Walka i tryumf Kościoła świętego

Kazanie wygłoszone w seminarium w Ecóne 1 listopada

2010r  w 40. rocznicę założenia Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X.

Bp Bernard Fellay FSSPX

Mamy dziś podwójny powód do radości. Jej pierwszym źródłem jest obchodzone dziś święto liturgiczne — uroczystość Wszystkich świętych. Kościół pragnie wspominać w jednym dniu wszystkie swoje dzieci, które już teraz cieszą się wizją uszczęśliwiającą. Jest to wielkie święto, gdyż dotyczy niejako spełnienia [celu] Kościoła — unaocznia nam rację jego istnienia i zarazem ukazuje wypełnienie jego misji. Pozwala nam też żywić nadzieję, że również my cel ten osiągniemy. Myśl o niebie jest dla nas wielką pociechą, a w dniu dzisiejszym Kościół prosi nas, byśmy wznieśli ku niemu nasze oczy, byśmy skierowali je ku temu, do czego stworzył nas Bóg. W trakcie całego roku wspominamy pewną liczbę świętych, których Kościół pragnie przedstawić nam jako wzór, ponieważ w życiu każdego z nich jest coś nadzwyczajnego, wykraczającego poza doświadczenia zwykłych, prostych ludzi. Stanowią oni wspaniałe wzorce do naśladowania, choć niektóre ich osiągnięcia pozostają dla nas niedostępne: kontemplujemy na przykład ich cuda, które są dla nas przedmiotem podziwu, ale nie naśladowania. Dziś jednak Kościół mówi nam:  tak,  wszyscy oni bez wyjątku są dla nas wzorem, ale bynajmniej nie wszyscy są święci! W martyrologium mamy 365 dni, podczas których wspominamy kilka tysięcy świętych,  w niebie jednak jest ich wielokrotnie więcej! I jest to dla nas źródłem wielkiej nadziei, gdyż niebo jest naszą ojczyzną.

Uroczystość Wszystkich Świętych jest dla nas źródłem radości jeszcze z innego powodu: obchodzimy dziś 40. rocznicę założenia naszego drogiego Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X. Z pewnością nie jest to dziełem przypadku, gdyż dobrze wiemy, że dla Opatrzności nie ma czegoś takiego jak przypadek, nawet jeśli nie zawsze możemy odgadnąć intencje Pana Boga (...). Z pewnością jednak dla Boga, w Jego oczach, wszystko znajduje się na właściwym miejscu. Istnieje też powód, dla którego Bractwo Św. Piusa X zostało erygowane w uroczystość Wszystkich Świętych. Postarajmy przez chwilę się nad tym zastanowić.

 

Kościół wojujący na ziemi, tryumfujący w niebie

 

Gdy mówimy o uroczystości Wszystkich Świętych, gdy mówimy o świętych, myślimy o każdym z nich z osobna, ale również o wspólnocie, do której wszyscy oni należą. Skoro tylko wypowie się słowa „wszyscy święci", na myśl przychodzi pewna wspólnota. Wspólnota ta ma swoją nazwę — jest to Kościół tryumfujący. Kościół tryumfujący jest — jak wiemy — jedną z [trzech] części Kościoła. Można powiedzieć, że jest on jego najważniejszą częścią, stanowiącą dopełnienie części doczesnej, jej kulminacją w niebie, najwyższą doskonałością. Istnieje między nimi ścisły związek: ten sam Kościół nazywamy „wojującym" na ziemi oraz „tryumfującym" w niebie. Jest to dokładnie ten sam Kościół, jednak ta jego część, z którą mamy do czynienia na tym świecie, funkcjonuje inny sposób, ponieważ istnieje w czasie. Każdy aspekt walki z grzechem i diabłem, która dla nas w doczesności jest stanem powszechnym, zanika w wizji dobrego Pana, który istnieje poza czasem. Święci spędzili swe życie na poszukiwaniu chwały Bożej, by w przyszłości móc widzieć Jego doskonałości tak, jak On sam je widzi, w blasku swego nieskończonego Majestatu. Na tym świecie Kościół jednak prowadzi walkę, a swój ostateczny cel odnajdzie w niebie.

