Zwiastowanie Najśw. Maryi Pannie.
Miałam widzenie o Zwiastowaniu Najświętszej Maryi Pannie w dzień
święta kościelnego Widziałam świętą Dziewicę krótko po Jej ślubie w domku w
Nazaret. Józefa nie było w domu; udał się bowiem z dwoma bydlętami jucznymi w
drogę do Tyberiady po swe narzędzia. Za to Anna była w domu oraz jej służebna i
jeszcze dwie dziewice, które razem z Maryją były w świątyni. W domu urządziła
Anna na nowo wszystko.
Nad wieczorem modliły się wszystkie,
stojąc około okrągłego stołka, a potem jadły ziółka. Anna krzątała się jeszcze
długo w domu, zaś święta Dziewica weszła po kilku stopniach do swej izdebki.
Tutaj włożyła na się długą, wełnianą, białą suknię z pasem, a na głowę włożyła
białawo — żółty welon. Potem weszła służebna, a zapaliwszy kilkuramienną lampę,
znowu się oddaliła. Maryja, odsunąwszy od ściany niski, złożony stolik,
postawiła go na środek izdebki. Stolik ten miał półokrągłą płytę, zwieszającą
się przed dwiema nogami; jedna z tych nóg składała się z dwóch części, a jedną
połowę wysunąć było można aż pod okrągłą część płyty, tak że stolik stał na
trzech nogach. Maryja nakryła stolik najpierw czerwonym, a potem białym,
przezroczystym obrusem z frędzlami u dołu, a z haftowaną ozdobą na środku,
zwieszającym się po tej stronie stolika, która nie była okrągłą. Okrągła strona
stolika pokrytą była białym obrusem. Gdy stolik był uszykowany, położyła Maryja
przed nim małą, okrągłą poduszeczkę, a oparłszy obie ręce na stolik,
przyklękła. Plecami zwróconą była ku łożu, drzwi komórki były po jej prawej
stronie. Na podłodze rozpostarty był dywan. Maryja, spuściwszy welon przed
twarz, złożyła ręce przed piersią. Widziałam ją długo w tej postawie modlącą
się jak najżarliwiej.
Modliła się o zbawienie i o króla
obiecanego, i ażeby i jej modlitwa też pewien udział miała w Jego
posłannictwie. Klęczała długo jakby w zachwyceniu, z obliczem ku niebu
wzniesionym; potem, skłoniwszy głowę ku ziemi, modliła się.
Potem spojrzała ku prawej stronie i
spostrzegła jaśniejącego młodzieńca z rozpuszczonym, żółtym włosem. Był to
archanioł Gabriel. Nogami nie dotykał ziemi. W ukośnej linii przypadł z góry w
pełni światła i blasku do Maryi. Cała izdebka pełna była światłości, wobec
której nikło światło lampy. Anioł z nią rozmawiać począł, obie ręce przed
piersiami z lekka od siebie rozszerzając.
Widziałam, że słowa w kształcie złotych
głosek wychodziły z ust jego.
Maryja odpowiadała, nie podnosząc nań wzroku.
I znowu mówił Anioł, a Maryja, jakby na rozkaz Anioła, uchyliwszy nieco welonu,
spojrzała na niego i rzekła: “Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie
według słowa twego". Teraz widziałam ją w głębokim zachwyceniu. Stropu
izdebki już nie widziałam. Obłok światła był nad domem, a świetlana droga aż do
otwartych niebios. W źródle tej światłości widziałam obraz Trójcy
Przenajświętszej.
Wyglądał jak trój graniaste światło, a w nim
widziałam to, o czym myślałam: Ojca, Syna, Ducha świętego.
