Naukowcy, przed którymi Bóg zakrył te
rzeczy a objawił prostaczkom Mt 11: 25, daremnie szukają wyjaśnienia, jak
powstał Całun Turyński. Czytając tekst poniżej, zrozumieć można, w jaki sposób
Całun powstał i dlaczego uczeni nie są w stanie tego odkryć.
60. Zdjęcie z krzyża.
W tym czasie, gdy przy krzyżu kilku tylko żołnierzy zostało
na straży, widziałam, jak od Betanii nadeszło doliną pięciu mężów; zbliżyli się
ostrożnie do placu egzekucji, spoglądali chwilę na krzyż i znowu się oddalili;
mniemam, iż to byli uczniowie. Józefa z Arymatei i Nikodema, widziałam dziś
trzy razy w tej stronie, jak gdyby śledzili za czymś i coś układali. Pierwszy
raz widziałam ich tu w pobliżu podczas krzyżowania. (Zapewne wtenczas gdy
wysłali ludzi, by odkupić suknię Jezusa). Później przyszli obaj popatrzeć, czy
tłum się rozszedł, poczym odeszli do grobowca, poczynić niektóre przygotowania.
Stamtąd przyszli znowu aż pod krzyż, przyglądnęli się mu dobrze i zbadali teren
w koło, układając plan zdjęcia ciała Jezusa, poczym powrócili do miasta.
Teraz zajęli się przysposobieniem
przyborów do balsamowania. Służący ich wzięli oprócz innych przyborów do
zdjęcia świętego Ciała także dwie drabiny ze stodoły, stojącej obok wielkiego
domu Nikodema. Drabiny te — były to długie żerdzie, w których powbijane były
rzędem z obu stron kołki, jako szczeble. Drabiny opatrzone były hakami, dającymi
się wedle potrzeby przesuwać wyżej i niżej, by można było drabinę dowolnie
przymocować, lub, by można było na takim haku powiesić jakie narzędzie, gdy
miało się obie ręce zajęte.
Bogobojna niewiasta, u której zakupili przybory do
balsamowania, zapakowała wszystko bardzo wygodnie. Nikodem kupił
Józef i Nikodem ubrani byli także w suknie żałobne. Mieli czarne przedramiączka i takież manipuły, dalej szerokie pasy, a od góry do dołu otuleni byli w długie, obszerne płaszcze, barwy brudno szarej; płaszcz osłaniał nawet głowę. Szli nie za sługami, lecz ku bramie, którą wyprowadzono Jezusa.
Na ulicach cicho było i pusto. Mieszkańcy, nie ochłonąwszy jeszcze z przestrachu, siedzieli zamknięci w domach; wielu ze skruchą czyniło pokutę, mała tylko część pamiętała o wykonywaniu przepisanych ceremonii świątecznych. Gdy Józef i Nikodem przybyli pod bramę, zastali ją zamkniętą; ulice najbliższe i mury obsadzone były żołnierzami, których przysłał Piłat Faryzeuszom na ich żądanie, kiedy to po drugiej godzinie lękali się wybuchnięcia rozruchów. Dotychczas nie odwołano tych oddziałów, więc stały wciąż na straży. Józef pokazał żołnierzom rozkaz Piłata na piśmie, by go przepuszczono, na co oświadczyli żołnierze, że chętnie by go puścili, ale że brama tak się zacięła, widocznie przez trzęsienie ziemi, iż nie można jej w żaden sposób otworzyć; dlatego też i siepacze, wracając po połamaniu kości łotrom, nie mogli przejść tędy, lecz musieli iść na bramę narożną. Rzeczywiście nikt nie mógł otworzyć bramy, ale gdy Józef i Nikodem ujęli za rygle, brama otworzyła się ku ogólnemu podziwowi nadzwyczaj lekko.
