Pastuszkowie oddają Dzieciątku pokłon. Pobożni odwiedzają żłóbek.

Wśród brzasku po narodzeniu przybyli do żłóbka owi trzej najstarsi pastuszkowie z zebranymi darami. Dary składały się z małych zwierząt, podobnych do saren. Miały długie szyje, jasne, piękne oczy i były bardzo delikatne i szybkie. Pastuszkowie prowadzili je na cienkich sznurkach obok siebie i poza sobą. Mieli też żywe, większe ptaki pod pachą, a zabite na plecach. Przy wejściu do jaskini ze żłóbkiem, powiedzieli Józefowi, co im Anioł oznajmił, i że przychodzą, zwiastowanemu im Dzieciątku oddać cześć i je obdarzyć. Józef przyjął ich dary, zwierzęta zaś kazał umieścić w sklepieniu, obok bocznych drzwi groty. Potem zaprowadził ich do świętej Dziewicy, która obok żłóbka na ziemi na pokryciu siedziała, trzymając Dzieciątko Jezus na łonie. Pastuszkowie, mając laski w rękach, upadli na kolana, płakali z radości i długo tu pozostali w wielkiej radości; potem śpiewali hymn anielski i jeden psalm, który zapomniałam. Gdy odchodzili, święta Dziewica podała im jeszcze Dzieciątko na ręce. Wieczorem przybyli jeszcze inni pastuszkowie z żonami i dziećmi, niosąc dary. Śpiewali przed żłóbkiem bardzo miłe psalmy, Gloria i krótkie wiersze. Przypominam sobie jeszcze słowa: “O dzieciątko! jesteś piękne jak róża! przychodzisz jako herold." Przynieśli ptaków, jaj, miodu, przędziwa rozmaitego koloru i kłębków surowego jedwabiu; także wiązki kłosów z wielkimi ziarnami, wielkolistnej, do sitowia podobnej rośliny. Owi trzej pastuszkowie - przewodnicy powracali kolejno i pomagali Józefowi wszystko w grocie i naokoło niej wygodniej urządzić. Widziałam też kilka pobożnych niewiast u świętej Dziewicy, które jej posługi czyniły. Były to Essenki i niedaleko od groty przy dolinie w małych celach skalistych obok siebie mieszkały. Miały małe ogródki przy swym pomieszkaniu i uczyły dzieci swego zgromadzenia. Święty Józef zawołał je, znał to stowarzyszenie już od młodości, kiedy bowiem przed braćmi swoimi ukrywał się w tej grocie, odwiedzał także te pobożne niewiasty przy ścianie skalistej. Przychodziły kolejno do świętej Dziewicy, przynosiły potrzebne drobiazgi i wiązki drzewa, gotowały i prały dla świętej Rodziny. Kilka dni po narodzeniu widziałam wzruszający obraz w grocie. Józef i Maryja stali przy żłóbku, wpatrując się z wielką serdecznością w Dzieciątko Jezus, w tym osioł nagle upadł na kolana i głowę zupełnie pochylił do ziemi. Maryja i Józef płakali. Widziałam Maryję znowu przy żłóbku stojącą. Patrzała na swe Dziecię i miała głębokie uczucie, iż przyszło na świat, by cierpieć. Przypominam sobie przy tym dawniej miany obraz, w którym pokazano mi, jak Jezus cierpiał już w łonie matki i od pierwszej chwili narodzenia Swego. Widziałam bowiem pod sercem Maryi świetlany obłok, a w nim jasno lśniące Dzieciątko. Patrząc na nie, zdawało mi się, jakoby Maryja unosiła się ponad nim i otaczając je, widziałam to Dzieciątko rosnące, i wszystkie katusze krzyżowania na Nim wykonywane. Był to strasznie smutny widok: płakałam i głośno wzdychałam. Widziałam Dzieciątko od innych postaci uderzane, popychane, biczowane, koronowane, widziałam, jak na nie krzyż włożono, jak je do krzyża gwoźdźmi