Gdy Maryja wyrzekła: “Niech mi się stanie według słowa
Twego", widziałam postać Ducha św. z twarzą ludzką i otoczonego blaskiem
jakby skrzydłami. Z piersi i rąk widziałam i trzy strugi światła w prawy bok
świętej Dziewicy wnikające, a pod jej sercem w jedno spływające. W tej chwili
Maryja na wskroś była oświeconą i jakby przejrzystą; zdawało się jakoby nieprzezroczystość
pierzchała jak noc przed tym wylewem światła.
Podczas gdy Anioł,
a razem z nim promienie światła znowu znikały, widziałam, jak przez smugę
światła, ciągnącą się za nim do nieba, liczne zamknięte białe róże o zielonych
listkach spadały na Maryję, która, całkiem w sobie zatopiona, wcielonego Syna
Bożego oglądała w sobie jako małą, ludzką postać świetlaną z wszystkimi
rozwiniętymi członkami, nawet paluszkami. Było to około północy, kiedy tę
tajemnicę widziałam.
Po niejakim czasie
weszły Anna i drugie niewiasty; lecz widząc Maryję w zachwyceniu, znowu wyszły
z izdebki. Teraz powstała święta Dziewica, poszła do ołtarzyka przy ścianie, a
wysunąwszy wizerunek dzieciątka w pieluszkach, modliła się przed nim, stojąc
pod lampą. Dopiero nad ranem udała się na spoczynek. Liczyła nieco więcej
aniżeli 14 lat.
Anna miała łaskę wewnętrznej współwiedzy.
Maryja wiedziała, że poczęła Zbawiciela, owszem jej wnętrze było przed nią
odkryte, tak więc już wtenczas wiedziała, że królestwo jej Syna będzie
nadprzyrodzonym, a dom Jakóba kościołem, zjednoczeniem odrodzonej ludzkości.
Wiedziała, że Zbawiciel będzie królem Swego ludu, że czystym uczyni lud i da mu
zwycięstwo, że jednak dla zbawienia ludzkości cierpieć będzie i umrze.
Pokazano mi też, dlaczego
Zbawiciel przez 9 miesięcy w łonie matki chciał pozostawać i jako dziecię się
narodzić, a nie w postaci doskonałej, jak Adam wystąpić, ani też przyjąć
rajskiej piękności Adama. Wcielony Syn Boży chciał na nowo uświęcić poczęcie i
narodzenie, przez upadek grzechowy tak bardzo skażone. Maryja stała się Jego
matką. Nie przyszedł pierwej, ponieważ Maryja była pierwszą i jedyną niewiastą
niepokalanie poczętą. Jezus żył lat trzydzieści trzy i trzy razy po sześć tygodni.
Myślałam sobie jeszcze: tu w Nazaret jest
inaczej niż w Jerozolimie, gdzie niewiastom nie wolno do Świątyni wstępować.
Tutaj w tym kościele w Nazaret, jest dziewica sama Świątynią, a w niej święte
Świętych.
Nawiedzenie Maryi
Zwiastowanie Maryi nastąpiło przed
powrotem Józefa. Jeszcze nie był osiadł w Nazaret, gdy się wybrał z Maryją w
podróż do Hebron. Po poczęciu Jezusa, Dziewica święta gorąco pragnęła odwiedzić
ciotkę swą Elżbietę.
Widziałam ją z Józefem w podróży ku południowi. Raz
widziałam ich nocujących w pewnej chacie o plecionych ścianach, porosłej
liściem i pięknymi białymi kwiatami. Stamtąd mieli jeszcze około 12 godzin
drogi do domu Zachariasza. Blisko Jerozolimy zboczyli na wschód, by samotniej
podróżować. Ominąwszy pewne miasteczko, dwie godziny od Emaus, szli drogami,
którymi Jezus później często chodził. Mimo to długą tę drogę odbyli bardzo
szybko. Musieli jeszcze przebyć 2 góry. Widziałam ich, jak siedząc między tymi
górami, krople balsamu, zebrane po drodze, mieszali z wodą do picia i chleb
jedli. W górach były urwiste skały z pieczarami. Doliny były bardzo urodzajne.