Powietrze było posępne, mgliste. Przybywszy na górę Kalwarię, zastali tam już Józef i Nikodem swych służących i święte niewiasty, które siedziały zapłakane naprzeciw krzyża, Kassius i nawróceni żołnierze stali w pewnym oddaleniu, przejęci strwożoną czcią i uszanowaniem. Józef i Nikodem opowiedzieli Janowi i świętym niewiastom, jakie to starania czynili, by uratować Jezusa od śmierci sromotnej, a niewiasty nawzajem opowiadały im, jako z trudem tylko udało im się odwieść siepaczy od połamania kości Jezusowi, jako spełniło się proroctwo, a Kassius przebił włócznią bok Jezusowi. Gdy nadszedł jeszcze setnik Abenadar, rozpoczęto z oznakami wielkiego smutku i czci najświętsze dzieło miłości. Przyjaciele ci i wyznawcy Jezusa rozpoczęli zdejmowanie z krzyża i przysposobienie do pogrzebu świętego Ciała ich Pana, Mistrza i Odkupiciela.
Najśw. Panna i Magdalena
usiadły po prawej stronie pagórka między krzyżem Jezusa a Dyzmasa; inne
niewiasty zajęły się porządkowaniem wonności, chust, gąbek i naczyń. Kassius
zbliżył się do przybyłego Abenadara i opowiedział mu, jak to doznał cudownego
uzdrowienia wzroku ciała i duszy. Wszyscy wzruszeni byli głęboko i przejęci
smutkiem; na twarzach wszystkich malowała się uroczysta powaga, przebijała
miłość głęboka, nie potrzebująca wielu słów na wyrażenie swych uczuć. Święta
czynność odbywała się z pośpiechem, a zarazem uwagą troskliwą; czasami
wydzierał się z czyich piersi jęk żałosny, lub westchnienie. Magdalena przede
wszystkim wzruszona była gwałtownie i pogrążona w bezmiernej boleści, poza
którą nie miała względu na nic i na nikogo. —
Nikodem i Józef przystawili drabiny z tyłu do krzyża i wyleźli na górę,
wziąwszy ze sobą wielką chustę, do której w trzech miejscach przyszyte były
trzy szerokie rzemienie. Owinąwszy Pana chustą, przyciągnęli rzemienie i
przymocowali nimi ciało Jezusa do pnia krzyża pod pachami i pod kolanami; tak
samo przymocowali ręce chustami do ramion krzyża. Tułów ciała Jezusa, ciążący
przy skonaniu całym ciężarem ku kolanom, spoczywał teraz w siedzącej postawie
na chuście wielkiej, przez ramiona krzyża przerzuconej i przymocowanej. Ręce
nie wisiały już na gwoździach i nie rozdzielały się, bo ciało, podciągnięte do
góry i przymocowane, nie ciążyło ku dołowi. Do wyjmowania gwoździ wzięto się w
ten sposób, że wybijano je z tyłu sztyfcikami, przyłożonymi do końców gwoździ.
Wstrząśnienia, wywołane uderzeniami, nie dawały się bardzo odczuć rękom Jezusa,
gwoździe wypadały łatwo z szerokich ran tym bardziej, że ręce nie były już naciągnięte
jak pierwej. Wybiwszy lewy gwóźdź, spuścił Józef owiniętą rękę lekko wzdłuż
ciała. Nikodem tak samo, przywiązawszy mocno prawą rękę Jezusa i głowę cierniem
ukoronowaną, opuszczoną dotychczas na piersi, wybił prawy gwóźdź i obwiązaną
rękę opuścił lekko na dół. Tymczasem setnik Abenadar wybił z wielkim trudem
ogromny gwóźdź, przykuwający nogi.
