o
budownictwie, znowu z innym o handlu i przemyśle i o stosunkach z obcymi
narodami, powstając przy tym gwałtownie przeciw modom i nowościom, jako też
różnego rodzaju grom i kuglarstwu, które z Aten się tu dostały. Widocznym to
było w Nazarecie i w wielu innych miejscowościach. Te nowo wprowadzone, płoche
rozrywki są, jak mówił, nie do przebaczenia, gdyż nikt nie uważa ich za grzech,
więc też i nie pokutuje za nie.
Wszyscy zdumieni byli Jego mądrością i prosili Go nawet,
aby zamieszkał u nich na zawsze, obiecując dać Mu mieszkanie i dostarczyć
wszystkiego, czego Mu będzie potrzeba. Pytali Go także, dlaczego przeniósł się
z Matką do Kafarnaum? Jezus nie przystał na ich wniosek, bo — jak mówił — nie
pozwala Mu na to Jego posłannictwo. Przeniósł się do Kafarnaum, bo chce mieszkać
w środku kraju itd. Wszystko to było dla nich niezrozumiałym, źli więc byli na
Niego, że nie chce z nimi pozostać. Dziwili się, że odrzuca tak korzystną
propozycję, a słowa Jego o posłannictwie uważali za wyniosłość. W takim
usposobieniu opuścili wieczorem synagogę. Wtedy wspomniani wyżej trzej
młodzieńcy, liczący mniej więcej po dwadzieścia lat, prosili Go o chwilę
posłuchania. Jezus kazał im poczekać, aż przyjdą Jego uczniowie, mówiąc im, że
chce mieć świadków tej rozmowy. Gdy uczniowie przyszli, oznajmili Mu młodzieńcy
pokornie życzenie swych rodziców, aby ich przyjął za uczniów, dodając, że
rodzice zapłacą Mu za to, a oni będą się starali wiernie Mu służyć i pomagać.
Jezus zasmucił się, że zmuszony był odmówić ich prośbie, ze względu na nich samych
i ze względu na Swoich uczniów, gdyż musiał im wytłumaczyć powody takiego
postępowania, których oni nie mogli jeszcze pojąć. „Kto ofiaruje
pieniądze", mówił młodzieńcom, „aby za nie coś pozyskać, ten myśli tylko o
korzyściach doczesnych; kto zaś chce pójść Jego drogą, musi wyrzec się dóbr
ziemskich, rodziców i przyjaciół. Moi uczniowie wyrzekli się ognisk rodzinnych
i żon." Warunki te przygnębiły bardzo umysły młodzieńców, ośmielili się
jednak przypomnieć Esseńczyków, którzy także większą częścią są żonaci. Na to
odrzekł im Jezus, że Esseńczycy podług swoich praw postępują słusznie, że
jednak On musi uzupełnić i udoskonalić to, co oni tylko przygotowali itd. Z tym
odprawił ich, zostawiając im czas do namysłu.
Uczniowie Jezusa, słysząc te słowa, zlękli się, sądząc, że
i oni nie zdołają wypełnić tak trudnych warunków. Jednak Jezus, wracając z nimi
z Nazaretu do domu Eliuda, rozproszył ich obawy, mówiąc, że nie mają powodu
zniechęcać się, i mogą spokojnie iść za Nim, bo droga ta nie jest tak trudną,
jak się im wydaje. Tak doszli do domu Eliuda. Sądzę, że Jezus nie będzie
przebywał w domu Eliuda, gdyż i tak już Nazareńczycy wielce utyskiwali na to,
gniewni, że nie chciał u nich pozostać. Oceniali Jego zdolności i mądrość, lecz
sądzili, że jak na syna cieśli, jest zanadto dumny. Widziałam także, jak trzej
młodzieńcy wrócili do rodziców swoich, i jak ci za złe wzięli Jezusowi, że nie
chciał ich przyjąć. Tak powoli wyradzała się w Nazarecie coraz większa
nienawiść ku Jezusowi.
Trzej młodzieńcy przybyli na drugi dzień znowu do Jezusa i
prosili Go o przyjęcie, przyrzekając Mu zupełne, bezwarunkowe posłuszeństwo.
Jezus odmówił im jednak, chociaż widziałam, że Go to zasmuca, że nie chcą
zrozumieć przyczyny Jego odmowy. Tłumaczył to po ich odejściu uczniom, mówiąc,
że młodzieńcy chcą tylko dla zysku światowego przyłączyć się do Niego, a nie są
gotowi ofiarować wszystko z miłości. Tymczasem uczniowie Jego powinni dla Niego
wszystko porzucić i wtedy dopiero zapłatę otrzymają. Mówił jeszcze długo i
bardzo pięknie o znaczeniu chrztu, a następnie rozkazał im po drodze wstąpić do
Kafarnaum i oznajmić Jego Matce, że i On wkrótce pójdzie dać się ochrzcić, a
następnie polecił im rozmówić się z uczniami Janem, Piotrem i Andrzejem o
Janie, i oznajmić Janowi Chrzcicielowi Jego przybycie.
16. Jezus i Eliud
między trędowatymi.
Widziałam, jak Jezus z Eliudem wychodzili w nocy z Nazaretu
w kierunku południowo — zachodnim. Celem ich podróży było Chim, miejsce, w
którym znajdowali się trędowaci. Z brzaskiem dnia przybyli na miejsce; Eliud odradzał
Jezusowi, jak mógł, aby się między trędowatych nie udawał, mówiąc, że
zanieczyści się przez to i może być potem niedopuszczony do chrztu. Na to
odrzekł mu Jezus, że wie dobrze, co ma czynić, i do czego jest powołany, a
pójdzie tam tym bardziej, ponieważ od dawna już jeden z tych nieszczęśliwych
ludzi Go oczekuje z upragnieniem. Do osady trędowatych prowadziła droga przez
rzeczkę Kison; sama zaś osada leżała nad brzegiem strumyka, płynącego z Kison
do stawu, w którym kąpali się trędowaci. Woda tego stawu nie wpływała znów do
Kison. Miejsce to odcięte było od stosunków ze światem i nikt tam nie zaglądał,
prócz ludzi dozorujących i usługujących chorych. Mieścili się w chatach, dokoła
rozrzuconych. Eliud nie wszedł tam z Jezusem, lecz zatrzymał się w pobliżu,
oczekując aż powróci; Jezus więc sam udał się do jednej z chat, leżących na
ustroniu, gdzie zawinięty w brudne szmaty leżał jakiś człowiek na ziemi, z
którym Jezus rozmawiał. Nie przypominani sobie już, w jaki sposób dobry ten
człowiek został zarażony trądem. Za pojawieniem się Jezusa podniósł się z
radością, wzruszony tym, że Pan raczył przyjść do niego. Jezus rozkazał mu
wyjść z chaty i położyć się w napełnione wodą wielkie koryto, które stało obok
chaty. Chory uczynił tak, a Jezus wyciągnął ręce nad wodę. Wtem zaczął chory
swobodnie się poruszać i stracił trąd, poczym ubrał się w inne suknie.
