PIERWSZY SEN
M. B. tom 1, str. 94 i nast.
Jan. Bosko, urodzony w roku 1815,
przeżył swoje najwcześniejsze lata w nieskrępowanej wolności wśród pól Becchi,
małej wioszczyny w północnym Piemoncie we Włoszech. Jako mały chłopiec pasał i
pilnował owce, a także bawił się ze swoimi rówieśnikami, odciągając ich od zła
i kierując na drogę cnoty.
Szkoła gminna dla mieszkańców w Becchi
znajdowała się w Castelnuovo, oddalonym ok.
Początkowo chodził do szkoły pieszo, a w
drugim roku szkolnym zamieszkał u swej ciotki Marianny Occhiena. Ks. prob.
Lacqua uczył go czytania i pisania. Wtedy to jednak jego brat przyrodni 17-ni
Antoni zaczął się przeciwstawiać nauce brata, tak że dochodziło między nimi do
ostrych scysji.
W 1826 r. Janek przystąpił w czasie
Wielkanocy do I Komunii św. Do tej wielkiej chwili przygotowywała go osobiście
matusia Małgorzata. Od tego czasu nastąpił wielki postęp w jego zachowaniu.
Od momentu, kiedy nauczył się czytać,
można było często zobaczyć Janka z książką w dłoniach, również w czasie, gdy
pilnował owce na pastwisku. Kiedyś kolega pastuszek nakłaniał Janka, by
dołączył się do wspólnej chłopięcej zabawy. Ten jednak odmówił, więc chłopcy
pobili go za to. Z łatwością mógł się kolegom zrewanżować, lecz jego „zemstą”
było przebaczenie.
Powiedział im: „Nie mogę bawić się z
wami, bo muszę się uczyć; chcę bowiem zostać księdzem”.
Od tego czasu pozostawili go w spokoju.
Podziwiając jego cierpliwość i łagodność, stawali się jego przyjaciółmi, tak,
że mógł ich uczyć katechizmu i pieśni do Matki Bożej.
Kiedy miał dziewięć lat, nawiedził go
sen, który odsłonił mu tajemnice przyszłości, jego wielką, opatrznościową misję
i całe jego pracowite życie na rzecz wychowania chłopców. On sam opowiada ów
sen w swoich „Pamiętnikach Oratorium”. Ksiądz Bosko napisał swoje „Pamiętniki
Oratorium św. Franciszka Salezego” na wyraźne polecenie Ojca św. Piusa IX. Po
krótkim wstępie, tak relacjonował swoje widzenie.
Część I. Janek przywódcą chłopców
„Gdy
miałem około dziewięciu lat, przeżyłem sen, który wywarł na mnie głębokie
wrażenie i pozostał we mnie na całą resztę mojego życia. Śniło mi się, że
jestem blisko swojego domu, na olbrzymim placu zabaw, gdzie bawiły się gromady
dzieci. Jedne śmiały się wesoło a inne w czasie zabawy przeklinały. Tak byłem
tym, co usłyszałem, zdenerwowany, że wpadłem pomiędzy bluźniących, waląc
gwałtownie pięściami a także wykrzykując, i próbowałem ich pohamować w
złorzeczeniach. W tym momencie ukazała się niezwykła postać. Był to Pan,
szlachetnie ubrany, o wybitnie męskim i imponującym wyglądzie. Miał on na sobie
biały spływający do ziemi płaszcz, a z twarzy jego promieniowało takie światło,
że nie mogłem wprost nań patrzeć. Zawołał mnie po imieniu i nakazał mi być
przyw6dcą tych chłopców, dodając słowa:
«Pozyskasz
ich sobie, lecz nie biciem, ale łagodnością. Staną się twoimi przyjaciółmi.
Zabierz się zaraz do pouczania ich, jak brzydki jest grzech, a jak piękna cnota»
Całkowicie
zmieszany i wylękniony odpowiedziałem, że jestem tylko małym chłopcem,
niezdolnym, bym mógł uczyć tych młodzików bojaźni Bożej i religii. W tejże
chwili bicie, krzyki i przekleństwa ustały i tłum chłopców zebrał się wokół
tego Pana, który rozmawiał ze mną. Prawie nieświadomie zapytałem:
«Jak
możesz nakazywać mi coś takiego niemożliwego do urzeczywistnienia? »
«To,
co wydaje się niemożliwe, będziesz musiał osiągnąć przez posłuszeństwo i
nabywanie wiedzy»
«Ale
gdzie? Jak?»
«Dam
ci Przewodniczkę, pod kierunkiem której będziesz się uczył, a wiedz, że bez Jej
pomocy wszelka wiedza staje się niczym»
«Ale
kim jesteś?»