Spadłe
gwoździe podniósł ze czcią Kassius i złożył je na ziemi obok Najświętszej
Panny. Teraz przestawiono drabiny na przód krzyża po obu stronach, tuż obok
najświętszego Ciała. Znowu wyleźli na górę Józef i Nikodem, odwiązali górny
rzemień od pnia krzyża i zawiesili go na hakach, wbitych do drabin. Toż samo
uczynili z dwoma innymi rzemieniami tak, że teraz chusta z ciałem Jezusa
wisiała wyłącznie na drabinach. Schodząc powoli, odczepiali rzemienie od góry i
zawieszali na coraz niższych hakach, a drogocenny ciężar spuszczał się coraz niżej
ku ziemi. Setnik Abenadar wylazł na schodki ruchome, ujął rękoma nogi Jezusa
poniżej kolan i zeszedł na ziemię, a tymczasem Nikodem i Józef, trzymając w ramionach
ciało Jezusa u góry, schodzili stopień po stopniu z drabiny lekko, ostrożnie,
jak gdyby dźwigali najukochańszego przyjaciela, ciężko zranionego. Tak dostało
się to najświętsze, umęczone Ciało Zbawiciela z krzyża na ziemię.
Nadzwyczaj
wzruszającym i rozczulającym był widok zdejmowania Jezusa z krzyża. Robiono wszystko ostrożnie, z uwagą,
jak gdyby obawiano się sprawić Panu najmniejszą boleść. Wobec najświętszego
Ciała przejmowała wszystkich taka sama miłość i cześć, jaką czuli względem
Najświętszego ze Świętych za Jego życia. Obecni mieli bez przerwy zwrócone oczy
na ciało Pana, przy każdym poruszeniu ciała objawiali swą boleść, smutek i
troskę łzami i całym zachowaniem. Cisza panowała; ci, co zajęci byli
zdejmowaniem ciała, odzywali się tylko wtenczas, gdy koniecznie było potrzeba,
a i to półgłosem, mimowolnym przejęci szacunkiem dla zwłok Chrystusa. Gdy przy
wybijaniu gwoździ rozległy się uderzenia młotka, nowa boleść ścisnęła serce
Najśw. Panny, Magdaleny i wszystkich, którzy byli obecni przy krzyżowaniu.
Odgłos uderzeń przypomniał im chwilę okrutnego przybijania Jezusa na krzyż;
zadrżeli, bo zdało im się, że znowu usłyszą bolesny jęk Jezusa, ale widząc, że
usta te zamknęła już chłodna dłoń śmierci, zaczęli znów boleć nad Jego skonem.
Zdjąwszy ciało, okryli je Nikodem i Józef starannie od kolan aż do pasa i
owinięte w chustę złożyli w ręce Matki bolejącej, która, przejęta boleścią
bezmierną, z tęsknotą wyciągnęła po nie ręce.
61. Przygotowania do pogrzebania ciała Jezusa.
Złożono więc na łono Maryi zwłoki Jej najukochańszego, a tak okrutnie zamordowanego Syna. Najśw. Panna siedziała na rozesłanym kobiercu, plecy jej spoczywały na miękkim oparciu, utworzonym zapewne z pozwijanych płaszczów, bo przyjaciele chcieli ulżyć choć trochę tej Matce, wycieńczonej boleścią i trudem, oddającej obecnie zwłokom Syna swego ostatnią, smutną przysługę miłosną. Najświętsza głowa Jezusa spoczywała na podniesionym nieco prawym kolanie Maryi, ciało leżało wyciągnięte na chuście. Boleść serca Najśw. Matki równą była jej niezmiernej miłości. Oto trzymała w ramionach ciało Swego ukochanego Syna, któremu podczas całej Jego długiej męki nie mogła wyświadczyć żadnej przysługi; widziała strasznie sponiewierane to najświętsze Ciało, miała tuż przed oczyma wszystkie okropne rany, całując zakrwawione, poranione policzki. Magdalena usiadła podobnie u nóg Jezusa i całowała je.