Odchodząc, polecił mu Jezus, aby nie mówił nikomu o swoim uzdrowieniu, aż po
Jego chrzcie. Człowiek ten odprowadził Jezusa i Eliuda spory kawał drogi i
wrócił się dopiero na rozkaz Jezusa.
Przez cały dzień następny szedł Jezus z Eliudem znów więcej
w kierunku południowym doliną Ezdrelon. Od czasu do czasu rozmawiali ze sobą,
to znowu szli oddzielnie, jakoby pogrążeni w modlitwie i rozmyślaniu.
W tym czasie panuje w tamtych stronach prawie wciąż
niepogoda; niebo jest po największej części zachmurzone i gęsta mgła wisi nad
ziemią. W podróży małą łopatką na końcu, jak owczarze i noszą wygodne trzewiki,
których wierzchy są z grubej bawełny plecione; Jezus jednak nie używał nigdy
kija podróżnego, a na nogach miał tylko sandały. Około południa widziałam ich,
jak siedzieli nad brzegiem krynicy, spożywając chleb.
17. Jezus
przemienia się przed Eliudem.
W nocy byli znowu w podróży; raz szli razem, to znowu
osobno. Wtedy to przedstawił się mym oczom obraz niewysłowionej piękności.
Eliud szedł za Jezusem mówiąc o piękności Jego ciała. Na to rzekł mu Jezus: „Za
kilka lat nie znajdziesz w nim ani śladu piękności, tak je zeszpecą i zniszczą
wrogowie." Eliud nie zrozumiał dobrze znaczenia tych słów, gdyż w ogóle
nie wiedział, kiedy przyjdzie czas królestwa Jezusowego. Myślał, że do czasu
założenia go upłynie jeszcze z dziesięć lub dwadzieścia lat, bo zawsze miał na
myśli królestwo doczesne.
Uszli tak spory kawał drogi, gdy wtem Jezus kazał idącemu z
tyłu Eliudowi, zatopionemu w myślach, przybliżyć się, mówiąc, że chce mu
pokazać, kim On właściwie jest, i jakim jest Jego królestwo. Eliud,
przybliżywszy się, stanął o kilkanaście kroków przed Jezusem, który, modląc
się, spoglądał w niebo. Po chwili spuścił się z góry obłok, otaczając ich
dokoła, tak że nikt z zewnątrz nie mógł ich zobaczyć. Następnie światłość
ogromna wypełniła całą przestrzeń, a w niej ujrzałam w górze śliczne miasto z
jaśniejącymi murami, ujrzałam niebiańską Jerozolimę.
Całe wnętrze było obwiedzione blaskiem tęczowym. Widziałam
także jakąś postać, jakoby Boga Ojca, z której wychodziły promienie światła,
łączące ją z Jezusem. Jezus sam stał z obliczem promiennym, a postać Jego cała
była jaśniejąca i przejrzysta. Eliud stał chwilę jakby w za-chwyceniu,
wpatrzony w cudowne zjawisko, lecz potem, zdjęty obawą, upadł na twarz. Gdy się
znowu podniósł, światło i zjawisko już znikło. W milczeniu poszedł Eliud za
Jezusem w dalszą drogę, ze strachem myśląc o tym, co widział. Zjawisko to było,
zdaje mi się, Przemienieniem Pańskim, ale nie widziałam, aby Jezus się unosił w
powietrzu.
Zdaje mi się, że Eliud nie dożył ukrzyżowania Chrystusa.
Jezus był z nim poufalszym niż z Apostołami i wtajemniczał go w bardzo wiele
rzeczy. Uważał go zawsze za swego przyjaciela i towarzysza i dał mu wielką
władzę, to też Eliud wiele dobrego działał dla wyznawców Jezusa. Był on jednym
z najuczeńszych Esseńczyków. Za czasów Jezusa nie obierali już Esseńczycy siedzib
wyłącznie w górach; wielka ich część mieszkała także, rozproszona po miastach.
Widzenie wyżej opowiedziane miałam około północy.
Z brzaskiem dnia widziałam Jezusa i Eliuda nadchodzących na
obszerne pastwisko. Pasterze, strzegący bydła, którym Jezus był znany, wyszli
naprzeciw Niego, oddali Mu pokłon i zaprowadzili obu do szopy, w której
znajdowały się ich sprzęty. Tam umyli im nogi i przyrządzili posłanie. Jako
tymczasowy posiłek podali im chleb i wodę w kubkach, a później upiekli parę
synogarlic, które gnieździły się w wielkiej liczbie w ich chatach. Widziałam,
jak po uczcie Jezus odsyłał Eliuda do domu i dał mu na drogę, w obecności
pasterzy Swoje błogosławieństwo. Przy pożegnaniu rzekł mu: „Możesz w pokoju
dokonać dni żywota, bo droga, która Ja pójdę, jest dla ciebie za uciążliwa.
Przeznaczoną pracę w winnicy Mej ukończyłeś i za to otrzymasz zapłatę w
królestwie moim, a już teraz przyjmuję cię pomiędzy wiernych." Słowa te
objaśnił Jezus bliżej przypowieścią o robotnikach w winnicy. Eliud, który od
czasu widzenia nocnego był zamyślony i poważny, teraz tym bardziej się
wzruszył. Odprowadził jeszcze Jezusa kawałek drogi, poczym Jezus uściskał go i
rozeszli się w przeciwne strony. O ile mi się zdaje, przyjął Eliud później
chrzest z rąk uczniów Jezusa.
Miejsce, gdzie Jezus idzie na szabat, nazywało się Gur, i położone było na górze, można je zatem było już stąd
widzieć. Niegdyś mieszkali tam krewni Jezusa. Dawniej mieszkał tu brat Józefa,
który wiele obcował ze św. Rodziną, później jednakowoż przeniósł się do
Zabulon. Przyszedłszy na miejsce, wszedł Jezus niepostrzeżenie do gospody,
gdzie umyto Mu nogi i podano posiłek. Jezus kazał Sobie przynieść kilka ksiąg z
synagogi i udał się z nimi do osobnej izdebki, gdzie jużto czytał w nich, jużto
się modlił, spoglądając w górę. Do szkoły nie poszedł. Widziałam, jak do
gospody przybyło kilka osób, którzy chcieli z Nim mówić, lecz Jezus ich nie
przyjął.
18. Rzut oka na
uczniów, idących do chrztu.
Wysłanych przez Jezusa uczniów widziałam, gdy dochodzili do
Kafarnaum;
między nimi było jednak tylko pięciu już mi znanych. Dwóch
poszło do Betsaidy do Piotra i Andrzeja, podczas gdy inni rozmawiali z Maryją.
Byli także obecni: Jakób Młodszy, Szymon, Tadeusz, Jan i Jakób Starszy.
Uczniowie opowiadali o łagodności, dobroci i mądrości Jezusa. Inni mówili z
zachwytem o surowości życia i głębokiej nauce Jana Chrzciciela, przyznając, że
nie słyszeli, aby kto tak umiał uczyć i objaśniać zakon i proroków. Nawet Jan,
który znał dobrze Jezusa, wyrażał się z podziwem o Janie Chrzcicielu. Jan miał
sposobność poznać Jezusa, bo rodzice jego mieszkali tylko o kilka godzin drogi
od Nazaretu i Jezus, będąc dzieckiem, znał go już i kochał. — W Kafarnaum
obchodzili uczniowie szabat.
