Wieża Babel.
Wieża Babel była dziełem pychy. Budujący chcieli zrobić
dzieło wedle rozumu swego, by się rządom Bożym sprzeciwić. Gdy się dzieci Noego
bardzo rozmnożyły, połączyły się najzdolniejsze i najdumniejsze z nich celem
utworzenia dzieła tak wielkiego i trwałego, iżby każdy je na wieczne czasy
podziwiać, a tych, którzy je wystawili, jako najzdolniejszych i
najpotężniejszych wychwalać musiał. O Bogu przy tym wcale nie myśleli, tylko o
własnej sławie, inaczej bowiem, jak mi na pewno oświadczono, Pan Bóg byłby na
ukończenie tego dzieła zezwolił. Semitów nie było przy tej budowie. Mieszkali w
równinie, gdzie palmy i inne szlachetne owoce rosły, lecz ponieważ nie
mieszkali zbyt daleko, musieli mimo to niektórych rzeczy do budowy dostarczać.
Tylko potomkowie Chama i Jafeta byli przy budowaniu
zatrudnieni, zaś opierających się Semitów głupcami nazywali. Semici w ogóle nie
byli tak liczni jak Chamici i Jafetyci, a wśród nich
znowu ród Hebera i Abrahama osobno był wyłączony. Na Hebera, nie pracującego nad wieżą, wejrzał Pan Bóg okiem
łaskawym, by go wraz z potomstwem z ogólnego zamieszania i zepsucia wydobyć i z
niego naród święty uczynić. Dlatego obdarzył go Pan Bóg mową, żadnemu innemu
ludowi nie znaną, mową świętą, by ród jego odrębnie się trzymał. Jest to czysty
język hebrajski czyli chaldejski. Pierwsza mowa ojczysta Adama, Sema i Noego jest inna i tylko w poszczególnych jeszcze
narzeczach istnieje. Pierwszymi czystymi córkami tej mowy jest mowa Baktrów, Zendów i święta mowa Indów. W tym języku napisana też jest
książka, którą w dzisiejszym Ktezyfonie, nad rzeką Tygrys leżącym, widzę. Heber żył jeszcze za czasów Semiramidy. Dziad jego Arfaksad był wybranym synem Sema,
pełnym głębokiego rozsądku i mądrości; lecz rozmaite obrzędy bałwochwalcze i
czarodziejstwa od niego wywodzono. Magowie swój początek również do niego
odnosili.
Wieżę budowano na pagórku, wynoszącym mniej więcej dwie
mile w obwodzie i wznoszącym się na ogromnej, polami i ogrodami pokrytej
płaszczyźnie. Do murów fundamentowych wieży, to znaczy, aż do wysokości
pierwszej części wieży, prowadziło naokoło ze wszech stron z płaszczyzny 25
bardzo szerokich, wymurowanych ulic. Dwadzieścia pięć plemion budowało, a każde
plemię własną miało mieć ulicę do wieży, zaś w kierunku ulicy, nieco dalej,
własne miasto, by w razie niebezpieczeństwa do wieży się schronić. Owa wieża
stać się miała także świątynią bałwochwalczej ich służby. Ulice murowane, tam,
gdzie się zaczynały, były od siebie dość oddalone, zaś, gdzie się schodziły,
naokoło wieży, tak się zbliżały do siebie, że przestrzeń pomiędzy pojedynczymi
nie była większa od szerokości wielkiej ulicy. Nim końcami swymi wchodziły w
mur wieży, owe ulice połączone były pomiędzy sobą łukami poprzecznymi i na tym
miejscu pomiędzy dwoma a dwoma ulicami mniej więcej
Owe z wolna wznoszące się ulice, były
częściowo, jak korzenie drzewa, podporami fundamentów owej ogromnej wieży,
częściowo służyły za drogi, by po nich wielkie ciężary i budulec zewsząd na
pierwsze piętro wieży dostać.
Między tymi ulicami były namioty o
murowanych podwalinach. Przecinały je ulice, zaś na niektórych miejscach
szczyty namiotów ponad ulicę sterczały. Z każdego namiotu prowadziły schody do
góry, na powierzchnię ulic, zaś naokoło wieży można było pod łukami przez
wszystkie namioty pod brukowanymi drogami przechodzić.
