Ofiarowanie Maryi.
Przygotowanie.
Maryja miała trzy lata i trzy
miesiące, kiedy złożyła ślub, jakiego było potrzeba, aby została przyjętą do grona
dziewic przy świątyni. Była bardzo delikatną, miała czerwonawo — płowe włosy,
na końcu nieco kędzierzawe a była już tak wielką jak tutaj na wsi pięcio lub sześcioletnie dziecko. Córka Marii Heli była
kilka lat starszą i wiele silniejszą i tęższą. Widziałam w domu Anny
przygotowanie Maryi na przyjęcie do świątyni. Była wielka uroczystość. Pięciu
kapłanów było obecnych, z Nazaret, Zeforys, i innych miejscowości, pomiędzy nimi Zachariasz i jeden
bratanek ojca Anny. Poddali dziecię Maryję świętej ceremonii, rodzajowi
egzaminu, czy jest umysłowo dojrzałą, by do świątyni mogła być przyjętą. Prócz
kapłanów były jeszcze obecne: siostra Anny z Zeforys
i jej córka, dalej Maria Heli i jej dziecko i kilka innych małych dziewcząt i
krewnych. Szaty dziecięcia przykrojone częściowo przez kapłanów uszyły
niewiasty. Wśród tej uroczystości ubierano w nie dziecię w rozmaitych odstępach
czasu, pytano je przy tym o rozmaite rzeczy. Akcja ta była samą w sobie bardzo
poważną i uroczystą, chociaż sędziwi kapłani z dziecięcym uśmiechem ją
spełniali, przerywanym często zdziwieniem z powodu oświadczeń i odpowiedzi
dziecięcia jako też łzami rodziców. Były dla Maryi trzy różne, całkowite ubiory
zrobione, w które ją w rozmaitych odstępach czasu ubierano, wypytując ją
podczas tego o rozmaite rzeczy. Działo się to wszystko w pewnej wielkiej
komnacie obok jadalni. Wpadało do niej światło czworograniastym otworem
znajdującym się na pośrodku sufitu, zasłoniętym kilka razy kratkami z gazy. Na
podłodze był rozpostarty czerwony kobierzec. Na pośrodku stał ołtarz z
czerwonym i biało przezroczystym pokryciem, a na nim szafka z zapisanymi
rolkami i z zasłoną, na której przedstawiony był wyhaftowany czy też wyszywany
wizerunek Mojżesza. Mojżesz był w długim płaszczu, którego wśród modlitwy używał,
ze zwieszającymi się u ramion tablicami przykazań.
Widziałam Mojżesza zawsze o wielkiej, barczystej postaci. Miał wysoką,
spiczastą głowę, wielki zagięty nos, a na szerokim, wysokim czole dwa przeciw
sobie zwrócone wywyższenia, co mu dziwny nadawało wygląd. Mojżesz miał te
wywyższenia już jako dziecko, jakby małe brodawki. Barwa jego twarzy była
ognisto-czerwono brunatną, włosy czerwonawe. Widziałam kilkakrotnie takie
wywyższenia na czołach dawnych proroków i pustelników, a także tylko jedną taką
narośl na pośrodku czoła.
Na ołtarzu leżały owe trzy
ubiory dziecięcia Maryi, a prócz tego różne materie, które krewni na wyprawę
dziecięciu ofiarowali. Przed ołtarzem stał na stopniach rodzaj tronu. Kapłani
weszli do sali bosymi nogami; lecz tylko trzech z nich egzaminowało i błogosławiło
dziecię w jego ostatnim stroju. Joachim i Anna byli również z krewnymi obecni.
Niewiasty stały przed Maryją, małe dziewczęta po bokach Maryi. Jeden z kapłanów
wziął szaty z ołtarza, a objaśniwszy ich znaczenie, podał je siostrze Anny z Zeforys, która w nie dziecię przyodziała. Włożyła jej
najpierw żółtawą, dzianą spódniczkę, a na nią kolorowy napierśnik z sznurkami,
który przez szyję zarzucono i naokoło ciała ściągnięto. Na piersiach było coś
jakby sznury. Na to włożono brunatnawy płaszczyk z otworami dla ramion, przy
których u góry łatki się zwieszały. Był on u góry wycięty a pod piersią aż do
dołu zapięty. Maryja miała sandały brunatne z zielonymi, grubymi podeszwami;
Jej czerwono-żółte, kędzierzawe włosy były uczesane, a miała także wianek na
głowie z białego jedwabiu, przeszywany w ustępach pręgowatymi piórami. Pióra,
jak palec długie, były zagięte do środka wianka. Znam tam w kraju ptaka, z
którego pochodzą. Na głowę włożono jej wielką, czworoboczną, popielatą chustkę,
jakby wielką zasłonę; pod pachami można ją było ściągać, tak że ramiona spoczywały
w niej jakby w dwóch pętlicach. Zdawało się, jakoby to był płaszcz pokutny, do
modlitwy lub podróży.
Kapłani
stawiali teraz dziecięciu różne pytania dotyczące przepisów w świątyni. Rzekli
jej: „Rodzice twoi, poświęcając cię Bogu, uczynili ślub, iż nie będziesz używać
wina, ani octu, ani jagód, ani winogron, ani fig. Cóż
chcesz sama do ślubu tego dodać? Nad tym podczas uczty możesz się zastanowić.
Żydzi, a mianowicie młode dziewczęta, piły chętnie ocet, a także Maryja go
lubiła. Pytano ją jeszcze o rozmaite tym podobne rzeczy.
Potem włożono na
nią drugą szatę. Składała się ona z błękitnej sukienki, biało — niebieskiego
płaszcza, ozdobniejszego napierśnika i białego, jak jedwab lśniącego welonu z
fałdami w tyle, jak u welonu zakonnic. Miała na głowie delikatny, ściśle
przylegający wianeczek z kolorowych jedwabnych kwiatuszków z zielonymi
listkami. Kapłani włożyli jej na ten wianeczek biały welon, jak kaptur u góry
ściągnięty i trzema coraz niżej przytwierdzonymi klamrami przeciągany, które
można było na głowie w górę posuwać i w ten sposób welon o trzecią część o
połowę, lub zupełnie podnieść. Nauczono ją jak woalu tego używać powinna, a
mianowicie: jak uchylać, aby się posilić; jak go spuszczać, gdy będzie pytana, lub będzie odpowiadać.
W tym ubiorze poszła Maryja
na ucztę, gdzie zajęła miejsce pomiędzy dwoma kapłanami, a jeden usiadł naprzeciw
niej. Niewiasty i inne dzieci siedziały na jednym końcu stołu od mężczyzn
odłączone. Podczas uczty egzaminowali kapłani dziecię na rozmaity sposób z
używania welonu i z rozmaitych innych obyczajów. Powiedzieli też, że teraz
wolno jej jeszcze z wszystkiego pożywać, a podając jej rozmaite potrawy,
doświadczali ją. Lecz Maryja wszystkim, co robiła i mówiła, zdumieniem ich
napełniała. Tylko z niektórych potraw brała trochę, a na wszystkie pytania
odpowiadała z dziecięcą mądrością. Podczas uczty i całego egzaminu widziałam
aniołów koło niej, którzy jej we wszystkim pomagali i ją pouczali.