Dnia następnego widziałam dziewięciu uczniów Jezusa w
towarzystwie powyżej wymienionych w drodze ku Tyberiadzie, a stamtąd w kierunku
Ephron przez pustynię do Jerycho, skąd już niedaleko było do Jana. Piotr i
Andrzej wychwalali bardzo Jana Chrzciciela, mówiąc, że pochodzi ze znakomitego
rodu kapłańskiego, że pobierał nauki od Esseńczyków na pustyni, że nie znosi
jakiegokolwiek nieporządku i jest zarówno surowym, jak mądrym. Niektórzy
uczniowie wspominali o
łagodności i mądrości Jezusa; inni mówili na to, że Jezus przez Swoją uległość
staje się często przyczyną nieporządku i przytaczali nawet na to przykłady.
Przyznawali jednak, że i On uczył się wiele u Esseńczyków, kiedy niedawno temu
był w podróży. Jan nie mówił nic podczas dzisiejszej drogi. Nie wszyscy
odbywali wspólnie podróż; schodzili się tylko na jakiś czas, a potem znowu się
rozłączali.
Słysząc ich rozmowy, pomyślałam sobie, że ludzie i dawniej
byli już takimi, jakimi są dzisiaj.
19. Jezus w
Gophna.
Miejscowość Gur, gdzie Jezus modlił się w gospodzie na
osobności, leżała niedaleko miasta Meggido i równiny tej nazwy. Przed niejakim
czasem miałam widzenie, że na tym polu stoczona będzie przy końcu świata bitwa
z antychrystem. Jezus wstał z brzaskiem dnia, zwinął Swe posłanie, przepasał się, i zostawiwszy należną zapłatę, odszedł. Obchodził wiele
miast i wsi, nie stykając się z nikim, i nie wchodząc do gospód. Przeszedłszy
obok góry Garizim niedaleko Samarii, zwrócił się ku południu. Po drodze żywił
się jagodami i owocami, a gdy był spragniony, zaczerpywał ręką lub liściem
zwiniętym wody ze strumyków. Pod wieczór przybył do miasta Gophna, położonego w
górach Ephraim. Miasto wznosiło się na nierównym, pagórkowatym terenie, a
odznaczało się wielką ilością pięknych ogrodów. Tu mieszkali krewni Joachima,
ci jednak nie utrzymywali bliższych stosunków z rodziną. Jezus zaszedł do
gospody, gdzie umyto Mu nogi i podano skromny posiłek; wkrótce jednak przyszło
kilku Jego krewnych i znakomitych faryzeuszów, i ci wzięli Go do swego domu.
Była to jedna z najpiękniejszych budowli w Gophna. W mieście tym, które było
jednym z znaczniejszych, była siedziba władz okręgowych. Krewny Jezusa był
także urzędnikiem i pisarzem. O ile mi się zdaje, należało to miasto do
Samarii. Jezusa przyjęto z szacunkiem i wyprawiono ucztę na cześć Jego, na
której było wielu mężów obecnych. W domu tym Jezus także nocował.
Do Jeruzalem było stąd dzień drogi. Dotąd zaszła św.
Rodzina, gdy Jezus, mając 12 lat, został w świątyni jerozolimskiej. Rodzice
sądzili, że poszedł naprzód do krewnych, gdyż dopiero koło Michmas stracili Go
z oczu. Maryja obawiała się, że może wpadł do wody, gdyż w pobliżu znajdowała
się rzeczka.
Na drugi dzień poszedł Jezus do synagogi, kazał sobie dać
pisma jednego z proroków i uczył o chrzcie i Mesjaszu. Wykazywał im, że czas
przyjścia Mesjasza już nadszedł, że zdarzenia, mające poprzedzić Jego
przyjście, już się spełniły; wspominał przy tym o jakimś zdarzeniu, zaszłym
przed ośmiu laty, ale już nie wiem, czy to chodziło o wojnę, czy o odjęcie
berła od Judy. Udowadniał świadectwami spełnienie się znaków, poprzedzających
przyjście Mesjasza, jak np. powstanie wielu bezbożnych sekt,
i jak wiele obrzędów tylko powierzchownie sprawowano. Mówił, że choćby Mesjasz
był w pośrodku nich, to jednak nie poznaliby go. Przedstawiał rzecz tak, że
wszystko dało się zastosować do Niego i do Jana, tak, jak gdyby powiedział:
„Będzie jeden, który wam Mnie wskaże, a wy Mnie nie poznacie. Zwycięzcę,
otoczonego sławą, bogactwem i orszakiem znakomitych ludzi, uznalibyście za
Mesjasza, lecz nie uznacie człowieka prostego, ubogiego, występującego w
otoczeniu prostych wieśniaków i rzemieślników, obcującego z żebrakami,
kalekami, trędowatymi i grzesznikami."
W ten sposób mówił Jezus, popierając Swe słowa ustępami z
proroków, które wszystkie odnosiły się prawie najwyraźniej do Niego i do Jana.
Nie mówił jednak nigdy „Ja," lecz zawsze jakby o kimś trzecim. Nauka ta
trwała prawie cały dzień, a krewni Jego i słuchacze doszli nareszcie do
przekonania, że On jest zapewne owym posłańcem, poprzednikiem Mesjasza. Kiedy
się znowu znaleźli w domu, otwarto w Jego obecności księgę, w której było
napisane, jak się miała rzecz z Jezusem, synem Maryi, gdy jako dwunastoletni
chłopczyk nauczał w świątyni; przypominali sobie bowiem podobieństwo między
tym, co wtenczas przepowiadał i czego ich dzisiaj nauczał, i to ich
zastanawiało i dziwiło tym więcej. Głową domu był podeszły w latach starzec,
dwie zaś jego córki, obydwie owdowiałe, opowiadały sobie, jak były zaproszone
na zaślubiny Józefa i Maryi w Jerozolimie, jak wspaniałą była ta uroczystość,
że wtenczas Anna była wcale zamożną, a niedługo potem tak podupadła ich
rodzina. Nie obeszło się jednak bez zwykłego w takich razach przyganiania i
dowcipkowania, kiedy zaczęły roztrząsać sprawy majątkowe podupadłego rodu.
Podczas gdy one, zwyczajem kobiet, obszernie się nad tym weselem i ślubnym strojem
Maryi rozwodziły, ujrzałam dokładny obraz tych zaślubin jako też ślubnego
stroju świętej Dziewicy. Mężczyźni tymczasem wyszukali w księdze miejsce, gdzie
była mowa o Jezusie dwunastoletnim i Jego nauce w kościele. Rodzice, wielce
zakłopotani, szukali tam z pośpiechem Jezusa, dlatego też wieść doszła o tym i
do nich; zajmowali się oni zaś więcej jeszcze niż inni tą sprawą, bo Jezus był
ich krewnym. Ponieważ jednak krewni coraz więcej poczęli się zastanawiać nad
podobieństwem Jego poprzednich i obecnych nauk i coraz więcej się Nim zaczynali
zajmować, oświadczył im Jezus, że musi ich pożegnać i odszedł mimo wszelkich
ich próśb. Kilku mężczyzn odprowadziło Go. Przeszli przez most murowany nad
strumykiem, na którym drzewa rosły, i znaleźli się na polance, zasadzonej
wierzbami. W tej miejscowości przebywał patriarcha Józef, gdy spieszył z
polecenia Jakóba do braci w Sychem, a nawet i sam Jakób tu również bywał.