przybito, jak mu bok przeszyto; widziałam całą mękę Chrystusa na tym Dzieciątku, był to widok okropny. A gdy Dzieciątko wisiało na krzyżu, rzekło do mnie: to cierpiałem już od mojego poczęcia aż do mojego 34 roku życia, gdy się to wszystko widomie i zewnętrznie dokonało. Umarł Pan, mając lat 33 i 3 miesiące. Idź i ogłoś to ludziom! Lecz jakże mam to ludziom ogłosić? Widziałam Go też jako Dziecię nowonarodzone, widziałam, ile to dzieci przybyłych do żłóbka, znieważało Dzieciątko Jezus. Matki Boskiej nie było, by je obronić. Przychodziły dzieci z rózgami i z biczami rozmaitego gatunku i uderzały Je w twarz aż do krwi, a ono mile zasłaniało się rączkami, zaś najmniejsze dzieci złośliwie biły Je po rączkach. Niektórym rodzice sami rózgi zwijali i skręcali; przychodziły z cierniami, pokrzywami, batami, kijami różnymi, a każde miało swe znaczenie. Jedno przyszło z zupełnie cienką rózgą, jakby z łodygą, a gdy na nie chciało uderzyć, nadłamała się łodyga i padła na nie samo. Znałam kilka tych dzieci, inne chełpiły się wytwornymi szatami; z niektórych zdjęłam te suknie i dobrze je wychłostałam. Gdy Maryja jeszcze przed żłóbkiem stała, rozważając, zbliżyli się pastuszkowie z swymi żonami. Było 5 osób. By im zrobić miejsce, iżby do żłóbka dostąpić mogli, ustąpiła im święta Dziewica miejsca, udając się tam, gdzie porodziła. Ci ludzie nie oddawali właściwie pokłonu, lecz głęboko wzruszeni, patrzeli na Dzieciątko, a nim odeszli, nachylili się ku niemu, jakby je całując. Nastał dzień, Maryja siadała na swym zwykłym miejscu, a Dzieciątko Jezus, owinięte, z wolnymi rękoma i twarzą, na jej łonie spoczywało. Miała coś jakby płótno w swych rękach, które układała i przygotowywała. Józef u wejścia przy ognisku również coś układał czy przygotowywał jakby podstawkę, by na niej sprzęty wieszać. Stałam obok osła. Wtem weszły trzy wiekiem podeszłe niewiasty Esseńskie; przyjęto je bardzo serdecznie. Maryja nie powstała. Przyniosły dość wiele darów: małych owoców, także ptaków wielkości kaczek, o czerwonych szydłowatych dziobach, trzymając je za skrzydła, także podługowato-okrągłych, na cal grubych placków, płótna i innej materii. Wszystko przyjęte było z wielką pokorą i podzięką. Były bardzo spokojne i serdeczne. Ze wzruszeniem spoglądały na Dzieciątko lecz nie dotykały Go, a potem znowu, bez długiego żegnania i odprowadzania odeszły. Tymczasem obejrzałam osła jak najdokładniej. Miał bardzo szeroki grzbiet, i pomyślałam sobie jeszcze: kochane bydlątko, jużeś wiele dźwigało! Chciałam też doświadczyć, czy jest rzeczywiście prawdziwym, więc uchwyciłam jego włosy i zauważyłam, że były delikatne jak jedwab. — Razu pewnego przyszły dwie niewiasty, z trzema koło osiem lat mającymi dzieweczkami. Zdawały się, jakoby były znakomite, więcej obce i że bardziej niż poprzednie, przybyły wskutek cudownego rozgłosu. Józef przyjął je bardzo pokornie. Przyniosły dary więcej wewnętrznej wartości a mniejszych rozmiarów: ziarna w miseczce, małych owoców, także ustawioną kupkę trójgraniastych, grubych blaszek złotych, na których wyciśnięty był stempel, jakby pieczątka. Pomyślałam: przedziwnie, wygląda to, jak obraz opatrzności Boskiej. Nie! jakże oko Boskie mogę