Prócz ludzi mieszkających w tych
namiotach, jeszcze inni w licznych sklepieniach i miejscach, znajdujących się
po obu stronach tych dróg kamiennych, mieszkali. Roiło się od ludzi zewsząd,
jakby w mrowisku. Wielbłądy, słonie i niezliczone osły wstępowały i zstępowały
naokoło, dźwigając szerokie i ciężkie ciężary, a mogły kilka razem koło siebie
przechodzić. Były też żerowiska i miejsca do składania ładunku w drodze, także
namioty na różnych miejscach dróg, nawet całe warsztaty. Widziałam naładowane
zwierzęta, bez dozoru ludzkiego tę drogę do góry i na dół odbywające.
Bramy, zupełnie u dołu wieży, prowadziły do niezliczonych
przysionków, do ganków, w których zabłądzić było można i do alkierzy. Z dołu
wieży Można było wchodzić po schodach do góry. Począwszy od pierwszego piętra,
pro-wadziła droga na zewnątrz ślimakowato naokoło owego wielobocznego budynku.
I tutaj wnętrze składało się z niezmiernie trwałych sklepów, porozrzucanych
komórek i ganków.
Rozpoczęto budowę ze wszystkich stron od razu, w kierunku
do środka, tam, gdzie z początku jeszcze wielki stał namiot. Do budowli używano
cegieł, ale też wielkie ociosane kamienie przywleczono. Powierzchnia ulic była
zupełnie biała i świeciła się w słońcu, był to cudowny widok z daleka. Założono
wieżę bardzo sztucznie, powiadano mi też, że byłaby przyszła do skutku, że
istniałaby jeszcze, będąc piękną pamiątką umiejętności ludzkiej, gdyby ją na
chwalę Bożą byli budowali. Nie myśleli jednakowoż przy tym o Bogu; było to
dzieło własnej zarozumiałości. Wewnątrz w sklepieniach wmurowywali w filary
różnobarwne kamienie, na których wielkimi głoskami wyryte imiona i chwała tych,
którzy przy tej budowie się odznaczali. Nie mieli królów, tylko patriarchów, a
ci znowu wszystkim według wspólnej rady rządzili. Kamienie były sztucznie
zrobione, a wszystko się stosowało. Wszyscy rąk dokładali. Były kanały i
cysterny wykopane, by zawsze wody mieć pod dostatkiem. Niewiasty deptały glinę
nogami, mężczyźni mieli ramiona i piersi przy robocie obnażone. Przedniejsi
nosili czapeczki z guzikiem, niewiasty już bardzo rychło miały twarz
zasłoniętą.
Budowa
stała się tak wysoką i wielką, że z jednej strony wskutek cienia zupełnie było
zimno, zaś z drugiej strony znowu, wskutek odblasku, bardzo gorąco. Budowali 30
lat i byli przy drugim piętrze, już je rozpoczęli i stawiali kolumny, podobne
do wież, a w nie za pomocą pstrych kamieni swe imiona i rody wmurowywali, wtem
wybuchło zamieszanie. Nie było żadnej wzniosłej roboty rzeźbiarskiej przy
budowie, lecz wiele wysadzano pstrymi kamieniami, a tu i ówdzie także figury we
framugach wykuwano. Widziałam pomiędzy kierownikami budowy występującego
posłańca Boga, Melchizedeka, który się z nimi względem tej budowy rozprawiał,
upominał i karę Bożą przepowiedział. Teraz rozpoczęło się zamieszanie. Liczni,
którzy z początku spokojnie dalej pracowali, przechwalali się teraz ze swej
zgrabności i swych zasług, około budowy położonych, a podzieliwszy się na
partie, tych lub owych przywilejów wymagali. Sprzeciwiano się temu, powstała
niezgoda i bunt. Tylko dwa plemiona uważano za niezadowolone, chciano je
powstrzymać, lecz teraz przekonano się, że wszyscy niezgodni byli. Wszczęli
walkę pomiędzy sobą i pozabijali się. Nie rozumieli się wzajemnie, więc
rozłączywszy się, rozproszyli się po całym świecie. Widziałam ród Sema, idący więcej na południe, tam, gdzie była ojczyzna
Abrahama, widziałam też jednego męża owego rodu, dobrego, nie wychodzącego,
lecz ze względu na żonę pomiędzy złymi w Babel pozostającego. Ten mąż jest
patriarchą Samanów, którzy zawsze osobno się
trzymali, a później, za panowania okrutnej Semiramidy, Melchizedek pojedynczo
ich w Ziemi obiecanej osadził.