Późnym już wieczorem doszedł Jezus do zagrody pasterskiej, położonej z tej
strony strumyka, a towarzysze Jego wrócili do domu. Większa część osady
rozciągała się po przeciwległej stronie rzeczki. Synagoga była także z tej
strony. Zbawiciel wstąpił do gospody. Były tu dwie kompanie pielgrzymów,
spieszących do Chrzciciela na puszczę; wszędzie rozprawiano o bliskim
wystąpieniu Jezusa. Wieczorem rozmawiał z nimi Jezus, a na drugi dzień odeszli
wszyscy w kierunku Jordanu. Zbawicielowi umyto nogi, po skromnym posiłku usunął
się Jezus od rozmawiających, zmówił modlitwę i udał się na spoczynek.
20. Jezus gromi
cudzołóstwo Heroda. Podróż świętych niewiast.
Rano udał się Jezus do synagogi, gdzie było wiele ludzi
zebranych. Uczył o chrzcie i o Mesjaszu i zapowiadał im, iż wielu nie zechce Go
poznać. Najostrzej zaś wyrzucał im ich przesądne i uporczywe obstawanie przy
starych, czczych zwyczajach i podaniach. Wszyscy zdawali się być dobroduszni i
słuchali Go chętnie. Potem kazał się Jezus przełożonym synagogi zaprowadzić do
kilku chorych; nie uleczył jednak żadnego, bo przedtem już zapowiedział
Eliudowi i swoim pięciu uczniom, że w okolicy Jeruzalem przed chrztem nikogo
uzdrawiać nie będzie. Byli to po największej części chorzy na wodną puchlinę,
paralitycy i słabe niewiasty. Każdemu z osobna doradzał, żeby się w duchowy
sposób odradzali, bo po największej części są ich choroby karą za popełnione
występki. Niektórym zaś zalecał, by się poszli oczyścić i chrzest przyjęli.
W gospodzie wyprawiano jeszcze ucztę, na której znajdowało
się wielu okolicznych mieszkańców. Przed ucztą rozmawiano o Herodzie, o jego
niegodnym związku, ganiono go wszechstronnie i zapytywano Jezusa o zdanie o
nim. Jezus karcił surowo jego postępowanie, lecz również nadmienił, że należy
raczej siebie, aniżeli innych sądzić i potępiać i gromił ostro grzechy krwi.
W miejscowości tej było również wielu grzeszników, a Jezus
zwracał się do każdego z osobna i wyrzucał im w cztery oczy grzechy ich i
występne życie, innym zaś wyjawiał ich tajemne przestępstwa w małżeństwie, a ci
skruszeni, przyrzekali pokutę. Stąd udał się w stronę Betanii, odległej o dobre
sześć mil, wracając na powrót w góry. O tej porze panuje w tym kraju zima,
powietrze jest więc posępne i mgliste, a w nocy dotkliwe przymrozki. Jezus
otulił głowę chustą i spieszył w stronę wschodnią.
Widziałam Maryję i cztery święte niewiasty, idące drogą
niedaleko od Tyberiady. Prowadzi ich dwóch służących. Jeden z nich idzie
przodem, a drugi na końcu; obydwoje niosą tłumoki podróżne, przewieszone na
piersiach i na plecach, i mają laskę w ręce. Między nimi widać Joannę Chusa,
Marię Kleofasową, jedną z trzech wdów i Marię Salome. One również do Betanii
spieszą, lecz idą zwykłą drogą koło Sychar, które zostaje po lewej ręce; Jezus
zaś zostawił je po stronie prawej. Święte niewiasty idą jedna za drugą o kilka
kroków i stąpają uważnie, bo drogi tamtejsze dla pieszych są wąskie i po
większej części nierówne; wyjątek w tym względzie stanowią szerokie gościńce.
Idą żwawo i nie chwieją się tak, jak u nas ludzie podczas dalszej drogi,
zapewne dlatego, że od samej młodości przywykły do dłuższych pieszych podróży.
Płaszcze podróżne mają podniesione aż do połowy goleni, żeby im było lżej iść,
nogi od pasa aż do kostki owinięte taśmą, a na nogach mają duże, wykładane
sandały. Na głowie noszą zasłony, które ściągają około szyi dość długą i wąską
chusteczką. Ta chusta skrzyżowana na piersiach, obiega plecy i dochodzi aż do
pasa. W tę przepaskę kładą na przemianę jedną lub drugą rękę. Mężczyzna,
przodem idący, toruje drogę, otwiera płoty, usuwa z drogi kamienie i inne
przeszkody, kładzie kładki — słowem, spełnia, co potrzeba, do ułatwienia
podróży, jak również ma obowiązek wyszukania i zamawiania gospody. Służący,
zamykający pochód, przywraca znów wszystko do poprzedniego porządku.
21. Jezus w
Betanii.
W drodze do Betanii, odległej jeszcze o jakie sześć mil,
doszedł Jezus znowu do krainy górzystej. Wieczorem przybył do pewnego, kilka
godzin na północ od Jerozolimy w górach położonego miasteczka, które się składa
z ulicy, mniej więcej pół godziny długiej. Betania będzie stąd jeszcze ze 3 godziny
oddalona. Stąd można widzieć całą okolicę; Betania bowiem leży w dolinie. Od
góry tej, na której się owo miasteczko znajduje, ciągnie się mniej więcej przez
3 godziny na północny wschód pustynia w kierunku pustyni Ephron, i pomiędzy
obiema tymi pustyniami widziałam Maryję i Jej towarzystwo dziś w gospodzie na
noclegu. Jest to ta sama góra, na której się Joab i Abizaj w ucieczce przed
Abnerem zatrzymali i gdzie tenże z nimi rozmawiał; miejsce to, leżące na północ
od Jeruzalem, zwano Amma. Z miejsca, na którym stał Jezus, rozlegał się widok
ku wschodowi i północy; o ile mi się zdaje, nazywało się to miejsce Giah, i
łączyło się z puszczą Gibeon, która się tuż u jego podnóża zaczynała i biegła
wprost naprzeciw pustyni Ephron. Jezus doszedł tu wieczorem i wstąpił do pewnej
chaty dla pokrzepienia. Umyto Mu nogi i dano jakiś napój i małe placki. Wkrótce
zebrało się około Niego mnóstwo ludzi, a ponieważ szedł z Galilei, poczęli
wypytywać się Go o Mistrza z Nazaretu, o którym tyle słyszeli i o którym Jan
tyle mówi, i czy chrzest Jana jest dobry. Jezus pouczał ich, jak to zawsze
zwykł był czynić, nakłaniał ich do chrztu i nawoływał do pokuty, opowiadając im
o Proroku z Nazaret i o Mesjaszu; że publicznie wystąpi, że nie zechcą Go
poznać, owszem, że będą Go prześladować i znieważać. Powinni jednak wszystko
rozważyć, gdyż nadchodzi czas przepowiedziany. Z jak największym zaś naciskiem
zaznaczał, że Mesjasz nie przyjdzie w tryumfie i chwale, lecz w ubóstwie i
poniżeniu i że najwięcej będzie przestawał z prostaczkami. Nie poznali Go
słuchacze, lecz chętnie Go słuchali i okazywali mu wielki szacunek. Tłumy ludu,
ciągnące do Jana, rozprawiały wszędzie o Jezusie. Po dwugodzinnym wypoczynku
odprowadzili Jezusa na drogę.