Na drodze spostrzegłam osobliwie jeden kwiat o delikatnych, zielonych listkach,
z gronem kwiatów, złożonym z 9-ciu blado-czerwonych dzwonków.
Maryja miała na sobie brunatną wełnianą
suknię, na niej inną szarą z paskiem, a na głowie żółtawą chustkę. Józef niósł
w tłumoczku długą, brunatną szatę z kapturem i z wstążkami z przodku, którą
Maryja przywdziewała, ilekroć szła do Świątyni lub synagogi.
Dom Zachariasza na oddzielnym stał
pagórku, inne domy stały naokoło. Niedaleko stąd przepływał dość wielki strumyk
z góry.
Elżbieta poznała w widzeniu, że jedna z
jej rodu porodzi Mesjasza, myślała też o Maryi, tęskniła za nią, bardzo i
widziała w duchu, że do niej przychodzi. Przygotowała u wejścia do domu po
prawej stronie pokoik z siedzeniami. Tutaj oczekiwała tej, której się
spodziewała, często długo wyglądając, czy jej nie ujrzy. Gdy Zachariasz
powracał ze świąt Wielkanocnych, widziałam, że Elżbieta z wielkiej tęsknoty,
znaczną przestrzeń uszła z domu ku Jerozolimie. Gdy ją powracający Zachariasz
spotkał, przeląkł się bardzo, widząc ją w obecnym stanie tak od domu oddaloną.
Powiedziała mu, że czuje się wzruszona i że zawsze ma na myśli, iż jej krewna Maryja
przychodzi do niej z Nazaret. Lecz Zachariasz nie przypuszczał, iżby nowo
zaślubiona teraz tak daleką chciała odbywać drogę. Nazajutrz widziałam znowu
Elżbietę w tym samym wzruszeniu umysłu wychodzącą w drogę, i świętą rodzinę ku
niej się zbliżającą.
Elżbieta
była w podeszłym wieku i wysokiego wzrostu, miała delikatną, małą twarz, a
głowa jej była okryta. Znała Maryję tylko z opowiadania. Święta Dziewica,
spostrzegłszy Elżbietę, poznała ją natychmiast, i wyprzedziwszy Józefa, który
się zatrzymał, pobiegła jej naprzeciw. Maryja była już pomiędzy pobliskimi
domami, których mieszkańcy, zdumieni jej pięknością i wzruszeni całą jej
postacią, cofali się z pewną skromnością. Gdy się zeszły, przywitały się
uprzejmie, podając sobie ręce, i widziałam w Maryi światłość, a z niej promień
w Elżbietę wnikający, a Elżbietę zaś dziwnie wzruszoną. Nie zatrzymywały się
przed ludźmi, lecz prowadząc się pod rękę, poszły przez podwórze do drzwi domu,
gdzie Elżbieta jeszcze raz Maryję powitała. Józef, udawszy się na bok do otwartego
przysionka domu Zachariasza, przywitał pokornie sędziwego kapłana, który miał
tablicę i pisząc na niej, mu odpowiadał.
Maryja i Elżbieta weszły w dom do
przysionka, gdzie też znajdowało się ognisko. Tutaj padłszy sobie w objęcia,
ucałowały sobie twarze, a widziałam światło pomiędzy obie spływające. Wtedy
Elżbieta, przejęta serdecznym uniesieniem, cofając się nieco z wzniesionymi
rękami, zawołała: “Błogosławionaś ty między niewiastami i błogosławiony Owoc
żywota twojego. A skądże mnie to, że przyszła matka Pana mego do mnie? Albowiem
oto, jako stał się głos pozdrowienia twego w uszach moich, skoczyło od radości
dzieciątko w żywocie moim. A błogosławionaś, któraś uwierzyła, albowiem spełni
się to, co jest powiedziane od Pana."