Mając jako dziecię widzenie o wieży
Babel, nie mogłam, tego pojąć i zawsze je odpychałam. Przecież nic nie
widziałam prócz naszej chaty, gdzie krowy kominem wychodziły, (tj. gdzie brama służyła zarazem za dymnik), i miasto Koesfeld; nieraz sądziłam nawet, że to musi być niebo.
Miałam jednakowoż zawsze to widzenie, później i dzisiaj jeszcze, widziałam też,
jak wieża za czasów Joba wyglądała.
Jednym z najgłówniejszych kierowników był
Nemrod, którego później pod nazwą Belus jako bożka
czczono. On też jest patriarchą niewiast Derketo i Semiramis, którym również cześć boską oddawano. Nemrod
budował z kamieni owej wieży miasto Babilon, zaś Semiramis tej budowy
dokończyła. Nałożył też fundamenty Niniwy, murowane podwaliny do namiotów. Był
wielkim myśliwym i tyranem. Było wówczas mnóstwo dzikich i okrutnych zwierząt,
robiących wielkie spustoszenia. Łowy na nie były tak wspaniałe, jak wyprawy
wojenne. Tego, który najdziksze ubijał zwierzęta, czczono jak Boga. Nemrod
także ludzi, których podbił, w jedną spędził gromadę. Oddawał się bałwochwalstwu
i czarodziejstwu, był pełen okrucieństwa i miał licznych potomków. Doczekał się
mniej więcej 270 lat życia. Był koloru żółtawego, a od pierwszej młodości
prowadził życie bardzo dzikie, był narzędziem złego ducha, gwiazdziarstwu
bardzo oddany.
Podług figur i rozmaitych obrazów, jakie
widywał w planetach i gwiazdach i z których przyszłe losy tego i owego kraju i
ludu przepowiadał, starał się sporządzić podobizny, czyniąc je potem bożkami.
Tak np. otrzymali Egipcjanie od niego postać Sfinksa, jako też owe
wieloramienne i wielogłowne bożyszcza.
Siedemdziesiąt lat zajmował
się Nemrod tymi bożyszczami, zaprowadzaniem służby bałwochwalczej i ofiar
bałwochwalczych i ustanowieniem kapłanów bałwochwalczych. Za pomocą tej
szatańskiej mądrości i siły podbił owe plemiona, które później do budowy wieży
zaprowadził. Gdy powstało pomieszanie języków, liczne plemiona się oderwały od
niego, a najdziksze pod dowództwem Mesraima poszły do
Egiptu, zaś Nemrod, zbudowawszy Babilon, ujarzmił wszystko naokoło i założył
państwo Babilońskie. Pomiędzy licznymi jego dziećmi były też Ninus i jako bogini czczona Derketo.
Derketo.
Od Derketo aż do Semiramis widziałam trzy pokolenia, a jedno jako córkę
drugiej. Widziałam Derketo jako wielką, potężną
niewiastę, obleczoną w zwierzęce skóry, z których liczne zwieszały się
rzemienie i ogony zwierzęce, z czapką z piór ptasich na głowie, wychodzącą
razem z licznymi innymi niewiastami i mężczyznami z okolicy Babilonu. Derketo zajmowała się bez ustanku prorokowaniem, wizjami,
składaniem ofiar i niepokojeniem ludzi. Zabierali pojedyncze plemiona wraz z
ich trzodami ze sobą, przepowiadali dobre siedziby, gromadzili kamienie, często
niezmiernie wielkie, na kupę, składali ofiary i najrozmaitszym oddawali się
występkom. Wszystko do niej się ściągało; raz tu, raz tam była, a wszędzie jej
cześć oddawano, w późnym wieku miała córkę, która później jej rolę dalej
odgrywała. Cały ten obraz widziałam więcej w równinie, co początek tej
okropności oznaczało. Widziałam ją wreszcie w postaci starej, okropnej baby w
pewnym nad morzem położonym mieście znowu czarami się trudniącą,
i w stanie szatańskiego zachwycenia wszystkim ludziom oznajmiającą, iż za
wszystkich chce umrzeć i ofiarować się; nie może u nich pozostać, lecz się w
rybę przemieni i w tej postaci zawsze blisko nich pozostanie. Rozporządziwszy
potem, jaką cześć oddawać jej miano, wobec wszystkich w morze się rzuciła.