Po uczcie przebrano ją jeszcze raz w
komnacie przed ołtarzem. Ubierali ją siostra Anny z Zeforys
i jeden kapłan. Kapłan wyjaśniał znaczenie szat, mówiąc przy tym o rzeczach duchownych.
Teraz otrzymała Maryja szaty najświąteczniejsze,
fioletową sukienkę, a na nią kolorowo haftowany napierśnik, który ściągnięto
po bokach z naplecznikiem i sukienkę ujęto w niego krużowato,
a kończył się u dołu spiczasto; na to włożono fioletowy płaszcz, szerszy i
wspanialszy, w tyle zaokrąglony i w ogóle nieco powłóczysty, jakby ornat. Pod
piersiami zapięty, miał u ramion otwory, w które ramiona można było włożyć.
Gdy był zapięty, można było widzieć z przodu pięć rzędów prostopadle ku dołowi
idących, złotem wyszywanych ozdób. Środkowa była rozdzielona, i zapinała się
na guziki czy też haczyki. Brzeg płaszcza był haftowany. Potem włożono jej na
głowę wielki mieniący się welon, który z jednej strony wydawał się biały, z
drugiej fioletowy, następnie wsadzono jej koronę u góry pięciu klamrami
spojoną. Składała się ona z cienkiej, wewnątrz od złota lśniącej, szerokiej
obręczy; górny brzeg był szerszy i miał ząbki z gałeczkami. Zewnątrz była
jedwabiem obciągnięta i ozdobiona różyczkami z jedwabiu, w których pięć pereł
było przytwierdzonych; pięć łuków z jedwabiu łączyło się górą, spojonych na
samym wierzchu gałeczką. Napierśnik złączono na plecach, z przodu miał jednakże sznury. Płaszcz był połączony nad piersią
tasiemką, która przechodziła przez odstający na napierśniku guzik, aby nie
uciskała; pod górną częścią ciała schodził się, a w tyle opadał we fałdy,
wychylające się z poza ramion.
Maryję
postawiono w tym świątecznym stroju na stopnie przed ołtarzykiem. Małe
dziewczęta stały po bokach. Teraz dopiero powiedziała, jakim podda się
umartwieniom: że nie będzie jadała mięsa, ani ryb, ani używała mleka, lecz
napoju zgotowanego z wody i rdzeni sitowia, co w Ziemi obiecanej tylko ludzie
ubodzy pijają i raz po raz nieco soku terebinty.[1]*)
Wygląda on jak biały olej, jest gęsty i bardzo
orzeźwiający, lecz nie tak delikatny jak balsam. Wyrzeka się także używania
wszelkich przypraw korzennych i owoców, prócz pewnych żółtych jagód, rosnących
w postaci gron. Znam je dobrze, jadają je tam dzieci i ludzie biedni. Także na
gołej chce sypiać ziemi i każdej nocy trzy razy na modlitwę wstawać; inne tylko
raz wstawały.
Anna i Joachim słysząc to wszystko,
płakali. A stary Joachim, zalewając się łzami, przycisnął dziecię do piersi i
rzekł: ach! dziecię moje, to za wiele na ciebie, jeżeli tak wstrzemięźliwie
chcesz żyć, natenczas ja, starzec, już cię nie zobaczę. Była to chwila bardzo
wzruszająca.
Kapłani
powiedzieli jej, aby tylko raz, jak inne jej towarzyszki, wstawała,
i zrobili jej jeszcze inne ustępstwa. Wreszcie rzekli: wiele dziewic, które bez
wyprawy i płacy za stół do świątyni wstępuje, bierze na się, za zezwoleniem
swych rodziców, obowiązek prania krwią zbroczonych szat kapłanów i innych chust
z grubej wełny, co jest pracą ciężką, od której krwawią się ręce; ty tego
czynić nie potrzebujesz, ponieważ rodzice twoi utrzymywać cię będą przy
świątyni. Lecz Maryja odpowiedziała czym prędzej, że i tę robotę pragnie
spełniać, skoro tego za godną uznaną będzie. Joachim był tym bardzo wzruszony.
Podczas tej
świętej akcji widziałam Maryję często wśród kapłanów tak rosnąca, że patrzała
ponad nimi. Było to dla mnie obrazem jej mądrości i łaski. Kapłani byli
przejęci powagą i pełni radosnego zdumienia.
Na końcu błogosławili kapłani Maryję;
widziałam ją w blasku na małym stojącą tronie; dwaj kapłani stali jej do boku,
a jeden naprzeciwko niej. Kapłani, trzymając rolki zapisane w rękach, modlili
się nad nią. Podczas modlitwy trzymali ręce wyciągnięte nad Maryją. Miałam przy
tym dziwne widzenie, w którym dane mi było spojrzeć we wnętrze Najświętszej
Dziewicy; widziałam, jakoby owo błogosławieństwo ją zupełnie przenikało i
oświecało, i widziałam w niej chwałę niewymownego blasku, a w tej chwale
tajemnicę arki Przymierza, jakby w mieniącym się naczyniu kryształowym.
Widziałam serce Maryi ponad tym się rozwierające jakby drzwi świątyni, a
świętość arki Przymierza, naokoło której utworzyło się, podobne do baldachimu,
tabernakulum z rozmaitych pełnych znaczenia, drogich kamieni, tym otworem w
serce wstępującą, jak arka Przymierza do miejsca najświętszego, jak monstrancja
do tabernakulum. Widziałam przy tym dziecię Maryję jakby przemienioną i ponad
ziemię się wznoszącą. Razem ze wstąpieniem tego sakramentu w serce Maryi, które
się za nim zamknęło, widzenie z wolna ustawało i widziałam teraz świętą
dziecinę pełną serdecznego żaru, który ją przenikał. Widziałam też podczas tego
objawienia, że Zachariasz, wskutek natchnienia niebieskiego, dowiedział się, iż
Maryja jest wybranym naczyniem tajemnicy.
Przeniknął go promień, którego źródłem
było to, co w Maryi w obrazach przedstawione widziałam. Teraz zaprowadzili
kapłani dziecię do rodziców. Anna, podniósłszy dziecię, ucałowała je wśród
poważnego wzruszenia, Joachim, wielce wzruszony, podał mu ze czcią rękę.
Starsza siostra, Maryja Heli, uścisnęła błogosławione dziecię o wiele żywiej,
aniżeli to Anna uczyniła, która była niewiastą bardzo poważną, skrzętną,
powściągliwą i roztropną. Siostrzenica, Maria Kleofasa, uściskała świętą
dzieweczkę, obejmując ją mile za szyję. Potem wzięli ją kapłani z powrotem, a
zdjąwszy z niej szaty, w zwyczajnych ją sukienkach wyprowadzili. Widziałam ich,
jak stojąc, pili jeszcze z kubka a potem odjechali.
Podróż do Świątyni.