Do Betanii przyszedł Jezus w nocy. Łazarz, powiadomiony od
uczniów o przybyciu Jezusa dopiero przed kilku dniami z swojej włości w
Jerozolimie powróciwszy, bawił obecnie w domu. Własność ta leżała z północnej
strony góry Syjon w stronie góry Kalwarii. Domostwo w Betanii należało
właściwie do Marty. Łazarz jednak chętniej tu przebywał i razem z siostrą
gospodarzył. Wszyscy oczekiwali Jezusa i przyrządzili ucztę na Jego przyjęcie.
Maria zamieszkiwała dom, położony po drugiej stronie podwórza. Byli także i
goście w domu. U Marty była Serafia (Weronika), Maria Marka i jeszcze jedna
podeszła niewiasta jerozolimska. Marta była razem z Maryją na posługę do
świątyni ofiarowaną, lecz właśnie w tym czasie, kiedy Maryję oddano do
świątyni, odeszła stamtąd; sama chętnie byłaby tam dłużej została, lecz dziwnym
zrządzeniem Boga musiała wyjść za mąż. U Łazarza zaś był Nikodem, Jan Marek,
jeden z synów Symeona i pewien starzec, nazwiskiem Obed, brat albo może
bratanek męża Anny ze świątyni. Wszyscy byli tajemnymi wielbicielami i
przyjaciółmi Jezusa, częścią przez Jana Chrzciciela, częścią przez rodzinę i
przez proroctwa Symeona i Anny. Nikodem był człowiekiem badawczym i myślącym,
który spodziewał się i pożądał widzieć Jezusa. Wszyscy byli ochrzczeni chrztem
Jana. Chętnie też przyjęli zaproszenie Łazarza; przybyli po kryjomu. Ten sam
Nikodem był później wiernym stronnikiem Jezusa i Jego sprawy, lecz zawsze
tajnie. Łazarz wysłał naprzeciw Jezusa swoich domowników i jeden z nich, stary,
wierny sługa, spotkał Go o pół godziny drogi od Betanii. Sługa ten został
później wiernym uczniem Jezusa. Spotkawszy Go, upadł przed Nim na twarz i
rzekł: „Jestem sługą Łazarza, jeżelim znalazł łaskę przed Tobą, zapraszam Cię
do jego domu." Jezus kazał mu powstać i poszedł za nim. Był dla niego
przyjaznym, lecz z powagą i godnością. Takim właśnie postępowaniem porywał
wszystkich serca ku Sobie. Kochali człowieka, a odczuwali w Nim Boga. Służący
przywiódł Jezusa do przedsionka domu przed studnię, gdzie już wszystko było
przygotowane. Wodą studzienną obmył Jezusowi nogi i włożył na nie świeże
sandały. Przychodząc do domu Łazarza, miał Jezus sandały zielono wykładane. Te
więc zdjął służący i nałożył zwykłe, twarde, ze
skórzanymi rzemykami, które też Jezus nosił od tego czasu. Następnie zdjął
służący z Niego suknie i otrząsł z kurzu. Wtem nadszedł Łazarz ze swymi
przyjaciółmi i przyniósł Jezusowi kubek i przekąskę. Jezus uściskał Łazarza, a
resztę obecnych przywitał podaniem ręki. Wszyscy przyjęli Go serdecznie i
ruszyli do domu; przedtem jednak jeszcze zaprowadził Łazarz Jezusa do domu
Marty. Zebrane tu kobiety były wszystkie zawoalowane. Skoro Jezus z Łazarzem
weszli, upadły Mu do nóg, Jezus jednak podniósł je łagodnie z ziemi, rzekł do
Marty, że Matka Jego ją odwiedzi, gdyż Go tu będzie oczekiwała, aż powróci od
chrztu. — Potem poszli do domu Łazarza i zasiedli do uczty. Podano na stół
upieczone jagnię i gołębie, miód, małe chleby, owoce, jarzyny i napełniono
kubki. Wpół leżącej postawie spoczywali na sofach niskich, po dwóch na każdej;
niewiasty zaś jadły osobno w przedsionku. Jezus modlił się przed ucztą i
pobłogosławił potrawy. Podczas uczty był bardzo poważny, prawie smutny; mówił
do współbiesiadników, że bardzo ciężka dla Niego zbliża się chwila, że wstępuje
na uciążliwą drogę, która bardzo gorzko się skończy. Zachęcał ich, żeby
wytrwali przy Nim, cokolwiek Go spotka, jeżeli chcą nadal być Jego
przyjaciółmi, gdyż wiele wypadnie im cierpieć. Tak czule przemawiał, że wszyscy
wybuchli płaczem, jednak nie mogli go zupełnie zrozumieć i nie wiedzieli, że
Boga goszczą między sobą.
Nie mogę sobie jednak wytłumaczyć ich nieświadomości, kiedy
sama tak mocno jestem przekonana o Boskim Jezusa posłannictwie. Ciągle mi
przychodzi na myśl, dlaczego tym ludziom nie było to tak samo objaśnione jak
mnie. Widzę przecież wyraźnie jak Pan Bóg stwarza pierwszego człowieka, ukształca
z jego ciała Ewę, jak Bóg łączy ich węzłem małżeństwa i ich smutny upadek.
Słyszałam obietnicę Mesjasza, daną im w raju, widziałam rozproszenie się ludów
po całym świecie, jako też dziwne łaski, jakie Opatrzność zsyła na przyszłą
matkę Odkupiciela. Widziałam drogę odkupienia, przebiegającą na kształt iskry
przez wszystek ród Dawida aż do rodziców Maryi; widziałam wreszcie
Zwiastowanie, przyniesione Maryi przez anioła, i
niebiańską jasność, otaczającą Maryję w chwili Niepokalanego Poczęcia. Nie mogę
w żaden sposób pojąć, biedna grzesznica, że ci święci towarzysze i przyjaciele
Jezusa patrzą na Niego własnymi oczy, szanują i czczą Go nawet a nie chcą
pomimo tego uwierzyć w Boskie Jego posłannictwo; uznają Go wprawdzie za
Mesjasza, ale nie za Boga, i spodziewają się po nim przywrócenia władzy
królewskiej domowi Dawida. Dla nich jest Jezus zawsze jeszcze synem Józefa i
Maryi. Nikt nie przeczuwał, że Maryja jest Dziewicą, bo nie wiedzieli nic o Jej
cudownym Poczęciu. Nie wiedzieli oni nawet o tajemnicy arki przymierza. Już to,
że Go kochali i czcili, zdawało się im zupełnie wystarczającym. Faryzeusze
osłupieli ze zdziwienia, usłyszawszy proroctwa, wypowiedziane o Nim przy
ofiarowaniu Go w kościele jerozolimskim przez Symeona i Annę, jak niemniej
podziwiali nadludzką Jego mądrość podczas rozmowy z Nim, gdy miał lat
dwanaście; ciekawie więc badali Jego ród i mesjańskie przepowiednie, lecz
rodzina Jego była za uboga, za niska, nie odpowiadała bynajmniej ich urojeniom,
jakie sobie wytworzyli o potężnym i ze znakomitego rodu pochodzącym Mesjaszu.