Wszystkie te proroctwa zawierały tajemnice i różne znaczenia wody itp.
Widziałam też, że krótko potem z morza wystąpiła ryba, którą lud rozmaitymi
ofiarami i szkaradnymi uczynkami powitał, i że z owych niedorzeczności Derkety prawdziwe powstało bałwochwalstwo.
Po niej widziałam inną jej córkę,
zjawiającą się na niższej górze. Oznaczało to już stan potężniejszy. Było to jeszcze
za czasów Nemroda — pochodzili bowiem z jednego i tego samego plemienia. Tę
córkę widziałam podobnie dokazującą jak Derketo, lecz
jeszcze burzliwiej i straszniej. Po większej części z wielkimi gromadami
stumilowe robiła wyprawy myśliwskie, to walcząc przeciw zwierzętom, to znowu
ofiary składając, czarując i prorokując. Przy tym zakładano różne siedziby i
zaprowadzano bałwochwalstwo. Widziałam, jak, walcząc przeciwko nosorożcowi, w
morze się rzuciła.
Córkę jej Semiramidę widziałam na wysokiej
górze, otoczoną wszelkimi bogactwami i skarbami świata, jakoby szatan to
wszystko jej pokazywał i dawał, widziałam ją też, wszystkie te szkaradne
uczynki w Babilonie do końca doprowadzającą.
W pierwszych czasach takie stany spokojniej i u wielu się pojawiały; później stały się u pojedynczych zupełnie potężnymi. Ci stawali się przewodnikami i bożkami drugich, zaprowadzali też podług widzeń rozmaite bałwochwalstwa, robili też na zewnątrz różne sztuki i wynalazki, dopuszczali się gwałtu, albowiem złego ducha byli pełni. Powstały z tego całe rody, z początku rody panujących i kapłanów pospołu, później tylko rody kapłańskie. W pierwszym czasie widziałam więcej niewiast, aniżeli mężczyzn tego rodzaju, a wszystkie miały równe myśli, równą wiedzę i w równy sposób też działały. Wiele z tego, co się o nich mówi, należy do niedokładnych przedstawień ich ekstatycznych lub magnetycznych zdań o sobie, o ich pochodzeniu i działaniu, a pochodzą te zdania częściowo od nich samych, częściowo od innych, przez szatana opętanych. Także żydzi mieli w Egipcie i różne tajemne sztuki, lecz Mojżesz je wytępił i stał się wieszczeni Bożym. U rabinów natomiast pozostało wiele z tego jako rzecz uczonych, później stało się u pojedynczych narodów niskim, nędznym działaniem, a pokutuje jeszcze w czarodziejstwie i jako zabobon. Lecz wszystko z jednego i tego samego wyrosło drzewa zepsucia, z jednego podłego królestwa (piekła). Wszystkie ich obrazy widzę albo zupełnie przy ziemi albo też pod ziemią. Także w magnetyzmie znajduje się pierwiastek tego wszystkiego. Owym pierwszym bałwochwalcom bardzo świętą była woda, wszystkie obrządki sprawowali nad wodą, wszystkie też prorokowania i widzenia rozpoczynały się zawsze wpatrywaniem w wodę; wnet mieli osobne, poświęcone stawy do tego. Później te stosunki pozostały stale, także bez pomocy wody miewali swe złe widzenia. Przy tej sposobności widziałam niektóre z ich widzeń, a jest to bardzo dziwaczne; jakoby pod wodą jeszcze raz znajdował się cały świat wraz z wszystkim, co na ziemi jest; wszystko jednakowoż ciemnym, złem okryte jest kołem. Drzewo stoi pod drzewem, góra pod górą, woda pod wodą. Widziałam, że owe czarownice wszystko, wojny, narody, niebezpieczeństwa itd. tak samo jak po dziś dzień widziały, z tą tylko różnicą, że natychmiast wszystko czyniły, co tylko widziały. Więc widziały tak np: tutaj stoi naród, ten możecie ujarzmić, ów napaść, a tam miasto budować. Widziały doskonałych mężów i niewiasty i w jaki sposób tychże podejść miały, słowem, całą służbę szatańską, której się oddawały, widziały naprzód. Tak Derketo np. widziała naprzód, że się rzuci w morze i że w rybę się zamieni, co też uczyniła. Nawet swoje uczynki szkaradne widziała naprzód w wodzie, a potem takowe spełniała.
