Drodzy wierni,
Dziś, podczas tej Mszy, będziemy rozważać dalej tę cnotę,
kontynuując w ten sposób nasze rekolekcje i czyniąc zadość życzeniu świętego
Pawła, zawartemu w dzisiejszej Lekcji. Po Mszy będziemy kontynuowali rekolekcje
rozważając cnotę miłości, teraz jednak przyjrzyjmy się bliżej nadziei.
W odróżnieniu od wiary, która zakorzeniona jest w naszym
intelekcie, cnota nadziei jest raczej doskonałością naszej woli. Wiara
postrzega Boga jako Pierwszą Prawdę, podczas gdy Nadzieja pragnie Go osiągnąć.
Podobnie jak wiara jest w pewnym sensie przeciwieństwem widzenia, tak również
nadzieję przeciwstawić można posiadaniu. Żywimy nadzieję na rzeczy, których
jeszcze nie posiadamy, ale które chcielibyśmy osiągnąć. O ile wiara jest niejako
światłem, ukazującym nam właściwy kierunek, nadzieja jest motorem, który
popycha nas ku celowi, jaki pragniemy osiągnąć. Ponieważ dzięki wierze wiemy,
że Bóg jest naszym najwyższym szczęściem i ostatecznym celem, oczywiście mamy
nadzieję Go posiadać – a cnotą, która pobudza naszą wolę do tego pragnienia
jest właśnie nadzieja.
Nadzieja jest czymś absolutnie koniecznym do osiągnięcia
tego czego pożądamy, nawet w sferze naturalnej. Chcemy dobrze wypaść na
egzaminach na przykład. Chcemy poznać pewną osobę, chcemy prowadzić dobre
życie, chcemy być kochani. Na wszystkie te rzeczy musimy mieć nadzieję i to
właśnie cnota nadziei odróżnia duszę energiczną od apatycznej czy pogrążonej w
letargu. Nie można chcieć czegoś nie mając równocześnie nieco nadziei na osiągnięcie
tego celu. Nadzieja jest niezbędna zwłaszcza w sytuacjach, gdy spotykają nas
przeciwności, trudności lub kłopoty ze zdrowiem – gdyż bez nadziei trudno jest
je przezwyciężyć i często śmierć jest naturalną konsekwencją braku nadziei. I
przeciwnie, jak wielką pociechą jest wizyta czy słowa kogoś, kogo kochacie,
kogoś kto daje wam powód do życia, kogoś kto was kocha, kogoś kto daje wam
nadzieję – nierzadko wystarcza to do rozproszenia wszelkich trudności i
radosnego znoszenia cierpienia dla tych, których kochamy.
Nadprzyrodzona nadzieja wyraża się pragnieniem posiadania
Boga przed wszystkimi innymi rzeczami, ponieważ postrzega Go jako doskonałe
dobro, które jako jedyne może całkowicie zaspokoić nasze serca. Chcemy posiadać
Boga na wieczność, a dzięki cnocie nadziei postrzegamy Go jako doskonałe dobro,
które da nam szczęście. Nagrodą za dobre życie jest ni mniej ni więcej tylko
sam Bóg, źródło wszelkiego dobra.
Elementem cnoty nadziei jest nie tylko sam Bóg, ale
również środki prowadzące do Jego posiadania. Mamy nadzieję na Jego łaskę,
ponieważ bez łaski nie możemy posiąść Boga. Mamy na przykład nadzieję na łaskę
dobrej spowiedzi przed śmiercią, ponieważ od tego zależeć będzie cała nasza
wieczność. Również wszystkie środki, które prowadzą nas do nieba są przedmiotami
cnoty nadziei, ponieważ prowadzą nas one do Boga, będącego naszym najwyższym
dobrem. Mamy nadzieję na nagrodę, jaką obiecał nam Bóg, o ile pozostaniemy
wierni życiu w cnocie, ponieważ Zbawiciel jest wierny swej obietnicy: „Albowiem
kto by dał wam kubek wody do picia w imię moje, dlatego żeście Chrystusowi,
zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej” (Mk 9,40).
Nadzieja wiąże się z pewnością, ponieważ wiemy, że Bóg
jest dobry, możemy również być pewni Jego obietnicy, że da nam wszystko, czego
potrzebujemy dla naszego zbawienia. Pan Jezus powiedział: „Proście, a będzie
wam dane, (...) kołaczcie, a będzie wam otworzone”(Łk 11,9). Podobnie jak cnota
wiary opiera się na autorytecie Boga, który nie może zwodzić ani być oszukany,
tak cnota nadziei opiera się na wierności Boga, który jest zawsze wierny swym
obietnicom.
