OWOCE REWOLUCJI LITURGICZNEJ
Paweł
Adamski "Rezultatem
reformy liturgicznej jest nie odnowa, ale dewastacja" Józef Kardynał Ratzinger "Novus Ordo Missae, tak w swym całokształcie,
jak i w szczegółach, oddala się zadziwiająco od katolickiej teologii Mszy
Świętej, wyrażonej na XXII Sesji Soboru Trydenckiego." Kardynałowie Ottaviani i Bacci Z numeru 2/13 "Pro Fide, Rege et Lege"
mogliśmy poznać genezę nowego Ordo Missae promulgowanego w 1969 roku przez
Pawła VI. Jest to, jak pamiętamy, końcowy produkt długich starań
zaplanowanych i podjętych przez grupę działaczy i ekspertów w dziedzinie
liturgii, którzy zrealizowali swe zamierzenia posługując się zdobywanymi
stopniowo wpływami w biurokracji watykańskiej, a także korzystają z
nadarzającej się okazji, jaką stanowił Sobór Watykański II. Wiedząc jak,
odpowiedzmy na pytanie dlaczego w ogóle posoborowa reforma liturgiczna miała
miejsce i dlaczego posunięto się tak daleko, że poprzez stworzenie
całkowicie nowego rytu Mszy Świętej zerwano z wielowiekową Tradycją Kościoła.
Według wersji oficjalnie podawanej, celem tej reformy miało być wcielenie w
życie postanowień Soboru Watykańskiego II. Jak pamiętamy, w tekście
Konstytucji o Liturgii ["Sacrosanctum Concilium" - przyp. R.M.]
celowo pozostawiono wiele punktów niejasnych i dwuznacznych, by po zamknięciu
obrad i przeniesieniu pracy spod czujnych oczu niektórych biskupów i
kardynałów do zacisza gabinetów, można było dowolnie je interpretować. Na
nieszczęście komisja Concilium, której oficjalnie powierzono opracowanie
nowej liturgii, prawie w całości składała się z "ekspertów" i
działaczy ruchu liturgicznego oddanym duszą i sercem najbardziej radykalnym
ideom w tej dziedzinie, przez co aplikacja soborowych wskazówek dokonywana
była w duchu skrajnie progresywistycznym. Powrót do źródeł, aggiornamento, ekumenizm Jako przyczyny
zmian w liturgii podaje się najczęściej trzy argumenty: powrót do źródeł,
aggiornamento i ekumenizm. Każdy z nich jest równie bałamutny i przypomina
raczej pretekst albo zasłonę dymną umożliwiającą przeprowadzenie dowolnych
operacji niż rozsądne usprawiedliwienie tak poważnych reform. Tego rodzaju
hasła z jednej strony są bardzo chwytliwe i nadają się na efektowne tytuły
prasowe, z drugiej zaś są na tyle pojemne, że są w stanie pomieścić szeroki
zestaw projektów reform. Przy pomocy odpowiednio poinstruowanej prasy można
było nakręcić odpowiednią kampanię tworzącą sprzyjający klimat dla
liturgistów, czego nie omieszkano uczynić. Lecz to, co ciekawie prezentuje
się jako nagłówek w porannym wydaniu popularnego dziennika, niekoniecznie
jest dobrym i spójnym programem dla tak istotnej sfery życia Kościoła, jak
liturgia. Co naprawdę
kryje się na przykład za popularnym sloganem: "powrót do źródeł"?