Córka Derkety
żyła już więcej w czasie, kiedy wielkie groble sypano i drogi zakładano. Aż do
Egiptu się zapuszczała, a całe jej życie było tylko nieustannym wędrowaniem. Do
jej towarzystwa należą ci, którzy Joba w Arabii tak strasznie ograbili. W
Egipcie to wszystko prawdziwą, osobną i mocną dostało istotę, a wszyscy tak
byli tym okropnościom oddani, iż liczne takie cioty na dziwacznych stołkach
przed rozmaitymi lustrami w bałwochwalnicach i komorach siedziały, i że
wszystkie ich widzenia natychmiast setki ludzi, pouczeni o treści tych widzeń przez
kapłanów, na kamiennych ścianach jaskiń wykuwali.
Dziwna to
rzecz, iż widziałam wszystkie te straszne, główne narzędzia ciemności w pewnej
niewiadomej wspólności ze sobą i różne z nich na różnych miejscach w ten sam
lub podobny sposób dokazujące, odróżniając się tylko nieco krajem i złymi
potrzebami narodów. Niektóre jednak narody nie były tak zatopione w tych
okropnościach, były wierze bliżej, jak np. ci, z których rodzina Abrahama,
pokolenie Joba i trzech króli pochodzi, również ci, którzy gwiazdy czcili, w
Chaldei i ci, którzy mieli gwiazdę jaśniejącą (Zoroaster).
Gdy Jezus Chrystus przyszedł na świat, gdy
ziemia krwią Jego była zbroczona, zmniejszyła się bardzo dzika siła owego
działania, ten stan słabnął bardziej. Mojżesz od lat dziecięcych był wieszczem,
ale wieszczem zupełnie z Boga; zawsze szedł za tym, co widział.
Derketo, jej córka i wnuczka Semiramis doczekały
się podług owych czasów bardzo podeszłego wieku. Były to istoty potężne i
wielkie, których widok po dziś dzień ogarniałby nas trwogą. Były niezmiernie
śmiałe i odważne, a działały z niesłychaną pewnością, zawsze wszystko swoim
złym duchem naprzód widząc. Czuły się zupełnie wybranymi i boginiami. Były one
zupełnie odnowieniem owych jeszcze bardziej szalejących czarnoksiężników na
wysokiej górze, którzy przez potop zginęli.
Wzruszający to widok, jak sprawiedliwi patriarchowie przez
te wszystkie okropności, również liczne mając objawienia Boże, lecz wśród
bezustannej walki i cierpień przebijać się musieli i jak zbawienie ukrytymi i
ciernistymi drogami wreszcie zstąpiło na ziemię, podczas gdy owym sługom
szatańskim na zewnątrz wszystko się udawało i posłusznym było.
Widząc to wszystko, to potężne pole
działania owych bogiń i to wielkie znaczenie, które na ziemi miały, a w
porównaniu z tym małą garstkę zwolenników Maryi, z której wzorem w obłoku
Eliasza filozofowie na Cyprze swe szkaradne kłamstwa połączyć chcieli i Jezusa,
spełnienie wszystkich obietnic, Jezusa ubogiego i cierpliwie wśród nich
nauczającego i krzyżowi naprzeciw wybiegającego — ach! to wszystko było dla
mnie bardzo smutnym, a przecież nie było to niczym i innym, jak historią prawdy
i światłości, oświecającej ciemność, światłości, której ciemność aż do dnia
dzisiejszego nie pojęła.