Są dwa główne grzechy przeciwne cnocie nadziei, są nimi
rozpacz i zarozumiałość. Z rozpaczą mamy do czynienia wtedy, gdy tracimy
pewność w obietnice Boga, gdy sądzimy, że niemożliwe jest dla nas osiągnięcie
Jego samego lub Jego przebaczenia. Najniebezpieczniejsza jest jednak
zarozumiałość, pokładająca nadzieję na posiadanie Boga bez modlitwy i
przestrzegania Jego przykazań.
Oczywiście nie możemy mieć nadziei, jeśli nie mamy wiary
– wiara jest fundamentem, na którym spoczywa nadzieja, podobnie jak musimy
najpierw poznać coś, zanim to uczynimy. Dlatego właśnie religie pogańskie są
często tak ponure i pełne rozpaczy, pozbawione jakiejkolwiek nadziei, rządzone
wiarą w nieuchronne mroczne przeznaczenie – ponieważ nie mają one wiary, a więc
i nadziei. Brak wiary często osłabia nadzieję, ponieważ nadzieja jest niejako
kotwicą, która musi być mocno umocowana w cnocie wiary. W historii literatury i
sztuki możemy dostrzec, że często romantyzm jest wynikiem utraty wiary i
poczucia ładu – ponieważ ludzie, a zwłaszcza artyści, którzy najlepiej wyrażają
swe pragnienia, tęsknią za powrotem czegoś, co niegdyś było dobre, a jednak nie
mając wiary, nie mają też nadziei na osiągnięcie tego. Romantyzm jest często
krzykiem rozpaczy i równocześnie prowadzi do autodestrukcji. Jest lekkomyślny i
zarozumiały, pewien, że może osiągnąć wszystko, bez jakiejkolwiek realistycznej
oceny sytuacji. Obie te cechy sprzeczne są z prawdziwą nadzieją.
Przeciwnie, prawdziwy chrześcijanin wie zawsze, że
wszystkie rzeczy służą zawsze ku dobrego temu, kto kocha Boga i że wiara
pokładana w Bogu zdziałać może nawet cuda, że nawet mroczne godziny
Ukrzyżowania mogą prowadzić do tryumfu Zmartwychwstania, jednak proporcjonalnie
do naszej wierności Bogu, Jego przykazaniom i Jego łasce.
Diabeł wie, jak ważna jest nadzieja dla naszego życia
duchowego, wiele herezji atakowało więc tę cnotę, zwłaszcza po tym, jak
straszliwa herezja protestantyzmu zaatakowała sam fundament wiary. Byli tacy,
którzy twierdzili, że pragnienie posiadania Boga byłoby czymś bezbożnym, albo
że pragnienie osiągnięcia własnego szczęścia byłoby przejawem egoizmu. Dla
ludzi tych, czyli dla kwietystów i jansenistów, by być doskonałym, trzeba być
całkowicie bezinteresownym i altruistycznym – owa doskonała miłość miałaby być
obojętna na własne zbawienie. Twierdzili oni, że powinniśmy traktować nasze
własne zbawienie w sposób beznamiętny, kwietyści posuwali się nawet dalej i
twierdzili, że wszelkie przejawy uporu są oznaką niedoskonałości. Mówili, że
nawet proszenie Boga o łaskę byłoby przejawem niedoskonałości, gdyż byłoby
wyrazem egoizmu. Dochodząc do logicznego ekstremum dowodzili, że nawet
opieranie się pokusie przez stanowczy upór byłoby niedoskonałością. Taka
straszliwa herezja, bezpośredni owoc protestantyzmu, miała ogromny,
destrukcyjny wpływ na życie duchowe, a nawet zwykłe życie codzienne. Kwietyści
skończyli na całkowitej bezczynności, stanowiąc ogromne brzemię dla
społeczeństwa, a ostatecznie popadli w takie nieuporządkowania, że państwo było
zmuszone interweniować i wydalić ich ze swych granic.