«Jestem
synem Tej, którą twoja matka każe ci pozdrawiać trzy razy dziennie» «Lecz moja
mama zakazała mi rozmów z ludźmi, których nie znam. Proszę, powiedz mi swoje
imię»
«Zapytaj
o to moją matkę»”
Część II. Maryja Przewodniczką
W
tej chwili ujrzałem obok Niego jakąś Niewiastę o majestatycznym wyglądzie.
Miała na sobie piękny, jaśniejący płaszcz, jakby utkany z gwiazd. Pani zauważyła
moje zmieszanie i dlatego dawała znak, bym przybliżył się do Niej. Z wielką
łagodnością ujęła moją dłoń i powiedziała:
„Popatrz!”
Tak
też uczyniłem. Wszystkie dzieci zniknęły. Na ich miejscu zobaczyłem wiele
zwierząt: kozłów, psów, kotów, niedźwiedzi i wiele jeszcze innych.
„Oto
pole, na którym będziesz musiał pracować” — powiedziała do mnie. „Bądź pokorny,
stanowczy i silny. A to, co wydarzy się z tymi zwierzętami — jak zobaczysz
niebawem — uczynić masz z moimi dziećmi”.
Ponownie
spojrzałem: wszystkie dzikie zwierzęta zmieniły się w łagodne owieczki,
podskakujące, pobekujące cicho, jakby na powitanie i na cześć owego Pana i
Pani.
Wciąż
jeszcze śniąc, zacząłem krzyczeć i z płaczem prosić Panią, aby wytłumaczyła mi,
co to znaczy. Byłem bowiem całkowicie roztrzęsiony i zdezorientowany. Położyła
wówczas swoją dłoń na mojej głowie i powiedziała:
„Zrozumiesz
wszystko w swoim czasie”.
Kiedy
tylko wypowiedziała te słowa, jakiś szmer obudził mnie i wszystko znikło. Byłem
zupełnie oszołomiony. Bolały mnie ręce, a i policzki paliły jeszcze od uderzeń,
które otrzymałem w walce. Rozmowa z owym Panem i Panią tak zajęła moje myśli,
że nie mogłem już w żaden sposób usnąć i nie zmrużyłem tej nocy oka.
Ledwie
mogłem doczekać się ranka, aby swój sen opowiedzieć. Gdy usłyszeli go moi
bracia, wybuchnęli śmiechem. Opowiedziałem go także swojej mamie i babci. Każda
z osób, która usłyszała sen, dawała inny komentarz. Mój brat Józef powiedział:
„Zostaniesz
zapewne pastuchem i zajmować się będziesz kozami, baranami i bydłem”.
Komentarz
mojej matki był następujący: „Kto to wie? Może zostaniesz kapłanem”.
Antoni
oschle wymamrotał: „Będziesz prawdopodobnie hersztem gangu bandytów”.
Lecz
moja bardzo pobożna, choć nie umiejąca czytać ani pisać, babcia miała ostatnie
słowo: „Nie zwracaj uwagi na sny”.
Sam
byłem tego samego zdania, co babcia, ale nigdy nie potrafiłem o tym śnie
zapomnieć. To, o czym powiem teraz, rzuci trochę nowego światła na sprawę.
Nigdy potem nie wspomniałem o owym śnie, a moi krewni też nie wracali do niego.
Lecz w roku 1858, gdy przybyłem do Rzymu, aby konferować z Ojcem św. na temat
Zgromadzenia Salezjańskiego, Pius IX prosił mnie, bym opowiedział wszystko, co
miałoby choć najdrobniejsze znamiona nadprzyrodzoności. Wówczas po raz pierwszy
opowiedziałem mu tenże sen, którego doznałem, gdy miałem dziewięć lat. Papież
nakazał mi wówczas, bym w szczegółach opisał go. Miało to być dla dobra
członków Zgromadzenia, które było przedmiotem naszej rozmowy w Rzymie”.
Ten pierwszy sen powtarzał się
kilkakrotnie w przeciągu osiemnastu Lat. Za każdym jednak następnym obrazem
dochodziły coraz to nowe szczegóły, chociaż ogólne zarysy były zawsze te same.
Ksiądz Bosko twierdził, że z każdym nowym widzeniem coraz to lepiej i
dokładniej przewidywał utrwalenie się Oratorium oraz rozprzestrzenienie się
Zgromadzenia Salezjańskiego. Mógł też przewidywać przeszkody, jakie czekały go
w przyszłości, nie mówiąc o zasadzkach wrogów. W ten sposób zorientowany dzięki
owym snom potrafił ich unikać lub odpowiednio zwalczać.