Widziałam Joachima, Annę i najstarszą ich córkę,
zajętych w nocy przygotowaniami do podróży. Paliła się lampa o kilku knotach, a
Maria Heli krzątała się ze światłem, w ręku. Już poprzedniego dnia posłał był
Joachim sługi swe z przeznaczonymi na ofiarę zwierzętami, po pięć
najpiękniejszych z każdego gatunku, do Świątyni; razem stanowiło to bardzo
piękną trzodę. Przysposobił dwa jeszcze bydlęta, na które nałożył rozmaite
pakunki, szaty dla dziecięcia i dary dla Świątyni. Na grzbiet tych bydląt
położono szeroką pakę, tak że wygodnie na niej siedzieć było można. Wszystkie
przedmioty, którymi obładowano zwierzęta, były ułożone w tłumoczkach.
Przytwierdzano także po obu stronach jednego z bydląt jucznych koszyki o
formach miseczek, z wypukłymi wiekami, a w nich ptaki wielkości kuropatw, także
podłużne koszyki z owocami. Gdy wszystko należycie na zwierzęta spakowano,
nakryto pakunki płachtą, u której znajdowały się grube frędzle.
Z kapłanów było
jeszcze dwóch obecnych. Jeden z nich, bardzo sędziwy, nosił kaptur, na czole
spiczasto się kończący, ze zwieszającymi się nad
uszami łatami. Szata jego zwierzchnia była krótszą od spodniej, miał także na
sobie rodzaj stuły. Zajmował się wiele dziecięciem. Drugi był młodszym.
Widziałam też dwóch chłopców obecnych; nie
byli oni naturalnymi, lecz mieli znaczenie duchowne, byli jako prorocy. Nosili
długie rolki obwinięte naokoło lasek, na których obu końcach gałki sterczały.
Starszy, rozwinąwszy swą rolkę, przystąpił do mnie, przeczytał mi to, co na
niej było napisane, objaśniając mi. Były to, złote głoski, napisane odwrotnie,
każda stojąca osobno, a nie znałam ich wcale. Każda głoska oznaczała całe
słowo. Język brzmiał zupełnie obco, lecz mimo to go rozumiałam. Pokazał mi na swej
rolce ustęp o krzaku gorejącym Mojżesza, objaśniając: jako ów krzak się pali, a
się nie spali, tak ogień Ducha św. rozpala się teraz w Maryi, o czym w pokorze
swojej jakby nie wiedziała. Ów krzak oznacza także bóstwo i człowieczeństwo w
Jezusie i połączenie się ognia Bożego z Maryją. Wyzuwanie trzewików tłumaczył w
ten sposób, że się Zakon teraz spełni, że zasłona spadnie, a przyjdzie to, co
stanowi istotę rzeczy. Znaczenie chorągiewki, którą miał przy lasce, tłumaczył
w ten sposób, że Maryja rozpoczyna teraz drogę, swój pochód, aby stać się matką
Zbawiciela. Drugi chłopiec, jakby bawiąc się swą rolką, podskakiwał i biegał
dokoła. Oznaczało to niewinność Maryi, na której tak wielka spoczywała
obietnica, a która mimo to bawiła się jakby dziecko wśród tego świętego
przeznaczenia. Nie umiem wypowiedzieć, jak miłymi ci chłopcy byli; innymi
jednakowoż byli aniżeli wszyscy obecni; wydawało się też, jakby ci wcale ich
nie widzieli. Prócz Anny było mniej więcej jeszcze 6 spokrewnionych niewiast
wraz z dziećmi i kilku mężczyzn, którzy tę podróż odbywali. Joachim prowadził
bydlę, na którym najświętsza dzieweczka na przemian to siedziała, to schodziła
i szła pieszo; niósł także latarnię, było bowiem, gdy wyruszyli, jeszcze
ciemno. Drugie bydlę prowadził sługa. Lecz widziałam pochodowi temu dwie
postacie proroków towarzyszące. Gdy Maryja z domu wybiegła, pokazali mi pewne
miejsce na swych rolkach, opiewające, jak wspaniałą jest świątynia, jak
jednakowoż Maryja coś wspanialszego w sobie zamyka. Maryja była ubrana w żółtawą
sukienkę i w wielki woal w kształcie chusty, który naokoło ciała ściągnięto,
tak że ramiona mogły w nim spoczywać. Gdy siedziała na bydlęciu jucznym,
postępowali chłopcy — prorocy za nią, gdy szła pieszo, po jej bokach. Śpiewali
też psalm 44-ty i 49-ty, a dowiedziałam się, że te psalmy także w świątyni
podczas przyjmowania się śpiewa. Maryja widziała ich z pewnością, lecz nic o
tym nie mówiła, zachowywała się zupełnie spokojnie, będąc zajęta sobą.
Droga była
uciążliwa, albowiem prowadziła przez góry i doliny. W dolinach była zimna mgła
i rosa. Raz widziałam ich odpoczywających przy źródle pod krzewami balsamowymi
i w gospodzie u stóp góry nocujących.
Dwanaście
godzin od Jerozolimy zeszli się w gospodzie z wysłaną naprzód trzodą ofiarną,
kiedy ta właśnie w dalszą wyruszyła drogę. Joachim był tutaj dobrze znanym i
zupełnie jakby w swojej własności. Zawsze tutaj wstępował, gdy prowadził
zwierzęta na ofiarę a wracając z życia swego pokutniczego u pasterzy do
Nazaret, również tutaj się zatrzymywał.
Sześć godzin od Jerozolimy widziałam ich w
mieście Betoron. Przebywszy pewną rzeczkę,
przechodzili koło Gofna i Ozensara
i tylko kilka jeszcze godzin drogi mieli do miejsca, z którego Jerozolimę
widzieć było można. Tutaj, w Betoron, wstąpili do
pewnej szkoły lewitów, przybyli też tutaj jeszcze inni krewni Joachima i Anny
wraz z córkami z Nazaret, Zeforys, Zabulon i okolicy, tak że się odbyła z Maryją prawdziwa
mała uroczystość. Zaprowadzono ją w towarzystwie licznych dzieci do sali, gdzie
przysposobiono dla niej krzesło na wywyższonym miejscu, niejako tronie. Była
wieńcem przyozdobiona. Nauczyciele stawiali jej pytania, a odpowiedzi jej
wprowadzały ich w podziw. Mówiono także o mądrości pewnej innej dziewicy,
która, ze Świątyni do ojczyzny swej Gofna wracając,
krótko przedtem tutaj była. Zuzanna było jej imię, i zdaje mi się, że Maryja
jej miejsce w Świątyni zajęła. Zuzanna miała lat piętnaście, a należała później
do owych świętych niewiast, które szły za Jezusem.
Maryja pełną była
radości, iż już tak blisko Świątyni się znajduje. Widziałam, jak Joachim wśród
łez, ściskając ją, mówił: „Już cię zapewne więcej nie ujrzę." Podczas
uczty przechadzała się Maryja tu i tam, opierała się obok Anny o stół lub, stojąc za nią, obejmowała ją za szyję.
Nazajutrz
wyjechali bardzo rychło do Jerozolimy w towarzystwie nauczyciela szkoły lewitów
i jego rodziny. Młode dziewczęta niosły dary, składające się z pięknych owoców
i szat dla dziecięcia. Zdawało mi się, jakoby w Jerozolimie na prawdziwą
zanosiło się uroczystość. Im więcej zbliżali się do świętego miasta, tym żywsze
pragnienie ożywiało Maryję. Zwykle biegła przed rodzicami.