porównać z czerwoną ziemią! Maryja powstała i podała im Dzieciątko na ręce. Trzymały je obie przez pewien czas, modląc się po cichu z podniesionym duchem i całowały je. Owe zaś troje dziewcząt były spokojne i wzruszone. Józef i Maryja rozmawiali z nimi, a gdy odchodziły, Józef odprowadził je kawałek drogi. Ach! gdyby kto, jak owe niewiasty, mógł widzieć piękność, czystość Maryi i to zatopienie się w Bogu! Ona wie wszystko! Lecz dla swej pokory jest jakby nieświadomą pojedynczych rzeczy. Jak dziecko spuszcza swe oczy; a gdy spojrzy, wzrok jej Jak promień, jak prawda, jak niepokalana światłość na wskroś przenika. A to stąd pochodzi, że jest zupełnie czystą, zupełnie niewinną, pełną Ducha świętego i bez ukrytych zamysłów. Temu spojrzeniu nikt oprzeć się nią zdoła. Ci ludzie przyszli jakby potajemnie, unikając wszelkiego rozgłosu w mieście. Wydawało się, jakoby przynajmniej kilka mil byli przebyli. Przy takich odwiedzinach Józef był zawsze bardzo pokornym, uchylał się nieco i przypatrywał się z dala, z ubocza. Widziałam też służącą Anny, która ze starym sługą z Nazaret do żłóbka przybyła. Była wdową i spokrewnioną ze świętą Rodziną. Przyniosła od Anny rozmaite potrzebne rzeczy i pozostała przy świętej Dziewicy. Stary sługa wylewał łzy radości i znowu powrócił do domu by Annę uwiadomić. Dnia następnego widziałam świętą Dziewicę z Dzieciątkiem Jezus i służącą, opuszczających na kilka godzin grotę. Wychodząc, zwróciła się dla schronienia swego na prawo, i uczyniwszy kilka kroków, ukryła się w grocie bocznej, w której podczas narodzenia Chrystusa wytrysnęło źródło. Mniej więcej cztery godziny zabawiła w tej jaskini. Przybyli bowiem z Betlejem, szpiedzy Heroda, ponieważ przez opowiadanie pasterzy rozeszła się wieść, iż tam stał się cud z pewnym dzieciątkiem. Widziałam, że owi ludzie pomówili kilka słów z Józefem, którego przed jaskinią spotkali, i że go opuścili z uprzejmym uśmiechem. Jaskinia z żłóbkiem położona jest właściwie w bardzo miłym i spokojnym zaciszu. Nikt tu z Betlejem nie przychodzi, tylko pasterze tu prze­bywają. W ogóle nikt się teraz wiele nie troszczy o to, co się za miastem dzieje, albowiem wskutek tak wielkiej liczby cudzoziemców panuje tam wielki natłok i ruch. Sprzedaje i bije się tam bardzo wiele bydła, ponieważ mnóstwo ludzi swe podatki bydlętami opłaca; jest tam też wielu służących, pogan. Cud o objawieniu się Aniołów pasterzom szybko rozszedł się pomiędzy mieszkańcami mniej i więcej oddalonych dolin gór, a tym samym też narodzenie Dzieciątka w grocie ze żłóbkiem. Dlatego też gospodarze, u których św. Rodzina wśród drogi wstępowała, przychodzili jeden po drugim, by uczcić to, co nie znając, ugościli. Widziałam, że ów uprzejmy gospodarz ostatniej gospody najpierw sługi z darami wysłał, a potem sam przybył, by Dzieciątku cześć oddać. Także dobrą żonę owego męża, który tak niegrzecznym był dla Józefa, widziałam do żłóbka przybywającą, jako też innych pasterzy i dobrych ludzi, którzy bardzo byli wzruszeni. Wszyscy mieli szaty świąteczne, a na szabat wracali do Betlejem. Owa dobra niewiasta miałaby bliżej do Jerozolimy, lecz mimo to przybyła do Betlejem. Krewny Józefa, ojciec owego Jonadaba, który podczas