Wśród
ostatnich słów zaprowadziła Maryję do przygotowanej izdebki, by usiadła. Było
do niej tylko kilka kroków. Maryja puściła rękę Elżbiety, którą trzymała, a
złożywszy ręce na krzyż na piersiach, w natchnieniu wypowiedziała hymn: “Wielbi
dusza moja Pana, i rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim. Iż wejrzał
na niskość służebnicy Swojej. Albowiem oto odtąd błogosławioną mnie zwać będą
wszystkie narody. Albowiem uczynił mi wielkie rzeczy, który możny jest i święte
imię Jego. A miłosierdzie Jego od narodu do narodów, bojącym się Jego. Uczynił
moc ramieniem Swoim, rozproszył pyszne myślą serca ich. Złożył mocarze z
stolicy, a podwyższył niskie. Łaknące napełnił dobrami, a bogaczy z niczym
puścił. Przyjął Izraela, sługę Swego, wspomniawszy na miłosierdzie Swoje. Jako
mówił do ojców naszych, Abrahamowi i nasieniu jego na wieki."
Widziałam, że Elżbieta cały ten hymn z
równym natchnieniem razem z Maryją odmawiała. Teraz usiadły na niskich
stołkach, a na stoliku był mały kubek. Mnie zaś tak było błogo! Siadłam więc
także blisko nich i całą z nimi odmówiłam modlitwę.
Józefa i Zachariasza widzę
jeszcze razem. Rozmawiają ze sobą, pisząc na tabliczce, ciągle o tym, że
bliskim jest Mesjasz. Zachariasz jest to wysoki, piękny starzec w szatach
kapłańskich. Siedzą po stronie domu w otwartym przedsionku, wychodzącym na
ogród. Elżbieta z Maryją siedzą teraz w ogrodzie, pod wielkim, szerokim drzewem
na dywanie. Za drzewem jest studnia; za pociągnięciem czopa, wytryska z niej
woda. Widzę trawę i kwiaty dokoła i drzewa z małymi, żółtymi śliwkami. Jedzą
małe owoce i placki z podróżnej torby Józefa. Jakaż wzruszająca prostota i
umiarkowanie! Dwie służące i dwaj słudzy są w domu. Zastawiają stół pod
drzewem; Józef i Zachariasz przystępują i nieco jedzą. Józef chciał zaraz
wracać, lecz pozostanie 8 dni. Nic nie wie, że Maryja poczęła. Niewiasty nie
mówią o tym, obie były ze sobą w duchowym związku pod względem swych uczuć.
Gdy wszyscy byli razem,
odmawiali rodzaj litanii, i widziałam podczas odma-wiania tejże, ukazujący się
krzyż, a przecież nie było jeszcze wtedy Krzyża. Zdawało się nawet, jakoby dwa
krzyże się nawiedzały.
Wieczorem siedzieli znowu
wszyscy razem przy lampie pod drzewem w ogrodzie. Pod drzewem, rozpostarte było
nakrycie w kształcie namiotu, a niskie krzesełka z poręczami stały dokoła. Józefa
i Zachariasza widziałam potem idących do modlitewnika, a Elżbietę i Maryję do
swej izdebki. Były do głębi przejęte i odmawiały razem „Magnificat."
Święta Dziewica miała czarny, przezroczysty welon, który opuszczała, gdy
rozmawiała z mężczyznami.
Zachariasz zaprowadził
nazajutrz Józefa do innego ogrodu, oddalonego od domu. Zachariasz jest we
wszystkim miłujący porządek i dokładność. Ogród zasadzony jest pięknymi
drzewami i krzewami, pełnymi owoców. W środku jest aleja, a na końcu domek, do
którego prowadzi wejście z boku. U góry domku są otwory z zasuwami w miejsce
okien. Stoi tam plecione łoże, wyścielone mchem lub innym delikatnym zielem, a
także dwie białe figury wielkości dziecka. Nie wiem właściwie, skąd one się tam
dostały, ani też, co oznaczają, lecz wydają mi się bardzo podobne do
Zachariasza i Elżbiety, chociaż daleko młodziej wyglądają.