Widziałam, jak pochód przybył
do Jerozolimy, a także wszystkie drogi i ścieżki i budynki Jerozolimy tak
dokładnie, jak już dawno nie. Jerozolima jest bardzo dziwnym miastem. Nie
trzeba jej sobie wyobrażać, jakoby po ulicach jej takie tłumy ludzi chodziły,
jak to w naszych dzisiejszych wielkich miastach. Mnóstwo nisko położonych i
stromo wznoszących się ulic prowadzi naokoło poza murami miasta, nie mających żadnych drzwi. Wysoko za murami miasta położone
domy są frontem ku drugiej stronie zwrócone; w miarę bowiem, jak powstawały
nowe części miasta, zawsze nowe okoliczne góry zabudowywano, nie rozrzucając
starych murów miasta. Często nad głębokimi dolinami są zbudowane wysokie i
mocne sklepienia z kamieni. Domy mają podwórza i pokoje na wewnątrz; na ulice
prowadzą tylko drzwi lub też tarasy u góry na murze. Zresztą są domy szczelnie
zamknięte. Skoro mieszkańcy nic nie mają do czynienia na rynkach miasta lub nie
idą do Świątyni, znajdują się po większej części we wnętrzu swych domów i
podwórzy. W ogóle jest na ulicach dosyć spokojnie z wyjątkiem okolicy rynków i
pałaców, gdzie panuje większy ruch z powodu żołnierzy i podróżnych. W czasie,
gdy wszyscy są w Świątyni, panuje w wielu okolicach grobowa cisza. Z powodu
niezwykłej budowy ulic, głębokich bezludnych dróg i dolin i zwyczaju Żydów
zamykania się w domach, mógł Jezus tak często z uczniami Swoimi bez przeszkód
się przechadzać. Wody także niema wiele w mieście, a często widzieć można
bardzo wysokie budynki, do których wodę sprowadzają, i stamtąd znowu ją rozdzielają;
są także wieże, na które wodę pompują. Przy Świątyni, gdzie bardzo wiele wody
do umywania i czyszczenia naczyń potrzeba, bardzo jej oszczędzają. Istnieją
wielkie pompy, za pomocą których do góry ją pompują. Są w mieście liczni
kramarze i kupcy, zajmujący gromadnie najczęściej na rynkach i miejscach
publicznych, lekko zbudowane chaty. Tak np. niedaleko bramy Owczej stoją liczni
ludzie, handlujący rozmaitymi klejnotami, złotem i lśniącymi kamieniami.
Zajmują oni lekkie, okrągłe domki, zupełnie brunatne, jakoby były czymś
pociągnięte, smołą lub żywicą. Są one lekkie, a mimo to bardzo mocne. W nich to
mają swoje gospodarstwa, a od jednego do drugiego domku rzucone są namioty, pod
którymi towary swe wykładają. Są też okolice w mieście, np. przy pałacach, gdzie
więcej widać życia na ulicach i gdzie większy panuje ruch.
Położenie
starożytnego Rzymu jest właściwie o wiele dla oka przyjemniejsze; ulice jego
nie są tak strome, a więcej ożywione. Po mniej spadzistych stronach góry, na
której stoi świątynia, są ulice, zbudowane na tarasach, otoczonych grubymi
murami, zamieszkałe częścią przez kapłanów, częścią
przez służbę, należącą do świątyni, częścią przez ludność biedniejszą,
spełniającą służbę podrzędną, np. czyszczenie rowów, do których spływają
wszelkie nieczystości z zabitych w świątyni zwierząt. Po jednej stronie (ma na
myśli stronę północną), gdzie góra jest bardzo spadzista, jest ów rów zupełnie
czarny. Znajduje się też jeszcze naokoło góry zielony pas ziemi, gdzie kapłani
mają wszelakie ogródki. Nawet za czasów Chrystusa budowano zawsze jeszcze na
pewnych miejscach przy Świątyni, to nigdy nie ustawało.
Góra ta zawiera bardzo wiele kruszcu, którego
podczas budowli sporo wydobyto i do świątyni zużyto. Są też pod nią liczne
rudnie i sklepienia. Nigdy nie było mi przyjemnie w świątyni, nie znajdowałam w
niej żadnego odpowiedniego miejsca do modlitwy. Wszystko jest straszliwie
mocne, grube i wysokie, a mimo to liczne podwórza są znowu wąskie i ciemne i
licznymi rusztowaniami zabudowane, i zapełnione stołkami; a gdy ludźmi się
zapełni, doznaje się między tymi kolosalnymi murami i filarami uczucia strachu
a nawet wrażenia ciasności. Również bezustanne zarzynanie bydła i owa krew
strumieniami płynąca bardzo nieprzyjemnie oddziaływała na mnie, jakkolwiek
wcale wypowiedzieć nie można, jaki nadzwyczajny porządek i jaka czystość wśród
wszystkich tych robót były zachowane.
Wjazd do Jerozolimy.
Widziałam
zbliżający się orszak z Maryją od strony północnej ku Jerozolimie, przed
pierwszymi ogrodami i pałacami miasta zwracający się na wschód i idący przez
dolinę Jozafata. Zostawiwszy po lewej stronie drogę do Betanii, weszli do
miasta bramą Owczą, prowadzącą na targowisko. Była tutaj sadzawka, w której
owce prano. Stąd wiodła ich droga na prawo pomiędzy murami do innej części
miasta, a gdy doszli długą doliną ku stronie zachodniej, w okolicę rynku, na
którym ryby sprzedawano, wybiegli im z domu, do którego Zachariasz, ilekroć
sprawował urząd kapłański w świątyni, zawsze wstępował, mężczyźni, niewiasty i
dzieci z wieńcami naprzeciw by ich uroczyście przyjąć i im towarzyszyć, do
domu, do którego mieli jeszcze kwadrans drogi. Zachariasz teraz nie był obecnym,
natomiast pewien bardzo sędziwy mąż, zdaje mi się brat ojca Zachariasza,
i krewni z okolicy Hebron i Betlejem wraz z dziećmi. Tutaj, w domu, odbyła się
prawdziwa uroczystość. Dziecina Maryja miała na sobie drogi świąteczny strój z
niebieskim, płaszczykiem. Zachariasz przyszedł tutaj po nią, by ją zaprowadzić
do gospody, którą dla niej był wynajął na czas uroczystości. Cztery takie
gospody stały przy wschodnio-północnym brzegu góry. Ta, którą wynajął
Zachariasz, była bardzo wielką. Cztery przedsionki otaczały wielkie podwórze, w
którym wzdłuż ścian były miejsca do spania i długie niskie stoły. Także
obszerna sala i piec kuchenny były dla niej urządzone. Po dwóch stronach
gospody mieszkali słudzy Świątyni, którzy się bydlętami ofiarnymi zajmowali, a
podwórze, gdzie umieszczono trzodę ofiarną Joachima, leżało zupełnie blisko.