Lecz nieskończone jest miłosierdzie Boże! Widziałam, że podczas
potopu bardzo wielu ludzi z bojaźni i trwogi się nawróciło i że wszyscy poszli
do czyśćca, zaś Pan Jezus, wstąpiwszy do piekieł, ich wybawił. Liczne drzewa
podczas potopu pozostały na swoim miejscu; widziałam je później znowu się
zieleniące, lecz największa ich część zapadła się w mule i piasku.
Semiramis.
Matka Semiramidy urodziła się
w okolicy Niniwy. Na zewnątrz wydawała się bardzo wstydliwą, lecz potajemnie
była bardzo rozpustną i okrutną. Ojciec Semiramidy był mężem syryjskim, a tak
samo jak jej matka w najszkaradniejsze bałwochwalstwo wplątany. Po urodzeniu
się Semiramidy zgładzono ojca, co również z wróżbą związek miało. Semiramis
urodziła się daleko w Askalon, w Palestynie, a potem
wychowali ją kapłani bałwochwalscy wśród pasterzy w pustyni. Semiramis, będąc
dzieckiem, często spędzała czas samotnie na pewnej górze,
i widziałam kapłanów bałwochwalczych i jej matkę wśród łowów przy niej.
Widziałam też szatana w rozmaitych postaciach z nią się bawiącego, podobnie jak
Jan św. na puszczy z aniołami obcował. Widziałam też ptaki o pstrych skrzydłach
przy niej, rozmaite dziwaczne gry jej znoszące. Nie pamiętam już wszystkiego,
co z nią robiono, było to najobrzydliwsze bałwochwalstwo. Była piękną, pełną mądrości
i wszelkich sztuk świata, a wszystko jej się udawało. Wskutek wróżby została
najpierw żoną pewnego dozorcy nad trzodami króla z Babel, a później żoną samego
króla. Ten król podbiwszy w okolicy ku północy pewien naród, część tego narodu jako
niewolników do kraju swego zawlókł; ci, gdy Semiramis później sama rządziła,
wiele od niej cierpieć i przy niezmiernych jej budowach pomagać musieli.
Semiramidę uważał jej lud za boginię. Jej matkę jeszcze dziksze łowy
urządzającą widziałam. Włóczyła się z małym wojskiem na wielbłądach,
pręgowatych osłach i koniach; widziałam ją też raz, gdy wielkie łowy urządzała
w Arabii, w okolicy Morza Czerwonego, kiedy Job tam w mieście swoim mieszkał.
Owe polujące niewiasty były bardzo zwinne, a siedziały na koniach na sposób
mężczyzn. Były zupełnie ubrane aż do kolan, odkąd nogi rzemieniami były
skrępowane. Pod nogami nosiły podeszwy, a pod każdą były dwa wysokie obcasy, na
których kolorowe figury były wymalowane. Nosiły kurtki z delikatnych, pstrych
piór najrozmaitszych kolorów i deseni. Ponad piersiami i ramionami krzyżowały
się rzemienie, obsadzane piórami, plecy okrywał kołnierz, również z piór,
obsypany święcącymi kamieniami i perłami. Głowę okrywał rodzaj czapki z
czerwonego jedwabiu lub wełny. Przed twarzą nosiły na dwie części podzielony
welon, by jedną lub drugą częścią chronić się przeciwko kurzowi wiatrowi. Także
krótki płaszcz mieli zawieszony na plecy. Ich narzędziami myśliwskimi były
dzidy, łuki i strzały, przy boku miały tarczę. Dzikie zwierzęta okropnie się
rozmnożyły. Polujący spędzali je z wielkich przestrzeni, a potem ubijali. Także
doły kopano i zakrywano, by w nich zwierzęta chwytać, a potem kolbami i
toporami zabijać. Matkę Semiramidy widziałam polującą także na zwierzę, które
Job pod nazwą Behemot opisuje; polowały też na tygrysy, lwy i inne zwierzęta. W
tych pierwszych czasach żadnych nie widziałam małp. Widziałam także łowy na
wodzie; w ogóle nad wodami trudniono się bałwochwalstwem i mnóstwem szkaradnych
uczynków. Matka na zewnątrz nie była tak wyuzdaną jak Semiramis, lecz miała
szatańskie usposobienie, posiadała też okropną siłę i zuchwałość. Co to za
straszna rzecz, walcząc z potężnym, olbrzymim zwierzęciem (hipopotamem), rzucić
się w morze! Siedząc na dromaderze, ścigała owo zwierzę, wtem, razem z
dromaderem rzuciła się w morze. Czczono ją jako boginię łowów i dobrodziejkę
ludzkości.