Mężczyźni
tymczasem cofnęli się w zagłębienie, położone niżej na południowo zachodnim
stoku Kalwarii, gdzie chcieli uzupełnić przygotowania do pogrzebu i
przysposobić, co jeszcze było potrzebne. Kassius z nawróconymi żołnierzami stał
w pewnym oddaleniu, w postawie pełnej szacunku. Nie było między obecnymi
nieprzychylnych, bo wszyscy porozchodzili się do miasta, pozostali tylko
życzliwi Jezusowi i ci tworzyli teraz jakby straż honorową, by nikt niepowołany
nie przeszkodził w oddawaniu ostatniej oznaki czci zwłokom Jezusa. Każdy był
szczęśliwy, jeśli polecono mu pomóc w czym i wypełniał ochoczo polecenie ze
wzruszeniem i pokorą. Święte niewiasty zajęły się skrzętnie przygotowaniem i
podawaniem naczyń z wodą, gąbek, chust, maści i ziół; po spełnieniu jakiej czynności
stawały w pogotowiu, bacząc uważnie, czy znowu czego nie potrzeba. Były między
niewiastami Maria Kleofy, Salome i Weronika; Magdalena nie odchodziła na krok
od Najśw. ciała. Maria Helego, starsza siostra Najśw. Panny, sędziwa już
matrona, siedziała opodal na wale, przypatrując się cicho wszystkiemu. Jan,
czynny na wszystkie strony, był niejako pośrednikiem między niewiastami i
mężczyznami. To pomagał Najśw. Pannie i niewiastom, to znowu potem mężczyznom
przy właściwym przysposobieniu ciała. Na wszystko miał oko. Niewiasty trzymały
skórzane worki dające się otwierać i składać na płask, obok na ognisku stało
naczynie z ciepłą wodą, Podawały na przemian Maryi i Magdalenie czarki z czystą
wodą i świeże gąbki, a otrzymane, wyciskały do worków; zdaje mi się, iż to były
gąbki, owe zwitki, z których widziałam zużytą wodę wyciskać.
Przy całej niewymownej boleści, jaka ściskała w tej chwili
serce Najśw, Panny, moc jednak niezwykła ożywiała Ją i pobudzała do działania. Boleść
Jej i miłość nie dały Jej pozostawić ciała Jezusa w takim zeszpeceniu i
sponiewieraniu, wiec zaraz zaczęła skrzętnie oczyszczać je i obmywać. Najpierw
rozpięła ostrożnie z pomocą innych koronę cierniową i zdjęła ją Jezusowi z
głowy. Niektóre ciernie musiano tymczasem obciąć, by przy zdejmowaniu korony
nie rozdzierać na nowo ran Najśw. głowy. Położono korony na ziemię koło gwoździ;
pozostałe w głowie długie kolce i drzazgi powyciągała Maryja ostrożnie
okrągłymi, żółtymi, sprężynowymi obcążkami i ze smutkiem głębokim pokazywała je
współczującym przyjaciołom. Wydobyte ciernie składano obok korony; część ich zapewne
rozebrali zaraz obecni między siebie na pamiątkę.