Była to
prawdziwa procesja, gdyż Zachariasz ów orszak do gospody prowadził. Postępował
on z Joachimem i Anna na przedzie, potem szła Maryja, otoczona czterema
dziewczynkami w bieli, reszta dzieci i krewni tworzyli koniec orszaku.
Przechodzili oni koło pałacu Heroda i rzymskiego starosty, zostawiając zamek
Antonia poza sobą, a wreszcie weszli wzdłuż wysokiego muru, piętnaście stopni w
górę. Maryja weszła bez pomocy. Chciano ją prowadzić, lecz nie zezwoliła na to,
tak że wszyscy zdumiewali się nad nią. Po wstąpieniu do domu uroczystościowego
umyto im nogi. Potem zaprowadzono ich do wielkiej sali, na pośrodku której u
sufitu, nad wielką ze spiżu miednicą wisiała lampa. Tu umyli twarz i ręce.
Joachim i Anna udali się
potem z Maryją do wyżej położonego mieszkania kapłanów i tutaj dziecina,
posłuszna boskiemu natchnieniu, szybko schody przebiegła. Dwaj kapłani,
mieszkający w tym domu, mile ich powitali. Obaj byli obecni przy egzaminowaniu
Maryi w Nazaret. Zawołali jedną z niewiast przy Świątyni, podeszłą wiekiem
wdowę, która dozór nad dziecięciem mieć miała. Mieszkała ona razem z innymi
niewiastami w pobliżu Świątyni, trudniącymi się rozmaitymi kobiecymi robotami i
wychowaniem dziewczynek. Ich mieszkanie było nieco dalej oddalone od Świątyni,
aniżeli bezpośrednio doń przybudowane lokale z modlitewnikami dla dziewic,
poświęconych służbie przy Świątyni, z których, nie widzianym od nikogo, do
Przybytku świętego patrzeć było można. Wdowa była zupełnie w szatę owiniętą,
tak że tylko mało co jej twarzy widzieć było można. Kapłani i rodzice
przedstawili jej Maryję jako przyszłą wychowanicę. Była ona poważną a zawsze
miłą, zaś dzieweczka pokorną i pełną szacunku. Wdowa poszła razem z nimi do
gospody, gdzie otrzymała pakę z wyprawą dziecięcia.
Dzień następny zeszedł na przygotowaniach do ofiary Joachima, i do przyjęcia Maryi do świątyni.
Joachim przybył już rychło rano
z bydłem ofiarnym do Świątyni, przed którą kapłani je przejrzeli a nieprzyjęte,
jako nieodpowiednie, odesłali natychmiast z powrotem na targowisko. Widziałam,
jak przed zabiciem bydlęcia, musiał Joachim położyć rękę na głowę jego, a także
odbierać krew i pojedyncze części tegoż. Były tam rozmaite kolumny, stoły i
naczynia, gdzie wszystko krajano, dzielono i porządkowano. Szumowiny krwi
usuwano; tłuszcz, mlecz i wątrobę odłączano. Wszystko też solono. Trzewia
jagniąt czyszczono, czymś napełniano i znowu w jagnię kładziono, tak że
wyglądało jak całe jagnię. Nogi zwierząt były wszystkie na krzyż związane.
Niejedną część mięsa zanoszono dziewicom na inne podwórze, które z tym coś
czynić musiały, może aby przyprawiać dla siebie lub dla kapłanów. Wszystko to z
wielkim działo się porządkiem. Kapłani i lewici wychodzili i przychodzili
zawsze parami, a pomimo licznej i uciążliwej pracy szło wszystko jak po
sznurku. Przygotowane ofiary pozostały wszystkie aż do dnia następnego.
Odbywała się w
gospodzie uroczystość i uczta. Było może ze stu ludzi razem z dziećmi, pomiędzy
nimi 24 dzieweczek rozmaitego wieku. Pomiędzy innymi widziałam Serafię, po śmierci Jezusa przezwaną Weroniką, już dość
wielką; mogła mieć 10 do 12 lat. Przysposabiały wieńce i girlandy dla Maryi i
jej towarzyszek, także siedem świec przystroiły. Te świece były jakby
świeczniki kształtu berła; bez postumentu, a u góry palił się płomień. Podczas
uroczystości kilku kapłanów i lewitów do gospody wchodziło i z niej znowu
wychodziło. Także w uczcie udział brali. Gdy się zdumiewali wielkością ofiary
Joachima, tenże, pamiętając o wyrządzonej mu przy Świątyni zniewadze,
powiedział im, że, ponieważ ofiara jego nie została przyjętą i pamiętając o
wielkim miłosierdziu Boga, który błaganie jego wysłuchał, teraz według sił
swoich chce być wdzięcznym. Widziałam dziecię Maryję z innymi dziewczynkami
około domu się przechadzającą.
Maryja wstępuje do świątyni; rodzice ofiarują
ją służbie Bożej.
Zachariasz i inni mężczyźni już do Świątyni się udali. Teraz także Maryję w towarzystwie niewiast i dziewic do Świątyni zaprowadzono. Anna i jej najstarsza córka Maria Heli z córeczką swą Marią Kleofasową szły naprzód, potem postępowała Maryja, ubrana w błękitną sukienkę i tegoż koloru płaszcz, przystrojona w wieńce naokoło ramion i szyi; w ręku trzymała wieńcami przyozdobiony świecznik. Po każdej stronie szły 3 dzieweczki, trzymające podobnież w rękach uwieńczone świeczniki. Były ubrane w białe sukienki, złotem haftowane, miały także niebieskawe płaszcze. Były one prawie zupełnie poowijane w girlandy, a dokoła ramion miały małe wieńce. Teraz postępowały inne dziewice i dziewczynki, które wszystkie również pięknie, lecz nieco odmiennie były ubrane, wszystkie jednakowoż miały płaszczyki. Szły one za pierwszymi, a było ich może 20. Pochód zamykały niewiasty. Stąd nie mogły dojść wprost do Świątyni, musiały obchodzić dokoła i przejść kilka ulic na co potrzebowały prawie pół godziny czasu. Przechodziły także około domu Weroniki. Wszyscy dziwowali się dziecięciu i pięknemu pochodowi; przed wielu domami czyniono im honory. W całej postaci Maryi przebijało się coś niezwykłego. Wielu ludzi, posługujących w Świątyni, było zatrudnionych, aby otworzyć wielkie, piękne drzwi Świątyni, ozdobione rozmaitymi ornamentami, przedstawiającymi rozmaite twarze, winne macice i kłosy. Była to Złota Brama. Kapłani wprowadzili świętą dziewicę po licznych stopniach w tę bramę. W bramie, tworzącej długi łuk, przyjmowali orszak Joachim z Zachariaszem, zaprowadzili Maryję na prawo, przysionkami, do sali, gdzie ją jeszcze raz kapłani wypytywali, a potem trzecią sukienkę odświętną, haftowaną, koloru fioletowego, nań włożyli.