Maryję
i Elżbietę widzę często ze sobą: Maryja we wszystkim w domu dopomaga i
przygotowuje rozmaite przybory dla dziecka; haftuje z Elżbietą wielki dywan, na
posłanie dla Elżbiety. Pracują też dla ubogich.
W nieobecności Maryi, Anna posyła często służebnicę do
Nazaret do domu Maryi, by doglądać, a nawet ją samą raz tam widziałam.
Zachariasza i Józefa widziałam nazajutrz noc spędzających w
ogrodzie, oddalonym od domu. Częścią spali w altanie, częścią modlili się pod
gołym niebem. Wrócili do domu przed świtem. Elżbieta i święta Dziewica
pozostały w domu. Zawsze, rano i wieczorem, odmawiają pospołu hymn
„Magnificat," który Maryja w chwili pozdrowienia Elżbiety od Ducha św.
była otrzymała. Przy odmawianiu stoją w izdebce Maryi, jakby w chórze, przy
ścianach naprzeciw siebie, mając ręce na piersiach na krzyż złożone i welony
spuszczone na twarz. Podczas odmawiania drugiej części „Magnificat," odnoszącej
się do obietnicy Boga, widziałam dzieje, które poprzedzały tajemnicę
Najświętszego Wcielenia i Przenajświętszego Sakramentu Ołtarza, od Abrahama aż
do czasów Maryi. Widziałam Abrahama, jak ofiaruje Izaaka, widziałam tajemnicę
Arki Przymierza, którą Mojżesz w nocy przed wyjściem z Egiptu był otrzymał, a
która dała mu moc wyruszenia i przezwyciężenia wszystkiego. Poznałam jej
stosunek do najświętszego wcielenia, i zdawało się jakoby ta tajemnica teraz w
Maryi się spełniła lub ożyła. Także widziałam proroka Izajasza i jego proroctwo
o Dziewicy, jako też począwszy od niego aż do czasu Maryi obrazy zapowiadające
Najśw. Sakrament. Przypominam sobie, iż słyszałam słowo: od ojców do ojców aż
do Maryi jest po kilkakroć 14 pokoleń. Widziałam też krew Maryi w jej przodkach
rozpoczynającą się i jak ta krew coraz bardziej ku wcieleniu się zbliżała. Nie
mam słów, by to jaśniej opisać, mogę tylko powiedzieć, że raz tu, raz tam
widziałam ludzi najrozmaitszego rodzaju, i jakoby promień światła z nich się
wysuwał, na końcu którego widziałam Maryję zawsze taką, jaką w tej chwili u
Elżbiety była. Widziałam ten promień najpierw z tajemnicy Arki Przymierza
wychodzący i do Maryi się posuwający. Potem widziałam Abrahama, a od niego
promień znowu w Maryi się kończący, i tak dalej. Abraham musiał mieszkać
wówczas zupełnie w pobliżu obecnego pobytu; podczas odmawiania bowiem
“Magnificat" widziałam, jak ów promień tuż z niego wychodził, podczas gdy
promienie osób, stojących matce Bożej co do czasu bliżej, z dali przychodzące
widziałam. Te promienie tak były delikatne i jasne jak promienie słońca, gdy
słońce przez otwór świeci. Krew Maryi widziałam w takim promieniu czerwono i
lśniąco połyskującą, a powiedziano mi: “Patrz! tak niepokalaną, jak to światło
czerwone, musi być krew dziewicy, z której Bóg człowieczeństwo ma
przyjąć!"
Raz
też widziałam, że nad wieczorem Maryja i Elżbieta wyszły na wioskę Zachariasza.