Racje przedstawione wpierw przez ekspertów o radykalnej orientacji, a potem
nawet przez hierarchów i dostojników Kościoła, wydają się być dość spójne, a
wynikają z określonej wizji liturgii. Jej odnowa miałaby polegać z
oczyszczaniu z naleciałości (takich jak "zbytni nacisk na aspekt ofiarny
we Mszy") powstałych w epoce średniowiecznej i potrydenckiej a
stanowiących wypaczenie idei zawartych w pierwotnym chrześcijaństwie. Dalsze
utrzymywanie tych inwencji mnichów i kontrreformatorów groziłoby znacznym
zniekształceniem wiary i zafałszowaniem prawdziwego obrazu Kościoła jako
wspólnoty wiernych etc. Recepta ta miałaby polegać na powrocie do form z
czasów pierwotnego chrześcijaństwa, jako epoki najbliższej Apostołom i samemu
Założycielowi, a tym samym gwarantujących największy stopień autentyzmu i
wierności Ewangelii. Trzeba
powiedzieć, że takie podejście świadczy o zupełnym niezrozumieniu istoty
Kościoła. Należy bowiem zdawać sobie sprawę, że jest to nie tylko
instytucja ludzka, gdzie możliwe są wszelkie wypaczenia w istotnych
dziedzinach i zafałszowania ducha założycieli, ale także, i przede wszystkim,
instytucja Boża, ciesząca się asystencją Ducha Świętego. Dlatego też w
pewnych epokach można dopatrzeć się krótkotrwałych i niewielkich odchyleń
spowodowanych przez niedoskonałość i małość ludzi, z których składa się
struktura Kościoła, lecz generalnie, w dłuższej perspektywie nie może być
mowy o błędzie lub deformacji. Liturgia przez stulecia wzrastała
organicznie w naturalnym procesie, aż do ustalenia jej formy za czasów Św.
Grzegorza Wielkiego i ostatecznej kodyfikacji przez Św. Piusa V, a dziesiątki
papieży z milionami wiernych żyjących nią na codzień, nie mogło się mylić. Liturgiści,
żądając powrotu do pierwotnych praktyk, zaprzeczając tej organicznej ewolucji
nadzorowanej przez Namiestników Chrystusa i wyrażonej w dokumentach,
podważają tym samym obecność Ducha Świętego. Implikacją tego założenia jest
uznanie możliwości, że przez całe stulecia Bóg odmawiał gwarancji
nieomylności w tak ważnej sferze, jak publiczny kult Mistycznego Ciała
Chrystusa. Prowadzi to do próby sztucznej reanimacji martwych struktur,
powstałych w określonym kontekście historycznym, w młodzieńczych latach
Kościoła, i dla specyficznej grupy wiernych, a naprawdę trudno
przypuszczać, że te same teksty, którymi modlili się prześladowani niewolnicy
w katakumbach będą dobre dla Katolików obarczonych doświadczeniem dwudziestu
wieków. Zresztą nie wiadomo nawet tak do końca, jak wyglądały te modlitwy, a
od czasu Soboru Trydenckiego nie odnaleziono żadnych ważniejszych przekazów
prócz jednego, "Traditio Apostolica" Hipolita, do którego jeszcze
powrócimy. [Według badań cytowanych przez Ks. Klausa Gambera w książce
"An Herrn hin", do której przedmowę napisał sam Kardynał J.
Ratzinger, od samego początku Chrześcijaństwa Ofiarę Mszy Świętej
odprawiano tyłem do ludu, na ołtarzu zwróconym na wschód. Przeczy to
tezom tych, którzy utrzymują że pierwsze Msze miały charakter
"uczty", lub "agape". Chrześcijanie pierwszych wieków
odróżniali Mszę (Najświętszą Ofiarę) od Agape (uczty wspominkowej). Por. ks.
D.Olewiński "W obronie Mszy Świętej i Tradycji Katolickiej", ss.
32-42] Nie można
odrzucać bezkarnie wielusetletniego dziedzictwa Kościoła. Podobnie w
dziedzinie teologii: takie cofanie się grozi zapoznaniem [zapomnieniem -
przyp. V.T.] sensu wielu dogmatów, których późniejsze definicje są zwykle
lepiej i precyzyjniej wyrażone, stosownie do postępu nauk teologicznych.