Oblicze Jezusa zdjętego z krzyża, było nie do poznania, zeszpecone krwią i ranami; rozczochrane włosy na głowie i brodzie pozlepiane były krwią. Maryja zmyła mokrymi gąbkami oblicze i głowę, i zebrała z włosów zaschłą krew. Przy zmywaniu coraz jawniej pokazywało się jak okrutnie poraniony był Jezus, więc coraz większe współczucie ogarniało obecnych na widok każdej pokazującej się rany; z nadzwyczajną starannością i pieczołowitością załatwiała Maryja tę smutną czynność. Gąbką i chusteczką wilgotną, nawiniętą na palce prawej ręki, wymywała zaschłą krew z ran głowy, z zapadłych oczu, z nosa i uszu, poczym nawinąwszy szmateczkę mokrą na palec wskazujący, wymyła wpół otwarte usta Jezusa, język, zęby i wargi. Przerzedzone włosy na głowie przyczesała i rozdzieliła na trzy części, środek zaczesała w tył, a dwie części na oba boki, zaczesawszy je gładko poza uszy. Oczyściwszy tak głowę ucałowała Najśw. Panna policzki Jezusa i zakryła je chustą, poczym zaczęła obmywać szyję, barki, piersi i plecy świętego ciała, dalej ręce i porozdzierane, zakrwawione dłonie. Teraz dopiero pokazało się, jak strasznie skatowane było ciało Jezusa. Wszystkie kości piersiowe, wszystkie tkanki były porozciągane, powykrzywiane i jak stężałe. Na barkach, które dźwigały ciężki krzyż, widać było ogromną głęboką ranę, druga taka widniała na prawym boku, rozdartym szeroko włócznią; na lewym boku była malutka ranka, pochodząca także od włóczni, która przeszła na wylot przez całe ciało. W ogóle cała górna część ciała pokryta była sińcami, guzami i ranami, a każdą ranę obmywała i oczyszczała Maryja jak najstaranniej. Magdalena, to klęczała z drugiej strony, pomagając Jej, to znów przypadała do nóg Jezusa, obmywając je po raz ostatni więcej łzami niż wodą i osuszając własnymi włosami.
Tak obmyła Maryja i oczyściła z krwi zeschłej głowę i górną część ciała Jezusa, a Magdalena nogi. Najświętsze ciało wyglądało teraz sino białe, połyskujące jak przekrwione mięso. Tu i ówdzie widać było ciemniejsze plamy od zastałej pod skórą krwi, miejscami skóra była zdarta i widniało żywe mięso. Najświętsza Panna okrywszy obmyte już członki, wzięła się powtórnie do namaszczania wszystkich ran, począwszy od głowy. Święte niewiasty klęczały przed Nią i podawały Jej na przemian puszki z wonnościami, a Matka Boża nabierała palcem wielkimi wskazującym prawej ręki czy to maści, czy inne wonności, zapełniała tym rany Jezusa i pomazała je; włosy polała Mu wonnym olejkiem. Ująwszy w lewą rękę obie ręce Jezusa, całowała je najpierw ze czcią, poczym wypełniła szerokie rany na dłoniach, porobione gwoździami, kosztowną maścią: tą maścią wypełniła także otwory uszne, nosowe i szeroką ranę w prawym boku. Magdalena głównie zajęła się świętymi nogami Jezusa, osuszała je, namaszczała i na nowo skrapiała obfitymi łzami. Chwilami przykładała do nich swą twarz zbolałą i klęczała tak, cicho, bez ruchu.
Namaściwszy tak wszystkie rany, owinęła Maryja głowę Jezusa
w opaski nie ściągając jednak jeszcze poprzedniej zasłony. Przymknąwszy na pół otworzone
oczy Jezusa trzymała chwilę na nich swą rękę, potem zamknęła święte usta, a
objąwszy z płaczem najdroższe ciało swego Syna, pochyliła oblicze ku świętej
Jego twarzy. Magdalena z wielkiej czci i uszanowania, nie zbliżała swego
oblicza do twarzy Jezusa, całowała tylko z pokorą Jego nogi.
Józef i Nikodem stali chwilę w pobliżu,
szanując tę boleść niezmierną Matki Bożej; wreszcie Jan zbliżył się do Najśw. Panny
z nieśmiałą prośbą, by oddała już ciało Jezusa, bo szabat się zbliża i trzeba
kończyć przygotowania. Jeszcze raz uścisnęła Maryja serdecznie drogie zwłoki i
czułymi słowy pożegnała je. Mężczyźni wzięli najświętsze ciało z łona Matki i
ponieśli je na chuście, na której leżało, na dół w owo zagłębienie. Maryja,
której boleść, ukojona nieco czułym zajęciem, odżyła na nowo, osłabła i usunęła
się na ręce niewiast, zakrywszy głowę. Magdalena zaś, jak gdyby kto porywał jej
jedynego Oblubieńca, rzuciła się naprzód z wyciągniętymi rękami, lecz po chwili
oprzytomniawszy, powróciła do Najśw. Panny.