Teraz udał się Joachim z kapłanami na miejsce Ofiary. Otrzymał ogień z pewnego miejsca i stał pomiędzy dwoma kapłanami przy ołtarzu. Z trzech stron można było przystąpić podczas pełnienia ofiary do ołtarza, z czwartej nie było można. Na czterech rogach stały małe, miedziane kolumny, rodzaj kominów o miedzianym, szerokim lejku, kończącym się u góry wężykowato skręconą rurą, tak, że dym ponad głowami kapłanów ulatywał. Z trzech stron ołtarza wysuwać było można płyty, a na nie położyć to, co na środku ołtarza leżeć miało, do którego nie można było sięgnąć.
Gdy się ofiara paliła, poszła Maryja z dziećmi i niewiastami do swego modlitewnika w przedsionku dla niewiast; Maryja stała z dziećmi przed niewiastami. Ten przedsionek był oddzielony od podwórza, na którym stał ołtarz całopalenia, murem, kończącym się u góry kratą; w murze tym była brama. Pod tą bramą wszedł Joachim na ganek podziemny, gdy w dniu niepokalanego poczęcia Maryi zeszedł się z Anną pod Złotą Bramą. Najdalej stojące niewiasty wygodniej na ołtarz patrzeć mogły, gdyż stały na ukośnie wznoszących się wschodach. Na odosobnionym miejscu stała gromada w białe szaty ubranych chłopców, ustanowionych u Świątyni, grających na fletach i harfach.
Po
skończonej ofierze ustawiono pod bramą łukową ołtarz do noszenia, a przed
ołtarzem schody o kilku stopniach. Zachariasz i Joachim przyszli tutaj z
podwórza, na którym stał
ołtarz całopalenia, w towarzystwie kapłanów i dwóch lewitów, niosących rolki i
narzędzia do pisania, zaś Anna zaprowadziła Maryję przed stopnie ołtarza.
Maryja uklękła na stopniach. Joachim i Anna, położywszy ręce na głowę Maryi,
wyrzekli słowa, którymi dziecię swe Bogu ofiarowali, a które obaj lewici spisali. Zaś kapłan, ostrzygłszy
jej kędzior włosów, spalił takowy na ognisku, poczym
nakrył ją brunatnym welonem. Podczas całej
tej uroczystości śpiewały dziewczęta
psalm 44: Eructavit cor
meum; a kapłan psalm 49: Deus deorum
Dominus; zaś chłopcy przygrywali. Teraz
wprowadzili dwaj kapłani świętą dziewicę po wielu sto-pniach na mur,
dzielący miejsce święte od reszty świątyni, i wstawili ją w rodzaj niszy
(framugi), skąd mogła przejrzeć świątynię i widzieć w niej na dole szeregi
mężów, którzy, jak mi się zdaje, także służbie Bożej poświęceni byli. Po obu
stronach Maryi stali dwaj kapłani, a na schodach, coraz wyżej, stało jeszcze
kilku, modląc się i z rolek głośno czytając. Za Maryją, po drugiej stronie
ściany, stał kapłan, świątobliwy starzec, przy ołtarzu całopalenia, tak że
połowę jego postaci widzieć było można; także z zewnątrz można było przez
pewien otwór kadzidło na ołtarz rzucać. Podczas ofiarowania, kiedy kłęby dymu
się wzbiły i otoczyły Maryję, widziałam naokoło niej obraz, który w końcu całą
świątynię wypełnił i zaćmił.
Widziałam ukazującą się nad sercem Maryi aureolę i tajemnicę Arki Przymierza, z początku w kształcie arki Noego, tak że jej głowa z niej wyglądała, potem w kształcie Arki Przymierza, wreszcie w kształcie świątyni. W końcu wystąpił przed jej piersią z tej tajemnicy kielich, podobny do kielicha wieczerzy Pańskiej, a nad kielichem, przed jej ustami, chleb ze znakiem krzyża św. Naokoło Maryi roztaczały się promienie, na których znowu inne ukazywały się figury, odnoszące się do niej. Widziałam pełne tajemnic obrazy z litanii loretańskiej, oraz inne wezwania Maryi, ukazujące się naokoło niej na wszystkich stopniach schodów, od dołu do góry.
Z jej prawego i lewego ramienia schodziły
się za poza nią stojącym drzewem palmowym z koroną z liści dwie gałązki, oliwna
i cedrowa. W przedziałach tej zielonej figury krzyża ukazały się wszystkie
narzędzia męki Jezusa Chrystusa. Nad tym obrazem unosił się Duch św. z aureolą,
w postaci skrzydlatej, podobny raczej do człowieka, aniżeli do gołębicy. Nad
nią było otwarte niebo, a środek niebieskiej Jerozolimy, miasto Boże, unosiło
się nad nią z wszystkimi ogrodami, pałacami i siedzibami przyszłych Świętych. A
wszystko napełnione było Aniołami, jako też aureola, otaczająca Maryję.
Któż to
wypowiedzieć potrafi? Wszystko było niesłychanie urozmaiconym i jedno z
drugiego wynikało i się przeobrażało. Zapomniałam bardzo wiele z tego obrazu.
Cała wspaniałość
i ozdoba świątyni, owa pięknie przystrojona ściana za Maryją, wszystko wydawało
się ciemnym i posępnym. Zdawało się nawet, jakoby samej świątyni już nie było,
wszystko wypełniała Maryja i jej chwała. Podczas tego rozwoju myśli, jaką
objawił Pan Bóg przez Maryję, nie widziałam jej w postaci dziecięcia, lecz
dorosłej dziewicy, unoszącej się w powietrzu; jednakże widziałam równocześnie
kapłanów, ofiarę kadzenia, słowem, wszystko, co się, działo.
Zdawało się, jakoby kapłan,
stojący przy ołtarzu całopalenia, prorokował i zawezwał lud, iżby się modlił i
dziękował Bogu, ponieważ dziecię to powołane jest do spełnienia wielkich
rzeczy.
Wszyscy ludzie, którzy znajdowali się w
świątyni, jakkolwiek nie widzieli obrazu, który ja widziałam, byli skupieni w
duchu i wzruszeni. Potem obraz ten w ten sam sposób, w jaki się ukazał, znowu
powoli znikał. W końcu jaśniała znowu w swej chwale nad jej sercem tajemnica
Arki Przymierza, a w piękne stroje przybrane dziecię stało znowu samo. Potem
kapłani, wśród których Zachariasz znajdował się pomiędzy niżej stojącymi,
sprowadzili Maryję po stopniach na dół. Jeden kapłan zdjął jej wianeczki z
ramion, odebrał od niej świecznik i podał te przedmioty drugim dzieweczkom.
Maryję zaprowadzono do
innej celi,
gdzie zaszło jej drogę sześć starszych dziewic, należących do świątyni, jej
nauczycielka Noemi, siostra matki Łazarza, Hanna i jeszcze jedna niewiasta,
ścieląc do jej stóp kwiaty. Im to kapłani dziecię oddali. Gdy śpiew umilkł,
pożegnała się Maryja z rodzicami. Joachim był szczególnie wzruszony.
Podniósłszy ją w górę, przycisnął do serca, mówiąc z płaczem: „pamiętaj przed
Bogiem o duszy mojej."