Powrót do niepowtarzalnych form epoki patrystycznej jest niemożliwy, jak
żądanie starca by cofnąć go do wieku młodości. Jednak w istocie reformatorzy
odwoływali się do mitycznej przeszłości tylko i wyłącznie w celu zerwania i
zniszczenia długowiecznej, z ducha katolickiej, a im całkowicie obcej
Tradycji tak, aby pod pozorem oczyszczania doktryny narzucić na to
miejsce własne koncepcje teologiczne. Należ przy tym
zauważyć, że hasło to stoi w całkowitej sprzeczności z innym często używanym,
tak przez propagandę, jak i w oficjalnych wypowiedziach papieży, sloganem
"aggiornamento" czyli, mniej więcej, "uwspółcześnienie".
Bo czy można jednocześnie powracać do epoki pierwotnej w chrześcijaństwie
i przystosowywać je do współczesnego świata? Chyba, że ktoś jest tak naiwny,
by sądzić, że epoka Cezarów ma wiele wspólnego z epoką masowej demokracji. Kiedy
Pius XII myślał o zwołaniu soboru powszechnego, by ten wypracował stanowisko
jakie powinien zająć Kościół wobec szybko zachodzących zmian w wielu
dziedzinach życia, nie zamierzał on wcale prowadzić dialogu ze światem.
Niestety, zwołany przez jego następcę Sobór Watykański II opanowany został
przez zwolenników porozumienia z cywilizacją współczesną (wbrew Syllabusowi
Piusa IX, choćby w. nr 80). A przecież w dzisiejszych czasach, kiedy
wojujący laicyzm, ateizm, wypieranie Kościoła z coraz to i nowych sfer życia,
stały się faktem, podejmowanie jakiegokolwiek dialogu zakrawa co najmniej na
kolaborację, jeżeli nie na samobójstwo. Ludzie pozostający poza
zapewniającą zbawienie Łodzią Piotrową potrzebują raczej by ich
ewangelizowano, nawracano i wskazywano im drogę do zbawienia, niż by
utwierdzano ich w nieprawidłowych postawach poprzez bezwarunkowe wyciąganie
do nich ręki i pobłażliwą akceptację. Podobnie postępowanie jest nie do
pogodzenia z misjonarskim charakterem Katolicyzmu, a niewierzącym wyświadcza
się w ten sposób wątpliwą przysługę odbierając im motywację do przyjęcia
prawdziwej wiary. Jednak to nie
zastosowanie tych dwu zasad (pomimo ich oczywistej sprzeczności ze zdrowym
rozsądkiem) przyniosło największe spustoszenie, bo choć
"archeologizacji" i modernizacji nie należy lekceważyć, to de facto
trzeci slogan był tym, który wywarł najbardziej wyraźny wpływ na posoborowe
zmiany. To właśnie dążenia ekumeniczne były jednym z głównym motywów
wprowadzenia tak daleko idących zmian. Nie jest przypadkiem, że wielu z
głównych autorów Nowej Mszy przedtem było głęboko zaangażowanych w ruch
dążący do zjednoczenia z protestantami. Wydawało się to niemożliwe na
płaszczyźnie teologicznej, więc postanowiono wprowadzić pewne modyfikacje w
rytach. Sam sobór
wyznaczył "popieranie tego, co może ułatwić zjednoczenie wszystkich
wierzących w Chrystusa" [Konstytucja "Sacrosanctum Concilium",
preambuła] jako jedno z czołowych zadań dla przyszłych komisji
wprowadzających w życie jego postanowienia. W skład "Concilium" [t.j.
komisji przygotowującej reformę Liturgii - przyp. V.T.] wchodziło wielu ekspertów
przekonanych, że jedyna droga do jedności to ustępstwa wobec protestantów, a
sześciu pastorów zostało zaproszonych do wzięcia udziału w jej pracach. Mimo,
że znaleźli się tam oni jedynie na statusie obserwatorów, to uczestniczyli w
sesjach roboczych, poza głosowaniami, a nawet byli projektodawcami pewnych
tekstów do nowych ksiąg liturgicznych (np. znany Max Thurian z Taize
ułożył niektóre modlitwy do oficjum na święto Przemienienia Pańskiego!).