Najświętsze Ciało Jezusa ponieśli mężczyźni kawałek w dół Golgoty, gdzie w załomie góry była piękna szeroka, a płaska skała, na której ciało złożono w celu przedsięwzięcia balsamowania. Skała zasłana była wielką siatkowatą chustą, jakby z koronek zrobioną, podobną do tak zwanej chusty głodowej zawieszanej u nas w kościele. Widząc jako dziecko wiszącą w kościele taką chustę, myślałam zawsze, że to jest ta sama, którą widziałam przy balsamowaniu Jezusa. Zapewne dlatego zrobiona była siatkowało, by przy zmywaniu ciała woda mogła odpływać; obok rozpostarta była druga wielka chusta. Ciało Jezusa złożono na skale na siatkowatej chuście, kilku zaś trzymało nad ciałem drugą chustę, rozpostartą tak, by zwłoki Jezusa zakryte były przed ich oczami. Wtedy Józef i Nikodem przyklękli, rozwinęli ową chustę, w którą przy zdejmowaniu z krzyża owinęli byli Jezusa, od kolan do pasa, przy czym zdjęli także przepaskę biodrową, którą przyniósł Mu przed ukrzyżowaniem Jonadab, siostrzeniec Jego opiekuna Józefa. Wymyli oni starannie gąbkami brzuch i uda Jezusa, następnie podnieśli najświętsze ciało, wciąż jeszcze przykryte trzymaną zasłoną, na dwóch chustach poprzecznych, podłożonych pod grzbiet i kolana i nie obracając Go, umyli z drugiej strony. Myli zaś tak długo, dopóki woda wyciskana z gąbek nie była zupełnie czystą. W dodatku obmyli jeszcze ciało wodą mirrową, potem złożyli je na powrót i delikatnie z szacunkiem wyprostowali rękoma; środek bowiem ciała i kolana skrzywione były nieco i tak stężały, jak konając osunęło się ciało ku dołowi. Ukończywszy to, podłożyli pod biodra chustę na łokieć szeroką a trzy łokcie długą, wysypali łono Jego pękami ziół, jakie widuję czasem na stołach niebiańskich,*) zastawione na złotych talerzykach z błękitnymi obwódkami, dalej delikatnymi, kręconymi włóknami roślinnymi, podobnymi do szafranu, a to wszystko posypali proszkiem, którego Nikodem przyniósł w puszce, poczym owinęli biodra podłożoną opaską, przeciągnęli jej końce między nogami i związali w pasie, w miejscu, gdzie przypadało spięcie opaski. Następnie namaścili wszystkie rany na lędźwiach, pomazali je wonnościami, nakładli obficie ziół między nogi aż do stóp, i zacząwszy od dołu, poowijali nogi w całuny aż do pasa.
Teraz i przyprowadził Jan znowu Najśw. Pannę i święte niewiasty. Maryja uklękła przy Jezusie i podłożyła Mu pod głowę cienką chustę, otrzymaną od Klaudii Prokli, którą dotychczas miała na szyi pod płaszczem; inne niewiasty nakładły obficie w koło szyi, ramion i głowy aż do policzków Jezusa wonnych ziół, delikatnych włókien roślinnych i nasypały owego proszku, którego przyniósł Nikodem, poczym Najśw. Panna owinęła chustę z tym wszystkim w koło głowy i ramion Jezusa. Magdalena wylała w ranę prawego boku całą flaszeczkę wonnego olejku, niewiasty nakładły wonności do martwych rąk, koło nóg i pod nogi. Następnie mężczyźni wypełnili wonnościami pachy, obłożyli nimi jamę sercową, całe ciało obłożyli wonnymi ziołami, gdzie tylko było miejsce; zdrętwiałe ręce Jezusa złożyli na krzyż na łonie, poczym owinęli ciało od dołu aż pod pachy w wielką, białą chustę, jak to się nieraz zawija dzieci. Pod pachę prawego ramienia wsunęli koniec szerokiej opaski i owinęli tą opaską całe najświętsze Ciało od głowy do nóg raz koło razu, unosząc je delikatnie rękami; zwłoki przybrały teraz kształt lalki, owiniętej w pieluchy. Wreszcie położyli zwłoki Jezusa na ukos na wielkiej chuście, sześć łokci długiej, kupionej przez Józefa z Arymatei i zawinęli je w nią tak, że dwa końce zachodziły na piersi, jeden od nóg, drugi przez głowę, zaś dwa drugie końce owijały ciało na poprzek.