Łazarz, Nikodem i wielu z Jego stronników, myśleli, że On na to posłany od
Boga, by przy pomocy swych uczniów i stronników zdobył Jerozolimę i wyswobodził
królestwo izraelskie z pod jarzma Rzymian. W tym bowiem czasie, każdy
żyd-patriota widział w tym zbawcę, któryby kochanej ojczyźnie przywrócił ich
dawną swobodę i samorząd. Nie przewidywali oni, że królestwo, które ich zbawić
i uszczęśliwić może, nie jest królestwem tego ziemskiego padołu. Owszem
cieszyli się nawet chwilami na myśl, że teraz się zbliża koniec niejednemu z
owych okrutnych tyranów. Żaden jednak z nich nie ośmielił się mówić z Nim o
tym, bo wszystkich przejmowała obawa. Wnosząc z Jego zachowania się i słów,
widzieli, że nie zanosi się wcale na spełnienie ich oczekiwań.
Po uczcie udano się do modlitewnika i tu odmówił Jezus
modlitwę dziękczynną, gdyż rozpoczyna się czas Jego posłannictwa. Wszyscy
wzruszeni byli bardzo i łzy cisnęły im się do oczu, a szczególnie niewiastom,
które stały w tyle. Potem odmówiono jeszcze wspólnie modlitwy, Jezus
pobłogosławił obecnych i odprowadzony przez Łazarza, udał się na spoczynek.
Oddzielne sypialnie dla mężczyzn były w jednym obszernym miejscu i gustowniej
urządzone, niż w zwykłych domach. Łóżko nie było składane, jak gdzie indziej i
nie leżało bezpośrednio na ziemi, lecz na podwyższeniu. Z przodu była galeryjka
(ścianka opatrzona u góry kratami), ozdobiona zasłoną i frędzlami. Na ścianie,
przy której siało łóżko, umieszczona była u góry piękna mata, którą za
pociągnięciem można było podnieść lub spuścić przed łóżko, tak że tworzyła
skośny daszek, zakrywający łóżko, kiedy było próżne. Przy łóżku stał stołek pod
nogi, w niszy umywalnia, a na niej naczynie z wodą i dwa mniejsze do nabierania
i wylewania wody. Na ścianie wisiała lampa, a przy niej ręcznik do wycierania
się. Wszedłszy z Jezusem do sypialni, zapalił Łazarz lampę, uklęknął przed
Jezusem, który go jeszcze raz pobłogosławił, poczym odszedł do swej sypialni.
Obłąkana siostra Łazarza, „cicha Maria," nie
pokazywała się wcale, gdyż w ogóle nie lubiła rozmawiać z ludźmi. W obecności
drugich była milcząca, spoglądała w ziemię, słowem wyglądała jak posąg, który o
tyle tylko dawał znak życia, że obcych witał grzecznym ukłonem. Za to gdy była sama w swojej izdebce, lub w ogródku, rozmawiała
głośno sama ze sobą, lub z otaczającymi ją przedmiotami, jakby z żyjącymi
istotami. Swoje suknie i rzeczy utrzymywała w porządku i oddawała się różnym
zajęciom. Pobożną była bardzo, lecz nie chodziła nigdy do szkoły, tylko modliła
się w swojej izdebce. O ile mi się zdaje, miewała widzenia, podczas których
rozmawiała z jakimiś osobami. Kochała nadzwyczaj rodzeństwo, szczególnie
Magdalenę. Obłąkanie jej trwało jeszcze od lat dziecięcych. Miała zawsze przy
sobie dozorczynię, co jednak było prawie zbytecznym, gdyż zachowywała się
spokojnie i na pozór nie wyglądała nawet na obłąkaną.
O Magdalenie nie mówiono jeszcze nic w obecności Jezusa.
Przebywała ona dotychczas w Magdalum, gdzie żyła z największym przepychem.
Tej samej nocy, w której Jezus przybył do Łazarza,
widziałam, jak Najświętsza Panna, Joanna Chusa, Maria Kleofe, wdowa Lea i Maria
Salome, nocowały w gospodzie, położonej o pięć godzin drogi od Betanii, między
pustyniami Gibea i Efraim. Umieszczono je w szopie, mającej cienkie, drewniane ściany,
a podzielonej na dwie części; w przedniej urządzone były w dwóch rzędach
posłania dla świętych niewiast, a w tylnej części była kuchnia. Przed domem
stała szopa, w której płonęło ognisko, około którego spoczywali mężczyźni,
towarzyszący niewiastom. Na przemian jeden spał a drugi czuwał nad
bezpieczeństwem śpiących. Opodal znajdowało się mieszkanie właściciela gospody.
Na drugi dzień chodził Jezus po podwórzach i ogrodach
zamkowych, nauczając domowników. Słowa Jego po-ważne poruszały do głębi i choć
dla wszystkich był uprzejmy, jednak zachowanie się Jego nakazywało szacunek.
Wszyscy kochali Go i chętnie szli za Nim, a jednak byli nieśmiali wobec Niego.
Najpoufalszym był z Nim Łazarz, inni mężczyźni podziwiali Go bardzo, ale
trzymali się z daleka.
22. Rozmowy
Jezusa z „cichą Marią" i z Matka Swą.
W towarzystwie Łazarza udał się Jezus także do kobiet, a
Marta zaprowadziła Go do swej siostry, „cichej Marii," z którą Jezus
życzył Sobie, pomówić. Przeszedłszy wielkie podwórze, weszli do niewielkiego,
murem otoczonego ogródka, do którego przytykało mieszkanie Marii. Jezus czekał
w ogródku, a Marta poszła zawołać siostrę. — Ogródek był pięknie i w wielkim
porządku utrzymany. Zasadzony był różnymi ziołami, korzeniami i krzewami, a w
środku stała wielka palma daktylowa. Była także studnia obszerna z kamiennym
siedzeniem w pośrodku, do którego dochodziło się po desce, rzuconej przez wodę
od kraju studni. Tu lubiła siadywać „cicha Maria" pod namiotem, rozpiętym
nad studnią, otoczona dokoła wodą. Marta poszła do niej i oznajmiła jej, że
ktoś na nią czeka w ogrodzie. Posłuszna, wstała natychmiast, zarzuciła zasłonę
na twarz i zeszła do ogrodu, podczas gdy Marta odeszła gdzie indziej. Maria
była niewiastą piękną, słusznego wzrostu i mogła liczyć około trzydzieści lat.