Skoro na ziemi istnieje Kościół, skoro Chrystus Pan rzeczywiście ustanowił swój Kościół, uczynił to w tym celu, by zbawić dusze, by wyrwać je z ich żałosnego stanu, z pożałowania godnego stanu będącego skutkiem grzechu. Wiemy — i jest to artykuł wiary — że każdy człowiek, który przychodzi na ten świat, jest poczęty w stanie grzechu pierworodnego, jest pozbawiony przyjaźni z Bogiem, którą wyraża łaska. Nie znajduje się w swym stanie naturalnym, ale w stanie upadku — w stanie, w którym nie potrafi własnymi siłami osiągnąć celu wyznaczonego mu przez Boga. Gdyby polegał jedynie na sobie samym, byłby zgubiony, a jego życie na ziemi byłoby pasmem krótkotrwałych radości, przyjemności, łez, smutku i cierpień, prowadzących do nieubłaganego końca. By wyrwać się z tego godnego pożałowania stanu, który pogarsza się wraz z każdym kolejnym grzechem osobistym, a którego finałem jest piekło, czyli utrata Boga, przeznaczenia, dla którego Bóg stworzył człowieka, czyli wiecznej radości płynącej z wizji uszczęśliwiającej — człowiek musi korzystać ze środków ofiarowanych mu przez Stwórcę. Trudno nam wyobrazić sobie ten stan, tę mękę potępionych, wynikającą z utraty Boga. Łatwiej jest nam zrozumieć cierpienia zmysłowe ognia i fizyczne męki piekła... Taki jest jednak koniec ludzi, którzy nie przyjmują jedynego środka zbawienia oferowanego przez Stwórcę. Jest to Kościół przez Niego samego założony, Kościół katolicki, Kościół rzymskokatolicki. Wyrywanie dusz z tego pożałowania godnego stanu to nie tylko dzieło miłosierdzia, to prawdziwa walka.

Człowiek nie upadł sam. Są również demony, upadłe duchy, a Bóg pozwala im na pewne działania. Dlatego usiłują one hamować misję Kościoła, polegającą na odciąganiu dusz od grzechu. Ta misja wiąże się z prawdziwą walką, walką zasadniczo duchową, która jednak bardzo łatwo może rozciągnąć się na świat materialny. Kościół nie tylko musi prowadzić tę walkę, ale też musi podlegać fizycznemu prześladowaniu . Diabeł czyni starania, by pozyskać zwolenników na ziemi, a utworzone w ten sposób jego królestwo nazywamy „światem". Świat ten, mimo swych uroków i powabów, jest wrogi, jest wrogiem ludzi dobrych i ich zbawienia. Dlatego właśnie Kościół wojujący na ziemi, wiedząc, z czym wiąże się jego misja prowadzenia ludzi do Boga, uświęcania ich, przekazywania im łaski czyniącej z nich świętych, musi przeznaczyć na tę walkę większą część swej energii i czasu.

Elementem tej walki jest obrona wiary, obrona depozytu wiary. Wymaga ona od Kościoła publicznych aktów potępienia, nakładania kar i ekskomunik. To normalne — i inaczej być nie może. Znajdujemy się w stanie rzeczywistej wojny, znacznie poważniejszej, znacznie ważniejszej niż wszystkie ludzkie wojny. Dotyczy ona zbawienia dusz! Wojnę tę można również dostrzec na płaszczyźnie moralnej. Musimy mieć wiarę, musimy jednak również prowadzić życie zgodne z przykazaniami Bożymi. Kościół musi pouczać ludzi o drogach naszego Pana. Codzienne doświadczenie uczy nas, że samo przypominanie ludziom katolickich zasad moralnych może zainicjować konflikt. Walka o wiarę ma charakter bardziej zasadniczy, jednak na poziomie ludzkim zmagania będą toczyły się niemal zawsze o zasady moralne. Już samo przypomnienie dzisiejszym ludziom o porządku moralnym wywołuje publiczne wybuchy wściekłości. Walka o wiarę i walka o zasady moralne są ze sobą wzajemnie powiązane, jak jednak pokazują dowody i nasze codzienne doświadczenie, najbardziej widoczna walka rozgrywa się na płaszczyźnie moralnej. Dlatego właśnie Kościół na ziemi nosi miano „wojującego". Ta toczona każdego dnia walka może sprawić, że zapomnimy o pięknej stronie Kościoła. Można też powiedzieć, że ten, kto chciałby myśleć jedynie o pięknej stronie Kościoła, łatwo mógłby zapomnieć o tym, co być może nie ma znaczenia zasadniczego, ale co jest absolutnie konieczne do prowadzenia tu na ziemi walki, czyli o ascezie. Zbawiciel powiedział: „Jeśli kto chce iść za mną, niech zaprze samego siebie, a weźmie krzyż swój na każdy dzień, i niech idzie za mną" (Łk 9, 33). Tak jest! Dziś jednak, w uroczystość Wszystkich Świętych, Kościół zachęca nas do ufności. Nie zapominając o toczonej walce, zaprasza nas, żebyśmy skierowali oczy na nagrodę, przygotowaną przez Boga dla tych, którzy z poświęceniem ją toczą, którzy oddani są sprawie zbawienia własnych dusz i dusz swoich bliźnich: na wieczne szczęście.