Zabrały ze sobą małe bułeczki i owoce w koszyczkach, chciały tam bo-wiem przez
noc pozostać. Józef i Zachariasz podążyli za nimi. Widziałam, jak Maryja im
naprzeciw wyszła. Zachariasz miał swą tabliczkę przy sobie; lecz było za
ciemno, by mógł pisać, i widziałam Maryję go zagadującą i mu oznajmiającą, że
tej nocy będzie mógł mówić.
Widziałam, że schował tabliczkę i że tej nocy z Józefem
rozmawiał. Widziałam to i byłam tym zdziwiona; wtedy rzekł mój przewodnik: cóż
to jest? i pokazał mi obraz, przedstawiający świętego Goara, jak tenże płaszcz
swój na promieniach słońca, jakby na haczyku zawiesił. Pouczono mnie, iż żywa
ufność połączona z prostotą, wszystko istotnym czyni i w substancję zamienia.
Te dwa wyrazy były dla mnie wielkim wewnętrznym wyjaśnieniem wszystkich cudów;
nie umiem tylko tak dokładnie oddać.
Wszyscy przepędzili noc w ogrodzie. Jadali
lub przechadzali się parami, rozmawiając lub modląc się, to znowu w małym domku
udawali się na spoczynek. Słyszałam też, że w sabat wieczorem Józef do domu
powróci, i że Zachariasz aż do Jerozolimy będzie mu towarzyszył. Księżyc
świecił, a niebo pięknie gwiazdami było pokryte. Było niewymownie spokojnie i
pięknie u tych ludzi świętych.
Było mi też raz danym
rzucić okiem na izdebkę świętej Dziewicy. Była to noc; leżała na boku, a rękę
trzymała pod głową. Mniej więcej łokieć szeroka smuga z białej wełnianej
materii prowadziła od głowy aż do stóp, naokoło brunatnej sukni. Kładąc się na
spoczynek, brała jeden koniec tej smugi pod ramię i zawijała ją sobie naokoło
głowy i górnej części ciała aż na nogi i znowu w górę, tak że nią zupełnie
okrytą była i wielkich kroków robić nie mogła. Czyniła to tuż przy łóżku, które
w głowach małą miało wypukłość. Ramiona były do połowy wolne. Zasłona twarzy
otwierała się ku piersiom. Często widzę pod sercem Maryi aureolę a w środku
tejże niewymownie jasny płomyk. Także ponad ciałem Elżbiety spostrzegam aureolę,
lecz światło w niej nie tak jasne.
Gdy się sabat zaczął,
widziałam, jak na pewnym miejscu, domu Zachariaszowego, którego jeszcze nie
znałam, lampę zapalili i święcili sabat. Zachariasz, Józef i jeszcze około
sześć mężów z okolicy modlili się pod lampą, stojąc naokoło skrzyni, na której
zapisane leżały zwoje. Z ich głowy zwieszały się chustki, lecz podczas modlitwy
nie robili tyle obrotów i ruchów, jak dzisiejsi żydzi, jakkolwiek raz po raz
głowy schylali i ramiona do góry wznosili. Maryja, Elżbieta i jeszcze kilka
innych niewiast, stały osobno w zakratkowanej przegrodzie, z której do
modlitewnika patrzały. Wszystkie miały głowy okryte płaszczami do modlitwy.
Przez cały sabat widziałam Zachariasza w szacie świątecznej, w długiej białej
sukni, o niezbyt szerokich rękawach. Owinięty był kilkakrotnie szerokim pasem,
na którym pisane były głoski, i z którego zwieszały się rzemienie. Do tej szaty
był w tyle kaptur przytwierdzony, który we fałdach z głowy na plecy w kształcie
marszczonego welonu w tył opadał. Ilekroć co czynił lub dokądkolwiek chodził,
zarzucał tę szatę wraz z końcami pasa na jedno ramię, i w ten sposób
podniesioną wtykał na drugiej stronie pod ramieniem za pas. Obie nogi były
szeroko owinięte, a to owinięcie trzymały rzemienie, za pomocą których podeszwy
do gołych stóp były przymocowane. Pokazał też Józefowi płaszcz swój kapłański,
który bardzo był piękny. Był to szeroki, ciężki płaszcz, biało i purpurowo
przebłyskujący, a na piersiach trzema ozdobnymi klamrami spinany. Nie miał
rękawów. Gdy się sabat skończył, widziałam ich znowu jedzących. Jedli pospołu w
ogrodzie przy domu, pod drzewem. Jedli zielone liście, które zanurzali i
zanurzone zielone płatki wysysali; zastawione też były miseczki z małymi
owocami i inne miski, z których przezroczystymi, brunatnymi, łopatkami coś
jedli, przypuszczam, że to był miód. Widziałam też, że przynoszono małe chleby,
które jedli.