Jasne jest, że powstały w takich warunkach tekst Nowej Mszy od samego
początku musiał być w znacznym sotpniu skażony duchem protestantyzmu. W
rzeczy samej, tak definicje doktrynalne, jak i sam ryt nowego Ordo Missae
świadczą dobitnie o dokonanej protestantyzacji liturgii katolickiej, a
wprowadzone zmiany bardzo przypominają to, czego w swoim czasie dokonał
Luter. Definicja Mszy wg Institutio Generalis z 1969 Na początek
przytoczmy definicję Mszy Świętej zawartą w promulgowanym w 1969
"Institutio Generalis" czyli ogólnym wprowadzeniu do nowego Mszału,
które jest czymś w rodzaju teologiczno-dogmatycznego wstępu. W paragrafie nr.
7 znajdujemy następującą formułę: "Uczta Pańska albo Msza jest
synaksą, czyli świętym zgromadzeniem Ludu Bożego pod przewodnictwem kapłana w
celu świętowania pamiątki Pańskiej. Dlatego też do takiego lokalnego
zgromadzenia Kościoła świętego doskonale stosuje się obietnica Chrystusa:
Gdzie dwaj lub trzej gromadzą się w imię moje tam ja jestem pośród nich (Mt
18,20)." Według tej definicji Msza nie jest niczym więcej, jak
"Ucztą Pańską" - to właśnie określenie (Coena Dominica) wysunięte
zostało na pierwszy plan, a tradycyjna nazwa (Missa) podana jest dopiero jako
wariant. Elementem konsytuującym jest lud Boży, który gromadzi się, aby
celebrować wspomnienie tego, co miało miejsce w Wieczerniku w Wielki
Czwartek. To świętowanie odbywa się pod przewodnictwem stojącego na czele
zebrania kapłana. Definicja ta
wcale nie jest nieprawdziwa, a jedynie niepełna. Oczyszczono ją z elementów charakterystycznych dla
teologii katolickiej, pozostawiając ją w postaci możliwej do zaakceptowania
przez wszystkich protestantów, nawet tych najbardziej radykalnych. Nigdzie
nie jest wzmiankowany najważniejszy element teologii eucharystycznej - dogmat
o rzeczywistej obecności Chrystusa pod sakramentalnymi postaciami chleba i
wina, który został całkowicie pominięty. Termin
"ofiara", najlepiej odróżniający koncepcję specyficznie katolicką
od protestanckiej idei pamiątki, jest nieobecny. Podobnie jeśli chodzi o
naturę kapłaństwa - tylko jedna z tradycyjnych funkcji księdza
(przewodniczenie) została zawarta w definicji. Oznacza to, że de facto
Eucharystia sprawowana jest przez całe zgromadzenie wiernych, a
przewodniczenie jest tylko honorową funkcją, rodzajem urzędu. Nie jest
wspomniana sakramentalna natura kapłaństwa, na mocy której ksiądz - wzięty z
ludu lecz stojący ponad ludem - jest jedynym, który składa Ofiarę w imieniu
wiernych. Natomiast kapłaństwo powszechne ludu Bożego ma wymiar czysto
duchowy, a obecność wiernych nie wpływa w najmniejszym stopniu na obiektywną
wartość każdej Mszy Św. W nowej teologii to zgromadzenie jest wysunięte na
pierwszy plan, co potwierdza odniesienie do obietnicy Chrystusa w ostatnim
zdaniu paragrafu 7. Jego obecność sprowadzona jest do wymiaru czysto
symbolicznego, duchowego, co wprowadza dodatkowe zamieszanie i nasuwa
podejrzenie, że autorzy Institutio Generalis niewiele zrozumieli z prawdziwej
natury Ofiary Eucharystycznej. Taka właśnie wizja Mszy jako pamiątki,
uczty bądź zgromadzenia wiernych modulowała świadomość tych, którzy w zaciszu
gabinetów układali tekst nowego Ordo Missae. Nawet fakt, że wkrótce jawnie
heretycka definicja została lekko skorygowana w następnym wydaniu Mszału tak,
aby mogła być interpretowana również i na sposób katolicki, ["We Mszy