 

Bez abp. Lefebvre'a nie byłoby Bractwa Świętego Piusa X

 

Jak możemy ukazać zbieżność pomiędzy tą prawdą a dziełem Bractwa? Nie jest to wcale takie trudne, drodzy bracia. Gdy mówimy o Bractwie, gdy rozglądamy się dokoła: czym jest ono dla ludzi światowych? Grupą rozrabiaków, buntowników, ekskomunikowanych schizmatyków... innymi słowy, enfant terrible Kościoła albo czymś w tym rodzaju. Zawsze narzekają, wybrzydzają, atakują, krytykują. Tak właśnie ci ludzie postrzegają Bractwo Św. Piusa X. Przez 40 lat naszego istnienia byliśmy świadkami wielu faz tej wojny. Dzięki temu widzimy, do jakiego stopnia Bractwo jest częścią Kościoła wojującego i to w czasach, gdy właśnie o tym „militarnym" aspekcie Kościoła chce się powszechnie zapomnieć. To uderzające, że właśnie w naszych czasach, a zwłaszcza od soboru, starano się skazać ten aspekt na zapomnienie. Nie chce się, by o nim dalej mówiono, chce się przedstawiać sympatyczną wizję Kościoła, miłego dla wszystkich ludzi, dla wszystkich religii, dla wszystkich grzeszników, jak gdyby pozostał tylko jeden wróg — Bractwo Św. Piusa X! Tak, z nimi pozostaniemy w stanie wojny! (...)

Ludzie ci nie chcą też już wspominać o krzyżu, a jeśli nadal o nim mówią, to zdejmują z niego Ukrzyżowanego Chrystusa. Pozostawiają krzyż z przewieszoną szarfą, krzyż Chrystusa Zmartwychwstałego, który nie służy już do niczego, ponieważ Chrystus powstał z martwych. Alleluja! Wszystko jest w najlepszym porządku. Nikt nie chce już mówić o wartości cierpienia, o konieczności tej walki. Grzech? Nie ma już grzeszników! Wszyscy idą do nieba. To proste i łatwe. Wszyscy są mili, wszyscy są zbawieni. Bądźcie dobrymi poganami, bądźcie dobrymi protestantami, a pójdziecie do nieba. Tak właśnie mniej więcej brzmi szerzone wszędzie przesłanie. Trudno zrozumieć, czym jest Kościół wojujący. Gdy patrzymy dziś na Kościół, możemy zastanawiać się, dlaczego jest on wciąż nazywany wojującym. Czy dlatego, że walczy o prawa kobiet i ubogich? Czy to jest Kościół wojujący?

W naszym przypadku „walka o Mszę” oraz „obrona wiary” są elementami bardzo widocznymi, nawet w naszym, słownictwie, gdyż w naszych kazaniach często pojawia się idea walki. Jesteśmy jednak  dziś  niemal jedynymi, którzy o tym mówią. U nas łatwo można dostrzec ten aspekt Kościoła wojującego. Równocześnie mamy świadomość, że nie toczymy walki dla samej tylko przyjemności walczenia. Nie jesteśmy „nieposłuszni" dla samej tylko przyjemności głoszenia osobistych opinii.  Poszukujemy  czegoś więcej. Poszukujemy zbawienia. Poszukujemy Boga. Jeśli angażujemy się w tę bitwę, to dzieje się tak dlatego, że pragniemy sprawić Bogu przyjemność, pragniemy Jego chwały, a więc i własnego zbawienia.