krzyżowania podał Jezusowi chustę, przybył także, idąc na szabat, do żłóbka. Józef żył z nim w zgodzie. Ów krewny dowiedział się od ludzi z swej miejscowości o cudownym położeniu Józefa i przybył, by go obdarzyć i odwiedzić Dzieciątko Jezus i Maryję. Lecz Józef nic nie przyjął, dając mu w zastaw swą oślicę pod warunkiem, iż za otrzymane pieniądze znowu ją będzie mógł wykupić. Potem Maryja, Józef, służąca i dwaj pa sterze, którzy u wejścia stali, święcili szabat w grocie. Paliła się lampa z 7 knotami, a na stoliku, biało i czerwono nakrytym, leżały zwoje, z których się modlili. Liczne pokarmy, które pasterze w darze przynieśli, rozdzielane były między ubogich i używane dla gości. Ptaki na oszczepie pieczono w ogniu i posypywano kolejno mąką z ziaren rośliny, podobnej do sitowia, rosnącej licznie około Betlejem i Hebronu. Z ziaren robiono także lśniący biały kleik i pieczono placki. Pod ogniskiem widziałam bardzo gorące i czyste otwory, w których także ptaki pieczono. Po szabacie, żony Esseńczyków, pod szałasem postawionym przez Józefa i pasterzy przed wejściem do jaskini, zgotowały ucztę. Józef poszedł do miasta po kapłanów do obrzezania. W żłóbku wszystko uprzątnięto. Usunięto przegrodę, którą Józef zrobił w ganku, a podłogę kobiercami wyłożono; albowiem w tym ganku, w pobliżu samego żłóbka, było miejsce obrzędu.

Obrzezanie.

Józef powrócił z Betlejem z 5 kapłanami i niewiastą, która w takich wypadkach była potrzebna. Nieśli ze sobą krzesło do obrzezania i ośmiograniastą płytę kamienną, w której były narzędzia. To wszystko położono w ganku jaskini na swoim miejscu. Krzesło było skrzynią, która, rozłożona, tworzyła rodzaj niskiego łóżka z poręczą po jednej stronie. Nakryto je czerwoną materią. Kamień, na którym obrzezano, miał może więcej aniżeli dwie stopy średnicy. W środku nakryty był płytą metalową, pod którą w zagłębieniu kamienia leżały rozmaite puszki z płynami, a na boku nóż do obrzezania w przegrodach. Ten kamień położono na stołek, który, chustką okryty, dotąd zawsze stał w miejscu, na którym Pan Jezus się narodził, a teraz postawiono go obok krzesła do obrzezania. Wieczorem urządzono ucztę przed wejściem pod altaną. Mnóstwo ubogich ludzi kapłanom towarzyszyło, jak to zwyczajnie przy obrzezaniach się dzieje i otrzymywali podczas uczty od kapłanów i Józefa bez ustanku dary. Kapłani poszli też do Maryi i Dzieciątka, rozmawiali z Nią i brali Dzieciątko na ręce. Z Józefem rozmawiali o imieniu, które Dzieciątko miało otrzymać. W nocy jeszcze wiele modlili się i śpiewali, a ze świtem obrzezano Dzieciątko. Maryja była podczas tego obrzędu w wielkiej obawie i była bardzo zasmucona. Po obrzezaniu owinięto Dzieciątko aż po ramionka czerwonymi, a z wierzchu jeszcze białymi chustkami; także ramionka zawiązano, a główkę owinięto chustą. Złożywszy je znowu na ośmiograniastym kamieniu, jeszcze nad Nim się modlono. Jakkolwiek wiem, iż już Anioł Józefowi był powiedział, że Dzieciątko ma otrzymać Imię Jezus, jednakowoż przypominam sobie niewyraźnie, jakoby kapłan nie zaraz na to imię się zgodził i jakoby z drugimi jeszcze się modlił. Widziałam, że lśniący Anioł stanął przed kapłanem, trzymając przed nim Imię Jezus na