albo Uczcie Pańskiej lud Boży gromadzi się pod przewodnictwem kapłana, który
działa in persona Christi, w celu świętowania pamiątki Pańskiej lub ofiary
eucharystycznej.", MR, ed. typ. 1970] niewiele zmienia, gdyż sam ryt,
zakorzeniony bądź co bądź w tej koncepcji, pozostawiono nietknięty. Zgodie
z regułą "lex orandi, lex credendi", protestanckie pojęcia znalazły
swe odbicie w samym tekście modlitw i w ceremoniach nowego Ordo. Struktura Novus Ordo Missae Przede wszystkim
należy zwrócić uwagę na samą ogólną strukturę Mszy, która uległa zmianie
poprzez przyjęcie protestanckiego podziału na liturgię Słowa i liturgię
Eucharystyczna. Tradycyjnie Mszę dzielono na Mszę Katechumenów i Mszę
Wiernych. Tradycja ta wywodzi się z pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy
to do Ofiary dopuszczano jedynie ochrzczonych, a kandydaci proszący o Chrzest
i przechodzący okres próbny zmuszani byli opuszczać kościół po czytaniach,
przed rozpoczęciem offertorium. Natomiast nowy porządek sugeruje, że owe
dwie części liturgii mszalnej sytuują się na tym samym poziomie i mają
jednakową wartość. Postawienie na równi obecności Chrystusa w Słowie
Bożym i w Najświętszym Sakramencie, co dodatkowo sugerują sformułowania typu:
"stół Słowa Pańskiego i stół Ciała Pańskiego" (Institutio Generalis
8), ma wyraźnie na celu deprecjację tej ostatniej. Wyłączne używanie
terminu Eucharystia, co po grecku znaczy "dziękczynienie", w
odniesieniu do drugiej części deprecjonuje realność Ofiary Chrystusa na
Krzyżu odnawianej czy też re-aktualizowanej podczas każdej konsekracji oraz
zubaża samą Mszę zawężając ją do jednego tylko aspektu. Według tradycyjnego
nauczania Kościoła dziękczynienie jest tylko jednym z czterech celów Mszy.
Obok niego Ofiara Mszy Św. odprawia się w następujących celach: żeby Bogu
oddać należną cześć, żeby od Boga uzyskać pojednanie, to jest przebłagać go
za grzechy popełniane przez żyjących i uprosić darowanie kar, na jakie
zasługują, oraz wyprosić zmiłowanie duszom w czyśćcu cierpiącym. Porzucenie
tej jasnej i pewnej idei uwidacznia się w całym rycie nowego Ordo, który przeanalizujemy
teraz zwracając w szczególności uwagę na ważniejsze modyfikacje w odniesieniu
do rytu Piusa V. Analiza porównawcza Novus Ordo i tradycyjnego Rytu Psalm wstępny, Confiteor, Aufer a nobis, Oramus te Obie
ceremonie zaczynają się od znaku Krzyża Św. ale na tym podobieństwa się
właściwie kończą. Tradycyjna Msza Św. rozpoczynała się od modlitw u stopni
ołtarza, które były rodzajem przygotowania kapłana przed przystąpieniem do
sprawowania świętych czynności. W nowej Mszy ołtarz zamienił się w stół,
zza którego "przewodniczący" zwraca się do zgromadzenia w
pozdrowieniu przeszczepionym wprost z liturgii kościołów reformowanych. Charakter
zmieniła również spowiedź powszechna, z której usunięto Świętych, a do
"braci" dorzucono w duchu równouprawnienia również i
"siostry". Tradycyjna spowiedź indywidualna, wpierw księdza, potem
wiernych, wraz z wzajemną prośbą do Boga o zmiłowanie i odpuszczenie
grzechów, przekształcono w ten sposób w typowo protestancki ryt pokutny nie
mający wiele wspólnego z duchem Mszy. Obecnie kapłan odmawia Confiteor
wspólnie z wiernymi, a po tym nie następuje rozgrzeszenie. Została
bowiem zniesiona modlitwa "Indulgentiam", która wieńczyła akt
wyznania grzechów przed całym niebem, a jako że miała ona moc odpuszczania
grzechów powszednich, oczyszczała wiernych przed przystąpieniem do