Semiramis, wracając z jednej ze swych wypraw z Afryki, przyszła
także do Egiptu, które to państwo założył Mesraim,
wnuk Chama, który, przyszedłszy tam dotąd, napotkał tam już pojedyncze,
rozsypane gromady bardziej gminnych plemion pobocznych. Egipt zaludniło więcej
plemion, z których raz to, raz owo miało przewagę. Gdy Semiramis do Egiptu
przybyła, były tam cztery miasta. Najstarszymi były Teby, zamieszkiwane przez
naród więcej gładki, lekki i zwinny od narodu naokoło Memfis, którego
mieszkańcy byli krępymi. Memfis leżało nad lewym brzegiem Nilu, przez który
długi most prowadził. Na prawym brzegu stał pałac, w którym za czasów Mojżesza
mieszkała córka Faraona. Brunatniejsi mieszkańcy, o wełniastych włosach, już w
pierwszych czasach byli niewolnikami i nigdy w Egipcie nie panowali. Ci, którzy
najpierw do Egiptu przyszli i Teby zbudowali, przybyli, jak mi się zdaje, z
Afryki; drudzy przyszli z okolicy Morza Czerwonego, którędy przybyli Izraelici.
Trzecie z miast nazywało się Chume, później
Heliopolis. Rozciąga się wzwyż od Tebów. Gdy Najśw.
Maryja Panna z Józefem i Jezusem uciekała do Egiptu, widziałam naokoło tego
miasta jeszcze nadzwyczaj wielkie budynki. Niżej od Memfis, nie bardzo daleko
od morza, leżało miasto Sais; zdaje mi się, że jest
jeszcze starszym aniżeli Memfis. Każde z tych czterech miast miało osobnego
króla.
Semiramidzie wielką cześć oddawano w
Egipcie, która za pomocą swych praktyk i sztuk szatańskich powiększyła tam
bałwochwalstwo. Widziałam ją w Memfis, gdzie składanie ofiar z dzieci było w
zwyczaju, knującą plany, trudniącą się wróżbiarstwem z gwiazd i
czarodziejstwem. Byka Apis jeszcze nie widziałam, lecz bożyszcza z głową,
podobną do słońca i ogonem. Tutaj też podała plan do pierwszej piramidy, którą
na wschodnim brzegu Nilu, niedaleko od Memfis zbudowano, przy czym wszystek
naród pomagać musiał. Kiedy budowa była już ukończona, widziałam Semiramidę z
kilkuset ludźmi znowu tam dotąd przybywającą. Była to uroczystość poświęcenia,
a Semiramis odbierała cześć prawie Boską.
Piramida stanęła na miejscu, gdzie były woda i bagna.
Postawiono fundament z podziwiania godnych filarów, na wzór wielkiego,
szerokiego mostu; nad tym mostem wznosiła się piramida, tak że pod nią, jak pod
świątynią z kolumnami, przechadzać się było można. Były tam liczne miejsca,
więzienia i obszerne pokoje, a również aż do czubka miała owa piramida liczne
wielkie i małe miejsca z otworami dla okien, z których sukienne powiewające chorągwie
widziałam. Naokoło piramidy były łazienki i ogrody. Ten budynek był prawdziwą
siedzibą egipskiego bałwochwalstwa, gwiazdziarstwa i
okropnych mieszanin. Ofiarowywano dzieci i starców. Gwiaździarze i
czarnoksiężnicy mieszkali w piramidzie i tutaj też swoje szatańskie miewali
widzenia. Blisko łazienek stał wielki zakład do czyszczenia zamulonej wody
Nilu. Widziałam też później w tych kąpielach egipskie niewiasty w największej
rozwiązłości, mającej związek z najhaniebniejszymi obrzędami bałwochwalstwa. Ta
piramida nie stała bardzo długo, zniszczono ją.