Maryja poszła teraz z niewiastami,
będącymi w służbie przy świątyni i dziećmi do mieszkania niewiast, znajdującego
się po stronie północnej. Mogły też dojść do cel gankami, po schodach kręconych
do cel, w których odprawiały modlitwy, a znajdujących się obok miejsca świętego
i najświętszego. Pozostali udali się do sali obok bramy, gdzie już poprzednio
byli; tutaj spożyli razem z kapłanami obiad — niewiasty jadły osobno. Było w
świątyni jeszcze wiele innych osób się modlących; wielu towarzyszyło orszakowi
aż do wejścia.
Wielu z obecnych wiedziało,
że Maryja była w rodzinie dzieckiem obietnicy i przypominam też sobie jakby
przez sen, że Anna mówiła do innych osób: otóż wchodzi do świątyni naczynie
obietnicy; otóż Arka Przymierza znajduje się w świątyni. Było to skutkiem
osobnego objawienia woli Boskiej, iż tę uroczystość obchodzono tak świątecznie
i wspaniale.
Anna i
Joachim byli właściwie zamożni, lecz mimo to żyli bardzo ubogo; oddawali
wszystko do świątyni i ubogim. Nie pamiętam już, od jak dawna Anna żywiła się
tylko potrawami zimnymi. Dla swych domowników byli hojni i wyposażali ich.
Zdaje mi się, że Anna i Joachim powrócili jeszcze tego samego dnia z całym
orszakiem do Betoron.
Widziałam też jeszcze uroczystość wśród
dzieci, poświęconych służbie w świątyni. Wyprawiono im ucztę; zaś Maryja,
stosownie do przyjętego zwyczaju, musiała się nauczycielek i pojedynczych
dziewic pytać, czy pragną ją wśród swego grona. Widziałam także taniec
dziewczynek. Ustawiwszy się parami naprzeciw siebie, tańczyły, tworząc na
przemian krzyże i inne figury. Nie było to pląsanie, lecz raczej kołysanie się
przypominające ruchy żydów w czasie modlitwy. Kilka dziewcząt przygrywało na
instrumentach muzycznych. Grały one na fletach, triangułach i dzwonkach.
Mianowicie jeden instrument brzmiał cudownie. Było to pudełeczko o ukośnych
ścianach z naciągniętymi na nich strunach, na których brząkano. W środku
pudełeczka znajdowały się dymaczki i wychylały się z
niego proste i krzywe piszczałki. Podczas brząkania naciskano to tu, to tam na
środek pudełeczka, a tony piszczałek zlewały się harmonijnie z tonami strun.
Grano na tym instrumencie, trzymając go na łonie, lub też, kładąc go na stołku,
pod którym spoczywały kolana. Wieczorem zaprowadziła Noemi Maryję do celi, z
której do świątyni patrzeć mogła. Maryja rozmawiała tutaj z Noemi o częstszym
wstawaniu na modlitwę podczas nocy; lecz Noemi zakazała jej to aż do dalszego
rozporządzenia. Niewiasty, poświęcone służbie w świątyni, nosiły długie,
obszerne, suknie, szerokie rękawy, które podczas pracy zaginały.
Daleko w tyle od świątyni było w murze
opasującym świątynię kilka komórek, które się łączyły z mieszkaniami niewiast.
Cela Maryi była jedną najwięcej wysuniętą ku przybytkowi świętemu. Z ganku, do
jej celi, uchyliwszy zasłony, wstępowało się najpierw do rodzaju przedpokoju,
oddzielonego od celi półokrągłym, lekkim parawanem. Tutaj stały w kątach, po
prawej i lewej stronie, półki do przechowywania ubiorów i sprzętów. Naprzeciw
drzwi, prowadzących przez parawan do był gazą i dywanem zasłonięty otwór, skąd
do świątyni patrzeć było można. Ten otwór był dosyć wysoko w murze umieszczony,
a wchodzono doń po stopniach. Po lewej stronie celi był zwinięty dywan, który
Maryja kładąc się, rozwijała. W znajdującej się w ścianie framudze stała lampa
o kilku ramionach; widziałam świętą dziecinę stojącą przed nią na stołeczku i
modlącą się z rolki, której drążek kończył się dwoma czerwonymi gałeczkami. Był
to wzruszający widok. Dziecina miała na sobie sukienkę z grubego materiału w
białe i niebieskie prążki z żółtymi kwiatami. Stał też w celi okrągły stolik,
na który widziałam Hannę stawiającą półmisek z owocami wielkości bobu i mały
dzbaneczek.
Dziecina była
nad wiek swój zręczną. Już pracowała nad małymi, białymi chustkami dla służby
Bożej. Ściana celi wyłożona była trójgraniastymi, różnobarwnymi kamieniami.
Często
widziałam Maryję, świętym przejętą pragnieniem, mówiącą do Hanny: ach! czyż
dziecię obiecane wnet się narodzi? obym tylko to dzieciątko widzieć mogła! obym
się tylko narodzenia tego dzieciątka doczekała! Na to odpowiedziała jej Hanna:
Już się zestarzałam i tak długo na tę dziecinę czekać muszę, a tyś jeszcze tak
młoda! Maryja często płakała wskutek tęsknoty za Zbawicielem.
Dziewice, wychowane przy
świątyni pod dozorem matron, zatrudniały się haftowaniem oraz rozmaitym
przystrajaniem i czyszczeniem szat kapłanów i sprzętów świątyni. W swych
celach, z których do świątyni patrzeć mogły, modliły się i rozmyślały. Ich
rodzice, oddając je do świątyni, ofiarowali je wyłącznie Panu Bogu. Gdy doszły
pewnego wieku, wydawano je za mąż; albowiem bardziej wtajemniczeni Izraelici
oddawali się w sercu swoim pobożnej nadziei, że z takiej Panu Bogu ofiarowanej
dziewicy, narodzi się Mesjasz.
Nie widziałam
nigdy, iżby Herod był kiedy odbudowywał świątynię.
Wprawdzie za jego rządów niejedno przy niej zmieniono; lecz że Maryja
jedenaście lat przed narodzeniem Chrystusa do świątyni wstąpiła, nic nad
właściwą świątynią nie pracowano, tylko, jak zwykle, nad zewnętrznymi przybudowaniami.
Rzut oka na zatwardziałość faryzeuszów.
Zatwardziałość i
upartość faryzeuszów i kapłanów, ustanowionych przy świątyni, poznać można po
braku szacunku, jaki okazywali świętej rodzinie, mimo że wywyższenie jej
widzieli.
Najpierw odrzucono
ofiarę Joachima; dopiero po kilku miesiącach, na rozkaz Boży, ofiarę jego i
jego żony przyjęto. Joachim dostaje się nawet w pobliże świątyni i z Anną,
jakkolwiek jedno o drugim nic nie wiedziało zaprowadzonym bywa na ganki pod
świątynią. Tutaj się schodzą, tutaj następuje poczęcie Maryi. Kapłani oczekują
ich u wyjścia z tych podziemi świątyni. To wszystko stało się na rozkaz Boży.
Tylko kilka razy widziałam, że niepłodnych wskutek rozkazu tam prowadzono.
Maryja wstępuje w
czwartym roku do świątyni. Pod każdym względem bardzo jest wspaniałą i cudowną.