Poczym przy blasku księżyca
wśród cichej nocy pełnej gwiazd, Józef w towarzystwie Zachariasza, wybrał się z
powrotem. Wpierw każdy osobno się pomodlił. Józef znowu tłumoczek swój miał
przy sobie, a w nim bułki i mały dzbaneczek, miał także swą u góry zakrzywioną
laskę. Zachariasz miał długą laskę z guzikiem u góry. Obaj mieli płaszcze do
podróży przez głowy przerzucone. Zanim poszli, uścisnęli Maryję i Elżbietę
kolejno, przyciskając je do serca. Całowania wówczas nie widziałam. Rozeszli
się bardzo wesoło i spokojnie, obie niewiasty towarzyszyły im jeszcze kawałek
drogi. Potem szli sami wśród niewymownie miłej nocy.
Maryja i Elżbieta wróciły
teraz do domu, do izdebki Maryi. Paliła się w niej lampa na ramienniku,
wystającym ze ściany, jak zawsze, gdy się modliła i na spoczynek kładła. Obie
niewiasty stanęły znowu, zasłonięte naprzeciw siebie i odmawiały
„Magnificat." Modliły się całą noc. Przyczyny tych modłów sobie nie
przypominam. We dnie widzę Maryję zajętą rozmaitą pracą, np. tkającą nakrycia.
— Józefa i Zachariasza widziałam jeszcze w drodze. Nocowali w szopie. Zbaczali
często z drogi i zdaje mi się, że rozmaitych ludzi odwiedzali. Trzy dni trwała
ich podróż.
Józefa widziałam znowu w Nazaret w swym domu. Anny służebna wszystko mu robiła, przychodząc raz po raz do Anny i odchodząc. Zresztą był Józef sam.
Widziałam, że Zachariasz również przybył do domu, Maryja zaś i Elżbieta, jak zawsze, odmawiały „Magnificat" i pracowały nad rozmaitymi rzeczami. Pod wieczór przechadzały się w ogrodzie, gdzie była studnia, co tam jest rzadkością, dlatego też miały zawsze przy sobie dzbanuszek z sokiem.
Wychodziły też na przechadzkę w okolicę, po większej części nad wieczorem, gdy się ochłodziło, gdyż Zachariasza dom stał odosobniony i polami był otoczony. Zwykle o godzinie dziewiątej szły na spoczynek, lecz zawsze znowu przed wschodem słońca wstawały.
Święta Dziewica przez trzy miesiące, aż do narodzenia Jana, pozostała u Elżbiety, jeszcze przed obrzezaniem do Nazaret wróciła. Józef do połowy drogi wyszedł jej naprzeciw i spostrzegł, że była w stanie błogosławionym; lecz się z tym nie odezwał, walcząc z wątpliwościami. Maryja, która się tego z góry obawiała, była poważna i zamyślona, a to powiększało jego niepokój. W Nazaret udała się Maryja do rodziców diakona Parmenasa, pozostając tamże dni kilka. Niepokój Józefa doszedł do tego stopnia, iż, gdy Maryja do domu powróciła, postanowił uciec. Wtedy ukazał mu się Anioł, pocieszając go.