Mówiąc o sobie, nie mówiła nigdy „ja," lecz zawsze „ty," jak gdyby
patrzała na drugą osobę i do niej przemawiała. Do Jezusa nie przemówiła nic i
pokłonu Mu nie oddała. Spoglądała tylko wciąż w górę, a gdy czasem wzrok jej
padł w stronę, gdzie szedł Jezus, był on tak nieokreślonym, jak gdyby
spoglądała w próżnię. Jezus począł do niej mówić, chodząc z nią po ogrodzie,
ale właściwie nie mówili do siebie. Maria, patrząc w górę, mówiła o jakichś
niebieskich zjawiskach, jak gdyby na nie patrzała. I Jezus podobnie mówił, a
mianowicie mówił o Ojcu Swoim i z tym Ojcem rozmawiał; Maria nie patrzała na
Jezusa, tylko czasem, mówiąc, zwracała się nieco ku Niemu. Ich wzajemna rozmowa
była raczej modlitwą, hymnem, rozmyślaniem lub wyjawianiem tajemnic, ale nie
rozmową. Zresztą Maria prawdopodobnie nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że
żyje; dusza jej przebywała na innym świecie, a tylko ciało żyło i działało na
tej ziemi.
Z mów jej przypominam sobie tę, w której opowiadała o
wcieleniu się Chrystusa w taki sposób, jak gdyby widziała odbywanie się tego
dzieła w Najświętszej Trójcy. — Nie potrafię powtórzyć tych dziecinnych, a
zarazem pełnych znaczenia słów. Mówiąc o tej tajemnicy, w te odezwała się
słowa: „Ojciec rzekł do Syna, aby szedł na ziemię i został poczęty w łonie
Dziewicy." Następnie opisywała radość aniołów, cieszących się tą nowiną, i poselstwo Gabriela do dziewicy. Wymieniała po
kolei wszystkie chóry aniołów i tych, którzy towarzyszyli Gabrielowi, tak samo
jak dziecko, które przypatruje się z radością przeciągającej procesji i chwali
pobożność i gorliwość każdego z osobna. Potem zdawała się widzieć Najśw. Pannę
w Jej izdebce, przemawiała do Niej, przejęta pragnieniem, aby przyjęła
poselstwo anioła, widziała przybycie anioła i zwiastowanie, a wszystko to mówiła,
patrząc w dal, jak gdyby przypatrywała się wszystkiemu i myśli swe głośno wy
powiadała. Zauważyła przy tym z dziecięcą naiwnością, że Najśw. Panna namyślała
się, zanim odpowiedziała aniołowi, a potem rzekła: „Nie dziwię się temu, gdyż
uczyniłaś ślub dziewictwa; gdybyś nie była zgodziła się zostać matką Pana,
cóżby się wtenczas stało? Czy znalazłaby się inna odpowiednia po temu dziewica?
Długo jeszcze, osierocony Izraelu, musiałbyś wzdychać za wyzwoleniem!" I
znów mówiła, jakie to szczęście, że dziewica zgodziła się zostać matką,
chwaliła ją za to, a przyszedłszy do narodzenia Jezusa, zwróciła się do
nowonarodzonego Dziecięcia ze słowami: „Masło i miód jeść będziesz." Potem
znów przeszedłszy do proroctw, mówiła o proroctwach Symeona i Anny i tak coraz
to inne rzeczy opowiadała, jak gdyby żyła w tych czasach, wszystko widziała i
ze wszystkimi rzeczywiście mówiła. Doszedłszy do teraźniejszego życia Jezusa,
rzekła: „Teraz idziesz po stromej, uciążliwej drodze itd." Przy tym
zachowywała się tak, jak gdyby była sama, i chociaż wiedziała, że Pan jest przy
niej, to jednak zdawało się, jakoby się jej przedstawiał w takim oddaleniu, jak
wszystkie te obrazy i sceny, o których opowiadała. Jezus przerywał jej w
stosownych miejscach, czy to modląc się, czy dzięki składając Bogu, czy
wstawiając się do Niego za ludźmi. Cała ta rozmowa była niewypowiedzianie
wzruszającą i dziwną.
Gdy Jezus odszedł, powróciła „cicha Maria" znowu do
dawnego spokoju i odeszła do swego mieszkania. Rozmawiając z Łazarzem i Martą,
tak się Jezus o niej wyraził: „Nie jest ona pozbawiona rozumu, tylko duszą nie
przebywa na tym świecie. Nie widzi świata i świat jej nie rozumie; szczęśliwa
jest, bo nie grzeszy nigdy."
Rzeczywiście, żyjąc ciągle tylko duchowo, nie wiedziała
„cicha Maria", co się z nią i około niej działo, i zawsze była jakby
nieprzytomna. Z nikim nie mówiła tak wiele, jak z Jezusem, nie dlatego, jakoby
była dumna i w sobie zamknięta, ale że żyjąc życiem wewnętrznym, nie zwracała
na ludzi uwagi i nie widziała żadnego związku między nimi a widzianymi
tajemnicami i odkupieniem. Nieraz zapytywali ją o coś uczeni i pobożni
przyjaciele Łazarza, i wtedy nieraz wy-mawiała głośno parę słów, których jednak
nikt nie rozumiał i które nie miały żadnego związku z zadanym pytaniem. Były to
zapewne urywki z jej widzeń, które jednak dla uczonych pozostały tajemnicą.
Skutkiem takiego zachowania się uważano ją w rodzinie za obłąkaną i
pozostawiono ją w odosobnieniu; taką też pozostała nadal, jakby nie żyjąc na
tym świecie. Czas spędzała na uprawie ogródka i wyrabianiu haftów dla świątyni,
które jej dostarczała Marta. Roboty wykonywała pięknie, będąc bezustannie
pogrążoną w rozmyślaniu. Była bardzo pobożną i prawdopodobnie odczuwała na
sobie grzechy innych, gdyż nieraz widać w niej było takie przygnębienie, jak gdyby
świat cały wraz z nią się zapadał. Jadła bardzo mało, a i to nie w
towarzystwie, lecz osobno. Mieszkanie urządzone miała bardzo wygodnie,
zaopatrzone w wszelkie potrzebne sprzęty. — Umarła z boleści nad niezmiernymi
cierpieniami Jezusa, które w duchu widziała.
Marta rozmawiała także z Jezusem o Magdalenie i o
zmartwieniu, jakie im sprawia swoim postępowaniem. Jezus pocieszył ją, mówiąc,
że Magdalena z pewnością się poprawi, jeśli tylko nie przestaną modlić się za
nią i odwodzić ją od złego.
O godzinie pół do drugiej przybyła Najśw. Panna wraz z
Marią Chusa, Leą, Marią Salome i Marią Kleofe. Jeden z towarzyszących im
mężczyzn wyprzedził je, oznajmiając o ich przybyciu, więc też Marta, Serafia,
Maria Marka i Zuzanna wyszły na przywitanie z potrzebnymi przyborami i
posiłkiem do tego samego przysionka, w którym wczoraj przyjmował Łazarz Jezusa.