tablicy, podobnej do tej, która nad krzyżem była umieszczona. Widziałam też, iż kapłan to Imię na pergaminie zapisał. Nie wiem, czy on sam lub inni przytomni Anioła widzieli, lecz owo Imię wskutek natchnienia pisał z wielkim wzruszeniem. Po obrzędzie dano Dzieciątko znowu Józefowi, a ten podał je św. Dziewicy, która w głębi groty stała z dwiema niewiastami. Wzięła płaczące Dzieciątko na ręce i uspokajała je. Przed wejściem do groty także kilku pastuszków stało. Paliły się lampy i wśród tego zaświtał dzień. Wciąż się modlono i śpiewano, a przed odejściem kapłanów posilono się jeszcze przekąską. Widziałam też, że wszyscy, którzy przy obrzezaniu byli obecni, byli dobrymi i że kapłani także zostali oświeceni i później zbawienia dostąpili. Jeszcze przez całe rano licznym ubogim rozdzielano dary. Później rozmaite, wstrętne żebractwo, czarni i brudni ludzie, przychodząc z tłumokami z doliny pasterzy, przechodzili koło żłóbka. Zdawało się, jakoby zamierzali iść do Jerozolimy na święta. Byli bardzo natarczywi, przeklinali i wyzywali szkaradnie, gdy mało otrzymali. Nie wiem dokładnie, co to byli za ludzie. Osioł był podczas tego obrzędu więcej w głębi przywiązany, zwykle zaś stał w grocie z żłóbkiem. Wśród dnia widziałam niewiastę opatrującą jeszcze raz u Maryi i owijającą Dzieciątko, a następnej nocy widziałam Dzieciątko często płaczące i od bólu niespokojne. Maryja i Józef, tuląc je, chodzili z Nim w grocie. Zastanawiając się nad tajemnicą obrzezania, miałam widzenie. Pod drzewem palmowym widziałam dwóch Aniołów stojących, którzy dwie tablice trzymali. Na jednej były wyobrażone rozmaite narzędzia męki, a między nimi przypominam sobie w pośrodku stojący słup z moździerzem o dwóch uszkach. Na drugiej tablicy były głoski, wyobrażające czasy i lata Kościoła. Na drzewie palmowym klęczała dziewica, jakby z drzewa wyrosła, a jej płaszcz, lub welon, zadzierzgnięty nad głową, powiewał około niej. Przed sobą w rękach trzymała serce, na którym ujrzałam małe, lśniące dzieciątko. Widziałam, jak do drzewa palmowego zbliżał się z obłoku Bóg Ojciec, łamiąc mocną, tworzącą krzyż gałązkę, i składając ją na Dzieciątko. Potem widziałam Dzieciątko jakby do tego krzyża przybite, a Dziewica podała gałązkę palmową wraz z ukrzyżowanym dzieciątkiem Bogu Ojcu serce tylko zatrzymując w ręku. Wieczorem dnia następnego widziałam Elżbietę z Juty na ośle w towarzystwie starego sługi do groty przybywającą. Józef przyjął ją bardzo mile. Jej i Maryi radość była niezmiernie wielka, gdy się ściskały. Elżbieta przycisnęła Dzieciątko do serca. Spała w grocie Maryi obok miejsca, na którym się Jezus narodził. Przed tym miejscem stała podstawa, na której czasami kładły Dzieciątko. Maryja opowiadała Elżbiecie wszystko, co zaszło. A gdy jej mówiła o przykrościach z noclegiem po przybyciu do Betlejem, Elżbieta serdecznie płakała. Opowiadała jej też obszernie chwile narodzenia Jezusa, a przypominam sobie jeszcze, iż powiedziała, że w chwili Zwiastowania była przez 10 minut w zachwyceniu i że się jej zdawało, jakoby się serce jej podwajało, i że niewymownym szczęściem była napełniona. W chwili narodzenia zaś uczuła wielkie pragnienie i zdawało się jej, jakoby