Lud był strasznie zabobonny, zaś kapłani
tak byli ciemni, tak się oddawali wróżbiarstwu, że w Heliopolis nawet sny
ludzkie zbierali i spisywali, patrząc przy tym zawsze na gwiazdy. Coraz więcej
powstawało osób magnetycznych, miewających szatańskie widzenia, mieszających
prawdę z fałszem: podług tego ustanawiano służbę bałwochwalczą, a nawet
chronologią (liczenie czasu). Tak widziałam, że bożyszcza Isis
i Osiris niczym innym nie są jak Azenetą
i Józefem, których przybycie do Egiptu owi wróżbiarze w swych szatańskich
wizjach naprzód widzieli i do swej religii przyjęli. Gdy przybyli, oddawano im
cześć bałwochwalczą; widziałam Azenet wskutek tego
płaczącą i przeciwko temu piszącą.
Nasi dzisiejsi uczeni, piszący o Egipcie
są w wielkim błędzie, ponieważ tak wiele u Egipcjan mają za historię,
doświadczenie i naukę, chociaż to wszystko polega tylko na fałszywych wizjach i
wróżbach z gwiazd, przy czym ludzie tak mogą pozostać głupimi i
zezwierzęconymi, jak nimi w rzeczywistości byli Egipcjanie. Lecz uczeni takie
natchnienia szatańskie i takie działanie uważają za niemożliwe, więc je
odrzucają i uważają Egipcjan za starszych, ponieważ już tak rychło rzeczy tak
głębokie i uczone posiadać mieli.
Widziałam, jak już przy przybyciu Semiramidy do Memfis byli
w sprzeczności ze swą chronologią (obliczaniem czasu). Chcąc zawsze uchodzić za
naród najstarszy, poprzekręcali czas i rody królów. Wskutek tego prawdziwa
rachuba czasu zupełnie im się pomieszała, a ponieważ kilkakrotnie obliczanie
swoje zmieniali, przeto prawie nie wiedzieli, jak sobie postępować. Prócz tego
każdy błąd starali się uwiecznić za pomocą budowy i napisów, wskutek czego
zamieszanie tym trwalszym się stawało. Tak np. przez długi czas wiek przodków i
potomków w ten sposób obliczali, jakoby dzień śmierci ojca był zarazem dniem
powstania syna. Królowie, którzy bezustannie z kapłanami co do rachuby czasu
się sprzeczali, wsuwali przodków, którzy nigdy nie istnieli; także owych
czterech, równe imię mających królów, którzy w jednym i tym samym czasie
panowali w Tebach, Heliopolis, Memfis i Sais,
policzyli jednego za drugim. Widziałam też, że raz liczyli rok na 970 dni,
drugi raz znowu liczyli lata, jak miesiące. Widziałam też pewnego kapłana, czas
obliczającego, przy czym zawsze zamiast 500, 1100 lat wypadało. Widziałam te
fałszywe obliczania czasu i działania owych kapłanów podczas nauki o szabacie w
Arumie, gdzie Jezus wobec faryzeuszów mówił o powołaniu Abrahama, o swym
pobycie w Egipcie, występując przy tym przeciwko egipskiej rachubie czasu.
Jezus powiedział faryzeuszom, że obecnie świat 4028 lat stoi; kiedy zaś
słyszałam Jezusa to mówiącego, miał sam lat 31.
Widziałam też wtenczas ludzi, czczących
Seta jako Boga bardzo wysoko i podejmujących dalekie, niebezpieczne pielgrzymki
do jego mniemanego grobu, o którym sądzili, że się w Arabii znajduje. Zdaje mi
się, jakoby niektórzy z tych ludzi jeszcze żyli i jakoby przez kraj turecki,
gdzie ich chętnie przepuszczają, do tego grobu pielgrzymowali.