Po wzajemnym pozdrowieniu umyto przybyłym nogi; święte niewiasty nałożyły inne
suknie, przepasały się i wzięły inne zasłony. Suknie te zrobione były z wełny
białej, żółtej lub brunatnej. Następnie cokolwiek się posiliły i poszły do
mieszkania Marty.
Tam przybył także na powitanie Jezus z mężczyznami i
rozmawiał długo z Najświętszą Panną na osobności. Głosem pełnym miłości, lecz
zarazem z powagą mówił Jej, że już rozpoczyna teraz Swój zawód; niedługo
pójdzie dać się ochrzcić przez Jana, a potem wróci, ażeby z Nią jeszcze krótki
czas przepędzić w okolicy Samarii. Potem uda się na pustynię i pozostanie tam
przez czterdzieści dni. Słysząc o pustyni, zasmuciła się Maryja i prosiła Go
gorąco, aby nie szedł w to straszne miejsce, bo tam zmarnieje. Na to odrzekł
Jej Jezus, że nie powinna od teraz troską Swą o Niego, przeszkadzać Mu w Jego
powołaniu. Co czyni, jest koniecznym.
Wprawdzie wchodzi na uciążliwą drogę i wie, że ci, co z Nim
pójdą, będą musieli współcierpieć z Nim, lecz na tej drodze spełnia
posłannictwo Swoje, powinna więc zrzec się wszelkich osobistych roszczeń i praw
do Niego. On kochać Ją będzie, jak zawsze, lecz od teraz przeznaczonym jest dla
wszystkich. Prosił Ją dalej, by zastosowała się do Jego słów, a Ojciec Jego,
który jest w niebie, wynagrodzi Ją za to. Spełni się teraz to, co przepowiadał
Jej Symeon, że duszę Jej przeniknie miecz boleści. Najśw, Pannę zasmuciły
bardzo Jego słowa lecz nie upadła na duchu i poddała
się chętnie woli Bożej, tym bardziej, że Jezus był dla Niej bardzo dobrotliwym
i uprzejmym.
Wieczorem odbyła się w domu Łazarza wielka uczta, na którą zaproszono
Faryzeusza Szymona i kilku innych. Niewiasty spożywały wieczerzę w sąsiedniej
komnacie, oddzielonej kratą, tak, że mogły słyszeć całą naukę Jezusa. Jezus
nauczał o wierze, nadziei, miłości i o posłuszeństwie. Mówił, że kto za Nim
pójdzie, nie może się już oglądać wstecz, tylko musi postępować według Jego
nauki i podzielać Jego cierpienia; za te On z pewnością takiego nie opuści.
Mówił także o ciężkiej i mozolnej drodze, na którą wstępuje, o cierpieniach i
prześladowaniach, na jakie będzie wystawiony, a które będą musieli podzielać z
Nim Jego przyjaciele. Wszyscy słuchali Go ze wzruszeniem i podziwem, lecz tego,
co mówił o Swoich cierpieniach, nie rozumieli dobrze i nie chcieli wprost temu
wierzyć; sądzili tylko, że znaczenie tych słów jest prorockie i że nie trzeba
ich brać dosłownie. Faryzeuszów nie gorszyła ta mowa, choć więcej byli
uprzedzonymi niż inni, bo tym razem mówił Jezus bardzo umiarkowanie i łagodnie.
23. Jezus wyrusza
z Łazarzem na miejsce chrztu.
Po uczcie spoczął Jezus trochę, a potem poszedł z Łazarzem
we dwójkę w kierunku Jerycho, by się dać ochrzcić. Z początku towarzyszył im
służący Łazarza z pochodnią, gdyż była jeszcze noc. Po upływie pól godziny
doszli do gospody, należącej do Łazarza, w której później zatrzymywali się często
uczniowie Jezusa. Nie jest to jednak ta gospoda, o której dawniej często
mówiłam, położona dalej po przeciwnej stronie, w której także często przebywali
uczniowie. Przedsionek zaś, gdzie Łazarz przyjmował Jezusa, a później Maryję,
był ten sam, w którym przebywał i nauczał Jezus przed wskrzeszeniem Łazarza,
gdy Magdalena wyszła naprzeciw Niego. Przy gospodzie zdjął Jezus sandały i
szedł boso. Łazarz, litując się nad Nim, prosił Go, aby tego nie czynił, bo
droga jest bardzo kamienista, lecz Jezus odrzekł mu poważnie: „Pozwól, niech
tak będzie; Ja wiem, co Mi czynić wypada." - Szli teraz pustynią,
przecinaną skalistymi parowami, ciągnącą się w kierunku Jerycho przez pięć
godzin drogi. Za nią przez dwie godziny drogi ciągnie się urodzajna dolina
jerychońska, jednak i na niej są gdzieniegdzie miejsca nieurodzajne. Stąd jest
jeszcze dwie godziny drogi do miejsca, gdzie Jan chrzcił. Jezus szedł o wiele
prędzej niż Łazarz i często wyprzedzał go o godzinę drogi.
Ludzie, których Jezus wysłał z Galilei do chrztu, a między
którymi było wielu celników, wracali teraz, lecz inną drogą przez pustynię ku
Betanii. Jezus przeszedł koło Jerycha i kilku innych miejscowości, nie
wstępując nigdzie.
Przyjaciele Łazarza, jak Nikodem, syn Symeona, Jan Marek,
rozmawiali niewiele z Jezusem; za to między sobą wciąż podziwiali i wychwalali
Jego umysł i mądrość, przymioty ciała i duszy. Ilekroć nie był z nimi lub szedł
kawałek drogi naprzód, mówili jeden do drugiego: „Co to za człowiek
nadzwyczajny! Takiego nie było i nie będzie, żeby był tak poważny, łagodny,
mądry, przenikający wszystko, a zarazem tak pojedynczy." Nie rozumiem Jego
mowy, a przecież muszę Mu wierzyć. Nie można Mu wprost w twarz popatrzeć, gdyż,
zdaje się, że odgaduje myśli każdego człowieka. Co za kształty! co za wyniosła postać!
Jak prędko idzie, a przy tym nie biegnie! Któż tak umie chodzić! Szybko i bez
znużenia odbywa podróże, a przybywszy na miejsce, wyrusza dalej o oznaczonej
godzinie! „Jaki okazały mąż zrobił się z Niego!" Potem mówili o Jego
latach dziecięcych, o nauczaniu w świątyni, o niebezpieczeństwach, jakie
przebył, podróżując pierwszy raz na morzu i jak tam pomagał żeglarzom. Żaden z
nich nie przeczuwał jednak, że mówi o Synu Boga. Był dla nich większym niż inni
ludzie, czcili Go i bali się zarazem, uważali Go za człowieka nadzwyczajnego,
ale tylko za człowieka. Jednym z tajemnych uczniów Jezusa był Obed z Jeruzalem,
człowiek już podeszły w latach, bratanek męża staruszki Anny ze świątyni.
Należał do tak zwanych „najstarszych" w świątyni i był członkiem „Rady."
Był to człowiek pobożny i przez czas życia swego wielce zdziałał dobrego dla
wyznawców Jezusa.