Ta straszna herezja zrodziła się około trzysta lat po
śmierci świętego Tomasza z Akwinu, który był człowiekiem o tak ugruntowanym
zdrowym rozsądku, że nie napisał wiele na ten temat – dla niego oczywistym
było, iż jeśli Bóg jest dobry, powinniśmy Go pożądać. Jak na ironię to właśnie
nauczanie świętego Tomasza o łasce, które został kanonizowane i promulgowane na
Soborze Trydenckim, wywołało w pewien sposób później tę kontrowersję. Wedle
świętego Tomasza, łaska jest skuteczna. Oznacza to, że dokonuje ona tego, czego
pragnie Bóg, konkretnie zbawienia osoby, której Bóg jej udziela, jak to było w
przypadku świętego Pawła. Święty Paweł nie znajdował się w dyspozycji do
przyjęcia łaski, Bóg po prostu nawrócił go przez łaskę, i Paweł zaczął
prowadzić świętobliwe życie. Wydawać by się więc mogło, że jeśli Bóg chce,
byśmy byli zbawieni, daje nam łaskę, a jeśli łaski nie otrzymujemy, Bóg nie
chce naszego zbawienia. Takie właśnie wypaczenie i uproszczanie myśli świętego
Tomasza pragnęli narzucić nam heretycy. Konsekwencje dla cnoty nadziei byłyby
takie, że nie powinniśmy żywić nadziei na zbawienie, ale jedynie nadzieję, że
spełni się wola Boża. Pragnienie zbawienia byłoby w jakiś sposób sprzeczne w
wolą Boga albo z tym, o czym On już postanowił, byłoby także przejawem egoizmu,
ponieważ przekładalibyśmy rzekomo własne dobro nad wolę Boga.
Święty Tomasz ma odpowiedzi na te herezje, sam jednak nie
zajmował się nigdy tym zagadnieniem bezpośrednio – możemy odnaleźć je po
wnikliwym badaniu, rozproszone w różnych jego pismach. Oczywiście heretycy
nigdy nie chcieli pism tych studiować, jednak ich zarzuty trzeba odeprzeć, a
ich błędy muszą zostać ukazane w prawdziwym świetle. Dzięki Opatrzności Bożej
święty Tomasz miał jednak wielu uczniów, a uczniowie ci kontynuowali jego
nauczanie, często udoskonalając je i rozwijając w kwestiach, o których święty
Tomasz nie miał czasu lub okazji pisać. Na przykład święty Tomasz nigdy nie
napisał traktatu o Kościele ani o papieżu, a to z tego powodu, że aż do czasu
reformacji nikt nie kwestionował istnienia Kościoła jako instytucji. Oczywiście
święty Tomasz uczy wielu rzeczy o papieżu, o władzy biskupów etc., jednak do
czasu reformacji protestanckiej wiele herezji nie atakowało jeszcze samego
istnienia Kościoła. To dopiero uczniowie świętego Tomasza stworzą to, co
nazywamy tradycją tomistyczną, kontynuację myśli i działa świętego Tomasza i
będą bronić ją przed atakami aż do naszych czasów. Nie możemy oddzielić świętego
Tomasza od magisterium Kościoła, ani od pism jego najznakomitszych
komentatorów. Te kontrowersje wobec cnoty nadziei stanowią przykład tego, jak
komentatorzy świętego Tomasza kontynuowali jego dzieło.
Wielki kardynał Kajetan, będący rzeczywistym autorem
bulli ekskomunikującej Marcina Lutra, rozwiązuje ten fałszywy dylemat w swym
komentarzu do Sumy. Odpiera zarzut, że pragnienie własnego zbawienia jest
przejawem egoizmu, wyjaśniając, iż czym innym jest pragnąć czegoś dla siebie, a
jeszcze innym pragnąć tego ze względu na siebie [II-IIae, q.
Tak więc, drodzy wierni, w dniu dzisiejszym, w którym
święty Paweł mówi nam o nadziei, zwracajmy się na modlitwie zwłaszcza do
Najświętszej Maryi Panny, która jak widzieliśmy jest naszą szczególną patronką
w czasie Wielkiego Postu. Uciekajmy się zwłaszcza
do Niej, która nie tylko praktykowała cnotę nadziei, ale też na wiele sposobów
stanowi ucieleśnienie nadziei całego rodzaju ludzkiego. Przed wiekami już Bóg
obiecał nadejście Zbawiciela.
To właśnie w Niej wypełniła się obietnica dana pierwszym
rodzicom. To Ona jest Protektorką Tradycji, a również Tradycja daje nam
nadzieję, gdyż ukazuje nam, że Bóg wypełnił swe obietnice opieki nad swym
Kościołem. W każdej epoce Bóg zsyłał nam szermierzy wiary, jak Kajetan czy
arcybiskup Lefebvre, którzy bronili Kościoła przed jego wrogami. Elementem
cnoty nadziei jest ufność w Boże obietnice – i to właśnie Tradycja jest
najlepszym świadkiem wierności Boga Jego obietnicom. Nie żywimy bezpodstawnej
nadziei, nie musimy wymyślać od nowa Kościoła, wiemy że Bóg jest wierny i
musimy jedynie postępować śladami tych, którzy szli przed nami. Nie ustawajmy
więc w nadziei na pomoc, jaką otrzymujemy z Bożą łaską, byśmy dzięki wytrwałej
nadziei mogli osiągnąć wypełnienie wszystkich naszych pragnień, życie wieczne. Amen.