Najświętszej Ofiary. Zmienia to całkowicie sens Confiteor i poniekąd wyjaśnia
zniknięcie dwu następnych modlitw, "Aufer a nobis" i "Oramus
te", gdyż zawarta w nich prośba o oczyszczenie wydaje się być nie na
miejscu bez stosownego wstępu i skruchy. Trójca Przenajświętsza: Kyrie i inne modlitwy Następna zmiana
jest dokładnym skopiowaniem reformy samego Marcina Lutra. On to bowiem
zmniejszył kiczbę inwokacji w Kyrie eleison z dziewięciu do sześciu, co
zamieniło tradycyjne wezwania Trójcy Świętej (po trzy dla każdej Osoby) w
rodzaj dialogu. Nie jest to zresztą jedyny przykład eliminacji symboliki
trynitarnej w nowym rycie: po zniesieniu modlitw "Suscipe Sancta Trinitas" z ofiarowania i "Placeat tibi, Sancta
Trinitas" przed Błogosławieństwem końcowym, oraz ograniczając
odmawianie Prefacji o Trójcy Św. wyłącznie do dniaj Jej święta, imię
"Trójca" wymieniane jest w nowej liturgii tylko raz na rok! A
przecież celem każdej Mszy jest oddanie należnej czci Trójjedynemu Bogu! Kazanie, modlitwa powszechna Z braku miejsca
pomińmy rewolucyjne zmiany w lekcjonarzu, nadanie zdecydowanie
nieortodoksyjnego charakteru kazaniu, z którego zrobiono "homilię"
(nietrudno odgadnąć skąd wzięty został przykład: niektóre sekty protestanckie
uznały głoszenie Słowa Bożego za osobny sakrament), wprowadzanie typowo
archeologicznego tworu o proweniencji gallikańskiej zwanego modlitwą
powszechną, i przejdźmy do najistotniejszej części Mszy - Ofiary. Offertorium Dzieli się ona
na trzy częśći: zaprezentowanie ofiar Bogu, akt immolacji oraz komunię.
Charakter pierwszej z nich zwanej Offertorium sprowadza się do tego, że chleb
i wino przeznaczone na to, by stały się Ciałem i Krwią Chrystusa prezentuje
się Bogu z prośbą o ich uświęcenie. Jak to wyraża modlitwa "Suscipe,
Sancte Pater", ofiarowana jest Hostia Niepokalana, która już za chwilę,
pod wpływem i na mocy słów Konsekracji, przeistoczy się w Ciało Chrystusa,
przebłaganie za nasze grzechy i wyjednanie łask. Te prawdt wyrażone są w
ośmiu pięknych i głębokich teologicznie modlitwach, z których w nowym Ordo
sześć zostało usunietych, a jedna zniekształcona. Na ich miejsce wprowadzono
dwie żydowskie modlitwy pochodzące nawet nie z judaistycznej liturgii, ale z
prostego błogosławieństwa przed posiłkiem. Z antycypowania modlitwy
eucharystycznej Ofiarowanie przekształcono w rodzaj transakcji wymiennej
między Bogiem a ludźmi. W ceremonii nazwanej "przygotowaniem
darów" ci przynoszą Mu chleb i wino, "owoce ziemi i pracy rąk
ludzkich", a On zmienia je w "chleb życia" i "napój
duchowy". (W polskim przekładzie i tak zły tekst zmienia się w jeszcze
gorszy za sprawą oddania łacińskiego "quod tibi offerimus" słowem
"przynosimy" zamiast "ofiarujemy". W ten sposób offerotirum
zmaienia się w dostawę pieczywa. Nowe offertorium śmiało można nazwać
offertorium Kaina, który również składał ofiarę de fructibus terrae, ale miał
na tyle skromności, żeby nie wspominać o pracy ludzkiej. - przypisek autora
tekstu) Te enigmatyczne terminy ["chleb życia", "napój
duchowy" - przyp. V.T.] mogą oznaczać cokolwiek, a ich ogólna wymowa sugeruje
raczej, że przemiana jest czysto symboliczna, ma tylko wymiar duchowy, a nie
realny i istotowy. Zrobiono wszystko, aby odsunąć od wiernych najmniejszy
cień przypuszczenia, że biorą udział w bezkrwawym powtórzeniu Ofiary
Krzyżowej; może im się za to wydawać, że asystują przy braterskim posiłku.