ją, klęczącą, Aniołowie w górę unosili i jakoby jej serce się oddzielało i jedna połowa od niej się oddzielała. W tym zachwyceniu znajdowała się przez 10 minut, a odczuwając wewnętrzną próżnię i pragnienie czegoś poza sobą, ujrzała blask przed sobą, i zdawało się jej, jakoby w jej oczach rosła postać  Dzieciątka. Wtem spostrzegła, że Dzieciątko porusza się i usłyszała, że płacze, a przyszedłszy do siebie, wzięła Dzieciątko z pokrycia do piersi; z początku bowiem wahała się wziąć je na ręce, ponieważ wielkim blaskiem otoczone było. Elżbieta rzekła: “Tyś nie porodziła jak inne matki. Narodzenie Jana było też słodkie, lecz nie było takim jako twoje." Raz widziałam też Elżbietę z Maryją i Dzieciątkiem w ukryciu nad wieczorem w grocie pobocznej. Pozostawały w niej całą noc. Przychodzili goście z Betlejem, którym pokazać się nie chciały. Niewiasty żydowskie krótko tylko karmiły niemowlęta. Także Dzieciątko Jezus już w pierwszych dniach dostawało papkę z słodkiego, lekkiego i pożywnego rdzenia pewnej rośliny, podobnej do sitowia. Gdy w Jerozolimie zaczęła się uroczystość poświęcenia świątyni Machabeuszów, obchodził ją i Józef w grocie. Przytwierdził trzy świeczniki z siedmiu światłami do ścian groty i zapalał je przez tydzień, rano i wieczór. Raz widziałam jednego z kapłanów, którzy byli przy obrzezaniu, ze zwojem u żłóbka; modlił się z niego z św. Józefem. Zdawało mi się, jakoby się chciał przekonać, czy Józef tę uroczystość obchodzi i jakoby mu nową uroczystość ogłaszał; albowiem następował dzień postny. Widziałam i w Jerozolimie niejedną zmianę. Przygotowywano potrawy na dzień następny, zakrywano ogień, wszystko sprzątano, a otwory zasłaniano. Anna wysyłała kilkakrotnie sługi z darami, pokarmami i sprzętami. Lecz Maryja wszystko wnet ubogim rozdawała. Raz posłała też Elżbieta piękny koszyczek z owocami i świeżymi, pełnymi, wielkimi różami, zatkniętymi w owoce. Te róże bledsze były od naszych, prawie cielistego koloru, także żółte i białe. Maryja ucieszyła się tym bardzo i postawiła koszyk obok siebie. Gdy Anna ze swym drugim mężem i jednym sługą przybyła, radość jej i wzruszenie z powodu Dzieciątka Jezus wyciągającego ku niej rączki, były bardzo wielkie. Maryja opowiedziała jej wszystko, jak i Elżbiecie. Anna płakała z Maryją, a do tego wszystkiego mieszały się pieszczoty Dzieciątka Jezus. Anna przyniosła Maryi i Dzieciątku wiele darów, nakrycia i opaski. Maryja już wiele od niej otrzymała; lecz mimo to wszystko w grocie w ubogim pozostaje stanie, ponieważ Maryja wszystko, bez czego obyć się można, natychmiast rozdaje. Opowiedziała Annie, że królowie ze Wschodu się zbliżają, że przynoszą wielkie dary i że te odwiedziny wielkie zrobią wrażenie. Dlatego Anna, dopóki królowie tu będą, chce zabawić u swej siostry, kilka godzin drogi stąd mieszkającej, i dopiero po wyjeździe królów chce powrócić. Widziałam też, że Józef żłóbek i groty poboczne wysprzątać zaczął, by się przygotować na przybycie królów, których Maryja w duchu zbliżających się widzi. Był też w Betlejem, by drugi podatek zapłacić i za mieszkaniem się obejrzeć; albowiem po Oczyszczeniu Maryi zamierza zamieszkać w Betlejem.

Z objawienia Anny Katarzyny Emmerich

powrót