Przyjrzyjmy się więc bliżej naszemu Bractwu. Jedno jest oczywiste: mówiąc o Bractwie, o jego dziele, o jego celach, konieczne jest mówienie o osobie naszego drogiego i czcigodnego Założyciela, abp. Marcelego Lefebvre'a. Gdyby nie on, nie byłoby Bractwa Św. Piusa X, nie byłoby nas tu. To dzieło Kościoła istnieje, ponieważ to on był jego założycielem, powiem więcej: wszelkie nasze bitwy prowadzone dla Kościoła są prowadzone wedle jego wskazań, zgodnie z duchem, jaki od niego otrzymaliśmy. Jest dla nas czymś oczywistym, że był on człowiekiem wyznaczonym przez Opatrzność na te właśnie czasy. Dobry Bóg obdarzył go wielką liczbą talentów i darów niezbędnych dla czasów współczesnych. Pozwolił mu wpierw zrozumieć, że w Kościele pojawił się problem, że ma miejsce kryzys, pozwolił mu jednak również zrozumieć, gdzie leży istota problemu: co spowodowało ten kryzys. Bóg pozwolił mu również uzmysłowić ludziom, jakie środki należy podjąć, żeby ten stan przezwyciężyć.

Bractwo przez 40 lat żyło wedle wskazań pozostawionych nam przez Arcybiskupa. A co jeszcze bardziej niezwykłe, wskazania, jakie nam pozostawił, czy to jako wyjaśnienia tego, co się wydarzyło w Kościele, czy to jako środki, które należy zastosować, ta wizja Kościoła jest tak wspaniała i głęboka, że po 40 latach zachowuje całą swoją aktualność. Oznacza to, że wizja ta była tak wzniosła, że w pewien sposób oparła się upływowi czasu. (...)

Bractwo jest rodzajem spuścizny. Również poprzez ten fakt widzimy więź [łączącą nas] z Kościołem. Kościół jest tradycją w tym sensie, że to, co Chrystus Pan powierzył Apostołom, jest przekazywane kolejnym pokoleniom. Jest to autentyczna tradycja, przekazywanie depozytu, skarbu, który nazywamy „depozytem objawionym", a który Bóg przekazał ludziom dla ich zbawienia. Dokładnie to samo ma miejsce w przypadku naszego Bractwa (...) ponieważ i my jesteśmy członkami Kościoła. Arcybiskup powiedział nam — i chciał, by zostało to wyryte na jego grobie — „Przekazałem to, co otrzymałem” (por. 1 Kor 11, 23). Otrzymaliśmy więc ten skarb i dzięki temu wciąż żyjemy. Jeśli tu jesteście, to dlatego, że z kolei i wy go otrzymaliście. Jeśli możemy dziś świętować 40. rocznicę istnienia Bractwa, to dzieje się tak dlatego, że ten proces przekazywania trwa nadal. Gdyż to, co robimy — Arcybiskup wciąż to podkreślał — nie może być niczym innym niż tym, co czyni Kościół. Podkreślał to, gdy mówił nam o duchu Bractwa. Czym jest duch Bractwa? Powiedział nam: „Nie ma czegoś takiego”. Nie ma jakiegoś odrębnego ducha Bractwa. Duchem Bractwa jest duch Kościoła. Przypatrzcie się Kościołowi, co go ożywia, co nim kieruje? Oto duch, który musi ożywiać również Bractwo. Musimy mieć wiarę, musimy bronić wiary, jednak to nie wystarczy. To nie wszystko. Sami dobrze rozumiecie, że ludzie patrzący na nas z zewnątrz widzą negatywne aspekty, takie jak „obrona”, „bitwa" czy „wojna”... i często na tym się zatrzymują. Powinni przyjrzeć się nam nieco dokładniej , a wówczas mogliby zrozumieć, że te negatywne aspekty, choć rzeczywiście obecne, nie są jednak ostatecznym, celem. Ostatecznym celem jest świętość. Jest to również cel Kościoła. Jak nadzwyczajne jest przypominanie tego celu dziś, gdy świętość została wzgardzona niemal powszechnie, gdy zostały usunięte wszystkie chroniące ją prawa, które stanowiły jeszcze pewną ochronę dla moralności i prawa naturalnego. Wszystko zostało zmiecione, unurzane w zgniliźnie, w — proszę mi wybaczyć słowo — gnoju... Tak więc w tych okolicznościach, w obliczu tego zniszczenia, widok toczącego bitwę małego Bractwa, które jest atakowane ze wszystkich stron, a mimo to udaje mu się nieść dalej światło Boże, światło wiary, któremu udaje się dodawać ludziom odwagi (...) by prowadzić życie miłe Bogu, życie łaski, jest czymś nadzwyczajnym. Tak, to coś absolutnie nadzwyczajnego, bliskiego cudowi. Naprawdę mamy za co dziękować dziś Bogu, dziękujmy Mu za to, że dał nam abpa Lefebvre'a.