Kanon Mszy Świętej Skoro tak wiele
spustoszenia zostało wywołane reformą offertorium, to co dopiero powiedzieć,
jeżeli podniesiono rękę także i na centralną część Mszy jaką jest Kanon. Jego
nazwa oznacza dosłownie "stałą regułę", co zgodne jest z tradycją
Kościoła Łacińskiego, gdzie zawsze istniała tylko jedna modlitwa
eucharystyczna, w odróżnieniu od kościołów wschodnich znających liczne
anafory. Pełen tekst Kanonu Rzymskiego figuruje już w traktacie "De
Sacramentis" z przełomu IV-go i V-go wieku, a ustna tradycja przypisuje
prace nad niektórymi jego częściami Św. Piotrowi. Ta najbardziej dostojna
modlitwa ofiarna, znana całym pokoleniom chrześcijan, przez całe wieki
stanowiła skuteczną zaporę przeciw rozmaitym herezjom, przez to, że doskonale
wyrażała prawdy katolickiej teologii eucharystycznej. Reformatorzy z XVI
wieku darzyli Kanon szczerą nienawiścią, nazywają go "ohydą gorszą
od wszelkich morderstw, zbrodni i niemoralności". Nic więc dziwnego, że
ich duchowi spadkobiercy, kierujący "odnową" po Soborze
Watykańskim II obrali sobie za cel zniszczenie tej czcigodnej modlitwy. Osobista
interwencja Pawła VI spowodowała, że umieszczono ją na powrót w projekcie
nowego Mszału, ale tylko fakultatywnie, całkowite zerwanie 1600-letniej
tradycji, coś skrajnie przeciwnego całemu dziedzictwu Kościoła Zachodniego.
Wbrew twierdzeniom ich autorów, teksty nowych "kanonów" wcale nie
są autentycznymi modlitwami przeszczepionymi ze starych ksiąg do nowego Ordo,
ale napisało je trzech współczesnych ekspertów, którzy czerpali inspirację
z tekstów gallikańskich, mozarabskich, z liturgii bizantyjskiej oraz ze św.
Hipolita, a więc źródeł całkowicie obcych dla organizmu Rytu Rzymskiego. (Kanon
Hipolita, który zresztą był antypapieżem, stanowi dobry przykład na
stosowanie sloganu "powrotu do źródeł". Tekst, który zapewne
nigdy nie był używany jako modlitwa liturgiczna przeniesiono z wieku II
do XX, lecz jednocześnie nie pozostawiono go w pierwotnej postaci,
oczyszczając z fragmentów mówiących o "kajdanach Szatana". Zapewne
raziłoby to współczesnego człowieka, a także braci protestantów. - przypisek
autora tekstu) Nie trzeba
dodawać, że protestantów i neomodernistów wielce ucieszyło odsunięcie Kanonu
w cień nowych, krótszych i przez to częściej używanych nowych tekstów.