Siostra matki Łazarza była jej opiekunką i mistrzynią. Jej postępowanie było
tak wyjątkowe i cudowne, iż sędziwi kapłani wielkie rolki o niej zapisywali. Zdaje
mi się też, że te rolki leżą jeszcze wśród ukrytych pism.
Potem nastąpiło cudowne
objawienie podczas ślubu Józefa, iż gałązka jego się zazieleniła. Potem historia
o trzech królach i pasterzach, potem ofiarowanie Jezusa, świadectwo Anny, i Symeona i nauka dwunastoletniego Jezusa w świątyni.
Na to
wszystko nie zważali ani faryzeusze ani kapłani. Mieli
głowy zajęte innymi zatargami i intrygami dworskimi. Ponieważ święta rodzina
żyła w dobrowolnym ubóstwie i w ukryciu, tłum o niej zapomniał. Głębiej
oświeceni, jak np. Symeon, Hanna i inni, wiedzieli o nich, lecz nic nie mówili.
Lecz gdy
Jezus wystąpił a Jan dał swe świadectwo, stanęli faryzeusze w takiej
sprzeczności do nauki Jezusa, iżby znaków, świadczących o Jego pochodzeniu,
chociażby ich nie byli zapomnieli, z pewnością nie byli ogłosili. Panowanie
Heroda, a potem jarzmo rzymskie uwikłały ich całkiem w zatargi i intrygi, a
wszelki duch od nich ustąpił. Zważywszy, że skoro na świadectwo Jana nie
zwracali uwagi, a po straceniu jego o nim zapomnieli, nauki i cuda Jezusa
lekceważyli, o prorokach i o Mesjaszu zupełnie przewrotne mieli pojęcia, Jezusa
tak haniebnie sponiewierali i zabili, nie chcieli uznać Jego zmartwychwstania i
wszystkich następnych znaków i spełnienia się proroctwa Jego o zburzeniu
Jerozolimy: tym mniej dziwić się można, że nie zważali na żadne znaki,
świadczące o Jego pochodzeniu, albowiem wtenczas Jezus jeszcze nie nauczał, ani
cudów nie czynił. Gdyby ich zaślepienie i zatwardziałość nie były tak wielkie,
jakżeby aż do dnia dzisiejszego trwać mogły?
Idąc w dzisiejszej
Jerozolimie drogą krzyżową, widziałam już częściej pod zupełnie opustoszałym
budynkiem wielkie sklepienie lub też więcej z sobą połączonych sklepień, które
częściowo się zapadły, częściowo woda do nich się dostała. Woda sięga aż do płyty
stołu z którego środka wznosi się aż do sufitu
sklepienia filar, naokoło którego wiszą skrzynki, zapełnione rolkami. Także pod
stołem widziałam w wodzie leżące rolki. Te sklepienia są może grobowcami, a
ciągną się aż pod górę Kalwaryjską. Zdaje mi się, że to dom, w którym Piłat
mieszkał, i że ten zabytek kiedyś jeszcze odkrytym zostanie.
Zachariasz otrzymuje
obietnicę Jana.
Widziałam
Zachariasza mówiącego do Elżbiety, że jest przepełniony smutkiem, ponieważ
zbliża się czas, iż musi iść na ofiarę do świątyni, gdzie, wskutek jego
niepłodności, z pogardą na niego spoglądać będą. Zachariasz szedł dwa razy do
roku do świątyni. Nie mieszkał on w samym Hebron, lecz w Jucie, oddalonej mniej
więcej o kwadrans drogi od Hebron. Pomiędzy obie-ma miejscowościami leżały
jeszcze zapadłe mury, tak iż można było sądzić, ze
niegdyś były z sobą złączone. Po innych stronach Hebron leżało jeszcze więcej
podobnych szczątków dawnego Hebron, które było niegdyś wielkie jak Jerozolima.
W Hebron mieszkali podrzędniejsi, w Jucie przedniejsi kapłani, a Zachariasz był
jakoby przewodniczącym wszystkich. Tak jego, jak i Elżbietę niezmiernie tam
czczono, ponieważ oboje pochodzili w prostej linii z rodziców pokolenia
Aaronowego.
Widziałam Zachariasza
schodzącego się z licznymi innymi tej okolicy ludźmi na małej majętności, którą
w okolicy Juty posiadał, a która składała się z ogrodu z altanami, z domu i
studni. Podczas nawiedzenia Maryi również tam był ze świętą rodziną. Nauczał i
modlił się z ludźmi, jakby przygotowując się na uroczystość. Mówił im też o
swoim wielkim smutku i że mu się wydaje, iż mu się coś wydarzy.
Widziałam go
idącego w towarzystwie tych ludzi do Jerozolimy, widziałam też, że tutaj
jeszcze 4 dni czekać musiał, za nim na niego kolej ofiarowania przyszła. Modlił
się aż, do tego czasu w przodku w świątyni. Lecz gdy na niego przyszła kolej,
wszedł do miejsca świętego, znajdującego się przed wejściem do miejsca
najświętszego. Odkryto zasłonę u góry nad ołtarzem kadzenia, tak że gołe niebo
widzieć było można. Ofiarującego kapłana nie można było widzieć z dworu, była
bowiem przegroda; za to wznoszący się dym można było widzieć. Zdawało się,
jakoby Zachariasza mówił do innych kapłanów, iż sam pozostać musi, albowiem
widziałam tychże z miejsca świętego znowu wychodzących. Zachariasz udał się do
miejsca najświętszego, gdzie ciemno było, i zdawało mi
się, jakoby był przyniósł tablice, zawierające przykazania i je na złoty ołtarz
kadzenia położył. Gdy zapalił ofiarę kadzenia, widziałam po prawej stronie
ołtarza blask na niego zstępujący, a w nim jaśniejące postacie. Zachariasz,
odstąpiwszy zatrwożony, upadł, jakby w zachwyceniu, na prawą stronę ołtarza.
Anioł podniósł go, rozmawiał z nim, a Zachariasz odpowiadał. Widziałam z nieba
jakby drabinę do niego prowadzącą, i że dwaj aniołowie po niej do niego
schodzili i znowu wchodzili. Jeden z nich wziął coś od niego, zaś drugi włożył
w jego bok, jakieś jaśniejące, małe ciało, i to tam, gdzie Zachariasz był
rozpiął szatę swą. Zaniemówił. Widziałam, iż zanim wyszedł z miejsca świętego,
napisał coś na leżącej tamże tabliczce i ją potem wysłał naprzód do Elżbiety,
która o tej samej godzinie także widzenie miała.
Widziałam lud
wzruszony i niespokojny, iż Zachariasz tak długo z miejsca św. nie wychodził;
już chciano drzwi gwałtem otworzyć. On zaś, zaniósłszy tablicę na powrót do
Arki, wyszedł. Nalegano nań, iżby powiedział, dlaczego tak długo w miejscu
świętym pozostawał. Chciał mówić, lecz nie mógł i dawał znaki, iż zaniemówił, a
potem odszedł. Był on sędziwym, wysokim i bardzo majestatycznej postaci.
Z objawienia
Anny Katarzyny Emmerich
Zachowano
oryginalna pisownię