 

Celem Kościoła są święci

 

We wstępie do książeczki Podróż duchowa, nazywanej ostatnią wolą i testamentem Arcybiskupa, znajdujemy informację, że przez całe życie przepełniało go pragnienie przekazywania zasad kapłańskiego uświęcenia, chrześcijańskiego uświęcenia. Przepełniało go pragnienie prowadzenia do świętości. A taki jest właśnie cel Kościoła: uświęcanie dusz, formowanie świętych kapłanów, by oni z kolei mogli uświęcać wiernych. Uświęcenie w Kościele jest koniecznością. Dla realizacji tego celu Arcybiskup nie proponował jakichś własnych metod, odwoływał się jedynie do tego, co daje nam Kościół, do tego, na czym powinniśmy się skoncentrować — do Mszy św. Jest ona fundamentem, jest źródłem wszelkich łask, wszelkiego uświęcenia. Jest rzeczywistym lekarstwem, lekarstwem na obecny kryzys. Początki tego procesu, choć jego kiełkowanie, niemal jeszcze nieuchwytne, możemy już zauważyć. Wszystko to obraca się wokół Mszy, to od niej rozpoczyna się — w cierpieniach i bólu — mozolna odbudowa Christianitas. Niemniej zjawisko to kiełkuje, powoli wzrasta. Jest wciąż trudno dostrzegalne, jednak widzimy, że coś się dzieje. Widzimy w tym rękę Bożą. Pamiętam — i nie prosiliśmy o tę pochwałę — podczas pierwszej wizyty złożonej przez trzech naszych biskupów u kard. Castrillona, zaraz po pielgrzymce w roku 2000, powiedział on o Bractwie: „Owoce są dobre, jest tam więc Duch Święty". Czego więcej możemy chcieć? Duch Święty, Duch, który uświęca, którego odnaleźć można jedynie w Kościele i który uświęca dusze.

Prośmy więc dziś Matkę Bożą oraz wszystkich świętych, a także naszego drogiego Arcybiskupa, by wyprosili nam łaskę wierności depozytowi, który został nam przekazany przez Kościół, o łaskę wierności wierze, wierności łasce. Prośmy, byśmy potrafili prowadzić życie przepojone ogniem prawdziwej miłości, przez którą kocha się Boga ponad wszystko, a bliźniego dla miłości Boga. Prośmy o dar wierności, by nasza piękna historia nie zakończyła się na czterdziestej rocznicy, ale aby mogła mieć ciąg dalszy, obecny stan Kościoła dowodzi bowiem jednoznacznie, że nie ukończyliśmy jeszcze naszej pracy. Nawet jeśli mamy pewne powody do nadziei, rozumiemy również, że nasza walka w Kościele i za Kościół jeszcze się nie zakończyła. Prośmy więc Pana Boga o ten ogień, o ogień Jego miłości, który pragnie widzieć wszędzie uwielbione Jego Imię, prośmy, by przyszło Jego Królestwo, a Jego wola stała się na ziemi jako i w niebie. Prośmy wszystkich świętych w niebie oraz aniołów o pomoc, by wspomagali nas w tej walce prowadzonej dla chwały Boga, dla chwały Kościoła i dla naszego zbawienia. Amen.

 

Przełożył z języka angielskiego Tomasz Maszczyk.

powrót