Progresistowskie pismo "Temoignage Chretien" ukazało się w owym
czasie z nagłówkiem na stronie tytułowej: "Ostatni bastion
padł!" Tak więc nic już nie różniło w ogólnym zarysie rytu Mszy
katolickiej od protestanckiej tak, że wielu ichniejszych teologów
otwarcie wyrażało swą akceptację dla nowego Ordo. Kiedy bastion pada, nic nie
stoi na przeszkodzie obcej armii, by mogła wkroczyć spokojnie do twierdzy. (Według
ks. Ludwika Bouyer "nie tylko w opinii prawosławnych, ale również z
punktu widzenia anglikanów, a nawet tych protestantów, którzy zachowali pewne
wyczucie tradycji, odrzucenie Kanonu równa się wyrzeczeniu się raz na
zawsze przez Kościół Rzymski pretendowania do reprezentowania prawdziwego
Kościoła powszechnego. Słowa Konsekracji Bez wątpienia
najbardziej skandaliczną ze wszystkich wprowadzonych zmian było poprawienie
przez reformatorów słów Chrystusa. Słowa Konsekracji zostały zmienione i
dostosowanie do założeń nowej teologii tak, by przypominały raczej
"opowiadanie o ustanowieniu" (narratio institutionis), niż
bezkrwawą reiterację Ofiary Krzyżowej. Tradycyjna teologia naucza, że to sam
Zbawiciel dokonuje przeistoczenia wykorzystując kapłana jako pośrednika,
który działa in persona Christi. Moderniści twierdzą, że we Mszy, która
jest tylko pamiątką Ostatniej Wieczerzy, kapłan nie składa Ofiary, a jedynie
wspomina, opowiada o tym, co się działo w Wieczerniku dwa tysiące lat
temu. Powoływanie się na to, że nowy tekst jest ewangeliczny, (w ten sposób
argumentowali też szesnastowieczni protestanci wprowadzając analogiczne
zmiany), a więc bliższy oryginałowi niż tekst Pawłowy, jest bezsensowne, gdyż
Ewangelie są chronologicznie późniejsze niż Msza Święta. "Ewangeliści
- pisze Św. Tomasz z Akwinu - nie zamierzali przekazywać brzmienia
sakramentalnych formuł, które w pierwotnym Kościele należało trzymać w
tajemnicy" (Summa Theol. IIIa pars, qu. Stosunek heretyków do Novus Ordo Missae Brak miejsca nie
pozwala na szersze potraktowanie o deprecjonujących kapłaństwo ministerialne
i aspekt ofiarny Mszy modyfikacja rytu komunii. Warto natomiast przyjrzeć się
entuzjastycznym głosom aplauzu, z którym przeprowadzone reformy przyjęli
protestanci. Oto Max Thurian, jeden z braci luterańskiej wspólnoty z Taize,
pisał w "Le Monde" z 30 maja 1969 r., że odtąd również
niekatolicy mogą "odprawić Wieczerzę Pańską używając tych samych
modlitw, co Kościół Katolicki. Teologicznie jest to możliwe." A
czemuż było to niemożliwe w rycie [Św.] Piusa V? Znaczy to, że posoborowe
reformy dokonały takich zmian, które w oczach katolików nie naruszają istoty
sakramentu (konsekracja jest ciągle ważna), natomiast protestantom umożliwiły
zaakceptowanie "największej ohydy". Profesor teologii
protestanckiej na uniwersytecie w Strasburgu, p. G. Siegwalt pisał do pewnego
katolickiego biskupa twierdząc, że "w odnowionej Mszy nie ma nic, co
mogłoby krępować ewangelika". Nie tylko prywatni teologowie, ale
nawet oficjalne organy kościołów reformowanych przyznają, że od tej pory
protestanci mogą brać udział w eucharystii w kościołach katolickich,
"jeżeli używana jest druga modlitwa eucharystyczna". Jest to
ważne, gdyż jak pisał 10 grudnia 1969 r. w " Te przykłady wskazują
lepiej niż wypowiedzi funkcjonariuszy watykańskiej biurokracji, że posoborowa
reforma liturgii zakończyła się jej protestantyzacją. Nowy ryt,
zachowując wymagane dla ważności sakramentalnej minimum, jest katolicki tylko
z nazwy. Reformatorzy pragnęli otworzyć Kościół na świat i przybliżyć go do
protestantów, a w rezultacie to nie protestanci zaczęli nawracać się na
katolicyzm, ale katolicy stali się protestantami. Oto do czego prowadzi
pogarda Tradycji. Paweł Adamski Powyższy artykuł ukazał się w
"Pro Fide, Rege et Lege" nr 1/1993 (15). powrót
|