Skończywszy tę smutną robotę, otoczyli wszyscy Ciało Jezusa i
uklękli w koło, by się z nim pożegnać. Wtem oczom ich przedstawił się cud, wzruszający
ich do głębi. Oto na wierzchniej chuście, okrywającej zwłoki, odbił się obraz
najświętszego Ciała Jezusa z wszystkimi ranami i bliznami. Zdawało się, że
Jezus wdzięczny, chce wynagrodzić im ich życzliwe starania i smutek po Nim,
pozostawiając im Swój wizerunek, cudownie odbity poprzez wszystkie całuny. Z
płaczem i jękiem rzucili się wszyscy do ściskania najświętszego Ciała i
całowali ze czcią cudowny wizerunek. Zdumieni wielce, rozwinęli na powrót
chustę, i oto zdumienie ich wzrosło jeszcze, gdy ujrzeli, że pod spodem
wszystkie całuny są czyste zupełnie, a tylko na wierzchniej chuście odbiła się
postać Pana.
Część chusty, na której leżało święte
Ciało, nosiła odbity wizerunek grzbietu całego, część zaś, okrywająca Jezusa z
wierzchu, nosiła ślady całej przedniej części ciała, trzeba ją było jednak
dopiero składać na powrót rogami, tak jak owinięty był w nią Jezus, by móc
ujrzeć całą postać. Nie było na chuście śladu np. krwawiących się ran, bo całe
ciało obłożone było grubo wonnościami i owinięte całunami. Był to wizerunek cudowny, świadectwo
twórczej, powołującej do bytu Boskości w ciele Jezusa.
Znane mi było wiele szczegółów z późniejszych losów tej świętej chusty, ale już nie potrafię złożyć tego w porządną całość. Po zmartwychwstaniu dostała się ta chusta wraz z innymi w posiadanie przyjaciół Jezusa. Jednemu z nich wydarto ją raz, gdy niósł ją pod pachą. Długi czas była w posiadaniu chrześcijan w różnych miejscowościach i doznawała czci wielkiej; dwa razy przechodziła w ręce żydowskie, ale wnet wracała do chrześcijan. Raz widziałam, jak wybuchła sprzeczka o nią, wśród której wrzucono ją w płomień na spalenie, ale chusta cudownie uniosła się z płomieni w powietrze i opadła w ręce pewnego chrześcijanina.
Za łaską Bożą utworzyli święci mężowie
przez przykładanie rąk wśród modłów trzy odbitki, a to z całej tylnej części i
złożonych kawałków, przedniej części. Odbitki te, powstałe przez dotknięcie i
uświęcone w zbawiennej intencji uroczyście przez Kościół, były od dawna
przyczyną wielkich cudów. Oryginał, uszkodzony już trochę, porozdzierany w
niektórych miejscach, widziałam raz w posiadaniu chrześcijan niekatolików w
Azji. Nazwę miasta tego zapomniałam; leży ono w jakimś wielkim kraju w pobliżu
ziemi św. Trzech Królów. W widzeniach o
tej chuście wmieszane były, jakieś szczegóły o Turynie
i Francji, o papieżu Klemensie I i o cesarzu Tyberiuszu, który umarł w
pięć lat po ukrzyżowaniu Chrystusa; ale wyszło mi to wszystko z pamięci.